niedziela, 23 lutego 2014

Sprzeczność dwudziesta czwarta.

Wtedy dotarły do niej ogromne wyrzuty sumienia. Choć nie w pełni świadomie, skrzywdziła Wojtka. Dawała mu złudne nadzieje przez ten cały czas, a teraz na domiar złego zdradziła ze swoim przyjacielem. Czuła się z tym potwornie. Trudno było jej patrzeć na jego wielką radość, jaką z pewnością wywołała jej osoba. Wiedziała ,że musi z nim szczerze porozmawiać. Była mu to winna.
 -Wojtek, możemy porozmawiać?-pyta niepewnie na co ona kiwa twierdząco głową i wychodzą na zewnątrz- Nie bardzo wiem od czego zacząć..-wbija wzrok w stopy
 -W takim razie pozwól, że to ja będę mówił.-odpowiada stanowczo- Oli, jesteś naprawdę cudowną kobietą i uwierz, ostatni miesiące mojego życia dzięki tobie były jednymi z lepszych, myślałem ,że jesteś tą jedyną. Owszem, jesteś nią, ale nie dla mnie.-urywa po czym spogląda w kierunku blondynki- Jesteś dla mnie naprawdę ważna, ale ja wiem i widzę ,że to nie jest to, co byśmy chcieli żeby nas łączyło. Choć tego nie mówisz, widzę ,że nie jesteś do końca szczęśliwa. I nie chcę rozstawać się w złości czy czymś podobnym, jesteś kimś ważnym dla mnie i nie chciałbym stracić z tobą kontaktu.-uśmiecha się- I jak prawdziwy przyjaciel proszę cię, bądź z nim szczęśliwa. A i zaproście mnie ślub, co?-śmieje się
 -I mówisz to tak po prostu?-pyta zupełnie zdumiona jego słowami
 -Nie mogę i nie mam prawa być zły na ciebie.-mówi ciepło- To jak, zrobisz to dla mnie?
 -Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Naprawdę świetny z ciebie facet Wojtek.-mówi łamiącym się głosem
 -Już to od ciebie słyszałem.-uśmiecha się po czym obejmuje ją.- A ty jesteś świetną kobietą i mam nadzieję ,że z Andrzejem się wreszcie zejdziecie.
 -Czy naprawdę wszyscy dookoła są o tym przekonani?
 -Prócz was, owszem.-przytakuje
 -To aż tak widać?
 -W życiu nie widziałem by facet tak patrzył na kobietę.-unosi kąciki ust ku górze.
Była zdumiona jego wyznaniem. Była zaskoczona ,że mówił to wszystko z tak wielką lekkością. Zachował się naprawdę świetnie, choć wcale nie musiał. Mógł na nią nawrzeszczeć, zmieszać z błotem. Mógł, ale tego nie zrobił. Zachował się naprawdę w porządku. Po tym właśnie zachowaniu doskonale wiedziała ,że może na niego liczyć.
Reszta poprawin minęła zdecydowanie za szybko. Reszta zebranych gości bawiła się wcale nie gorzej niż dnia poprzedniego na weselu. A jak zachowywała się ta dwójka? Jak para zadurzonych w sobie nastolatków. Choć obydwoje wiedzieli co do siebie czuli i wiedzieli to wszyscy dookoła, oni wcale nie potrafili postąpić tak śmiało wobec tego drugiego jakby chcieli. Peszyli się gdy na siebie spoglądali. Żadne z nich nie potrafiło się jakoś przełamać. Zrobić tego pierwszego kroku ku temu drugiemu. Dopiero gdy obydwoje wrócili do Warszawy coś drgnęło w ich relacjach.
 -Masz chwilę?-pyta siatkarz stojąc w progu jej domu rodzinnego
 -Nawet dwie.-odpowiada ze śmiechem po czym wpuszcza go do środka. Zajmują miejsca na salonowej kanapie w dość bezpiecznej odległości. Blondynka spogląda na niego pytająco, lecz widząc ,że nie bardzo wie jak zacząć sama przejmuje inicjatywę.-Myślę ,że obydwoje wiemy czego będzie dotyczyć ta rozmowa.
 -Lepiej późno niż wcale.-wydusza wreszcie z siebie mówiąc te słowa z wyraźną ulgą i przenosząc błękitne spojrzenie w kierunku blondynki. Zdecydowanie zmniejsza dzielące ich centymetry na kanapie i bierze głęboki oddech. Z pewnością mówienie o uczuciach nie było mocną stroną żadnego z mężczyzn, a już na pewno nie tak upartego i dumnego siebie jaki był środkowy.- Nie będę owijał w bawełnę ani specjalnie tego rozwlekał.-wydusza z siebie- Nie powiem, to ,że byłaś z Włodim naprawdę mnie wkurzyło bo zrobiłaś to pomimo tego ,że wiedziałaś doskonale co do ciebie czuję, zwłaszcza ,że ponoć ty wtedy czułaś to samo. Cholernie mnie to zabolało, bo choć wiem ,że wtedy nie zachowałem się dobrze, to wiem ,że i to co zrobiłaś było ciosem poniżej pasa. Jakoś starałem sobie wybić cię z głowy, ale za cholerę nie potrafiłem. To co do ciebie czuję było zdecydowanie silniejsze.-urywa na chwilę aby zaczerpnąć powietrza- I po tym co wydarzyło się ostatnio między nami przyznam ,że jestem lekko skołowany.
 -Nie powiem żebym zachowała się zbyt dorośle, szczerze mówiąc sama nie wiem czemu to zrobiłam.-wzdycha- Chyba chciałam ci dać nauczkę za te głupie sceny, ale też łudziłam się przez te kilka miesięcy ,że będę w stanie poczuć do innego faceta to, co czuje się do tej jedynej osoby i marne były tego skutki. Oszukiwać wszystkich dookoła nie jest sztuką, sztuką jest oszukać własne uczucia, a tego mi się dokonać ni udało.-przymyka delikatnie oczy biorąc haust powietrza- I chcę by to było jasne, nigdy cię nie okłamałam Andrzej. Nigdy.
 -Jesteś pewna?-pyta jak gdyby oczekując potwierdzenia tego, co było dość oczywiste
 -Nawet więcej niż pewna.-delikatnie unosi kąciki ust ku górze po czym spogląda w jego kierunku i napotyka jego spojrzenie utkwione w swojej osobie.
 -To musi być takie trudne?
 -Bo my chyba lubimy sobie wszystko komplikować.-odpowiada mu
 -Czyli dajemy sobie jeszcze szanse?-pyta niepewnie wyczekując na jej odpowiedź
 -Niczego innego w tym momencie bardziej nie pragnę.-szepcze blondynka zatapiając się w jego spojrzeniu by po chwili tonąć w jego objęciach. W tej chwili nie potrzebowała niczego innego. W tej chwili świat dookoła przestał się liczyć. Jego silne ramiona były jej azylem. Sprawiały ,że czuła się bezpieczna jak nigdzie indziej. Czuła się po prostu jego.
 -Powiedz ,że już teraz będzie dobrze.-szepcze mu do ucha nieprzerwanie trwając w jego objęciach
 -Musi mała.-odpowiada jej równie cicho i delikatnie całuje w czubek czoła.
Czy tak było? W zasadzie to tak. Ich relacje zdecydowanie się poprawiły. Zdecydowanie stali się sobie bliżsi. Absolutnie mieli się ku sobie, pomimo ,że żadne z nich nie chciało się spieszyć. Żadne nie chciało się powtórnie sparzyć i zniszczyć to co od nowa, powtórnie zbudowali. Bo nawet pomimo tego ,że Wrona spełniał reprezentacyjne obowiązki jak tylko mógł gnał na spotkanie z blondynką. Taki obrót spraw cieszył nie tylko rodzicielki tej dwójki, ale głównego sprawcę bytu tej dwójki w obecnym stanie jakim niepodważalnie był Kłos.
 -Dobrze się czujesz?-marszczy brwi młodsza z sióstr bacznie się przyglądając tej starszej
 -Chyba ja powinnam cię o to pytać grubasku.-wymusza uśmiech
 -U nas w jak najlepszym porządku.-gładzi się po dość pokaźnym brzuszku z którego lada chwila miał wyłonić się nowy członek familii- Ale martwię się o ciebie bo marnie wyglądasz.
 -Wszystko w porządku, po prostu mam teraz sporo pracy.-wzrusza beznamiętnie ramionami
 -A co u Andrzeja?
 -Okej.-odpowiada bez większego zaangażowania przeglądając czasopismo
 -Tylko tyle mi powiesz? Wiesz co!-rzuca
 -Co mam ci powiedzieć? Jakoś powoli, idziemy do przodu. Bez zbędnego pośpiechu.-odpowiada starsza- A ty dalej utrzymujesz kontakt z Wojtkiem?
 -Tak, naprawdę świetny z niego facet.-odpowiada
 -Wiem to.-przytakuje jej- Ale?
 -Ale z pewnością nie dla mnie.
 -Dlaczego tak sądzisz?-pyta
 -Dlatego.-gładzi się po brzuchu
 -Maja, ja wiem ,że jest ci ciężko bo Janka z tobą nie ma, ale jestem pewna ,że patrzy na ciebie z góry i chce twojego, waszego szczęścia. Na pewno chciałby żebyś była z kimś szczęśliwa i by przede wszystkim ta mała kruszynka miała kogoś kogo będzie mogła nazwać 'tatą'.
 -Nie mogę nikogo tym obarczyć, nie mam takiego prawa.-kręci głową
 -Lubisz go.
 -Co to ma do rzeczy?-podnosi ton głosu- Zaraz będę matką i mam inne rzeczy na głowie niż szukanie sobie kogoś.
 -Ja tylko ci radzę, co zrobisz to już inna kwestia.
