niedziela, 22 czerwca 2014

Sprzeczność bonusowa: siódma - ostatnia.

Nie miała zielonego pojęcia jak to rozegrać. Jak będzie wyglądać sobota, w którą swój przyjazd zapowiedzieli kochani rodzice, zupełnie nieświadomi ich problemów. Nie wiedziała kompletnie co zrobić w tej sytuacji, utknęła w martwym punkcie. Wyjawić im prawdę czy raczej starać się zachowywać pozory? Rozpłakać się i wygadać wszystko jak na spowiedzi czy może z przylepionym na twarzy uśmiechem udawać najszczęśliwszą osobę na świecie? Żadna z tych opcji nie wydawała się być do końca odpowiednia. Musiała znaleźć coś pośrodku, bo szczerze powiedziawszy nie miała ochoty na oglądanie po raz kolejny współczucia w oczach rodziców. Nie chciała też ich okłamywać, bo była niemalże pewne, że i tak prędzej czy później odkryją prawdę. Była w kompletnej kropce, a czas uciekał, sobota widniała co raz bardziej na horyzoncie.
 -Wiesz już co zrobisz?-pyta Maja
 -Nie mam pojęcia.-wzrusza bezradnie ramionami
 -Oliwia, tak nie można..-krzywi się jej siostra
 -A co ja mam zrobić?-patrzy na swoją rozmówczynie, a ta jedynie obdarza ją bezradnym spojrzeniem. Wszystkim dookoła wydawało się to być proste, ale tak naprawdę takie nie było. Tak naprawdę nie mieli za grosz pojęcia co ona przeżywała wewnętrznie. Nie mieli pojęcia, że wewnętrznie czuła się fatalnie, choć i fizycznie ostatnimi dniami bywało nie najlepiej. Była tak zmęczona cała tą sytuacją, że momentami miała ochotę zostawić to wszystko w cholerę, wyjechać gdzieś daleko i odpocząć psychicznie od tego wszystkiego. Nie radziła sobie z tym, zupełnie. Nie dawała rady. Momentami miała ochotę siąść i dać upust wszelkim swoim emocjom i po prostu rozpłakać się w najlepsze. Wypłakać wszelkie żale, złości. Wyzbyć się wszelkich negatywnych emocji. By za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko w jej życiu wróciło na właściwe tory. By ona sama znów była taka, jak wcześniej.
 -Oli?-dziwi się środkowy gdy niemal zderzają się w drzwiach mieszkania należącego do jej siostry i jej ukochanego, który był klubowym kolegą Wrony
 -Raczej nie pewna długonoga brunetka.-odpowiada z przekąsem
 -Dlaczego nie powiedziałaś mi o jutrze?-pyta bez większych ogródek
 -Chciałam, ale miałeś inne zajęcia.-mówi blondynka wciąż nie patrząc mu w oczy
 -I co chcesz zrobić?
 -Nie wiem.-wzrusza bezradnie ramionami- A ty?
 -Możliwe, że dokładnie to samo co ty.
 -Rób co chcesz Andrzej, ja raczej nie ucieknę od ich odwiedzin.-mówi gorzko po czym wymija swojego męża bez słowa i udaje się w kierunku swojego auta. Siedzi w nim przez dłuższą chwilę głośno wdychając i wydychając powietrze i jakkolwiek starając się uspokoić. Dopiero po dłuższej chwili uruchamia silnik auta i opuszcza parking. Po drodze wstępuje do drobne zakupy przydatne w przygotowaniu czegoś na jutro po czym odbiera córkę z przedszkola i wraca do domu. Standardowo daje się pochłonąć zabawie z Zuzią i zupełnie zmordowana kładzie się na kanapie gdy pociecha usypia. Leży tak przez dłuższą chwilę wpatrując się tępo w sufit. Zastanawia się. Zastanawia się nad tym wszystkim co działo się aktualnie w jej życiu. Zastanawiała się nad przyszłością. Nad swoim małżeństwem, które uchodziło przecież za niemal perfekcyjne. Nad swoim życiem, które było przecież niemal kadrem wyrwanym z bajki. Zastanawia się i wreszcie dochodzi do tego, że nigdy nie było i nie będzie już tak, jak myślą inni. Wszyscy przekonani, że żyło im się jak w bajce, że oni są jak z bajki, ich życie jest bajeczne. Ale nigdy nie było idealnie. Nie ma na świecie ideałów. Tak naprawdę każdemu na tym świecie daleko jest do ideału. A im już zwłaszcza. Bo gdy byli szczęśliwi to to szczęście przesłaniało im wszelkie drobne problemy życia codziennego. Dopiero gdy na horyzoncie pojawił się niemały huragan wielkie, bajeczne szczęście prysło jak mydlana bańka i zostali tylko oni, nie bajeczni, nieidealni. Oni i ich problemy, które zaczynały ich przygniatać i rozrywać łączące ich więzi. Problemy budujące wokół nich z początku niewinny murek, który z każdą kolejną kłótnią, każdą kolejną ciszą, gniewnym spojrzeniem zaczął przeistaczać się w gruby i szczelny mur. I wtedy zaczęło rodzić się w ich głowach pytanie. Czy ktokolwiek i cokolwiek poradzi sobie z tym murem? Czy uda się go rozebrać na czynniki pierwsze? Chyba każde z nich z upływem czasu zaczynało mieć co raz to większe wątpliwości. Wątpliwości, które z czasem zaczynały gasić, tlący się gdzieś w ich wnętrzu płomyczek nadziei na to, że jeszcze będzie jak kiedyś, zupełnie jak dawniej.
