sobota, 31 maja 2014

Sprzeczność bonusowa: czwarta.

Była zupełnie wyczerpana. Nie miała sił i nie wiedzieć nawet kiedy odpłynęła. Obudziło ją dopiero ciche pukanie do drzwi zza których wyjrzała jej siostra. Nie mówiła zupełnie nic. Siadła tylko obok blondynki i bez słowa objęła ją ,a ta zapłakiwała jej ulubioną koszulę. Nie musiała jej nic mówić. Doskonale wiedziała ,że z pewnością dowiedziała się o całym zdarzeniu jak nie od swojego męża tak od samego zainteresowanego. Nie miała ani ochoty ani siły o tym rozmawiać. Była zupełnie bezradna bo chyba właśnie przegrała najważniejszy pojedynek w swoim życiu. Pojedynek o to co miała najcenniejsze. O swoją miłość.
 -Był tutaj.-rzuca dopiero po chwili
 -Czego chciał?
 -Chciał z tobą pogadać rzecz jasna.-odpiera szatynka- Ale powiedziałam mu ,że nie jesteś za bardzo w stanie rozmawiać, na pewno nie z nim.
 -Nie mamy już o czym rozmawiać.-chlipie
 -Wiem jak to wyglądało, ale może powinnaś choć spróbować z nim porozmawiać Oli?
 -Bronisz go?!-podnosi głos
 -Nie bronię, ale ta.. oszczędzę jej epitetów podwalała się do każdego. Nawet do Wojtka, ale miała pecha bo trafiła na mnie i dość szybko jej go wyperswadowałam. Andrzeja czepiła się tak na dobre jak się wyprowadziłaś. Skądś musiała się tego dowiedzieć bo przystąpiła wtedy do działania. To co zrobiła dzisiaj, zrobiła do specjalnie żeby cię zdenerwować. Przecież wiesz ,że on jest zakochany do szaleństwa tylko w tobie.
 -Umówił się z nią.-wyrzuca z siebie
 -A wiesz po co?
 -Oświeć mnie.
 -Chodziło o jakieś działania promocyjne, nie wiem dokładnie na czym to polegało, musiałabyś spytać o to niego.-odpowiada ze spokojem- Z resztą nie powinnaś się denerwować w tym stanie.
 -Trochę o to trudno.-odpowiada podciągając kolana do siebie
 -Nie powiedziałaś mu.-rzuca szatynka
 -Skąd wiesz?
 -Bo powiedział ,że się o ciebie martwi Oli bo źle wyglądasz i zasłabłaś.-odpowiada spoglądając na siostrę- Dlaczego mu nie powiedziałaś?
 -Chciałam, ale zaczęliśmy się sprzeczać, a do tego zaraz pojawiła się ta cizia.-wywraca oczami
 -Ja nie nakazuje się wam od razu schodzić, choć nie powiem dobrze by było.-przystaje biorąc głęboki oddech- Ale mimo wszystko i wbrew wszystkiemu on powinien wiedzieć o ciąży.
Doskonale wiedziała ,że siostra ma rację. Wiedziała ,że nie mogła tego faktu zatajać w nieskończoność bo kiedyś w końcu wyjdzie na jaw. Nawet gdyby chciała dowiedziałby się prędzej czy później. W końcu rosnąca pod jej sercem pociecha chcąc nie chcąc zwiększałaby objętość jej brzucha ,którego z każdym miesiącem z pewnością by przybywało. Musiała to zrobić. Choćby tego nie chciała, miała obowiązek go poinformować. Nie zamierzała być samotną matką z dwójką dzieci, aczkolwiek ich obecna sytuacja nie zwiastowała innego scenariusza. Była jednak mu to winna. Była winna mu prawdę, mimo wszystko.
 -Co ty tu robisz?-dziwi się widokiem nikogo innego jak swojego męża siedzącego na krawężniku przed jej rodzinnym domem gdy wracała ze spaceru z ich pociechą ,która momentalnie na widok ojca pognała w jego kierunku.
 -Chcę porozmawiać.-rzuca biorąc na ręce swoją pociechę ,która wydaje się być wręcz wniebowzięta obecnością dawno widzianego taty. Nie potrafił jej nie rozczulić ten widok. Mimowolnie na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech, z każdą kolejną chwilą przypatrywania się na niebieskookiego rósł ,co musiał dostrzec bo odwdzięczył się niemal tym samym uśmiechem jakim obdarzał ją przez ostatnie kilka lat co dzień. Nie chciała uciekać przed tą rozmową bo musiałaby ją i tak w końcu z nim odbyć. Wybierają neutralny grunt do rozmowy zostawili Zuzię u dziadków i wybrali się na spacer. Przez dłuższą chwilę szli obok siebie jak znajomi bez żadnego słowa od czasu do czasu spoglądając ukradkiem na to drugie i pesząc się pod jego wzrokiem. Blondynka doskonale widziała jak walczył ze sobą. Widziała jak kilkukrotnie cofa rękę. Wiedziała ,że miał ochotę złapać ją za rękę. Objąć ją ramieniem. Wykonać jakiś błahy gest by zacząć nim jakikolwiek dialog.
 -Chciałeś porozmawiać.-rzuca blondynka spoglądając na niego ukradkiem po dłuższej chwili
 -Chciałem.-przytakuje biorąc głęboki oddech- Ta kobieta ,która mnie pocałowała to nasz rzecznik prasowy. Młoda, atrakcyjna i do tego wbrew pozorom strasznie pusta bo po kolei szuka wśród nas swoich ofiar. Dosłownie każdy z nas miał jakieś przeboje, ale ostatnimi czasy mnie dostaje się najbardziej. Nie wiem czy dałem jej jakiś powód czy cokolwiek powiedziałem ,ale czepiła się mnie jak jakiś prześladowca. Dziwnym trafem wiedziała ,że akurat ciebie nie ma w Bełchatowie i co rusz próbowała zaprosić mnie na jakiś domowy obiadek jak to mówiła czy porządny posiłek. Może i nie jeden by się dał omamić, ale zapewniam cię ,że mnie ona wcale nie wzrusza. Jest tylko jedna kobieta ,którą darzę najgłębszym z możliwych uczuć i wiesz doskonale ,że to jesteś ty.
 -Dlaczego mi to mówisz?
 -Bo wiem jak to mogło i na pewno wyglądało.-wzdycha- Uwierz, ona zrobiła to specjalnie. Nie mam pojęcia kto dostarcza jej wszelkich nowinek na nasz temat bo doskonale wiedziała jak wyglądasz i wiedziała doskonale ,że będziesz na meczu. Nic do niej nie czuję.
 -Nie broniłeś się specjalnie przed jej pocałunkiem.-rzuca blondynka
 -Bo mnie zaskoczyła!-broni się- Widziałem ,że czekasz i chciałem do ciebie przyjść. No właśnie, chciałem..
 -Dlaczego się z nią umówiłeś?
 -Nie chodziło o prywatne spotkanie, bo to byłaby ostatnia rzecz na jaką bym się zgodził.-odpiera- Mieliśmy we dwóch z Mariuszem iść na jakieś zajęcia z dzieciakami.
 -Powinnam ci wierzyć?-spogląda na niego
 -Chciałbym byś mi wierzyła Oli.-wypowiada słowa, zwłaszcza to ostatnie z wyjątkową troską w głosie- Chciałbym by było jak dawniej.
 -Tylko my nic nie robimy w tym kierunku.-kręci głową- I co z tego ,że wyjechałam skoro nawet się do siebie nie odzywamy? Co raz bardziej o sobie zapominamy.
 -Ale to nie oznacza ,że nie tęskniłem, za Zuzią, za tobą. Nie potrafię nawet myśleć o czym innym niż w kółko o was.
 -Teraz nagle przypomniałeś sobie o moim istnieniu? Dopiero teraz gdy mnie nie ma?-kiwa głową- Dlaczego wcześniej traktowałeś mnie jak powietrze? Jak piąte koło u wozu? Jakbyś mnie nie kochał...
 -Przepraszam bardzo ,że znowu to ja jestem sprawcą tego całego zamieszania!-prycha
 -Jak miałam się niby zachowywać? Myślisz ,że przyjemnie wracało mi się do domu po kilkunastu godzinach pracy i czuciu tego chłodu i obojętności? Myślisz ,że miałam ochoty przytulić się do ciebie? Byś choć zadał to idiotyczne pytanie jak w pracy? Byś chociaż popatrzył na mnie jak wcześniej?
 -A myślisz ,że mnie było łatwo?!-podnosi ton głosu- Nie tylko ja jestem winny temu co się stało, ty też nie jesteś bez winy do cholery! Ty ostatnim tygodniami w domu w zasadzie tylko sypiałaś i miałaś głęboko w poważaniu mnie czy nawet Zuzię! A jak już pojawiałaś się w domu o nieludzkich godzinach to od razy zbywałaś mnie albo nawet bez słowa szłaś spać i tak w kółko. I myślisz ,że mnie było przyjemnie? Że ja nie chciałem spędzić z tobą wieczoru? Przytulić cię i siedzieć nawet w tej głuchej ciszy? Jakoś nie było okazji. I nie wiń tylko i wyłącznie mnie.
 -Nie twierdzę ,że jestem bez winy.-odpiera podirytowana- Ale wiesz jak się wtedy poczułam? Jak śmieć. Jak kompletny wyrzutek. Jakbym przestała być dla ciebie atrakcyjna. Jakbyś przestał mnie z dnia na dzień kochać i widzieć we mnie tylko matkę swojego dziecka...
 -Może i tak to wyglądało, ale jak mogłaś pomyśleć ,że przestałem cie kochać?
 -Jak mogłeś pomyśleć ,że mam kogoś..-łamie jej się głos, a z pewnością buzujące hormony jej nie pomagały w tym momencie.- Zabolało, nawet bardziej niż twoja obojętność...
 -Byłem zły, nie wiedziałem co mówię.
 -Chyba dobrze wiedziałeś, za dobrze.
 -O co ci znowu chodzi?!-burzy się
 -O nic.-wzrusza ramionami- Dałam ci jakikolwiek powód by tak pomyśleć?-pyta po chwili
 -W złości ludzie mówią różne głupoty.-odpiera
 -Teraz to będzie twoją wymówką?-prycha podirytowana- Wszystko będziesz usprawiedliwiał tym ,że byłeś zły? Czy może spojrzysz prawdzie w oczy? Oddaliliśmy się od siebie bo obydwoje nie mieliśmy dla siebie czasu. Obydwoje udawaliśmy ,że wszystko było idealnie kiedy tak naprawdę sypało się nam na głowę. I wiesz co jest najgorsze? Że nam ta obojętność i mijanie się pasowały i każdego dnia brnęliśmy w nie co raz głębiej aż nie wytrzymaliśmy. To się z nami stało. Daliśmy się wziąć rutynie i daliśmy jej zniszczyć to co nas łączyło. Daliśmy jej sprawić ,że nas już praktycznie nie ma i jedyna co nas łączy do dzieci..-gryzie się w język mając nadzieję ,że nie usłyszał ostatniego słowa.
 -Nie, wezmę to na klatę jak prawdziwy facet.-przeczy- Wiem ,że zawaliłem i nie potrafię wybaczyć sobie tego ,że dałem ci tyle powodów do tego byś zwątpiła w moje uczucie. Byś w ogóle pomyślała ,że cię nie chcę. A najbardziej nie mogę sobie wybaczyć tego ,że dałem ci tak bardzo się ode mnie oddalić.-wzdycha głęboko jak gdyby analizując jej wypowiedź- Zaraz, czy ty użyłaś liczby mnogiej?
 -Przesłyszało ci się.-rzuca szybko mając nadzieję ,że da się zbyć.
 -Nie, nie mogło.-kręci głową przecząc jej słowom- Powiedziałaś 'dzieci'. Słyszałem to! Oli, czy..
 -Tak, jestem w ciąży.-przerywa mu- I tak, to twoje dziecko jakbyś miał wątpliwości.-rzuca i w jednej chwili odwraca się na pięcie i ile sił w nogach rusza przed siebie. Ma gdzieś jego wołania, jego wręcz błagalne krzyki. Po prostu gna przed siebie jak szalona. Zatrzymuje się dopiero zdyszana za rogiem z jednej kamienic z nadzieją ,że go zgubiła. Podskakuje ze strachu gdy nagle słyszy znajomy głos. Czuję wyraźną ulgę ,gdy osobnikiem tym wydaje się być nie kto inny jak Karol.
 -Czy wy wszyscy nie macie co robić ,że siedzicie w tej Warszawie?-pyta wsiadając do jego samochodu
 -Tak jakoś wyszło ,że wszyscy tu przyjeżdżają, ale to ty zaczęłaś ten trend.-szczerzy się- W tym roku maraton warszawski trochę wcześniej?-chichocze widząc jej zdyszanie
 -Nie moja wina, tak wyszło.-wzrusza ramionami
 -Wrona kretyn dalej udaje ,że nie wie co to telefon i się nie odzywa?
 -Widzieliśmy się.-odpowiada spoglądając przez szybę
 -I wnioskuję ,że nic się nie zmieniło w tejże sprawie?
 -Sądzisz ,że gdyby tak było siedziałabym  tu właśnie z tobą Karol?-spogląda na przyjaciela
 -Z niego to jednak jest kretyn.-kręci głową-Wyszłaś za kretyna Oli, jak się z tym czujesz?
 -Bez komentarza.
 -Widzę ktoś tu w nie w sosie i zabija wzrokiem.-zauważa środkowy
 -Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze ,że kobiety tak mają?
 -Przyzwyczaiłem się ,że Wronos kretynos tak ma.-chichocze- A tak serio, to mam z nim po męsku porozmawiać i postawić do pionu?
 -Nic na siłę Karol.
 -No bez jaj, jak tak dalej pójdzie to jedyne co wam zostanie wspólnego to kredyt.-kręci głową- Kurde, przecież wy się kochacie, czy to serio takie trudne wziąć i pogadać jak ludzie?
 -To nie jest tak proste jakby ci się wydawało.-kręci głową blondynka
 -No właśnie ,że jest proste.-odpowiada jej- Dam wam dychę jak pogadacie i się nie pokłócicie. Ba, wyślę was na tygodniowe wakacje.-śmieje się
 -Dzięki za motywację Karolku, w końcu darmowe wakacje to moje marzenie!-śmieje się po raz pierwszy od bardzo dawna. Jeszcze raz dziękuję przyjacielowi za podwózkę i znika za drzwiami swojego rodzinne domu. W zasadzie reszta popołudnia nie różni się za wiele niczym od poprzednich. Cały ten czas wypełniła jej rozbrykana pociecha nie mająca dość zabaw i harców po całym dniu tych ,że czynności. Patrząc na nią blondynka zastanawiała się skąd w tym maleństwu tyle energii i radości. Ona po całym dniu zabaw z nią padała wieczorami na twarz i nawet następnego dnia rano nie miała sił by wstać. Zastanawiała się po kim ona była taka żywotna i chyba znała odpowiedź. Po tym samym facecie dzięki któremu ma cudowne niebieskie oczy i momentami wydawało jej się ,że uwielbiała go chyba jeszcze bardziej niż ją.
 -Powiedziałaś mu?-wyrywa ją głos siostry
 -Powiedziałam.-przełyka głośno ślinę
 -To dlaczego tu siedzisz?-mruży oczy
 -Tak wyszło.-wzrusza ramionami
 -Nie wierzę ,że ot tak cię wypuścił.
 -Możemy pogadać o tym później? Muszę położyć Zuzię.-zbywa siostrę biorąc swoją pociechę na ręce i chcąc nie chcąc Majka daje za wygraną. Mniej więcej po godzinie mała smacznie śpi ,a blondynka leży w swoim dawnym pokoju delikatnie wodząc po jeszcze niewidocznym brzuszku jednocześnie zastanawiając się nad tym co dalej. Nie wie nawet kiedy usłyszała ciche pukanie do pokoju oraz jak materac łóżka ugina się pod ciężarem gościa. Niemalże pewna obecności swojej siostry nie odwraca się nawet w jej kierunku.
 -Nie musisz mi mówić ,że jestem głupia, wiem to.-wzdycha- Nie wiem dlaczego po prostu uciekłam, hormony chyba za bardzo przejmują nade mną kontrolę bo ostatnimi dniami nie wiem sama co się ze mną dzieje.-przerywa biorąc głęboki oddech- Nawet nie wiesz jakbym chciała żeby między nami było znowu jak dawniej. Żebyśmy znowu byli rodziną, w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Żebyśmy obydwoje nie mogli się tak samo doczekać tego szkraba ,który nie powiem trochę nas zaskoczył. Nawet nie wiesz jak bardzo pragnę żeby obudzić się rano i go zobaczyć. Żeby jak kiedyś obdarzał mnie tym swoim najcudowniejszym uśmiechem i dawał bez zbędnego powodu do tego ,że mnie kocha. Boże, dlaczego to jest takie trudne i tak cholernie pogmatwane? Kocham go, ale jednocześnie przeraża mnie fakt ,że znowu stanie się tak samo. Że znów będziemy dla siebie znaczyć co raz mniej, z tym ,że następnym razem nie uda się już w żaden sposób tego uratować. Choć w zasadzie nie jestem pewna czy teraz to nam się uda.-zatrzymuje się na chwilę zbierając myśli i dodając po dłuższej chwili ciszy- Myślisz ,że będziemy potrafili sobie na nowo zaufać? Na nowo zbudować naszą relację? Kocham go, ale nie wiem czy wierzę w to co mówi bo mimo wszystko nie potrafię zapomnieć tego co mi powiedział ostatnim razem w Bełchatowie. Dlatego się waham.. Dlatego nie potrafię do końca uwierzyć w jego szczerość i w jego 'kocham'. Czy on mnie naprawdę kocha czy mówi to dlatego ,że musi? Bo jesteśmy rodzicami i znowu nimi będziemy? Chciałabym wiedzieć i wierzyć ,że naprawdę mnie..
 -Kocha?-przerywa jej, a ona natychmiast się prostuje. To nie był głos jej siostry. To nie był głos należący do kobiety. To był głos mężczyzny. Jedyny i niepowtarzalny. Głos ,który mogłaby rozpoznać niemal wszędzie. Gdy odwraca wzrok ku swojemu rozmówcy potwierdza tylko swoje przypuszczenia. Naprawdę tu siedział. W całej okazałości. Ponad dwumetrowy facet ,któremu blisko dwa lata temu ślubowała miłość. Dokładnie ten sam. Ten sam ,który był jej pierwszą i zarazem największą miłością. Dokładnie on. Andrzej Wrona we własnej osobie.