 -Na razie najważniejszy jest dla mnie ten mały gość prze którego nie mogę spać i jestem cała obolała.-mówi z czułością gładząc swój brzuszek.
Zdecydowanie nie zasługiwała na to ją spotkało. Jak każda starsza siostra, tak i Oliwia pragnęła by jej siostra była szczęśliwa. Chciała by po tym wszystkim co ją spotkało w jej życiu wreszcie zaświeciło słońce. By znalazła kogoś kto zajmie się jej zbolałym po stracie ukochanego sercem i jej maleństwem. I tak samo jak każde starsze rodzeństwo pragnęła ją za wszelką cenę chronić.
 W tej właśnie chwili dostrzegła jak wielkie szczęście posiada. Bo przecież ten, którego darzyła bezwarunkowym uczuciem był tuż obok. Był przy niej gotów na wszelkie poświęcenia, byle tylko mieć jej osobę u swojego boku i to nie na dzień czy dwa, pragną mieć ją przy sobie już zawsze. Ona nie wybiegała tak daleko w przyszłość. Życie bywało przewrotne, czego obydwoje zdołali już doświadczyć, dlatego też cieszyła się każdym kolejnym dniem. Nie wiedzieć nawet kiedy minęło blisko dwadzieścia jeden dni. Jak im minęły te dni? Pracowicie. Obydwoje byli pochłonięci swoimi zawodowymi sprawami. On podróżował z kadrą w ramach ligi światowej, ona poświęcała się swojej pracy jako lekarz. Mimo tego ,że widywali się praktycznie tyle co nic, byli ze sobą w stałym kontakcie. Żadne z nich za wszelką cenę nie chciało dopuścić do tego, co przed kilkoma miesiącami ich poróżniło. Pielęgnowali ta relację, aczkolwiek jak też postanowili, bez zbędnego pośpiechu. Delektowali się po prostu swoją wzajemną bliskością.
 -Gdzie jesteś?-blondynka słyszysz wyraźnie zaniepokojony głos Wrony
 -W szpitalu.
 -W szpitalu?!-niemal natychmiast podnosi ton głosu
 -Spokojnie, nic mi nie jest.-uspokaja go- Za jakąś chwilę po prostu będę ciotką.
 -Nie strasz mnie tak więcej.-wypowiada z ulgą
 -Myślę ,że jeśliby chodziło o mnie wiedziałbyś o tym pierwszy.-chichocze- Wracając do tematu, dlaczego o to pytasz?
 -Zobaczysz.-rzuca tajemniczo po czym urywa rozmowę. Dość zdziwiona jego zachowaniem jak gdyby nigdy nic wrzuca telefon do kieszenie i siada na szpitalnym krzesełku tuż obok rodziców w oczekiwaniu na dobrą nowinę. Po zaledwie dziesięciu minutach z sali wychodzi lekarz oznajmiający pojawienie się nowego członka rodziny. Wielce uradowani rodzice nie posiadają się z dumy i jako pierwsi gnają do środka. Blondynka wedle przestrogi lekarza o wielkim tłoku czeka na korytarzu na swoją kolej. Wybijała paznokciami bliżej nieznany rytm, gdy w oddali słychać kroki. Gdy podnosi wzrok, niemalże od razu na jej twarzy jawi się uśmiech.
 -Skąd wiedziałeś w którym szpitalu?
 -Od mamy, a ona wie to od twojej.-śmieje się- Nie przywitasz się nawet ze mną?
 -Nie.-kręci głową z udawaną powagą w głosie, lecz po chwili tonie w jego objęciach. Jak to zwykle bywa, ktoś musiał przerwać chwilę sielanki.
 -Macie wolny dom, tam możecie się obściskiwać do woli!-rzuca świeżo upieczona mama
 -Dobra, dobra.-pokazuje jej język blondynka- Gdzie uciekasz?
 -Po swojego małego mężczyznę.-uśmiecha się- Chodźcie ze mną, to się na coś przydacie.-śmieje się.
Po krótkiej podróży po szpitalnych korytarzach wreszcie docierają do właściwej sali, gdzie ich oczom ukazują się rozkoszne maluchy. Był to zdecydowanie najsłodszy widok jaki miała przyjemność ujrzeć ostatnimi czasy. A już całkowicie się rozpłynęła widząc młodszą siostrę trzymającą w rękach swoje największe szczęście.
 -Jaki on cudowny.-mówi cicho stojąc tuż obok siostry
 -Zobaczymy czy dalej będziesz tak mówić jak cię zbudzi w nocy milion razy.-śmieje się- Wiesz siostra, młodsza nie będziesz.-szturcha ją żartobliwie w ramie
 -O nie, na razie to ja mam studia i pracę moja droga.-stara się zbyć siostrę
 -Małemu przydałoby się jakieś towarzystwo.-ciągnie
 -Błagam cię młoda, skończ ten temat.
 -Ja już sobie porozmawiam z Andrzejem.-chichocze, by po chwili gdy zobaczy jego minę ledwo powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem.
Przez następną godzinę blondynka nie mogła się napatrzeć na mniejszą kopię swojej siostry. Nie mogła się napatrzeć na Maję z czułością mówiącą do malucha czy patrzącą na niego oczami pełnymi matczynej miłości. Był to zdecydowanie cudowny widok. Mniej więcej w okolicach siedemnastej wraz z siatkarzem opuścili szpital, zostawiając Maję pod nadzorem wielce uradowanych dziadków. Bez większej ochoty na wszelkie szaleństwa jak gdyby nigdy nic wieczór zamierzali spędzić leniąc się na kanapie przy akompaniamencie lecących w telewizji filmów.
 -Wszystko okej?-pyta Wrona zakładając jej kosmyk włosów za ucho, wyraźnie jej się przyglądając
 -Jestem po prostu trochę zmęczona.-rzuca- Mam ostatnio trochę przy dużo na głowie i ledwo wyrabiam na zakrętach.
 -Nie przesadź z tym tylko, bo i tak praktycznie nie sypiasz.
 -Skąd wiesz?-marszczy brwi
 -Od Mai.-odpowiada spokojnie- Powinnaś trochę zwolnić.
 -Łatwo ci to powiedzieć.
 -Owszem i to bardzo.-uśmiecha się zamykając ją w swoich objęciach- Jak skończymy światówkę to już się tobą zajmę.
 -A ile będziesz miał wtedy wolnego, trzy dni?-śmieje się
 -Może cztery.-wtóruje jej.
Wieczór ten mogli zdecydowanie zaliczyć do udanych. Bo kiedy miało się obok ukochaną osobę, okoliczności były tylko zbędnym dodatkiem. Wtedy nawet zwykłe wylegiwanie się na kanapie miało swój niepowtarzalny urok. Zwłaszcza jeśli ma się tą drugą osobę do dyspozycji na jedyne siedemdziesiąt dwie godziny, to nawet najbardziej błaha forma spędzania wspólnego czasu stawała się na wagę złota. Nie długo było im dane nacieszyć się wspólnym lunchem bo jak to zwykle bywało, ktoś musiał im przerwać.
 -Dziękuję za spotkanie.-rzuca w kierunku blondynki jej przełożona z łódzkiego szpitala
 -Nie ma problemu.-uśmiecha się- Skąd to nagłe spotkanie, jeśli mogę wiedzieć?
 -Bo to bardzo pilna i nagła sprawa. Nie na telefon.-odpowiada z uśmiechem- Jak pani z pewnością wie nasza placówka współpracuje z renomowaną berlińską kliniką i jak co roku, wysyłamy aplikacje naszych stażystów i studentów na wymianę. Na rok na staż tam dostają się góra trzy osoby. W tym roku potwierdzenie go dostały dwie osoby i jak pani z pewnością się domyśla, dostała ją pani. Jest pani jedną ze zdolniejszych studentek, ma pani ogromną wiedzę i spory potencjał, a taki wyjazd z pewnością to dla pani ogromna szansa. Oczywiście nie wymuszam odpowiedzi na teraz, zaraz, aczkolwiek potrzebuję jej do środy.
 -Co jeśli odmówię?
 -Proszę zastanowić, tam dostaje się sama elita. Tam naprawdę miałaby pani szansę na o wiele lepsze zarobki jak i zdobycie cennego doświadczenia.-mówi spokojnym tonem głosu
 -Zastanowię się, chociaż przyznam szczerze ,że nie chciałabym znowu wyjeżdżać.-odpowiada blondynka
 -W porządku.-mówi kobieta- Jednak proszę wiedzieć, że ja osobiście panią rekomendowałam do tego stażu.-uśmiecha się po czym żegna się z Kwiecińską i znika z jej pola widzenia. Zostawia ją w zupełnej konsternacji. Dlaczego? Bo choć z jednej strony wiedziała ,że zawodowo to jest dla niej ogromna szansa, ale prywatnie byłaby to katastrofa. Jakaś mała część niej kazała jej jechać, spróbować. Jednak o wiele większa, zwana z pewnością sercem broniła się rękami i nogami przed tym wyjazdem. Musiała z kimś o tym porozmawiać. Z kimś neutralnym. Musiała po prostu to jak najszybciej z siebie wyrzucić. Wyrzucić i podjąć najsłuszniejszą z możliwych decyzji.
~*~
beznadziejny razy milion  
Rodział typowe flaczki z olejem, bez fajerwerków.
Przepraszam za opóźnienia, ale wczoraj wróciłam z nart i byłam tak wykończona ,że oczy mi się same zamykały i nie byłam już w stanie niczego dla Was napisać. Z pewnością to co dzisiaj się okazało nie jest dobre, nie oszukujmy się, jest słaaaaaaaaabe  ale dzisiaj stać mnie tylko na to, na to co oceniam na słabą dwóję. Generalnie to spieprzyłam ten rozdział, ale jestem tak zmęczona ,że już nawet nie mam siły ani ochoty na pisanie jeszcze raz, tym bardziej ,że muszę uzupełnić z całego tygodnia kajety. Tydzień w Zakopanym minął zdecydowanie zbyt szybko, towarzystwo zbyt dobre, warunki naprawdę super, aż żal było wyjeżdżać. Jednak czas na powrót do szarej rzeczywistości. 