 -Mamusiu, kiedy tatuś wróci?-bombarduje ją tym pytaniem, niemal jak każdego dnia Zuzia
 -Już niedługo skarbie.-gładzi jej policzek
 -Mamusiu, chcę do tatusia.-boczy się dziewczynka
 -Skarbie, ja też..-mówi cicho- Wróci.
 -Dzisiaj?-ożywia się
 -Dzisiaj przyjedzie do nas babcia słoneczko.
 -Ja nie chcę babci, chcę tatę!-rzuca stanowczo
 -Zobaczymy co się da z tym zrobić, a teraz leć pozbierać swoje zabawki z salonu, dobrze?-uśmiecha się w kierunku córki po czym ta posłusznie idzie wykonać to co nakazała jej mama, a ta udaje się ku kuchni. Choć czuje się fatalnie, nie tylko w sferze psychicznej to wie, że musi jakoś dać tego dnia radę. Ma świadomość, że nie ma innego wyjścia, jak robić dobrą minę do złej gry. Nie liczyła nawet na pojawienie się swojego męża. Musiała sama, zupełnie sama uporać się z tym wszystkim. Stawić temu czoła, bo cóż innego jej pozostało w tym właśnie momencie?
Po niespełna trzydziestu minutach była niemal gotowa na przyjęcie gości. Zmieniła swój strój na bardziej wyjściowy, pozbierała resztę, walających się po podłodze różnorakich zabawek Zuzi. Przystanęła jednak przy salonowej komodzie. Przy meblu na którym stałą niemała kolekcja zdjęć. Ich wspólnych zdjęć. Fotografii pokazujących dwoje szalenie szczęśliwych i nie mniej zakochanych w sobie ludzi. Kobietę i mężczyznę, którzy wskoczyliby za sobą w ogień. Tych, którzy nie widzieli świata poza sobą. Tych, którzy byli dla siebie całym światem. Tych samych, którzy byli szczęśliwymi rodzicami wspaniałej pociechy będącej owocem ich pięknej miłości. Dokładnie tą samą dwójkę, która teraz kompletnie nie przypominała tych ludzi z fotografii. Kompletnie nie potrafiącą się ze sobą dogadać. Nie umiejącą patrzeć na siebie tak jak kiedyś. Nie potrafiącą być razem. Bolało ją to. Bolało ją to wszystko bo wiedziała, że wszystko było jak z bajki. Wszystko było idealne. No właśnie, było. Za własnym przyzwoleniem pozwolili by ich bajka wyrwała się z ich kontroli i odeszła w niepamięć. Pozwolili by szara codzienność ich rozdzieliła. By zniszczała wszystko to, co definiowali w słowie my. Poddali się, a teraz płacili za to najwyższą, z możliwych cen.
 -A gdzie jest moja mała księżniczka?-rzuca niemal na wejściu matka blondynki po czym przytula córkę i całuje ją w policzek, co też czyni również jej ojciec. Przez chwilę ich uwagę zajmuje Zuzia, którą standardowo wyściskują i obdarowują furą prezentów.- Wszystko w porządku skarbie?-pyta matka
 -Dlaczego pytasz mamo?-dziwi się jej pytaniem
 -Bo wyglądasz na strasznie zmęczoną.-kręci głową- Pracujesz jeszcze?
 -Teoretycznie tak, ale ostatnio robię to w domu.
 -Powinnaś dać sobie na wstrzymanie bo wyglądasz na wyczerpaną słoneczko.
 -Spokojnie mamo, nic mi nie jest.-odpowiada matce
 -Zaczynam się o ciebie martwić Oli.-mówi wyraźnie zaniepokojona- Andrzej ci na to pozwala?