~*~
Od razu Was przepraszam za tą przerwę ,ale napisane do przodu rozdziały skurczyły się niesamowicie ,a wena jak sobie poszła tak za cholerę nie chce wrócić. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje ,ale za nic nie mogę się przemóc  tym pisaniem, kiedyś rozdziały szły szybko i sprawnie tak teraz się męczę jak nie wiem. Choć wiem co chcę napisać to nie bardzo wiem jak to ubrać w odpowiednie słowa, jednymi słowy nastąpiło chyba wyczerpanie materiału. Każdego to chyba dopaść musi, więc przepraszam za treść kolejnych rozdziałów, już z góry.
Jedyne co pociesza to wygrana naszych orzełków we wczorajszym meczu z reprezentacją Canarinhos na ich terenie. Chłopaki pokazali charakter i wolę walki, coś co chcemy widzieć zawsze w tej drużynie. Mnie jako kibica Resovii niesamowicie cieszą dobre ,a nawet bardzo dobre występy moich Resoviaków, zwłaszcza Busza, Fabiana czy Dawida, Igła to wiadomo, klasa sama w sobie i  jego jestem zawsze dumna :D
Nie zanudzam dłużej. Z okazji jutrzejszego dnia dziecka życzę Wam wszystkiego co najlepsze, bo przecież wewnętrznie wszyscy jesteśmy dziećmi! ;)
Ściskam,
wingspiker.

|ASKduet | Pit | 
Mam nadzieję ,że ktoś czekał.

piątek, 16 maja 2014

Sprzeczność bonusowa: trzecia.