Od razu chciałabym Was moje drogie uprzedzić ,że za tydzień rozdział może się nie ukazać. Dlaczego? Otóż w czwartek wyjeżdżam na turniej i wracam w niedzielę wieczorem, do środy muszę ponadrabiać zaległości w szkole, także jeśli nic się nie ukaże, z całego serduszka przepraszam! Choć obiecuję, postaram się jeszcze dziś cokolwiek skleić, ale nie obiecuję ,że coś się pojawi.
Teraz uciekam do nadrabiania, zarówno ze szkoły i jak i blogów.
Miłego wieczoru,
wingspiker.
Zapraszam gorąco na mój duet wraz z Joan!
|ASKduet | Pit | 

sobota, 15 lutego 2014

Sprzeczność dwudziesta trzecia.

Wreszcie nadszedł czas na właściwą część imprezy. Zaczęło się weselne przyjęcie. Wszyscy zgromadzenie goście zostali oczarowani przez państwa młodych absolutnie doskonałym tańcem. Nawet nieco wyrośnięci znajomi pana młodego byli pod ogromnym wrażeniem tego z jaką gracją i łatwością przychodził mu każdy krok. Było to zdecydowanie mocne wejście. A potem? Potem zaczęła się prawdziwa zabawa. Humor dopisywał wszystkim zgromadzonym na sali, z pewnością pomagał im w tym fakt kolejnych wypijanych szklanek alkoholu i jak zwykle bawiący do łez Kłos, przy akompaniamencie swoich kolegów z drużyny. A jak zachowywali się ci dwoje? Jak na świadków przystało chcąc nie chcąc siedzieli obok siebie. Chcąc nie chcąc musieli spędzać ze sobą dość znaczną część czasu. Ale czy im to przeszkadzało? W zasadzie to chyba nie. O dziwo naprawdę dobrze się czuli w swoim towarzystwie, co z pewnością mogli też zawdzięczać wypitym kilku mniejszym i większym szklankom alkoholu.
Czy czuła się skrępowana jego towarzystwem? I to jak. Bo której kobiecie nie miękłyby kolana na widok faceta w idealnie dopasowanym garniturze? Na widok takiego faceta jakim był środkowy? Nie jedna straciłaby głowę. Zdecydowanie nie pomagał jej fakt ,że siedział obok i co rusz obdarzał szczerym, promiennym uśmiechem. Zupełnie ją tym dekoncentrował. Do tego stopnia ,że zaczęła się zastanawiać dlaczego się tak czuła w jego obecności. Nawet widok jej siostry szczerzącej się jak głupia do jej teoretycznego partnera na tym weselu specjalnie jej nie wzruszał. A jak czuł się w tej sytuacji on?
U niego sytuacja ta wyglądało odrobinę inaczej i była zdecydowanie bardziej klarowna. On wiedział jakim uczuciem pałał do blondynki i specjalnie nie starał się z tym kryć. Na rękę było mu to ,że miała miejsce tuż obok niego i spędzali ze sobą znaczną część czasu. Nie mógł oderwać wzroku od jej osoby. Nie potrafił odczepić od twarzy tego szerokiego uśmiechu jaki wywoływała jej osoba. Nie mógł powstrzymać się od komplementowania jej i co rusz zagadywania. Choć rozmawiali dość swobodnie widział ,że jest nieznacznie skrępowana. Widział to w jej zachowaniu i nieśmiałych gestach. I chociaż był facetem, domyślał się powodu jej skrępowania.
 -Można?-pyta podając jej swoją dłoń gdy na salo rozbrzmiewa melodia sprzyjająca nieco wolniejszym tańcom. Spogląda na niego niepewnie po czym delikatni kiwa głową i ujmuje jego dłoń. Zdecydowanie widzi jej niepokój.-Taniec z panem młodym zaliczony?
 -Jeśli to można nazwać tańcem, to owszem.-chichocze- No co?-pyta widząc jego wzrok utkwiony na swojej osobie
 -Ładnie wyglądasz.-uśmiecha się
 -Ty też niczego sobie Wrona.-odwzajemnia jego gest
 -Mówisz to dlatego ,że tak wypada czy dlatego ,że to prawda?
 -Zdecydowanie obydwa.-chichocze- Powinieneś częściej chodzić w garniaku.
 -Przemyślę tą propozycję, ale nie powiem, trochę sztywno się czuję.-śmieje się środkowy nieprzerwanie wbijając wzrok w osobę blondynki
 -Nie patrz tak na mnie.-rzuca blondynka
 -Ale jak?
 -Doskonale wiesz jak Andrzej.-beszta go
 -Przepraszam, ale nie potrafię się powstrzymać.-odpowiada jej
 -Powinnam się ubrać w dres?
 -Myślę ,że nawet w dresie wyglądałabyś zniewalająco.-mówi wyraźnie speszony
 -Ale czarujesz.
 -Przepraszam.-duka
 -Znowu mnie przepraszasz?-wzdycha spoglądają w jego kierunku z wyraźnym współczuciem- Powinniśmy chyba naprawdę poważnie porozmawiać, ale to nie czas i miejsce.
 -Chyba powinniśmy.-przytakuje jej
 -Bo chyba wszyscy dookoła widzą coś, czego nie widzimy my.-rzuca w jego kierunku, co zupełnie go szokuje. W życiu nie spodziewałby się takich słów z jej ust. Czyżby to właśnie było przyczyną jej złego humoru ostatnimi dniami? Było to wielce prawdopodobne. Tak samo jak to, że jej związek z przyjmującym chyli się ku upadkowi. Bo gdyby tak nie było i byli ze sobą w dalszym ciągu naprawdę szczęśliwi, jako osoby towarzyszące spędzaliby ze sobą każdą możliwą chwilę, a nie omijali się niemal szerokim łukiem. To było zdecydowane zielone światło do jego działań.
 -Jak tam świeżo upieczony mąż?-pyta swojego przyjaciela gdy zastaje go na dworze w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza
 -Nie narzekam, chociaż powoli mam dość bo wszyscy dookoła próbują mnie spić, co bardzo im się udaje.-chichocze
 -Nie przypominam sobie żeby jakiś pan młody zezgonował jako pierwszy na swoim weselu.-śmieje się Wrona. Przez dłuższą chwilę toczą zwykłą, przyjacielską rozmowę nie mającą większego sensu. Dopiero gdy po chwili w ich towarzystwie pojawia się Włodarczyk, pan młody zmywa się wymigując się koniecznością tańca ze swoją ukochaną przyjaciółką. Jednymi słowy, chciał odciągnąć jej uwagę od tych dwóch rozmawiających wielkoludów.
 -Jak tam Włodi?-zaczyna rozmowę
 -Zależy o co pytasz.-wzrusza ramionami
 -O to jak się bawisz, rzecz jasna.
 -Generalnie nie narzekam, tylko moja osoba towarzysząca jest nią tylko z nazwy.-rzuca beznamiętnie
 -Popatrz na to z innej strony, ja jej wcale nie mam.-stara się obrócić całą sytuację w żart
 -Wiem ,że to nienajlepsza chwila na takie rozmowy, ale po prostu muszę to wiedzieć.-mówi śmiertelnie poważny- Wiem ,że jesteś w niej zabujany jak głupi i ,że ty jej nie jesteś taki obojętny. Mam jedno pytanie Andrzej. Jesteś moim dobrym kumplem, a ja nie chcę ci się wtryniać. Naprawdę ją kochasz?
 -Czuję się dość niezręcznie rozmawiając o tym tu i teraz.-drapie się zakłopotany po karku
 -Bo chociaż ona mi tego nie mówi to widzę ,że coś jest nie tak. Widzę ,że jej szczęście to tak naprawdę nieprawda. I choć jest dla mnie naprawdę kimś ważnym to widzę ,że dla ciebie jest o wiele ważniejsza.-rzuca ze stoickim spokojem
 -Co chcesz przez to powiedzieć?-mruży oczy
 -Tylko tyle ,że życzę ci powodzenia stary.-klepie go krzepiąco po ramieniu i rzuca szczery uśmiech i odchodzi zostawiając Wronę w zupełnym osłupieniu. Dlaczego wprawiło go to w zupełną konsternację? Bo chyba właśnie zyskał absolutną aprobatę od losu. Aprobatę do tego by działać, bez jakichkolwiek zahamowań. I zamierzał to wykorzystać w stu procentach. Bo gdy wchodzi do środka i widzi Kłosa wywijającego w parze z blondynką nie potrafi się nie uśmiechnąć.
 -Odbijany!-rzuca Kłos po czym popycha przyjaciółkę w kierunku właśnie Wrony
 -Karol, ale to chyba nie tak działa.-chichocze
 -Cicho mi tu, to moja imprezka to ja rządzę. Teraz poszukam swojej wspaniałej żony, a wy dzieci się dobrze bawcie!-rzuca uchachany po czym opuszcza swoich przyjaciół i swawolnym krokiem gna ku swojej małżonce.
 -Hej.-rzuca nieśmiało blondynka
 -A my znowu się spotykamy?
 -Trudno by było na siebie nie wpaść skoro jesteśmy świadkami, nie sądzisz?-odpowiada uśmiechnięta
 -Trafna uwaga.-uśmiecha się- Myślę ,że Wojciech się nie pogniewa jak cię porwę do tańca.
 -W zasadzie to ja nie wiem czy my przyszliśmy razem także.-wzrusza beznamiętnie ramionami
 -Dlaczego tak sądzisz?