 -A ma wybór?-pyta wymuszając uśmiech
 -Ja już sobie z nim porozmawiam moja droga.-kiwa głową- A właśnie, gdzie on się podział?
 -Wiesz mamo..-blondynka bierze głęboki wdech, lecz wtedy jak na zawołanie słyszy zgrzytanie zamka i dźwięk otwieranych drzwi wejściowych i jest niemalże pewna, czyjego widoku może się tam spodziewać. Nie mija sekunda jak słyszy cichy pisk swojej córki i jego charakterystyczny niski głos. Wita się z teściami po czym i przychodzi czas na nią. Składa ciepły pocałunek na jej policzku, co sprawia, że ma ciarki niemal na całym ciele. Tak dawno tego nie robił. Tak dawno nie czuła jego bliskości i ciepła tuż obok. Tak dawno go nie było...
 -Bo już myślałam, że się wyprowadziłeś.-rzuca zupełnie nieświadomie, w formie żartu kobieta
 -Skądże.-odpowiada teściowej
 -Swoją drogą muszę cię tu zięciu chyba przywołać do porządku.-mówi- Ja nie wiem dlaczego ty pozwalasz tej swojej upartej żonie pracować, przecież wygląda jakby nie spała od co najmniej roku.
 -Daj spokój Ania, Oliwia jest tak samo uparta jak ty, więc nie dziwię się, że postawiła na swoim.-wtrąca senior rodu Kwiecińskich na co żona gani go wzrokiem, a pozostała dwójka komentuje to uśmiechem. Po chwili wszyscy zasiadają do stołu, blondynka udaje się w kierunku kuchni, a jej mąż jak na zawołanie pojawia się obok niej.
 -Przyszedłeś.-rzuca cicho w jego kierunku
 -Wbrew temu co z pewnością myślałaś, nie zamierzałem zostawić cię samej z tym.-odpowiada jej patrząc się wprost na nią
 -Zuzia o ciebie pytała.-rzuca nie bardzo wiedząc co powiedzieć
 -Dlaczego my nie możemy tak jak dawniej? Dlaczego my musimy udawać?-pyta nagle
 -Nie rozmawiajmy o tym teraz.-odpowiada blondynka kiwając delikatnie głową w kierunku salony w którym przebywali jej rodzice na co on kiwa potulnie głową i powracają do swoich gości. Sam obiad i dalsza jego część przebiega zupełnie normalnie, bez większych problemów. Można by rzec, że wszystko przez tą chwilę wyglądało jak dawniej. Rozmawiali ze sobą, siedzieli obok siebie, obdarowywali się spojrzeniami, kto by mógł w ogóle pomyśleć, że między nimi było coś nie tak? Kto mógłby pomyśleć, że tych dwoje miało aż takie problemy? Z pewnością nikt.
 -Cieszę się, że między wami już wszystko w porządku.-mówi Kwiecińska
 -Mamoo..
 -Kochanie, po prostu cieszę się, że u moich dzieci wszystko w porządku, że moje kochane wnuki nie dają wam w kość no i też nie mogę się doczekać aż znowu będę babcią!-mówi rozentuzjazmowana
 -I koniecznie musiała przekonać się o tym naocznie.-śmieje się ojciec blondynki- Teraz możemy dać wam już spokój.
 -Tak, teraz czas na inspekcję u Włodarczyków.-chichocze kobieta.
Po godzinie osiemnastej państwo Kwiecińscy żegnają się kolejno ze wszystkim lokatorami po czym przy uprzejmości Wrony zostają podwiezieni pod lokum wyżej wspomnianych. Blondynka zabiera się za sprzątanie wszelkich pozostałości po posiłku, jednak jej samopoczucie nie należy do najlepszych i o mało co nie wypuszcza z rąk ulubionego kompletu talerzy czy wazy. Stoi oparta o kuchenny blat z trudem łapiąc każdy kolejny haust powietrza. Nie wie nawet kiedy słyszy dźwięk otwieranych drzwi, a w korytarzu słyszy kroki.