Siedzi na parapecie swojego rodzinnego domu z kubkiem zielonej herbaty w dłoniach. Spogląda przez okno podziwiając wyjątkowo rozświetlone tego wieczoru niebo. Nie potrafiła odwieść swoich myśli od niego. Nie umiała za nic w świecie nie mieć przed oczami jego uśmiechu. Tych dobrych dni. Jednak zaraz jakby wywołane pojawiają się te, o których pamiętać zdecydowanie nie chciała. Za żadne skarby nie mogła nie myśleć o tym co dopadło ich z Andrzejem. Nawet pomimo faktu ,że ostatnimi tygodniami zachowywali się bardziej jak znajomi niż małżeństwo tęskniła. Tęskniła nie tylko za tymi dobrymi chwilami. Tęskniła też za nim. Wszystko przywodziło jej na myśl niebieskookiego dwumetrowca. Nawet głupi kubek z herbatą. Zimnymi wieczorami siedzieli z zieloną herbatą w dłoniach, jeszcze za czasów gdy nie byli małżeństwem i rozmyślali nad swoją wspólną przyszłością snując snując różnorakie plany. Wtedy by nawet nie pomyśleli ,że właśnie ich może dopaść kryzys. Wszystkich innych, tylko nie ich. Siedząc tak niemal co wieczór nie raz zamykała oczy z nadzieją ,że gdy je otworzy wszystko wróci do zupełnej normy. Ilekroć o tym marzyła, tylekroć się rozczarowywała. Po cichu liczyła na to ,że któregoś dnia to on zrobi ten krok i zupełnie znienacka pojawi się w drzwiach jej domu. Ale wiedziała ,że szybko to nie nadejdzie. Wiedziała ,że miał teraz sezon i za nic nie mógł wyrwać się z Bełchatowa, nawet gdyby bardzo tego chciał. Po cichu liczyła ,że on tęskni nie mniej co ona. Miała nadzieję ,że tak samo jak i ona wraca wieczorami pamięcią do tych chwil kiedy byli ze sobą naprawdę szczęśliwi. Chwil ,które tak szybko minęły i w chwili obecnej wydawały się wręcz niemożliwe do wyjścia ze sfery wspomnień.
 -Skarbie, idź spać.-z zamyśleń wyrywa ją zatroskany głos matki
 -I tak nie zasnę.-wzdycha dopijając parującą ciecz
 -Może pogadamy?-siada obok
 -Jest prawie północ mamo, powinnaś się położyć.
 -Nie zasnę jeśli ty tu będziesz siedzieć taka skwaszona.-kręci głową- Jeśli mi powiesz co cię gryzie, to może uda mi się ci pomóc.-uśmiecha się
 -Cały czas to samo.-odpowiada smutno- Nie potrafię przestać myśleć o tym wszystkim.
 -Wiesz kochanie, czasem tak bywa ,że dwójka kochających się ludzi nie potrafi się za nic na świecie dogadać. Bywa ,że jednego dnia chcesz uchylić tej osobie nieba, a drugiego wydaje ci się zupełnie obca.-mówi otaczając ją ramieniem- Obydwoje nie jesteście z Andrzejem bez winy. Pozwoliliście żeby rutyna przejęła kontrolę nad uczuciem jakim się darzycie. Pozwoliliście by oddaliła was od siebie za bardzo.
 -Co mam zrobić? Nie mam zielonego pojęcia jak mam to zmienić.
 -Musicie chcieć tego obydwoje, a nie wątpię ,że nie chcecie.-odpowiada jej matka
 -Zaczynam w to szczerze wątpić.-kręci głową- Nie odezwał się ani słowem.
 -Bo wbrew pozorom faceci to też całkiem delikatne stworzenia Oli.-mówi- Andrzej też potrzebuje chwili czasu żeby to wszystko przemyśleć, by sobie to poukładać. Nie wątpię w to ,że on cię dalej kocha, po prostu obydwoje trochę się zgubiliście w szarej codzienności.
 -Skąd możesz to wiedzieć?
 -Bo jestem mężatką od blisko trzydziestu lat i nie zapominaj przyjaźnie się od ładnych paru lat z jego matką i chcąc nie chcąc wymieniamy się spostrzeżeniami na wasz temat, jak to matki.-uśmiecha się zakładając kosmyk jej blond włosów za ucho.
 -To wszystko jest zbyt trudne.
 -Nikt nie powiedział ,że w życiu jest łatwo.-odpowiada gładząc jej policzek- Ale najważniejsze to się nie poddawać. Bo po każdej burzy wychodzi słońce. Nawet po takim huraganie jaki ty teraz przechodzisz.
 -Obyś miała rację mamo.-odpowiada blondynka i jak za dawnych lat, gdy była małą dziewczynkę przytula się do matki. Potrzebuje teraz obecności drugiego człowieka. Potrzebuje bliskości. Odwzajemnionego ciepła i czułości. Potrzebowała go w tym momencie, jak nikogo innego. Potrzebowała, ale też wiedziała ,że to jeszcze nie czas. Wiedziała ,że jeszcze musi upłynąć trochę czasu zanim znów spojrzą na siebie jak kiedyś. Zanim będą rozmawiać jak kiedyś. Jeśli w ogóle do tego dojdzie bo musiała liczyć się również z taką opcją.
 -Majka?-dziwi się blondynka otwierając drzwi
 -Nie, duch święty.-wywraca oczami- No pewnie ,że ja! Myślałaś ,że zostawię cię samą pomimo faktu ,że wybyłaś z Bełchatowa?
 -Co z Kubą?
 -Został z babcią.-odpowiada blondynce na co ta kiwa tylko głową i wpuszcza siostrę do środka. W pierwszej chwili żadna z nich nie bardzo wiedząc jak i czy w ogóle zaczynać jakże drażliwy temat zaczynają rozmowę o zupełnie błahych i nieistotnych rzeczach od pogody poczynając po wszelkie wyprzedaże w sklepach. Obydwie jednak wiedziały doskonale dlaczego Majka tu przyjechała. Doskonale wiedziały ,że nie uciekną od rozmowy na ten temat.
 -Trzymasz się jakoś?-pyta nagle
 -Może nie wyglądam, ale słabo.-wzdycha- Nie radzę sobie z tym, cały czas chce mi się płakać na samą myśl o nim, nie za wiele jem. Generalnie jestem w psychicznej dupie.-skwitowała
 -Fakt, nie wyglądasz najlepiej.-mierzy ją bacznym spojrzeniem- Na pewno dobrze się czujesz? I nie pytam tylko wiesz o co.
 -Nie.-kręci głową- Ale to przez te wszystkie nerwy i nieprzespane noce.
 -Może powinnaś pójść do lekarza Oli?
 -Nie widzę potrzeby.-potrząsa głową
 -Może tak dla własnego spokoju?
 -Przestań, co mi może być?-kpi z jej słów ,lecz po chwili poważnieje. Ostatnimi dniami faktycznie nie czuła się najlepiej. Nie spała po nocach. Rano nie była w stanie patrzeć na jedzenie. Ostatnio też dość często zdarzało jej się płakać i rozklejać z byle głupiego powodu. Przez to zaczęła się co raz poważniej zastanawiać nad tym czy aby jej samopoczucie nie miało drugiego dna. Czy aby jej siostra nie miała słuszności w swoich podejrzeniach.
 -Oli, a może ty jesteś w..
 -To niemożliwe!-rzuca przerywając jej- My nawet ze sobą nie rozmawialiśmy, nie wspomnę już nawet o tych sprawach..-przełyka głośno ślinę
 -Przecież to nie trwa pół roku, od kiedy między wami się tak dzieje? Miesiąc? Dwa?
 -Prawie trzy.-przygryza wargę starając się przypomnieć ostatnią wspólnie spędzoną noc. Dopiero po dłuższej chwili coś zaczyna jej świtać. Wtedy zaczyna z przerażeniem patrzeć na siostrę bo ostatni raz, kiedy to zrobili był niemal dokładnie trzy miesiące temu.
 -To nie może być prawdą.-kręci głową zdenerwowana
 -Lepiej to sprawdź.-mówi ze spokojem młodsza z sióstr podstawiając jej pod nos pudełeczko. To które miało potwierdzić lub zaprzeczyć jej największym obawom. Była zupełnie spanikowana. Dłonie jej drżały, a dziesięć minut jakie należało odczekać wydawały się być wiecznością. Każda kolejna minuta dłużyła się niczym godzina. Nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Przechadzała się w tą i z powrotem po łazience słysząc głos siostry pytający czy aby na pewno wszystko w porządku. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na test. Co poczuła widząc jego wynik? W zasadzie nie wiedziała czy ma płakać czy śmiać się. Nie wiedziała czy ma się cieszyć, skakać z radości czy zamknąć się w pokoju. Była w ciąży. Nosiła pod sercem owoc miłości swój i jego. Znowu miała za parę miesięcy wydać na świat ich dziecko. Była przerażona. Była bliska płaczu. Nie wiedziała co miała robić. Nie miała zielonego pojęcia dlaczego akurat teraz musiało się jej to przytrafić. W chwili gdy obydwoje są pełni wątpliwości.
Siedząc w poczekalni do lekarza nie łudziła się nawet ,że jakimś cudem doktor zaprzeczy. Nie liczyła na to ,że test kłamał. Siedząc tam zastanawiała się jedynie jak i kiedy powie o tym fakcie swojemu małżonkowi ,którego widziała dobrych kilkanaście dni temu i z którym kontakt jej był równy niemal zeru. Nie wiedziała nawet gdyby udało jej się przekazać przyszłemu tacie tą nowinę jakby zareagował. Krzyczałby czy może skakał z radości? Bardziej chyba skłaniała się ku tej drugiej wersji.
 -Gratuluję, to prawie trzeci miesiąc.-mówi wyraźnie uśmiechnięty lekarz wodząc głowicą po jej brzuchu- Nie wygląda pani na szczęśliwą, zazwyczaj kobiety w takich chwilach skaczą ze szczęścia.
 -Ciesze się, aczkolwiek ta radość jest w cieniu problemów.-odpowiada mu
 -Nie może się pani teraz stresować, także proszę problemowi się szybko ogarnąć.-uśmiecha się ciepło mężczyzna. Po krótkich reprymendach co do wszelkich czynności w jej stanie o których doskonale wiedziała jako lekarz i matka blisko półtorarocznej pociechy opuściła gabinet lekarski przed którym czekała na nią Maja.
 -Jestem w ciąży.-rzuca bez entuzjazmu tępo wpatrując się przed siebie
 -Nie wiem co mam powiedzieć.-rzuca w pierwszej chwili
 -A ja?-prycha
 -Musisz mu jak najszybciej powiedzieć o ciąży.
 -Chyba nie będę miała ku temu szybko okazji.-odpowiada siostrze
 -Chyba jednak tak.-uśmiecha się- Chłopaki grają dzisiaj w Warszawie i z tego co Wojtek mówił twój mąż planuje zostać po meczu w stolicy.
 -Szkoda ,że nie dowiedziałam się o tym od niego samego tylko od ciebie.-kręci głową zrezygnowana
 -Chyba nie zamierzasz zataić przed nim tego faktu Oli?-patrzy na nią wyczekująco- Przecież lada dzień brzuch zacznie rosnąć i jak to sobie wyobrażasz? Przecież się dowie, prędzej czy później.
 -Nie powiedziałam tego.
 -Ale wiem ,że pomyślałaś.-gani ją
 -Nie chcę żeby przez ciążę się nade mną litował i byśmy na siłę próbowali być razem.
 -Na siłę?-powtarza szatynka- Przecież się kochacie, macie cudowna córkę i kolejne dziecko w drodze. Przecież wy jesteście dla siebie stworzeni!
 -I co z tego skoro nie potrafimy ze sobą przebywać w jednym pomieszczeniu bez kłótni?
 -Proszę cię, chodź ze mną na ten mecz i chociaż z nim porozmawiaj. Bądź mądrzejsza.
Długo biła się z myślami. Długo biła się sama ze sobą. Ale coś pchnęło ją ku temu by siedzieć w tej chwili na plastikowym krzesełku na hali Torwar. Jakaś bliżej nieznana jej siła kazała jej tu być i nie wybaczyłaby sobie gdyby nie przyszła. Kiedy go zobaczyła serce nagle przyśpieszyło rytmu. W jednej chwili o mało co nie wyrwało się jej z piersi. A już o mały włos miałaby stan przedzawałowy przez ukochanego swojej siostry ,który dostrzegł je pośród tłumu kibiców i usilnie wskazywał Andrzejowi. Widziała jego wzrok na swoje osobie. Czuła ,że patrzył właśnie na nią. Nie na innych kibiców. Widziała to. Widziała jak blado uśmiecha się w jej kierunku. Potrafiła jedynie obdarzyć go tęsknym spojrzeniem. Za każdym razem gdy się odwracał wiedziała ,że szukał właśnie jej pośród tłumu. Nie wiedziała nawet kiedy mecz dobiegł końca. Nie wiedziała nawet kiedy tłumy wokół niej znikły i zostały pojedyncze osoby wyczekujące na siatkarzy w celu zrobienia sobie zdjęcia czy wzięcia autografu. Ona też czekała. Nie mogła się ruszyć z miejsca. Stała jak sparaliżowana w miejscu nie mogąc poruszyć żadną kończyną. Stała oczekując aż on znów obdarzy ją spojrzeniem. Aż zjawi się obok. Dokładnie tak samo jak zrobił to mąż Mai i ta zupełnie zapomniała o siostrze. Ale wtedy widok jaki dostrzegła był jak cios poniżej pasa. Jak sztylet wbity prosto w jakże kruche serce. Ładna szatynka w jednej chwili uwieszająca się na szyi jej męża. W jednej chwili składająca pocałunek na jego policzku. O wiele ładniejsza od niej, o wiele atrakcyjniejsza. A tak przynajmniej je się wydawało. W jednej chwili ruszyła z miejsca. Na nic zdały się pytające krzyki Wojtka czy Majki. Szła szybkim tempem przed siebie. Nie wie nawet kiedy zaczęła biec i zatrzymała się nie mogą złapać oddechu. I w jednej chwili wiedziała ,że przystanek był wielkim błędem. Zapomniała ,że ma do czynienia z o wiele bardziej sprawnym od siebie facetem.
 -Oliwia!-słyszysz swoje imię wykrzykiwane przez jednego osobnika- Zaczekaj!-woła, gdy ta odwraca się i ma zamiar znaleźć się jak najdalej od niego jednak jej organizm jej to uniemożliwia odmawiając posłuszeństwa i o mały włos nie powalając jej na ziemie gdyby nie szybka reakcja Wrony.
 -Zostaw mnie.-mówi zła
 -Dobrze się czujesz?-pyta z wyraźną troską w głosie
 -Czy dobrze się czuję?!-podnosi ton głosu- Wspaniale po prostu!
 -Pytam poważnie, źle wyglądasz.
 -Zachowaj lepiej swoje troski dla tej pani z którą się obściskiwałeś po meczu.
 -Daj spokój, przecież ona nic dla mnie nie znaczy!-rzuca
 -Nie obchodzi mnie to!-niemal krzyczy- Już wiem dlaczego się nie odzywałeś tyle czasu, jak widać miałeś ciekawsze zajęcia.-prycha
 -To nie tak, daj sobie wytłumaczyć.-broni się
 -A tu jest co tłumaczyć?-patrzy na niego z wyrzutem- To koniec.
 -Nie mów tak.
 -A jak mam mówić? Dobrze się bawiłeś? Szkoda tylko ,że ja i Zuzia musimy na tym cierpieć.
 -Nie pieprz głupot Oliwia.-podnosi ton głosu- Dobrze wiesz ,że jesteście dla mnie najważniejsze na świecie!
 -Tak? A tamta kobieta? Kim jest dla ciebie?-pyta łamiącym się głosem- Jak długo to trwa?
 -Nie jest dla mnie nikim ważnym.-odpowiada- Pracuje u nas jako przedstawiciel prasowy i przystawia się do mnie od jakiegoś miesiąca.
 -I w końcu się udało.-wzrusza ramionami- Jesteś już praktycznie wolny, więc ma pole do popisu.
 -Tylko ciebie kocham i wiesz to.
 -Jej też to mówisz?-pyta ścierając łzę z policzka
 -Na miłość boską, co ja mam zrobić żebyś mi uwierzyła?-pyta błagalnym niemal tonem głosu- Nie obchodzą mnie jej zaloty. Nie obchodzi mnie ona. Obchodzisz mnie tylko ty Oliwia, tylko i wyłącznie ty. Proszę, uwierz mi.
 -Nie umiem Andrzej.-mówi cicho
 -Proszę.-mówi równie cicho stając zdecydowanie za blisko niej i unosząc jej podbródek do góry- Jesteś dla mnie całym światem Oli, zrozum to.
 -Jak mam wierzyć twoim słowom skoro zaraz robisz i mówisz zupełnie co innego? No jak?-pociąga nosem
 -Kochasz mnie?-pyta nagle
 -Co to ma do rzeczy?-odpowiada mu nie wiedząc o co mu chodzi
 -Chcę tylko to wiedzieć. Kochasz?
 -Gdyby tak nie było, nie stałabym tu.-odwraca wzrok
 -Tak czy nie.-ciągnie
 -T..tak.-wydusza z siebie- Kocham cię.
 -Dlaczego nie potrafimy inaczej skoro się kochamy?-pyta gładząc delikatnie dłonią jej policzek. Wtedy właśnie słyszy piskliwy żeński głos. I gdy odwraca wzrok widzi tą samą szatynkę co na hali. Dokładnie tą samą, z tym samym pustym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
 -Nie chcę przeszkadzać ,ale nie odbierałeś telefonu ,a nie wiem czy twoja propozycja jest dalej aktualna?-uśmiecha się słodko
 -Baw się dobrze.-rzuca chłodno blondynka i niemal natychmiast odwraca się na pięcie i w szybkim tempie odchodzi. Nie obchodzą jej jego nawoływania. Nie obchodzi ją telefon wariujący z nadmiaru połączeń czy wiadomości tekstowych. Nie obchodził jej pytający wzrok matki jaki napotkała przy wejściu do domu. Rzuciła się na łóżko w swoim starym pokoju i zaczęła cicho szlochać. Bo chyba nic innego jej nie pozostało..