 -Tańczył ze mną jeden raz i gdzieś się zmył. Do tego generalnie dziwnie się zachowuje i wyraźnie woli towarzystwo mojej młodszej siostry.-rzuca delikatnie kiwając głową w kierunku swojej siostry pochłoniętej w rozmowie z przyjmującym
 -Pocieszę cię, ja wolę twoje towarzystwo.-uśmiecha się szeroko
 -Chociaż ty jeden.
 -Zawsze.-dodaje po czym zdecydowanie zmniejsza odległość między nimi jednym ruchem ręki gdy rozbrzmiewa wolniejszy kawałek, sprzyjający tego typu tańcom. W czasie trwania tańca w zasadzie za wiele nie rozmawiają. Obdarzają się tylko speszonym uśmiechami i obserwują bacznie poczynania drugiego. W zasadzie nie zauważają nawet gdy piosenka dobiega końca. Zdecydowanie po tym tańcu atmosfera między nimi się zagęściła. Widać było wyraźnie ,że między nimi coś było na rzeczy. Bo trudno było temu zaprzeczyć, gdy rzucali sobie co rusz nieśmiałe uśmiechy czy co rusz wybuchali śmiechem prowadząc rozmowę.
Zabawa trwała w najlepsze i nim się wszyscy obejrzeli nadszedł czas na zabawę oczepinową. Jak zwykle pan młody był wodzirejem i głównym fundatorem bólu brzucha u wszystkich zgromadzonych gości.
 -Może mnie zabijesz za to co właśnie powiem, ale co mi tam.-rzuca w kierunku stojącej obok niego blondynki bacznie przyglądającej się poczynaniom Kłosa- Szczerze mówiąc myślałem ,że to ja go ubiegnę, a raczej.. my.-rzuca niepewnie oczekując jej reakcji. Ta tylko uśmiecha się delikatnie w jego kierunku po czym w dalszym ciągu obserwowała poczynania bohaterów dnia dzisiejszego. Standardowo na koniec wszelakich zabawa odbyło się rzucanie przez pannę młodą wiankiem, a pana młodego muchą. Ku rozbawieniu wszystkich przesyłkę od panny młodej złapał chyba nie do końca świadomy znaczenia tego zwyczaju Conte, natomiast muchę pana młodego serdeczny przyjaciel rzucającego - Wrona. Blondynka pękała wręcz ze śmiechu widząc dzikie pląsy dwóch siatkarzy. Z resztą kto ze zgromadzonych na sali gości nie płakał ze śmiechu co najmniej milion razy? Przy tak zakręconym panu młodym nie dało się przejść obojętnie.
Dopiero po oczepinach zaczęła się absolutnie dzika zabawa ,której z pewnością pomogły wypite kolejne szklanki weselnego napoju bogów. W zasadzie nie próżno było szukać, o godzinie czwartej nad ranem osoby o trzeźwym umyśle, bo takowe najczęściej zniknęły już w czeluściach hotelowych pokoi, a najwytrwalsi przy pomocy niezliczonych ilości procentów funkcjonowali niemal bez skazy. I z pewnością buzujące w żyłach procenty sprzyjały podejmowaniu i co raz to odważniejszym poczynaniom.
 -Już dość?-mamrocze środkowy widząc przyjaciółkę na tarasie opartą o barierkę
 -Chyba tak.-odpowiada niepewnie- Tobie chyba też na dziś wystarczy.-chichocze widząc jego stan
 -Zależy czego.
 -Typowy facet.-prycha blondynka
 -Do tego beznadziejnie zakochany.-rzuca
 -Chyba obydwoje dzisiaj za dużo wypiliśmy, więc zostawmy taką rozmowę na trzeźwo.-zauważa i gdy ma wejść do środka jego dłoń ją powstrzymuje- Andrzej, puszczaj.
 -Już raz mi zwiałaś.-odpowiada
 -Już ci mówiłam, nie planuję kolejnych pięcioletnich eskapad.
 -Z wami kobietami nic nigdy nie wiadomo.
 -Nawet jeśli bym chciała wyjechać, to co mnie tu trzyma?-wzrusza ramionami
 -Rodzina? My z Karolem? My..-urywa
 -My?-unosi brew
 -To co słyszałaś. Ja i ty.
 -Szybki jesteś Wrona.-chichocze
 -Ty byłaś chociaż z nim szczęśliwa? Choć chwilę?-pyta ni stąd ni zowąd
 -Co to za pytanie?
 -Przecież obydwoje wiemy ,że go nie kochasz.-rzuca
 -Skąd ta pewność?
 -Bo to widać Oli.-odpowiada jej stanowczo
 -Wedle ciebie kogo kocham? Ciebie?-pyta poirytowana
 -Tak właśnie twierdzę. Nie wierzę ,że mogłaś mnie okłamać.-mówi- Nie kłamałaś, prawda?
 -Chyba ci już powiedziałam. W stosunku do ciebie zawsze byłam szczera.-wzdycha- Zadowolony? Daj mi więc na dzisiaj spokój bo mam dość, wszystkiego. Łącznie z tym co między nami się dzieje.
 -Kocham cię.-rzuca gdy ta zmierza ku wejściu do środka
 -Wiem to.-mówi cicho- Doskonale wiem.-wzdycha.
Z pewnością zniknęłaby za drzwiami wejściowymi do sali gdyby nie to co zrobił on pod wpływem impulsu. W ułamku sekundy uniemożliwia jej ucieczkę. Ba. W jednej chwili przyciąga ją do siebie wpija się w jej usta. Ona choć wyraźnie zaskoczona jego śmiałością wcale nie protestuje. Dopiero po dłuższej chwili poddaje się jego zachłannym pocałunkom. Czuje jego wielkie dłonie błądzące co raz to niżej wzdłuż swoich pleców.
 -Chodź.-mówi w przerwie między pocałunkami
 -Chyba nie powinniśmy.-odpowiada mu jednak wcale nie wzbrania się przed tym gdy ten prowadzi ją za sobą. W zasadzie nie chce, ale też nie potrafi się przeciwstawić. Zdecydowanie nie pomaga jej w tym fakt upojenia alkoholowego. Nie mija w zasadzie zbyt wiele czasu jak powtórnie czuje smak jego ust na sobie i jego napierające ciało. Jego pocałunki były o wiele bardziej namiętne, o wiele bardziej czułe. Oddające to jak bardzo jej pragnął. Oddające jak bardzo była dla niego ważna. Bo gdy w pewnym momencie przerywa pocałunki i spogląda na nią wyczekująco jak gdyby czekając na pozwolenie, ta kiwa tylko nieznacznie głową. Ten uśmiecha się po czym powraca do poprzedniej czynności. Wtedy wydarzenia toczą się zdecydowanie szybko. Nie mija chwili jak środkowy zostaje pozbawiony krawatu i praktyczni rzecz biorąc koszuli. On wcale nie pozostając jej dłużny odnajduje zapięci jej sukienki by za chwilę pozbawić jej blondynce. Wtedy wszystko toczy się w ekspresowym tempie. Nie mija chwila, a blondynka czuje pod sobą miękki materac, a nad sobą mężczyznę ,którego darzyła zdecydowanie głębokim uczuciem. Obydwoje po chwili oddają się absolutnej przyjemności i ekstazie tworząc egzystencjalną jedność przy akompaniamencie zdecydowanie przyśpieszonych oddechów.
 -Tak. Bardzo. Cię. Kocham.-rzuca gdy uspokaja oddech leżąc obok niej i obdarzając delikatnymi muśnięcami jej twarzy.
 -Ja. Ciebie. też.-mówi cicho uśmiechając się po czym smakuje andrzejowych ust.- Naprawdę.
 -Warto było na to czekać.- mówi- Czekać na ciebie mała.-obejmuje ją najmocniej jak potrafi jak gdyby bojąc się ,że mu ucieknie. Jednak ona nie zamierza tego robić. O tyle dlatego ,że naprawdę czuła do niego coś więcej aniżeli do zwykłego przyjaciela, ale też dlatego ,że była zupełnie wykończona całym tym dniem i buzującymi we krwi promilami alkoholu. Nie mija więc chwila jak oddaje się w krainę snu otulona prze silne męskie ramiona.
Bo gdy nazajutrz, wpadające przez okno promienie słoneczne oświetlają jej twarz otwiera oczy myśląc ,że to wszystko co wydarzyło się de facto tego samego dnia, było snem. Lecz gdy czuje silne ramiona oplatające ją w pasie doskonale wie ,że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Choć niektóre rzeczy pamięta jak przez mgłę i wyraźnie odczuwa skutki wypicia zbyt dużej ilości alkoholu to się uśmiecha. Wymyka się po cichu z jego objęć i zbiera swoje rzeczy, które w ekspresowym tempie na siebie wrzuca. Spogląda jeszcze raz w kierunku pogrążonego we śnie wielkoluda po czym po cichu wymyka się z jego włości. Wraca do swojego lokum po czym niemal natychmiast wskakuje pod prysznic. Doprowadza się do niemal idealnego stanu. Wkłada sukienkę przeznaczoną na dzisiejsze poprawiny, stawia na delikatny makijaż i idealnie proste włosy. Gdyby nie pękająca głowa mogłaby powiedzieć ,że wszystko było w idealnym porządku. Jednak gdy pojawia się na dole koło godziny dwunastej i widzie nieliczne towarzystwo kontynuujące zabawę widzi, że nie tylko ona ma problem z bolącą głową, co mogła spokojnie wywnioskować po niewyraźnych minach większości zgromadzonych.