~*~
Nie ,nie przeżyję bez komplikacji, a bonus w którym opisywałabym sielankę byłby nudny jak flaki z olejem i ciągnął by się niczym 'Moda na sukces'. Ze mną spodziewajcie się wszystkiego, dosłownie. Nie to żebym Was straszyła czy coś :P Dzisiaj ode mnie będzie krótko bo mam parę spraw do załatwienia przed meczem, także miłego, bezzawałowego czytania i miłego weekendu zwieńczonego trzema zwycięstwami chłopaków w kwalifikacjach. Ja tymczasem idę pływać w kałużach do obowiązków.
jakby ktoś miał wenę na zbyciu to przygarnę!
Miłego weekendu,
wingspiker.

|ASKduet | Pit | 

piątek, 9 maja 2014

Sprzeczność bonusowa: druga.

Blondynka nie wie nawet ,który raz ich wieczór kończy się kłótnią. Nie wie ,który raz z kolei płacze wieczorem. Przestała liczyć na to ,że któregoś dnia przyjdzie styrana z pracy do domu i spotka szczerzy uśmiech swojego męża. Nie liczyła już na to ,że gdy nie będzie miała większej ochoty w zasadzie na nic, a on przytuli ją i pocałuje mówiąc ,że jest jego największym szczęściem i kocha ją najbardziej na świecie. Zazwyczaj każdy ich wieczór wyglądał niemal tak samo. Te zakończone bez sprzeczki można było policzyć na palcach jednej ręki. I w zasadzie były to dni w których jego nie było w domu. Siedząc wieczorami skulona na kanapie ze łzami w oczach i kubkiem herbaty w ręki zastanawiała się co się z nimi stało. Dlaczego Andrzej stał się tak obojętny. Czy już go nie pociągała? Czy przestała mu się podobać? Przestała go fascynować? Kiedy ostatnio patrzył na nią wzrokiem pełnym ciepłą, a nie pełnym zupełnej obojętności? Ile razy patrzył na nią zastanawiając się nad tym samym? Zaczynała mieć nawet wątpliwości czy aby to uczucie, piękne uczucie jakie wszyscy dookoła widzieli dookoła nich aby nie przygasło. Kochała go, ale nie potrafiła znieść jego wzroku. Nie potrafiła znieść jego zimna. Nie potrafiła znieść tego ,że prawdopodobnie przyczyna leżała w niej. Bo która nie chciałaby mieć takiego męża? Doskonale wiedziała ,że kobiety zazdrościły jej takiego mężczyzny jakim był Andrzej. Kiedyś sama sobie tego zazdrościła. A teraz? Teraz czuła się winna. Nie potrafiła tego nijak wyjaśnić, ale wiedziała ,że jego postawa nie wzięła się znikąd. Zastanawiała się czy aby kiedykolwiek dała mu do tego powód. Zastanawiała się czy była sytuacja w której mógłby pomyśleć ,że ona go nie kochała czy była z nim nie z uczucia, a obowiązku. Biła się z myślami. Na przemian płakała i zastanawiała się tym czy jeszcze między nimi cokolwiek jest. I tak każdego kolejnego wieczora. Była zmęczona. Zmęczona tymi ciągłym sprzeczkami. Wzajemnym oskarżeniami. Była zmęczona tym ,że kiedyś byli sobie tak bliscy, a teraz prawie wcale nie rozmawiali. Robili to w zasadzie kiedy musieli. Na pokaz. Gdy wychodzili do znajomych musieli stwarzać choć pozory normalności. I choć wszyscy widzieli ,że między nimi nie jest najlepiej brnęli w to dalej. Będąc u znajomych blondynka momentami miała wrażenie ,że jest jak dawniej. Andrzej siedział obejmując ją ramieniem i obdarzając uśmiechem. Widziała jednak ,że ten uśmiech nie był szczery. Doskonale widziała w jego ruchach tą sztuczność. Szczerze powiedziawszy momentami miała ochotę zaśmiać mu się w twarz. Udawał przykładnego męża i na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać ,że obydwoje są właśnie idealnym małżeństwem. Ale na pozór. Gdy wracali do domu cały czar pryskał. Znowu byli dla siebie obcy. Znów zachowywali się jak osoby ,które były sobie zupełnie obojętne. Jakby nie znali się tyle lat. Jakby zupełnie się nie znali.
 -Gdzie idziesz?-pyta zaskoczony środkowy gdy ta stoi w korytarzu mieszkania Kłosa gotowa do wyjścia
 -Do domu.-rzuca oschle 
 -Już?
 -Po prostu mam dość.-odpowiada mu poddenerwowana
 -O co ci znowu chodzi?-pyta z wyraźnym wyrzutem
 -Nie zamierzam udawać ,że wszystko jest pięknie i kolorowo.-kręci głową- Więc jak skończysz to powiedz.
 -Błagam cię, nie rób scen.
 -Wystarczy ,że ty je robisz.-prycha
 -Jak zwykle moja wina.-wywraca oczami
 -Tego nie powiedziałam.-przeczy mu
 -Nie no skąd!-podnosi głos- Ty jesteś jak zawsze święta i niewinna ,a ja jestem sprawcą wszelkiego zła na tym świecie, pewnie!-wybucha ,a w korytarzu momentalnie zjawia się Karol wyraźnie zaskoczony kłótnią przyjaciół. 
 -Co jest Wronki?-pyta starając się jakkolwiek rozładować atmosferę
 -Już nic Karol.-odpowiada blondynka po czym wychodzi z mieszkania ze łzami ,które spływają po jej policzkach gdy wsiada do samochodu. Siedzi przez dłuższą chwilę w bezruchu skulona starając się jakkolwiek uspokoić. Wtedy do przytomności sprowadza ją pokwękująca Zuzia domagająca się snu. Ociera łzy i rusza w kierunku domu. Gdy docierają na miejsce kąpie małą, karmi i układa w łóżeczku do snu. Nie potrafiąc poradzić sobie z wszystkimi wydarzeniami wyciąga z szafki ulubione wino i nalewa sobie lampkę. Topi smutki w słodkiej czerwonej cieczy od której zaczyna powoli szumieć jej w głowie. Nie wie nawet ile siedzi przy kuchennym stole i tępo wbija wzrok w ich wspólne zdjęcie stojące na komodzie. Zdjęcie na którym widzie dwójkę uśmiechniętych i jakże szczęśliwych ludzi. Im dłużej na nie patrzyła tym bardziej nie potrafiła zrozumieć co się z nimi stało. Im dłużej wbijała w nie spojrzenie tym bardziej zbierało jej się na płacz. Gdy poderwała się z miejsca było po północy. Nie zamierzała do niego dzwonić, dopytywać gdzie jest. Nie miała szczerze powiedziawszy go oglądać tego wieczora więcej. W zasadzie nie obchodziło jej to czy w ogóle wróci na noc. Długo nie mogła zasnąć. Długo myślała nad tym wszystkim. Im dłużej to robiła tym bardziej nie rozumiała tego wszystkiego. Tym bardziej miała ochotę krzyczeć z tej bezradności. Nie wie kiedy nawet zasnęła i nie wie kiedy obudziło ją ciche płakanie jej córki o poranku. Była zupełnie zmęczona. Nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Miała szczerze dość. Dość wszystkiego. Miała ochotę rzucić to wszystko i choć na chwilę wyjechać. Oczyścić umysł. Dać czas sobie i jemu. I z każdym kolejnym dniem co raz bardziej się do tego skłaniała. 
 -Wróciłeś.-zauważa rano gdy je śniadanie ,a w progu kuchni pojawia się Wrona.
 -Wróciłem.-odpowiada beznamiętnie
 -Miałam wątpliwości ,że to w ogóle zrobisz.-ciągnie
 -Ja tobie nie wypominam o której wracasz z pracy bo ostatnimi czasy robisz to co raz później.-rzuca przeszywając ją lodowatym spojrzeniem.
 -Och, przepraszam ,że nie mam pracy od do i jak trafi się jakiś pacjent z zagrożeniem życia muszę zostać, no przecież powinnam gnać do domu!-podnosi ton głosu
 -Uważaj bo uwierzę ,że codziennie się zdarzają takie przypadki.-prycha zirytowany- A może ten pacjent ma jakieś imię?
 -Słucham?!-niemal krzyczy nie wierząc w to co własnie usłyszała  
 -Może po prostu sobie kogoś znalazłaś?
 -Jak możesz?!-patrzy na niego zupełnie wściekła- Sądzisz ,że byłabym taką idiotką mając męża i wspaniałe dziecko, harując od rana do wieczora wieczorami jeszcze latać do kochanka?! Jak możesz tak myśleć!-krzyczy z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem- Nie kochasz mnie.
 -Co?-pyta niemal ze śmiechem
 -Jak możesz myśleć ,że byłabym w stanie cię zdradzić? No jak?-mówi łamanym głosem- Nie wierzę ci. Nie wierzę ,że mnie kochasz. Bo właśnie dałeś temu dowód.
 -Nie pieprz głupot.
 -To ty nie pieprz!-rzuca wściekała- Patrzysz na mnie jak na największego wroga. Patrzysz jak na obcego człowieka. Nas już nie ma.-czuje jak pojedyncza łza spływa po jej policzku
 -Mówisz tak bo jesteś zła.-kręci głową
 -Nie.-zaprzecza mu- Mówię tak, bo tak jest Andrzej.
 -W każdym związku kiedyś musi pojawić się kryzys.
 -Kryzys?-powtarza- Czy ty tego naprawdę nie widzisz? Jesteś aż tak ślepy? Z każdym kolejnym dniem stajemy się sobie co raz bardziej obcy. Nie potrafimy już nawet na siebie spojrzeć jak kiedyś, nie wspomnę o rozmowie.-kręci z niedowierzaniem głową
 -Nie mów tego ci chcesz powiedzieć.
 -Za późno, ty to powiedziałeś. Powiedziałeś przez swoje chore oskarżenia.-wzdycha żałośnie
 -Po prostu byłem zły. Proszę cię..
 -Nie.-wyrzuca z siebie niemal natychmiast- Między nami nie będzie lepiej. Jest co raz gorzej. Nie potrafię tak dłużej. 
 -Nie pozwalam ci.-wtrąca- Nie pozwalam ci tego zrobić Oliwia.-mówi doskonale przeczuwając jej zamiary.
 -Za późno..-odpowiada żałośnie spoglądając w jego kierunku- Mam dość tych ciągłych kłótni. Mam dość tej atmosfery między nami. Jestem tym zmęczona. Zmęczona tą obojętnością. Nie chcę tak dłużej.
 -Proszę cię, nie rób mi tego.-mówi wyraźnie podłamany
 -Tak będzie lepiej.
 -Dla kogo?! Bo chyba nie dla mnie.
 -Dla nas.-odpowiada pociągając nosem- Nie potrafimy już ze sobą żyć. Przynajmniej na tą chwilę. 
 -Co chcesz zrobić?
 -Nie wiem..-kręci głową ocierając z policzków łzy. Stoją przed sobą w zupełnej ciszy. Słychać jedynie ich miarowe oddechy i cichy szloch blondynki. Żadne z nich nie mówi zupełnie nic. Nie tylko dlatego ,że nie potrafią już ze sobą rozmawiać. Dlatego ,że w tym momencie wszelkie słowa stają się zbędne. Dlatego ,że boli ich to wszystko. Dlatego ,że oddalili się od siebie. I za cholerę nie wiedzieli czy dystans ten uda im się kiedykolwiek zmniejszyć.
 -Przecież wiesz ,że cię kocham.-mówi cicho opierając swoją głowę o jej
 -Jak mam ci wierzyć?-spogląda na niego
 -Po prostu.-mówi- Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć.
 -Ale powiedziałeś i czasu nie cofniesz.-wzdycha głęboko- Dajmy sobie czas.
 -Nie chcę was tracić.
 -Ale właśnie się to dzieje i nie potrafimy z tym nic zrobić.-odpowiada mu spoglądając prosto w jego oczy. Potrafiła wyczytać z nich ogromny ból i smutek. Obydwoje czuli się podobnie. Obydwoje czuli się winni. Obydwoje czuli się paskudnie. Nie potrafili zrozumieć jak mogli dopuścić do tego ,że tak bardzo się od siebie oddalili. Po prostu nie byli w stanie znieść myśli ,że tak właśnie mógł wyglądać ich wspólny, sromotny koniec.
Jak gdyby nigdy nic przytulił ją do siebie. Nie na pokaz. Zrobił to zupełnie jak wcześniej. Z całych sił przycisnął ją do siebie jak gdyby bojąc się ,że zaraz mu ucieknie. A ona zupełnie spragniona jego bliskości wtuliła się w niego jak mała dziewczynka i napawała się jego ciepłe i bliskością ,których tak dawno nie zaznała od jego osoby. Stali wtuleni w siebie w zupełnej ciszy. Chłonąc jedynie bliskość tego drugiego. Chwilę tą przerwała im Zuzia dająca o sobie znać ze swojego pokoju. Jak każda matka słysząca płacz swojego dziecka, tak i ona chciała niemal natychmiast wyrwać się z jego objęć i znaleźć przy swoim maleństwu. On jej jednak na to nie pozwolił. W jednej chwili wpił się zachłannie w jej usta ,a ona wcale się przed tym nie wzbraniała. Brakowało mu smaku jej ust. Brakowało im swojej czułości. Dlatego teraz, w tym jednym geście chłonęli ją jak gąbki.  
 -A teraz mi wierzysz?-pyta cicho
 -Nie wiem czy potrafię ci jeszcze wierzyć.-odwraca wzrok- Chciałabym.
 -Nie chciałem tego powiedzieć. Zachowałem się jak idiota. Skończony idiota.-rzuca niemal rozpaczliwie starając się ją jakkolwiek odwieść od decyzji jaką podjęła. Od decyzji jaka miała zaważyć na ich dalszą wspólną drogę. Na drogę, która w chwili obecnej wyraźnie zboczyła z toru i co raz bardziej się skracała. I za nic nie potrafili temu zapobiec. 
Do południa atmosfera między nimi była niemal żałobna. Żadne z nich nie odzywało się ani słowem. On obdarzał ją jedynie przepraszającym spojrzeniem pełnym goryczy i żalu, a ona odwracała wzrok nie potrafiąc zapanować nad swoimi emocjami. O mało co nie wybuchnęła płaczem ,gdy Andrzej wychodząc na trening żegnał się z Zuzią. Wiedział. Doskonale wiedział co zamierzała. Wychodząc spojrzał tylko na nią i bezgłośnie wypowiedział to, czego nie mówił jej już bardzo dawno. Coś, co pod wpływem wydarzeń tych zdawało się jej być tylko pustymi słowami. Dwa słowa ,które zupełnie rozdarły jej w tym momencie serce. Najsmutniejsze 'kocham cię Oli' jakie kiedykolwiek od niego usłyszała. Odetchnęła z ulgą kiedy usłyszała odgłos zamykanych drzwi. Wtedy emocje wzięły górę. Wtedy się nie hamowała. Dopiero po dłuższej chwili uspokoiła się na tyle by mogła myśleć racjonalnie. Stanęła przed szafą zastanawiając się czy dobrze robi. Ale w tej chwili nie widziała innego możliwego rozwiązania. Gdyby została, z pewnością nie byłoby co ratować za parę dni. Obydwoje potrzebowali czasu. Potrzebowali go by przemyśleć na spokojnie to wszystko. By zastanowić się nad swoimi uczuciami. By zatęsknić.
*
Jestem tchórzem? Może. Może i uciekam. Może i jestem słaba. Ale musisz mnie zrozumieć. Kocham Cię najbardziej na świecie, ale nie potrafię tak dłużej żyć. Nie potrafię żyć tak jak teraz. Nie mogę znieść tego chłodu. Tej cholernej obojętności między nami. Tych ciągłych kłótni i wzajemnych pretensji. Tych cichych dni. Co się z nami stało? Jeszcze pół roku temu wskoczylibyśmy za sobą w ogień, a dziś? Dziś chyba byśmy się zastanowili. Dziś nie jesteśmy już tymi samymi osobami. Dziś obydwoje się zmieniliśmy. Daliśmy wejść między nas rutynie. Pozwoliliśmy by codziennie oddalała nas od siebie co raz bardziej. Zamiast jej się przeciwstawiać brnęliśmy w nią co raz to dalej. Co się stało z wieczorami gdy siadaliśmy razem na kanapie wtuleni w siebie jak para nastolatków? Co się stało z porankami w czasie których zjadaliśmy razem śniadanie i witaliśmy się najszczerszym z możliwych uśmiechów? Gdzie podziały się dni w których bez żadnych wyrzutów i problemów potrafiliśmy szczerze mówić 'kocham'? Gdzie podziali się ci ludzi do szaleństwa w sobie zakochani? Ci którzy ślubowali sobie miłość przed Bogiem i najbliższym? Choć jesteś dla mnie najważniejszym facetem na świecie, boli mnie to wszystko. Boli mnie to ,że pomyślałeś ,że mogłabym Cię zdradzić. Boli mnie to ,że nie patrzymy na siebie tak jak kiedyś. Boli ,że nas już praktycznie nie ma. I nie pomogą tu pojedyncze słowa, gesty. My musimy chcieć to zrobić. Musimy chcieć obydwoje tak samo ratować to co nas łączyło. Bo łączy, prawda? Nie róbmy tego dla naszych znajomych, rodzin czy Zuzi. Zróbmy to dla siebie. Wtedy to będzie miało sens. Tylko wtedy. 
Ale z każdym kolejnym dniem zaczynam mieć co raz większe wątpliwości ,że jeszcze chcesz...

O.
*
 -Oliwia?-dziwi się jej widokiem matka- Dziecko, co ty tu robisz? Dlaczego nie powiedziałaś ,że wpadniecie?
 -Tak wyszło mamo.-odpowiada smutno
 -Coś się stało, prawda?
 -Wszystko się spieprzyło.-wzdycha-Wszystko jest nie tak.-kręci głową
 -Och kochanie.-przytula ją- Będzie dobrze.
 -Co raz bardziej w to wątpię mamo...

~*~
Tak jak się trafnie spodziewałyście tak i trochę namieszam w idealnym dotychczas życiu tej dwójki. Bo co to by był za bonus jakby wszystko było pięknie i cukierkowo? :D Doskonale wiecie ,że ja nie przeżyję bez żadnych, nawet najmniejszych komplikacji, taka już jestem.
Chciałabym od razu podziękować Wam za tak liczną obecność przy pierwszym bonusie, przyznam ,że liczyłam na góra kilka osób, a nie kilkanaście! Cieszę się też ,że sam rozdział dobrze się przyjął. Nie będę się rozpisywać na temat tego powyższego, opinie pozostawiam już Wam. Muszę przyznać ,że troszkę wydłużyłam te bonusy. Dlaczego? Tak dobrze mi się je pisało ,że jakoś tak samo poszło i wyszło troszeczkę więcej rozdziałów niż przewidywałam :)
Miłego weekendu!
Ściskam,
wingspiker.

|ASKduet | Pit | 

niedziela, 4 maja 2014

Sprzeczność bonusowa: pierwsza.