 -Wyspana?-pyta ją wyraźnie uradowany Włodarczyk
 -Powiedzmy.-rzuca wymuszając uśmiech
 -W takim razie porywam cię do tańca.-mówi wesoło by po chwili wirować na parkiecie wraz z blondynką. Dopiero po chwili dostrzega ona ciekawski wzrok niebieskookiego siatkarza utkwiony na jej osobie. Jest niemal pewna ,że w tej chwili jest zazdrosny jak mało kto. I szczerze mówiąc bawiło ją to. Dlaczego? Bo wiedziała ,że ją kochał. I to szczerze. W najgłębszym tego słowa znaczeniu. Miłością o której marzyła każda kobieta. I z tego powodu czuła się naprawdę szczęśliwa. Jak nikt inny.
~*~
Ode mnie dzisiaj będzie bardzo krótko bo muszę zmykać do pakowania, bo jutro wyjeżdżam (ZNOWU!) na narty. Co prawda pogoda iście wiosenna, ale co tam. 
To ,że wydarzyło się, to co się wydarzyło nie znaczy ,że od teraz będzie cukierkowo i uroczo do porzygu. Kto czytał moje inne dzieła doskonale wie ,że mieszanie to moje drugie imię i jeszcze sporo się wydarzy zanim nastanie definitywny spokój i sielaneczka, tego bądźcie pewne :) Do końca bliżej jak dalej, aczkolwiek ja nie mam zwyczaju wyjawiać dokładnej liczby opowiadań, także pożyjecie trochę w nieświadomości.
Kolejny epizod w sobotę, jak tylko wrócę.
Trzymajcie się ciepło!
wingspiker.
PS. Zapraszam gorąco na mój duet wraz z Joan!
|ASKduet | Pit | 
#TeamWłodi mnie zabije wiem! Ale tak miało być od początku :P
PS2. Ja nie wiem, co dodam rozdział to medal, tydzień temu Kamil Stoch, teraz Zbigniew Bródka :D

sobota, 8 lutego 2014

Sprzeczność dwudziesta druga.

Jak się czuła przez następne kilka tygodni? Koszmarnie. Jak zewnętrznie funkcjonowała bez zarzutów, tak wewnątrz męczyły ją okrutne wyrzuty sumienia. Źle czuła się z faktem ,że prawdopodobnie straciła przyjaciela. Straciła tak ważną dla siebie osobę. Wiedziała ,że sama sobie była w tym winna. Tym bardziej ,że prawdopodobnie uwierzył w to ,że go okłamała i znienawidził ją doszczętnie. Najgorsze jednak było to, że sama nie była do końca w stanie odpowiedzieć czy kłamała. W głowie miała niesamowity natłok myśli. Myśli zupełnie skrajnych. Pragnęła wreszcie potrafić rozróżniać to co czuła, od tego co myślała. Właśnie przez to czuła się fatalnie ostatnimi dniami.
 -Wszystko okej?-pyta wyraźnie jej się przyglądając przyjmujący
 -Tak.-kiwa niezbyt przekonana głową
 -Wydajesz się być ostatnio jakaś taka nieobecna duchem.-zauważa
 -Po prostu mam strasznie dużo na głowie, to tyle.-odpowiada próbując go jakkolwiek zbyć, co wbrew pozorom nie było ostatnimi czasy tak łatwe.
 -Wiesz ,że możesz mi powiedzieć wszystko, prawda?
 -Doskonale.-zmusza się do nikłego uśmiechu po czym choć zaskoczona jego reakcją jaką jest zamknięcie jej osoby w uścisku nie odpycha go.
 -Chyba ostatnio nie jest między nam tak dobrze jak kiedyś.-mówi cicho po chwili
 -Czasem chyba w każdym związku musi nadejść kryzys.
 -Mam nadzieję ,że szybko sobie pójdzie.-uśmiecha się zakładając kosmyk jej włosów za ucho- Dobrze mi z tobą Oli.
 -I vice versa.-posyła mu uśmiech
 -Ale widzę ,że coś jest nie tak.-marszczy brwi- Pogadamy o tym?
 -Nie, nie widzę potrzeby.-kręci głową- To minie.
 -A jeśli nie?-zastanawia się
 -To wtedy pogadamy, może tak być?
 -W porządku.-przytakuje po czym ją obejmuje i całuje w czubek głowy.
Zdecydowanie między nimi ostatnimi czasy nie było dobrze. Zdecydowanie coś w ich relacji przestało funkcjonować. Wkradła się szara codzienność i rutyna i nie wyglądało to tak kolorowo jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Kłótnie zdarzały się co raz częściej. Co raz częściej mieli nieco odmienne zdanie w różnych kwestiach. Jednymi słowy tych dwoje dopadł kryzys ,którego nie potrafili na obecną chwilę przezwyciężyć.
 -Ej Włodek, co ty taki smętny ostatnio?-pyta Kłos widząc niewyraźną minę przyjmującego
 -Zajmij się sobą.-rzuca na odczepne
 -Uhuhu ktoś tu ma zły humorek. Gdyby to był Andrzej to powiedziałby ,że ma te dni, ale u ciebie to pewnie chodzi o naszą wspaniałą przyjaciółkę, zgadłem?-mierzy go wzrokiem- Ja to jednak umiem strzelać!
 -Nie cieszyłbym się tak na twoim miejscu.
 -Co jest?-dopytuje
 -Ostatnio jakoś nam się nie układa.-krzywi się
 -Luzik ziomeczku, z babami już tak jest. To minie.-klepie go po ramieniu- Myślisz ,że ja z Olką nie miałem kryzysów? Całe mnóstwo.-chichocze- I patrz, chajtamy się zaraz.
 -Nie wiem, jakoś nie za bardzo obydwoje potrafimy z tego wybrnąć no i nie wiem czy chcemy.
 -Mów ty po ludzku, a nie jakimiś metaforami sypiesz jak filozof.
 -Po prostu głośno myślę.-wzdycha- Ostatnio jest jakaś nieobecna, mówiła ci coś?
 -Nawet jeśli by cokolwiek powiedziała to sorry stary, ale nie mógłbym ci tego powiedzieć.-odpowiada- A gadałeś z nią o tym?
 -Chciałem, ale ona nie chce.
 -Dajcie sobie czas, jeszcze jakoś to będzie.-próbuje podnieść go na duchu
 -A może tu chodzi o Wronę?
 -Skąd ten pomysł?-marszczy brwi środkowy
 -Bo on jeszcze dłużej chodzi struty, a nie da się nie zauważyć ,że ich kontakt ograniczył się do minimum, czy nawet w zasadzie nie istnieje.
 -Nie sądzę by miało to jakikolwiek związek z Wroną, raczej gdyby coś się między nimi stało to by mi to powiedział.
 -Skoro tak mówisz.-wzrusza ramionami by po chwili rzucić krótkie 'cześć' i zniknąć z pola widzenia środkowego. Ten nie czekając ani minuty natychmiast wykręca numer przyjaciela. Gdy ten nie odbiera zmierza ku jego męskiemu lokum. Jakież jest jego zaskoczenie gdy widzi Kłosa u swoich drzwi.
 -Pali się?
 -Gorzej.-rzuca po czym wtarabania mu się do mieszkania bez żadnego zaproszenia- Co się kurwa znowu stało?!
 -Co miało się stać?-ściąga brwi nie bardzo wiedząc o co chodzi przyjacielowi
 -Między tobą ,a Oliwą.-rzuca
 -Powiedziała ci coś?
 -Ona nie, ale Włodek.-mierzy go spojrzeniem
 -Jak to?-pyta zszokowany
 -Czyli trafiłem!-rzuca triumfalnie- Bo im się ostatnio z Oli nie układa i myślał ,że to przez ciebie. Jak widać dobrze ,że go odwiodłem od tego pomysłu bo sklepałby ci mordę.
 -Skąd wiesz ,że jest powód?
 -Bo cię znam kretynie.-trafnie zauważa- Mów.
 -Nie mam ci nic do powiedzenia.
 -Uważaj bo ci uwierzę.-prycha
 -Mów pierdoło bo stąd nie wyjdę dopóki się nie wygadasz.-krzyżuje ręce na piersi po czym Wrona wywraca oczami i w chcąc nie chcąc w dość okrojonych szczegółach mówi mu to wszystko, co tak długo siedziało mu w głowie. Kłos przez dłuższą chwilę przygląda mu się będąc w zupełnym szoku.
 -Nagle ci mowę odebrało?-śmieje się widząc jego minę
 -Jak wy się we dwoje nie zejdziecie to ja nie wiem.-wydusza z siebie
 -Niby dlaczego to miałoby nastąpić?-ironizuje- Okłamała mnie.
 -I ty w to wierzysz idioto?
 -Dlaczego nie?-wzrusza beznamiętnie ramionami
 -Chociażby dlatego ,że widać jak patrzy,a raczej patrzyła na ciebie, a jak patrzy na niego. Nie widziałeś jej ostatnio? Może i stwarza pozory szczęśliwej, ale widać ,że coś ją gryzie i to gołym okiem. A wiesz co? Ty debilu!
 -Ekspert się znalazł!-prycha
 -Bo jesteś idiotą roku, do potęgi entej! Wiesz ,że jak kobieta mówi 'nie' to ma na myśli 'tak', we wszystkim.
 -I po co to ciągniesz to wszystko, jak brazylijską telenowelę? Ja już skończyłem.-mówi zupełnie obojętnie
 -Uważaj bo uwierzę.-rzuca Kłos- Kochasz ją i to jak głupi Wrona.
 -Tak, kocham ją, ulżyło ci?!
 -Absolutnie!-śmieje się- Naprawdę nie wierzę ,że tak łatwo uwierzyłeś w te bajeczki ,że ona nic ,a nic do ciebie.
 -A może jednak? Z resztą nie ważne.
 -Ważne.-wtrąca- Jesteście moimi świadkami.
 -I co z tego?
 -To ,że będziesz miał ją obok dobre kilkanaście godzin Wrona. I co, nie będziecie się do siebie odzywać?
 -Zadajesz trudne pytania.
 -Bo jesteście kuźwa moimi przyjaciółmi, a szlag mnie trafia jak widzę jak się męczycie no!