Kiedy blondynka siedzi na tarasie ich podbełchatowskiego domu korzystając z promieni słonecznych i obserwując przy tym swoją pociechę bawiącą się nieopodal ma szeroki uśmiech na twarzy. Kręci z głową z niedowierzaniem. W dalszym ciągu momentami to wszystko wydaje się jej być snem. Nie potrafi uwierzyć w to, jak wielkie szczęście ma przy sobie. I gdybyś ktoś wcześniej powiedział jej ,że będzie szczęśliwą żoną tego ,którego uczuciem darzy od ładnych kilku lat i matką najcudowniejszej pociechy pod słońcem to z pewnością szczerze by go wyśmiała. Nie mogłaby tego sobie lepiej wymyślić. Dlaczego? Bo w życiu nie przypuściłaby ,że będzie tak szczęśliwa. Nigdy nie sądziła ,że to możliwe, zawsze myślała ,że to jedynie fikcja jaka pojawia się w tanich romansidłach. A jednak myliła się.
 -Dzwonił do ciebie Andrzej?-słyszy głos swojego przyjaciela w słuchawce
 -Dlaczego miałby dzwonić?-dziwisz się
 -No tak też myślałem.-wzdycha Kłos
 -Mów o co chodzi.
 -Wiesz no, w sumie to nic takiego.
 -Kłos, gadaj o co chodzi albo obiecuję ci ,że coś ci zrobię.-grzmisz
 -No już dobra, dobra!-kapituluje- Andrzej złapał kontuzję.
 -Co?!
 -Spokojnie, to nic poważnego, na szczęście tylko drobne podkręcenie ,ale ma na razie parę dni trenowania z głowy.
 -Dlaczego do mnie nie zadzwonił?-pytasz
 -Nie mam pojęcia, może nie chciał cię martwić? Bylem przekonany ,że to zrobił.-odpowiada Kłos.
Była zdecydowanie zdziwiona ,ale i jednocześnie zła na Wronę ,że nie raczył jej nic powiedzieć. Jej wściekłość sięgnęła już apogeum gdy nie oddzwonił do niej wieczorem. Nie mogła ukrywać ,że ją to zabolało. Byli małżeństwem i znali się niemal całe życie. Zawsze dzielili się ze sobą dosłownie wszystkim, nawet tą najboleśniejszą prawdą. Dlatego poczuła się tak dotknięta tym ,że nie dowiedziała się tego z jego ust, tylko z ust ich wspólnego przyjaciela. I choć byli razem naprawdę szczęśliwi to w ich związek wkradła się rutyna i szara, nudna codzienność. Obydwoje pracowali, spełniali się zawodowo i chcąc nie chcąc nie poświęcali sobie tyle czasu, ile by chcieli. Do tego byli rodzicami niespełna rocznej pociechy ,której poświęcali do reszty swój ograniczony czas wolny. W zasadzie bywały dni ,że mijali się tylko w drzwiach gdy jedno wracało z pracy, a drugie do niej gnało. Coś, w tej dotychczas funkcjonującej bez zarzutu maszynie przestało dobrze funkcjonować. I niestety, nie wyłapane w porę, zaczynało zostawiać co raz to większe rysy na całej maszynie.
 -Wróciłeś.-zauważa gdy wraca poniedziałkowego wieczoru do domu i w domu zastaje swojego małżonka
 -Mówiłem ,że wracam w poniedziałek.-odpowiada chłodno
 -Jak zgrupowanie?-pyta blondynka
 -W porządku.-wzrusza ramionami
 -Na pewno?
 -O co ci chodzi?-pyta bez ogródek nie odrywając wzroku od ekranu telewizora
 -O to ,że nie powiedziałeś mi ,że coś się stało i musiałam się dowiedzieć tego od Karola!-wybucha- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
 -To nie było nic poważnego by cię martwić.-mówi obojętnie
 -Pewnie, lepiej to przede mną zataić.-rzuca zła po czym udajesz się do kuchni. Przegryza coś na poczekaniu po czym zupełnie zmordowana dniem w pracy bierze szybki prysznic po czym kładzie się spać. Zasypia tak szybko ,że nie wiesz nawet kiedy i czy w ogóle jej małżonek raczy zaszczycić sypialnię swoją obecnością. Przy śniadaniu nie zamieniają nawet jednego, najbardziej błahego słowa. Głuchą ciszę pomiędzy nimi ratuje dająca o sobie znać pociecha. Pomimo napiętej atmosfery między nimi nie potrafili nie rozczulić się widząc dwumetrowca bawiącego się z ich pociechą. Zdecydowanie mogła napawać się tym widokiem całymi dniami. Musiała jednak szybko powrócić do szarej rzeczywistości i otrząsnąć się z tego letargu. Musiałaś zostawić Zuzię pod opieką taty i dość niechętnie udać się w miejsce swojej pracy. Uwielbiała to co robiła, bo poprzez swoją pracę pomagała innym ludziom i czuła się spełniona, aczkolwiek od chwili gdy na świecie pojawiła się jej młodsza kopia chciała spędzać z nią cały swój czas. Bywały dni ,że po całym dniu zabaw i harców ze swoim maleństwem ,które defacto wcale takie małe nie było bo zdecydowanie przerastała już w tym wieku swoich rówieśników, choć wykończona nie mogła doczekać się dnia kolejnego. Już nawet nie przeszkadzał jej fakt ,że mała potrafiła wstawać w środku nocy o iście nieludzkich godzinach nawet po kilka razy i często jak gdyby nigdy nic miała ochotę na zabawę. Choć z początku opieka nad dzieckiem wydawał się jej być zupełną abstrakcją i czymś z czym sobie nie poradzi tak teraz nie wyobraża sobie swojego życia bez tego trzynastomiesięcznego stworzonka. Bo gdy wracała też czasami z pracy, zupełnie zmordowana trudami mijającego dnia i widziała uśmiechniętą Zuzię wszelkie jej zmęczenie i troski nagle znikały i schodziły na boczny tor. Była jej ogromnym szczęściem. Była ogromnym szczęściem tej dwójki. Była absolutnym oczkiem w głowie rodziców, ale które dziecko nim nie jest? Która córka nie jest córeczką tatusia? Chyba pytanie retoryczne.
 -Zasnęła?-pyta zdziwiona gdy wraca w okolicach godziny siódmej wieczorem do domu, a w nim panuje zupełny spokój i cisza.
 -Jakąś godzinę temu.-odpiera środkowy
 -Jak to zrobiłeś? Ja zazwyczaj męczę się z nią do co najmniej dziewiątej jak nie dłużej.
 -Ma się sposoby.-na chwilę na jego twarzy jawi się uśmiech po czym wraca do jakże produktywnego zajęcia jakim jest oglądanie telewizji. Widząc brak entuzjazmu swojego małżonka ku jakiejkolwiek rozmowie zrezygnowana kieruje się ku kuchni gdzie konsumuje kolację, wrzuca do szafek drobne zakupy jakie zrobiła po drodze po czym kieruje się ku łazience w której spędza dość znaczną część czasu i bierze długą, aromatyczną kąpiel. Kiedy opuszcza pomieszczenie widzi ,że Wrona w dalszym ciągu leży rozwalony na kanapie z tym szczegółem ,że cicho pochrapywał w akompaniamencie odgłosów telewizji. Po cichu zmierza w jego kierunku, wyłącza odbiornik i odwraca się z zamiarem ucieczki ku sypialni.
 -Oliwia?-słyszy zachrypnięty głos swojego męża na co niemal natychmiast się ogląda. W zasadzie nie pamięta kiedy ostatnim razem powiedział do niej pełnym imieniem. Zazwyczaj obdarzał ją pieszczotliwym zdrobnieniem jej imienia od niepamiętnych wręcz czasów. Pełnej jego wersji używał zazwyczaj w wypadku gdy miało dojść do jakiejś poważniejszej rozmowy lub też był najzwyczajniej w świecie zły. I tym razem zanosiło się na mało przyjazną rozmowę.
 -No co?-patrzy na niego z wyrzutem
 -Przepraszam.-mówi skruszony- Powinienem był ci powiedzieć i nie powinienem był jak gówniarz się obrażać, bo nie miałem ku temu powodowi.-staje tuż przed nią- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło ostatnimi dniami.
 -Ja też nie powinnam tak na ciebie naskakiwać.-wzdycha blondynka spoglądając w jego niebieskie oczy- Stęskniłam się za tobą, wiesz?-uśmiecha się
 -No ja myślę.-śmieje się- Po miesiącu spędzonym w towarzystwie zgrai facetów nawet nie wiesz jak dobrze jest wrócić do domu do swoich dwóch najwspanialszych kobiet.-mówi po czym z największą delikatnością kosztuje jej ust, jakże spragniony ich smaku. Obydwoje byli niesamowicie spragnieni swojej bliskości. Swojego ciepła. Czułości. Po prostu siebie. W tym wypadku nie mogliby nie skorzystać z chwili wytchnienia gdy owoc ich miłości smacznie spał i nie oddać się odrobinie przyjemności.
 -Bardzo dała ci w kość w ostatnim czasie?-pyta opierając się na ręku i uważnie przypatrując się swojej ukochanej
 -Jakby to ująć, żadna siłownia mnie tak nie wymęczy jak Zuzia.-śmieje się
 -To fakt, jest dość energicznym dzieckiem.-przytakuje
 -Ciekawo po kim jest taka.-mierzy go spojrzeniem
 -No ja nie wiem, rodzice tacy spokojni. Może po jakichś pradziadkach?
 -Ojciec to zwłaszcza, razem z wujkiem Karolem.-chichocze
 -Dobra, dobra.-odpowiada jej ze śmiechem- A jak w pracy?
 -Daj spokój, teraz mamy taki okres ,że dzisiaj i tak wcześniej wróciłam.-wzdycha
 -No ładnie, ojca prawie w ogóle w domu nie ma, matka wraca po nocach, a dziecko wychowuje ciotka.-mówi kręcąc głową by po chwili wybuchnąć śmiechem.
 -To nie jest śmieszne.-krzywi się Oliwia- Mam nadzieję ,że to minie bo zaczynam się obawiać czy nasze dziecko będzie nas w ogóle kojarzyć i nie zdziwię się jak zacznie mówić do Majki 'mamo'.
 -Taki zawód, co zrobisz.-wzrusza ramionami.
Następne dni wydawać się mogło minęły zupełnie normalnie, zupełnie jak za dawnych czasów. Zupełnie jak wcześniej niemal się mijali. Ona rano szła do pracy, a on zostawał z ich pociechą. Potem ona wracała, a on gnał na trening i mijali się. Mijali się non stop. Można by było na palcach jednej ręki zliczyć spędzone wspólnie przez tą dwójkę godziny. Przez to ciągłe mijanie, do ich związku wkradła się rutyna. Nie mieli nawet dla siebie czasu, by gdy ten się znalazł wypełniała go niebieskooka Zuzia. Przywykli na tyle do tego trybu życia ,że można by rzec nie szukali rozwiązania. Myśleli ,że tak po prostu być musiało. Myśleli ,że w każdym związku czasem musi się tak właśnie dziać. Może i się działo, ale nie na dłuższą metę. Nie trwało to tyle, jak u nich.
Znowu konsumują posiłek w ciszy. Jedno jak gdyby nie interesuje się dniem drugiego. Blondynka nie pyta o trening czy wszelkie przygotowania do meczu bo doskonale wie ,że zostałaby spławiona stwierdzeniem 'w porządku'. Dokładnie tym samym ,którym spławiała jego ostatnimi czasy w odpowiedzi na pytanie o pracę. Można było śmiało stwierdzić ,że zdecydowanie za często używali tego słowa ostatnimi dniami. Blondynka dłubie w talerzu nie bardzo wiedząc co zrobić ani co powiedzieć. Sama nie wie czemu unosi wzrok i napotyka przenikające błękitne spojrzenie. Nie potrafiła patrzeć na niego przez dłuższą chwilę bez zbędnych emocji. Musiała spuścić wzrok i w duchu modlić się by Andrzej skończył posiłek i wyszedł. Tak też po chwili się dzieje, a ona jak gdyby nigdy nic zmywa po posiłku. Reszta wieczoru mija jak niemal każdy poprzedni gdy obydwoje znajdują się w domu. Ona zajmuje się swoją papierkową pracą w gabinecie, a on zazwyczaj do późna ogląda telewizję. Kiedy blondynka staje w progu salonu i spogląda na męża zaczyna się zastanawiać. Zastanawiać jak to jest możliwe by dwójka zakochanych w sobie ludzi tak bardzo się od siebie oddaliła? Wystarczyło zaledwie kilka tygodni. Ponad miesiąc spędzony niemal osobno. Trzydzieści dni przelało czar goryczy. Wpędziło w ich rutynę przed którą tak bardzo starali się uciec. A kolejne tygodnie po tej rozłące jeszcze bardziej ich w nią wpędzało. I nawet te kilka dni po jego powrocie, spędzonych jak zupełnie za dawnych czasów nie zwiastowało takiego ochłodzenia ich relacji. Nie zapowiadało tego ,że zaczną się od siebie oddalać. Nie obdarzał jej już jak każdego ranka soczystym buziakiem. Nie przytulał jej na dobranoc. Nie nazywał jej Oli, tylko Oliwią. Nie przychodził do niej wieczorami gdy ślęczała nad papierami starając się za wszelką cenę odwieść ją od pracy. A teraz? Miała wrażenie ,że już dawno nie bił od niego taki chłód i obojętność. Miała nieodparte wrażenie ,że była piątym kołem u wozu. I chyba przez to się poddała. Nie wracała już na łeb na szyję z pracy byle tylko spędzić trochę czasu z mężem. Nie goniła spragniona czułości męża. Późnymi wieczorami kładła się do łóżka nie z nim, ale obok. Na próżno liczyła leżąc w łóżku ,że obejmie ją jak to zawsze miał w zwyczaju robić i pocałuje ze słowami 'śpij dobrze Oli'. Ze złudną nadzieją otwierała porankami oczy licząc ,że będzie obok i będzie choć przez chwilę mogła napawać się jego widokiem. Bolało ją to. Bolało to jego. Obydwoje leżąc wieczorami w łóżku, często udając przed tym drugim ,że śpi zastanawiało się kiedy tak właściwie się do siebie oddali. Kiedy stali się sobie tak obojętni. Kiedy ta wielka miłość została zepchnięta na dalszy tor przez rutynę.
 -Dlaczego jesteś taka nieobecna Oli?-wyrywa ją z zamyślań głos siostry
 -Jestem zmęczona, mam za dużo pracy.-kręci zrezygnowana głową
 -Ale czy na pewno chodzi tylko o pracę?
 -Mieliście z Wojtkiem taki okres ,że zachowywaliście się jakbyście jednocześnie nadal się kochali ,a byli dla siebie jak obcy ludzie?-wyrzuca z siebie
 -W każdym związku kiedyś musi przyjść kryzys kochana, to minie.-uśmiecha się Maja
 -Tylko jakoś nie widać tego światełka w tunelu.-wzdycha- Zamiast być lepiej, jest co raz gorzej.
 -Przecież się kochacie, macie cudowną córkę, dacie radę.-mówi ciepło
 -Z każdym kolejnym dniem mam co raz to większe wątpliwości.-krzywi się- Lepiej powiedz co u was.
 -U nas po staremu, wszystko idealnie.-uśmiecha się szeroko szatynka- Wojtek jest naprawdę nie dość ,że cudownym mężem to jeszcze lepszym ojcem. Kubuś aż piszczy jak go widzi!-śmieje się
 -Zuzia to samo.-odpowiada jej z cieniem uśmiechu- Ale jak widzą ojców raz na sto lat, to co im się dziwić.-śmieje się choć tak naprawdę to uśmiech przez łzy. Ich rozmowę przerywa jej małżonek z ich pociechą na rękach ,która w najlepsze spała. Nie pozostało ci nic innego jak pożegnać się z siostrą i wrócić do domu. Jak zwykle, w drodze powrotnej nie zamienili ani słowa. Tak też i w domu w zasadzie za wiele nie rozmawiali. Jedynie skontaktowali się w sprawie w jakiej jedynie potrafili ostatnimi czasy rozmawiać, czyli o Zuzi. Zdecydowanie męczyła ich ta sytuacja. Zdecydowanie obydwoje nie chcieli doprowadzić do takiej sytuacji, a gdy ich dopadła za nic nie potrafili z niej wybrnąć. Za nic na świecie nie potrafili iść ku światłu pośród tej ciemności. Zamiast tego dalej brnęli ku wszechogarniającej ciemności.
 -Oliwia.-słyszy jego głos ,lecz wcale nie reaguje.-Oliwia!-zdecydowanie podnosi ton głosu i dopiero wtedy blondynka reaguje.- Co się dzieje?
 -Mnie pytasz?-mówi uciekając wzrokiem
 -Nie rozmawiajmy w ten sposób.
 -Ostatnimi czasy my nie potrafimy inaczej, nie zauważyłeś?-mówi rozpaczliwym tonem głosu- Nawet nie potrafimy na siebie nawet spojrzeć tak jak kiedyś.
 -Nie brnijmy w to dalej.
 -Mówisz jakby to była tylko i wyłącznie moja wina.-odpowiada mu
 -Popatrz na mnie.-mówi unosząc jej podbródek i zmuszając ją tym samym do tegoż czynu- Kocham cię i nie chcę byśmy się tak od siebie oddalali.
 -To zróbmy coś. Od gadania jeszcze żaden kryzys nie zniknął Andrzej.-kręci zrezygnowana głową- Mamy jeszcze co ratować?-pyta łamiącym się głosem blondynka po dłuższej chwili
 -Wątpisz w to?
 -Kiedy ostatni raz spędziliśmy ze sobą wieczór? Kiedy ostatni raz przytuliłeś mnie i powiedziałeś to głupie 'dobranoc'? Kiedy uśmiechnąłeś się do mnie szczerze? Kiedy ostatnio rozmawialiśmy o czymś innym niż o Zuzi? Kiedy ostatnio udowadnialiśmy tą naszą wielką miłość? Kiedy?!-pyta czując jak łzy spływają po jej policzku.-No właśnie.-kwituje po chwili gdy ten nie odzywa się ani słowem po czym odchodzi. Przez chwilę stoi w łazience oparta o zlew i cicho szlocha. Kiedy opuszcza łazienkę zastaje niebieskookiego w sypialni. Pociąga nosem i kładzie się na swojej części łóżka odwracając się do niego plecami. Walczy ze sobą by nie wybuchnąć płaczem. Wszystko byle nie to. Nie teraz, gdy jest obok.
 -Przecież wiem ,że płakałaś.-odzywa się nagle- Proszę cię, nie płacz przez mnie.
Ona nie odzywa się ani słowem. Pociąga tylko żałośnie nosem i przygryza wargę czując łzy napierające do oczu. Wtedy czuje jak niepewnie obejmuje cię dłonią. Pierwszy raz od dawna. Gest ten jednak wydaje jej się być wymuszony. Zupełnie nieszczery. Dlaczego? Nie miała pojęcia. Może dlatego ,że tak dawno nie zaznała uczucia ciepła. Tak dawno nie poczuła się potrzebna i kochana. Tak dawno temu byli Oliwą i Andrzejem. Tymi ,którzy tak bardzo się kochali i nie widzieli poza sobą świata. Tymi ,którzy ślubowali przed sobą i Bogiem ,że nie opuszczą się aż do śmierci. Tym ,którzy choć fizycznie byli obok, duchowo oddalali się co raz to bardziej...