 -Dzięki za troskę Kłosie, ale to nie wypali.-wzdycha żałośnie
 -Nic straconego.-pociesza go
 -Nie wiem, z resztą, zostawmy to. To ciebie zaraz czeka weselicho.-rozpogadza się widząc wyraźne podekscytowanie tym faktem przyjaciela. Chcąc nie chcąc na jego twarzy również jawi się szczery uśmiech. Cieszy się ,że jego głupkotwaty przyjaciel znalazł tą jedną z którą chce spędzić resztę swoich dni. Szczerze powiedziawszy naprawdę nie mógł się doczekać tego dnia. Nie tylko dlatego ,że miał to być wyjątkowy dzień Karola. Także dlatego ,że miał zobaczyć.
Ostatnie kilka dni przed wielkim dniem jej przyjaciela. Nigdy w życiu nie widziała go chyba tak zestresowanego, nawet przed poprawką z łaciny był oazą spokoju. Nie dziwiła się wcale, a wcale jego zdenerwowaniu. Chciał ty ten dzień był idealny i by każdy z gości go zapamiętał na równie długo co i oni.
Właśnie na tych kilka dni przed całą uroczystością blondynka wybrała się po odbiór kreacji z salonu. Oczywiście musiała ona przejść opinię panny młodej, która postawiła na akcenty w kolorze czerwonym. Tak też jej kreacja miała krwistoczerwony kolor. Tuż po jej otrzymaniu udała się upewnić czy aby na pewno wszystkie poprawki zostały idealnie wykonane. Jak też przewidywała, kreacja leżała niemal idealnie. Z pewnością opuściłaby wtedy właśnie sklep gdyby nie to, że usłyszała znajome głosy dobiegające z pobliża.
 -No Wrona, pokaż się.-dało się usłyszeć męski głos i charakterystyczny śmiech, który nie mógł należeć do nikogo innego jak do Kłosa- No no no, panie oszaleją na twój widok! A już z pewnością taka jedna..-szczerzy się- Taka jedna..-urywa widząc rozbawioną przyjaciółkę przyglądającą się całemu zajściu- Hej mała!-rzuca w tej dość niezręcznej sytuacji
 -Hej.-rzuca nieśmiało uśmiechają się w kierunku wielkoludów, lecz gdy widzi stojącego za Kłosem, Wronę w idealnie skrojonym garniturze niemal zamiera. Zdecydowanie lubiła facetów w garniturach, ale musiała przyznać ,że środkowy wyglądał obłędnie co z pewnością mogła potwierdzi ekspedientka wręcz urzeczona jego prezencją w tym ,że stroju.
 -Kiecka kupiona?-przerywa tą niezręczną ciszę przyszły pan młody
 -Owszem.-podnosi delikatnie do góry torbę ze swoim zakupem
 -To ja skoczę przymierzyć swoje wdzianko.-rzuca wyraźnie zakłopotany po czym znika w jednej z przebieralni
 -Ładny garniak.-rzuca w kierunku przyglądającego jej się Wrony
 -Wypadałoby mi powiedzieć ładna kiecka, ale jej nie widziałem.-rzuca po czym obydwoje wybuchają cichym śmiechem
 -To chyba do zobaczenia na weselu.-rzuca blondynka dość niepewnie
 -Dokładnie.-przytakuje po czym żegnają się i każde wraca do swoich obowiązków. Blondynka kompletuje resztę kreacji i dopina wszelkie szczegóły związane z fryzjerem i tym podobnymi, natomiast panowie kompletują garderobę i również zabierają się za dopracowywanie szczegółów chociażby takich jak wieczór kawalerski. Ten zdecydowanie nie należał do najnormalniejszych. Nie z tym towarzystwem. Doprowadzali się do łez średnio dziesięć razy w ciągu minuty i drugie tyle z pewnością wypili alkoholu. Jednymi słowy, zabawa była wyborna, jednak był to dopiero przedsmak tego co miało wydarzyć się niebawem w Warszawie.
Wreszcie nastała tak długo wyczekiwana przez tą trójkę przyjaciół sobota. Dzień w którym pierwsze z nich wkraczało w nowy etap życia. Doba w której jedno z nich obierało nową drogę życiową wraz z drugim człowiekiem. Jeden, jedyny taki dzień w życiu każdego człowieka. I któż by pomyślał ,że tym pierwszym śmiałkiem będzie właśnie Kłos? Wydawałoby się najmniej rozgarnięty z ich trójki? Choć wydawało się to dość zabawne, to tak właśnie było. Jako pierwszy odnalazł osobę ,której chciał ofiarować cząstkę siebie, z którą chciał być do końca swojej ziemskiej wędrówki. Byli przyjaciółmi, wspierali się na dobre i na złe, więc pozostała dwójka naprawdę cieszyła się szczęściem przyjaciela choć z pewnością po cichu każde z nich mu odrobinę zazdrościło tego wszystkiego to nie okazywali tego. Na pewni nie w tak ważnym dla niego dniu.
Od samego rana przygotowania trwały w najlepsze. Co prawda panowie nie musieli latać do fryzjera i makijażystki, ale przygotowywali się równie intensywnie co i płeć piękna.
 -Wiesz co Andrzejku?-pyta Kłos kiedy stoi zupełnie gotowy na swój wielki dzień
 -Wal.-rzuca
 -Tylko mnie nie pobij bo nie pójdę z limo do ślubu.-chichocze- Zawsze myślałem ,że to ty mnie ubiegniesz, że ty się pierwszy chajtniesz. Wy się chajtniecie.-mówi- Wiem, to głupie.
 -Może to głupie, ale też tak kiedyś myślałem.-wzdycha- Ale życie trochę zweryfikowała mi plany.-uśmiecha się żałośnie.- To nie ważne, dzisiaj jest twój dzień i lepiej się zbierajmy, bo na nas czas.
Wszystko potem dzieje się w tak szybkim tempie, że nawet nie wiedzieć kiedy wszyscy stoją już w jednej z warszawskich świątyń oczekując na wkroczenie panny młodej. Przestępujący z nogi na nogę Kłos pytający co chwilę swojego świadka czy aby na pewno ma obrączki, chlipiąca po cichu matka pana młodego i będący oazą spokoju drużbowie.
 -Ładnie wyglądasz.-szepcze jej do ucha uśmiechając się
 -Ty też niczego sobie Andrzeju.-odwzajemnia uśmiech i wtedy w świątyni rozbrzmiewa charakterystyczna melodia i w drzwiach pojawia się choć uśmiechnięta od ucha do ucha kłosowa wybranka to z wyraźnym zdenerwowaniem wypisanym na twarzy. Nie potrafi się nie uśmiechać widząc rozanielonego i szczęśliwego Karola gdy u jego boku stoi jego przyszła małżonka. Jest tak szczęśliwa z jego powodu ,że nawet stojący u jej boku Wrona z którym relacje były absolutnie beznadziejne i krępujące jej nie przeszkadza. Dopiero gdy państwo młodzi otrzymują od kapłana kazanie o bezwarunkowej miłości i cudzie jakim jest druga osoba, kątem oka widzi ,że on się jej bacznie przygląda. I widzi w jego wzroku coś niepokojącego. Widzi w nim..wyraźną udrękę. Widzi ten przepraszający wzrok. Potrafi z jego ust wyczytać żałosne 'przepraszam'. Ledwo powstrzymuje emocje buzujące w środku choć z pewnością mogłaby zrzucić wzruszenie związane z całym wydarzeniem. Odwraca wzrok. Wie ,że jeśli dalej patrzyłaby w jego stronę łzy spłynęły by ciurkiem po jej twarzy wraz z idealnym makijażem.
 -Psst Wronka.-rzuca Karol spoglądając na dwójkę przyjaciół wyczekująco- Ja wiem ,że pogaduszki, pogaduszkami, ale obrączki bym prosił bo wiesz, potrzebne mi są!-rzuca po czym słychać śmiech wśród zebranych w dalszej części kościoła. Ten natychmiast wyjmuje z klapy swojej marynarki potrzebne pudełeczko po czym spogląda na Kwiecińska wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Nie potrafi zachować kamiennej miny i również unosi kąciki ust ku górze. Wyciera pojedynczą łzę gdy obydwoje wypowiadają słowa przysięgi małżeńskiej. Wrona jak prawdziwy gentleman służy jej chusteczką i krzepiącym uśmiechem, choć doskonale widzi ,że sam jest przejęty tą chwilą jak mało kto. Tradycyjnie po mszy świętej państwo młodzi zostają obsypani ryżem i monetami, a następnie wszyscy zebrani składają im najlepsze życzenia na nowej drodze życia i ofiarowują rozmaite podarki.
 -Okej?-pyta cicho Wrona gdy stoją obok siebie i co rusz odbierają od państwa młodych prezenty.
 -Okej.-przytakuje mu i zatrzymuje wzrok na nim widząc ,że przez cały czas na nią spogląda.-No co?
 -Wiesz co.-rzuca tajemniczo uśmiechając się nikle. To jedyne na co potrafi się w tej chwili zdobyć bo wie ,że wszelkie jego ruchy są pod baczną obserwacją pewnego przyjmującego, zauroczonego tą wyglądającą zjawiskowo w czerwonej, dopasowanej i idealnie podkreślającej jej kształty sukience, blondynce o prostych włosach i delikatnym makijażu idealnie podkreślającym jej nienaganną fryzurę i szpilkach w kolorze ,którym zdecydowanie trudno było mu określić,bo w końcu był facetem i dla niego niebieski był niebieski, a czerwony, czerwony bez zgłębiania w szczegóły. Ileż dałby by ten kobiecy ideał stojący tuż obok znalazł się w jego objęciach. Ileż mógłby ofiarować by to co powiedziała kiedyś okazało się prawdą. Przychyliłby jej nieba. Zrobiłby wszystko byle tylko była jego. Tylko i wyłącznie jego. Nawet teraz, gdy stała obok ze szczerym uśmiechem na twarzy i wyglądała jak ósmy cud świat miał ochotę się na nią rzucić i już nigdy nie wypuścić. Nawet teraz marzył by jej 'kocham' było prawdą. Najprawdziwszą prawdą, a nie tylko sferą snów i głupich wyobrażeń.