~*~
Pamięta ktoś jeszcze losy trójcy? Stęsknił się może ktoś za nimi? Bo ja muszę przyznać ,że trochę zatęskniłam za szalonym Karolkiem i spółką. Pomysł w głowie na bonus siedział już od dawna, a teraz korzystając z paru wolnych dni doszłam do wniosku ,że chyba czas go przelać na bloggera. Mam nadzieję ,że znajdzie się ktoś to czekał na ten bonus :)
Jak zauważyłyście lub też nie, akcja dzieje się w roku 2016, a bohaterowie w zakładce zostali zaktualizowani. Mam cichą nadzieję ,że te parę dodatkowych rozdziałów spotka się z nie mniejszym zainteresowaniem co sam blog, na którym swoją drogą wyświetleń co rusz przybywa i niedługo stuknie pełna dziewięćdziesiątka, oczywiście licząc w tysiącach. To min. ten czynnik był też dla mnie decydujący i popychający mnie ku temu. Nie będzie tu może kolejnego nie wiadomo jak długiego opowiadania, będzie to dosłownie parę rozdziałów. Liczba dziesięciu nie przekroczy, ale ile dokładnie tego Wam już nie zdradzę :)
Kiedy się pojawi kolejny? Myślę ,że za tydzień ;)
Życzę miłego popołudnia!
Ściskam,
wingspiker.

|ASKduet | Pit | 

PS. Nie wiem czy to co napisałam jest przydatne do czytania, oceńcie to same. Za wszelkie błędy,literówki itp z góry przepraszam!