~*~
Troszkę przyśpieszam z akcją, ale w sumie myślę ,że nie było sensu opisywać tego wszystkiego po raz enty bo wyszłyby z tego flaki z olejem. Pogoda za oknem iście beznadziejna, roztopy dosłownie wszędzie. Rozdział dodaję dzisiaj bo czeka napisany od blisko tygodnia i korciło mnie żeby dodać na tygodniu jednak nie mogłam. Dlaczego? Bo za tydzień w niedzielę wyjeżdżam na tydzień na narty (tak, znowu!) ,potem wracam i tydzień potem znowu zajęty weekend, tym razem mistrzostwa Polski. Dlatego muszę dysponować jednym, czy dwoma rozdziałami do przodu., więc kolejny sobotę. Co do samego rozdziału, nie będę się rozpisywać. Karollo nam się żeni, Wrona w głębokiej ofensywie, a Oliwia się (ZNOWU) gubi. Taki typowy rozdział dla mnie. I tak wiem, #teamWłodi mnie już szuka. Taka zła ze mnie osoba. Ale zauważcie, co by się nie stało ,któryś team mnie zlinczuje, także uspokajam. WSZYSTKO, ale to WSZYSTKO  jeszcze może się tu zdarzyć, przecież mnie znacie :P
Ściskam,
wingspiker.

|ASKduet | Pit | 

sobota, 1 lutego 2014

Sprzeczność dwudziesta pierwsza.

Czas mijał w zastraszająco szybkim tempie. Nawet nie wiedzieć kiedy z początku stycznia zrobił się koniec lutego. Z wiosny zimą, zrobiła się sroga biała pora roku. Panujące za oknem srogie mrozy wcale, a wcale nie sprzyjały wychodzeniu poza domowe królestwo. Nawet idąc po zasypanych bełchatowskich ulicach rzadko kiedy można było spotkać większą liczbę ludzi przechadzającą się ulicami. Momentami miasto wyglądało jak wymarłe. Nie było to wcale dziwne. Nikt nie chciał przymarzać na dworze. Wszyscy o wiele bardziej cenili sobie wieczór z herbatą i kocem w domowym zaciszu.
 -Znalazłeś już drużbę?-pyta blondynka kiedy Kłos przesiaduje jednego z wieczorów na jej kanapie
 -Przecież wiesz kogo o to poprosiłem.-unosi brew ku górze- No problem, mała?
 -Żaden.-odpowiada beznamiętnie sącząc malinową herbatę ze swojego ulubionego kubka
 -A jak tam wam się z Włodkiem układa?
 -Nie wierzę ,że nic ci nie mówi.-odpowiada
 -Jakieś tam okrojone szczegóły zdaje.-mówi- Jednakowoż ze swojej walentynkowej niespodzianki jest niesamowicie dumny.-chichocze
 -Bo to było akurat fajne.-uśmiecha się na wspomnienie czternastego lutego i jego kolacji-niespodzianki i tego co wydarzyło się po niej
 -Nie będę wgłębiał się w szczegóły!-rzuca uchachany
 -Oszczędzę ci ich Kłosik.-rzuca- Ty lepiej zmyj tego skunksa z głowy do wesela.-chichocze zmieniając temat
 -Weź nic nie mów, przyda mi się jakieś ściąganko koloru czy coś bo chyba za dobrą szamponetkę kupiliśmy Oli.
 -Chociaż będziesz miał co wspominać.
 -Uwierz, mojej wspaniałej przyszłej żonie nie uśmiecha się chajtać ze skunksem.
 -Wiesz, skoro zgodziła się zostać twoją żoną to bierze cie w pakiecie z twoją głupkowatością oraz skunksem na głowie.-śmieje się- Może pofarbuj odrosty, wtedy będzie mogła powiedzieć ,że wyszła za siatkarskiego Thora!
 -Może jednak Goslinga?
 -King Joffrey!-chichocze
 -Ty to jednak jesteś okropna.-kręci głową
 -Nie wiesz, kobiety już tak mają. Przyzwyczajaj się wielkoludzie.
 -Aż nie mogę się doczekać!
 -Zobaczymy czy będziesz dalej tak mówił kilka lat po ślubie.
 -Dobra, dobra, zobaczymy czy ty będziesz taka hej do przodu jak będziesz za mąż wychodzić.
 -Sądzę ,że mi to nie grozi w najbliższym czasie.-odpiera
 -Skąd ta pewność?-pyta na co ona gromi go wzrokiem- Ja tylko głośno myślę! Schowaj te lasery w oczach.
 -Gdyby ktoś dziesięć lat temu, powiedział mi ,że z naszej trójki ty pierwszy zmienisz stan cywilny szczerze bym go wyśmiała.
 -Szczerze? Ja też.-śmieje się w charakterystyczny dla siebie sposób- Dla ciebie jak ciebie, nic straconego, ale dla tego kretyna to już chyba nie da rady.
 -Jak to się mów, każda potwora znajdzie swojego amatora!
 -Dzięki mała!-chichocze- A tak serio, trochę jest mi go szkoda, ale to odrobinkę.
 -A to niby czemu?-dziwi się
 -Bo ma refleks szachisty i jest beznadziejnie zakochany.
 -Życie.-kwituje nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć, bo doskonale wie ,że powodem jego beznadziejnego zakochania jest ona sama. -Błagam cię Karol, nie patrz tak na mnie.
 -Wy kobiety jednak jesteście skomplikowane.-marszczy brwi
 -Skąd taki wniosek?
 -Po prostu próbuję cię rozgryźć mała.
 -A to niby dlaczego?-pyta zdumiona
 -Po prostu nie wierzę ,że on ci jest obojętny, to tyle.-wzrusza ramionami
 -Zależy kto.
 -Ty wiesz kto.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
 -To mój przyjaciel, tak samo jak ty głupku.
 -Niech ci będzie.-upija spory łyk herbaty.
Jak wyglądały jej relacje z Wroną przez ostatnie blisko dwa miesiące? W zasadzie były dobre, aczkolwiek po jego urodzinowych wyznaniach pod wpływem mieli do siebie z pewnością spory dystans. Widywali się od czasu do czasu, jednak rzadko kiedy ich rozmowa kleiła się jak kiedyś. Między nimi było nadspodziewanie dziwnie. Nie potrafili jak kiedyś, rozmawiać godzinami o niczym. Nie wyli ze śmiechu co pięć minut. Nie patrzyli na siebie jak kiedyś. Nie byli już tacy, jak kiedyś. Zmienili się. Obydwoje. O tyle fizycznie, co psychicznie. Byli zupełnie innymi ludźmi co te blisko sześć lat temu. Wszelkie życiowe wydarzenia ukształtowały ich jako ludzi. Ludzi bliskich sobie, a jednak tak odległych. I tak na tej absolutnej obojętności minęło kolejnych trzydzieści dni.
 -Kogoś tu chyba ostro wzięło.-komentuje Kłos widząc szczerzącego się do ekranu telefonu przyjmującego
 -To nie ja się chajtam za dwa miesiące.-odpowiada mu
 -Te Włodek, a teraz jak na spowiedzi wujkowi Kłosowi. To już drugi etap?-pyta
 -Drugi etap?-śmieje się
 -No wiesz.-porusza zabawnie brwiami
 -Druga baza w sensie?
 -W sensie tak.-odpowiada środkowy wcale nie zważając na brak zainteresowania siedzącego obok nich Wrony
 -W sensie to gówno cię obchodzi Kłosik, ja się nie pytam ile razy zaliczyłeś swoją narzeczoną.
 -Ohoho ktoś tu się wkurzył!-rzuca- Spokojnie, złość piękność szkodzi, a jeszcze brzydszego Oliwia cię nie zechce.
 -Dobrze ,że ty jesteś piękny i idealny Kłosie.-odgryza się
 -Zawsze i wszędzie Wojciechu!-pokazuje mu język
 -Twoje drugie imię to skromność.
 -Zaraz po zajebistości!-rzuca uradowany
 -Czy aby na pewno Ola wie w co się pakuje?-śmieje się
 -A czy Oliwia wie?-przekomarza się, jednak widząc wyraz twarzy przyjaciela zaprzestaje dalszego ciągnięcia tematu- Wronka przyjacielu, co taki smutas z ciebie?
 -Dobrze ,że ty nadrabiasz za nas dwóch.-mówi z ironią
 -Nie martw się przyjacielu, jak chcesz znajdziemy ci jakąś kobitę!-rzuca uradowany- Włodek ma siostrę, ja mam siostrę, Oli ma siostrę, bierz co chcesz!
 -Jeszcze mi brakuje być z tobą rodziną. Wolę być starym kawalerem.
 -Lepszy rydz niż nic.-rzuca rozbawiony środkowy.
Tego wieczoru z pewnością Wronie nie było do śmiechu. Dlaczego? Nie dlatego ,że czuł jakąkolwiek urazę do Włodarczyka. Dlatego ,że poruszali jej temat. I mimo ,że był rosłym facetem, najzwyczajniej w świecie go to bolało.
 -Ja pierdzielę, ty ją dalej kochasz, prawda?
 -Jakie to ma teraz znaczenie?-wzrusza ramionami
 -Tak czy nie?
 -Znasz odpowiedź.-warczy- Z resztą i tak teraz to nie ma większego sensu.
 -Rób jak chcesz Wronka bo ja już mam dość umoralniania cię i mam teraz ciekawsze rzeczy do roboty.-odpiera środkowy żałośnie spoglądając w kierunku przyjaciela.
Każdego kolejnego wieczora, tuż przed zaśnięciem zastanawiał się czy jest szczęśliwa. Rozmyślał nad tym co wspólnie przeżyli. Rozmyślał o tym, co mogłoby być gdyby tego nie zniszczył. Nie zniszczył tego co zaczynało rodzić się między nimi. Choć była blisko, to jednak zdawało mu się ,że co raz to się od siebie oddalali. W zasadzie przyjaciółmi byli już tylko z nazwy. Stwarzali pozory przyjaźni. Kiedyś wskoczyliby za sobą w ogień. Gdy mieli jakiś problem od razu gnali do tego drugiego bo wiedzieli ,że mogli na siebie liczyć. A jak było teraz? Teraz momentami zachowywali się jak obcy sobie ludzie, a nie jak ci ,którzy znają się całe życie. Bolało go to i doskonale wiedział ,że to wszystko było jego cholerną winą. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo nie cierpiał psychicznie. Chociaż starał się jakkolwiek poprawnie funkcjonować przychodziło mu to z ogromnym wysiłkiem. W zasadzie egzystował od treningu do treningu. Nie potrafił nawet z siatkówki czerpać aż tyle przyjemności co kiedy. Wszystko choć było takie same, to jednak nie miało kolorytu.
Pewnego wieczoru dał się wyciągnąć Karolowi na małą imprezę w ich ulubionym klubie. Dopiero po dłuższej chwili dostrzega na parkiecie znaną twarz. Roześmianą blondynkę dobrze bawiącą się w towarzystwie koleżanek. Spogląda pytająco na Karola, który wzrusza tylko bezradnie ramionami. Nie wiedział ,że ona tu będzie. Fakt jej obecność za bardzo go nie przejął. Tylko on jak ostatni kretyn aż do końca zabawy co rusz spoglądał w jej stronę. Nie obchodziło go to ,że mogła go zobaczyć. Lubił patrzeć na nią. Na taką beztroską. Na taką szczęśliwą. I z bólem serca, musiał przyznać ,że wiedział co, a raczej kto był źródłem jej szczęścia.

 -Hej.-mówi cicho uśmiechając się na jego widok gdy spotykają się po wyjściu z klubu
 -Hej.-ożywia się- Dawno się widzieliśmy.
 -To fakt, trochę temu.-przytakuje- Co u ciebie?
 -W porządku.. chyba.-odpowiada dość niepewnie
 -Chyba?
 -Życie.-wzrusza ramionami- A co u Ciebie?
 -Jakoś leci. Treningi, mecze.-odpowiada beznamiętnie siatkarz
 -To co zawsze?
 -To co zawsze.-przytakuje jej- Dobrze wyglądasz.-rzuca
 -Za to ty Wrona nie najlepiej.-marszczy brwi
 -Skąd ten wniosek?
 -Może i nasze relacje nie są takie jak kiedyś, ale w dalszym ciągu znam cię jak mało kto i widzę ,że coś jest nie tak.
 -To nieważne.-mamrocze
 -I tak widzę ,że jesteś nie w sosie.-dodaje blondynka kątem oka dostrzegając to ,że ją obserwuje- No co?
 -Nic.-wzrusza ramionami- Fajnie cię było zobaczyć.
 -Na pewno nie chcesz o tym pogadać?-przechyla głowę na bok spoglądając na niego wyczekująco
 -Nie sądzę by to był dobry pomysł Oli.-wzdycha ciężko- Myślę ,że doskonale znasz powód mojego roztargnienia i nie chciałabyś o tym rozmawiać.
 -Jeśli to miałoby ci pomóc.
 -Pomóc?-unosi brew ku górze
 -Może i rzadko się ostatnio widujemy, ale nawet od czasu do czasu twój widok jest przygnębiający.
 -Dlaczego cię to obchodzi?-marszczy brwi
 -Bo chcąc nie chcąc jesteś dla mnie ważny, jesteśmy przyjaciółmi.-odpiera ze stoickimi spokojem.
Siatkarz staje jak wryty w ziemie. Przez chwilę stoi w bezruchu jak gdyby przetrawiając wszystkie informacje jakich właśnie mu udzieliła. Zaczął zastanawiać się co takiego stało się ,że nagle w zasadzie oferuje mu rozmowę. Pokłóciła się z Włodarczykiem? Wątpliwe, jeszcze rano widział go całego w skowronkach.
 -To chyba nie jest dobry pomysł.-wydusza wreszcie z siebie- Jesteśmy obydwoje dorośli, podejmujemy w pełni świadome decyzje i musimy liczyć się z ich konsekwencjami. Przejdzie mi.
 -Pewien jesteś?-pyta lustrując go wzrokiem
 -Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie.-odpowiada po czym znika z jej pola widzenia. Doskonale wiedziała ,że sobie nie poradzi. Dlaczego to zrobiła? Bo zarówno Kłos jak i Włodarczyk suszyli jej głowę żeby coś zrobiła bo delikatnie mówiąc Wrona był ostatnio nie życiowy. Chociaż próbowała. I z tym poczuciem wraca do mieszkania. Zmywa makijaż i bierze szybki prysznic. Wkłada wygodne ubranie i rozpłaszcza się przed ekranem telewizora z pilotem w ręku skacząc po kanałach. Dopiero po dłuższej chwili dobiega do jej uszu ciche pukanie do drzwi.
 -Namyśliłeś się?-pyta zdziwiona jego osobą
 -I tak i nie.
 -Zdecydowany jak kobieta.-parska śmiechem
 -Chcę ci zadać tylko jedno, jedyne pytanie i sobie idę.-wbija w nią wzrok
 -Słucham.-krzyżuje dłonie na piersiach
 -Dlaczego nie może być między nami tak jak dawniej?
 -To zależy ,które dawniej masz na myśli.-marszczy brwi
 -Przyjaźń.-odpowiada z wyraźną nutką ironii w głosie
 -Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będzie, choć przez chwilę jak kiedyś.-wzdycha
 -Nie będzie.-mówi stanowczo
 -Więc dlaczego o to pytasz?
 -Nie chcę stracić z tobą kontaktu.-wzdycha- Wiesz dlaczego nie będzie już jak dawniej? Dlaczego nie potrafimy się przyjaźnić? Bo w grę zaczęło wchodzić coś więcej aniżeli przyjaźń, bynajmniej z mojej strony.
 -Co sugerujesz?
 -Kłamałaś?-pyta prosto z mostu
 -Andrzej, wobec ciebie zawsze byłam szczera, wiesz to.-mówi chłodno
 -Może jednak nie byłaś?-unosi ton głosu z wyraźną kpiną
 -Słucham?!
 -Powiedziałaś jedno, a zrobiłaś drugie. Albo nie mówisz prawdy mi, albo jemu.-zauważa- Kiedy ja mówiłem ,że kocham, to tak naprawdę było. A jak było z tobą?-wlepia w blondynkę świdrujące spojrzenie, a ta niemal natychmiast spuszcza wzrok. Wzdycha głęboko próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. Przez chwilę toczy wewnętrzną walkę z samą sobą aby nie wybuchnąć. Przymyka powieki próbując zebrać jakkolwiek myśli i choć trochę się uspokoić.
 -Andrzej, ja ...-urywa mówiąc łamiącym głosem
 -Po prostu nic nie mów.-mówi lekko rozgoryczony po czym odwraca się i już ma wyjść kiedy nagle się zatrzymuje. Spogląda na nią żałośnie po czym zupełnie niespodziewanie, z pewnością pod wpływem impulsu wpija się zachłannie w jej usta jak gdyby nigdy więcej miał ich nie zasmakować. Całuje jak człowiek absolutnie spragniony bliskości tego drugiego. Całuje jakby to było ich pożegnanie, choć z pewnością mogło nim być.
 -Nic nie mów.-rzuca po tym wszystkim- Musiałem to zrobić, musiałem.-mówi cicho spoglądając prosto w jej oczy- Kocham cię jak szalony i nic ani nikt tego nie zmieni. Nawet jeśli mnie okłamałaś.-nie pozwala jej odezwać się ani słowem bo wychodzi z mieszkania zostawiając ją w zupełnej konsternacji. Stoi jak wryta przez dobre dziesięć minut w tym samym miejscu zastanawiając się co to w zasadzie było. Czy się z nią pożegnał? Tak to właśnie wyglądało. Nie wiedziała co o tym myśleć. Nie wiedziała co sądzić o jego zachowaniu. Nie wiedziała co myślała ona sama. A najgorsze było to ,że obawiała się ,że straciła w tym właśnie momencie kogoś absolutnie dla siebie ważnego. Pytanie tylko, jak bardzo ważnego?
~*~
Wiem ,że troszkę przyśpieszyłam akcję, ale po prostu musiałam, teraz będzie o wiele wolniej, co nie oznacza ,że spokojniej. Będzie się działo, czego przedsmak macie już teraz. Ktoś narzekał na brak Karola i jego 'złotych myśli' także proszę bardzo. Pytacie skąd biorę tego jego teksty? Otóż moje drogie.. z mojej własnej głowy i troszkę z życia codziennego :D Wracając do rozdziału, ktoś się obudził i z głębokiej defensywy przechodzi do ostrej ofensywy. Jakie będą tego skutki? Tego już nie zdradzę, aczkolwiek jednego możecie być pewne. Tak szybko i łatwo się to nie skończy, wydarzy się jeszcze trochę zanim ujrzycie rozdział o nazwie 'epilog' ,choć przyznam ,że na takowy plan już mam w całości. W każdym bądź razie, widzimy się tu przez kilka kolejnych weekendów moje drogie :)
Ściskam,
wingspiker.
|ASKduet | Pit |