 -Oli, wszystko w porządku?-słyszy głos męża jak przez mgłę- Oliwia, co się dzieje?-docierają do niej jego słowa- Oliwia!-to ostatnie co słyszy przed tym jak traci zupełny kontakt z rzeczywistością. Nie dociera do niej zupełnie nic. Nie słyszy, nie czuje. Funkcjonuje przez dłuższy okres czasu w jakiejś głuchej i pustej rzeczywistości. Nie wie nawet ile to trwa. Godzinę, dwie, trzy czy siedem. Dopiero po jakimś okresie czasu zaczynają docierać do niej jakieś głosy. Wydaje jej się, że słyszy jakiś znajomy głos, choć tak naprawdę nie potrafi wskazać do kogo on należy. Z czasem do poprawnego funkcjonowania powracają pozostałe zmysły. Choć z początku powieki wydają się ważyć całą tonę, to z ogromnym trudem unosi ku górze. Niemal natychmiast do jej oczu uderza zbyt jasne światło jarzeniówek i przesadnie bielone ściany. Z pierwszą chwilą nie do końca orientuje się, gdzie się znajduje, lecz po chwili jej wszelkie wątpliwości zostają rozwiane niemal natychmiast. Szpital. Leży na mało wygodnym szpitalnym łóżku, a do jej ramienia sięgają kabelki z całą pewnością kontrolujące jej funkcje życiowe. Dopiero po dłuższej chwili dostrzega siedzącego nieopodal jej łóżka Andrzeja. Widzi, że twarz ma schowaną w dłonie. Nie jest do końca pewna, czy aby nie śpi, lecz po chwili napotyka jego smutny wzrok na widok, którego zamiera z pewnością nie mniej niż on widząc ją.
 -Andrzej?-wydusza z siebie niepewnie- Co się stało?-pyta cicho nie mając pojęcia o co chodzi
 -Oli..-wzdycha ciężko wyraźnie gryząc się z myślami
 -Boże, co się stało?-dyszy ciężko powoli wracając pamięcią do tego co wydarzyło się, zanim obudziła się w szpitalu- Nie..-kręci głową- Proszę, tylko nie to...-kręci głową patrząc na jego minę i niemal natychmiast czuje jak strużki łez spływają po jej policzku
 -Tak mi przykro mała, tak bardzo...-mówi siadając na jej łóżku, a ta w jednej chwili wpada w jego ramiona dając upust wszelkim emocjom. Nie wierzyła w to co się stało. Chciała by był to sen. By obudziła się za chwilę i nic takiego nie miało miejsca. By to wszystko okazało się jakimś mało śmiesznym żartem. By nie było prawdą.. Niestety, rzeczywistość była brutalna. Chyba nawet zbyt.-Już skarbie, jestem.-mówi żałośnie równie dotknięty tym co się stało. Bo kto by nie był? Który rodzic nie zareagowałby tak samo? Jakim człowiekiem trzeba było by być by strata dziecka nie bolała.
Obydwoje znów cierpieli. Znów dostali od życia solidnego kopniaka od życia. Znów ich świat legł w gruzach. Powtórnie nie potrafili poradzić sobie z tym wszystkim. Momentami obydwoje czuli się przerośnięcia tą sytuacją. Obydwoje to przeżywali. Z początku nie umieli się z tym pogodzić. Nie potrafili sobie tego wyjaśnić. Zbyt bardzo bolało. Dopiero z czasem, znaleźli ukojenie. Dopiero z czasem przyszło ukojenie. Dopiero z czasem zrozumieli, że to cierpienie jakie zaznali było swoistym początkiem. Początkiem,a zarazem powrotem. Powrotem do normalności. Ich wspólnej normalności.

Sierpień, 2018
W życiu bywało tak, że dopiero nieszczęście musiało otwierać nam oczy na pewne sprawy. Dopiero ono dawało bodziec do wszelkich działań. Powodowało reakcję łańcuchową popychającą nas ku działaniom, których wcześniej podjąć się nie chcieliśmy. I tak też było w tym wypadku. To wszystko popchnęło ich ku temu by znów przypomnieć sobie o tym co drzemało w ich wnętrzach, uśpione od bardzo dawna. By przypomnieć sobie o tym, że dalej się kochają. O tym, że dalej są dla siebie ważni. Co z Jagodą? Wydawała się być marnym wypadkiem przy pracy, jakkolwiek to brzmi. Spiskowała, knuła, intrygowała, z początku z powodzeniem, jednak przegrała. Przegrała z czymś o wiele silniejszym niż pożądanie. Przegrała z najsilniejszym z możliwych uczuć. Bo przecież miłość zawsze zwycięża, prawda? Dali sobie drugą szansę. I choć nie było łatwo, każdego kolejnego dnia starali się pielęgnować to uczucie. Każdego kolejnego dnia walczyli o siebie, o swoją przyszłość, o własną miłość. Miłość, której dowodem była dwójka, wspaniałych dzieci. Po stracie dziecka nie było im łatwo, zwłaszcza jej. Długo trwało to by znów obudziło się w niej to uczucie. Uczucie, a może raczej chęć noszenia powtórnie pod swoim sercem owocu ich miłości bez strachu. Bez obaw o to, że znów je straci. Bez trwogi o to, że powtórnie przeżyją koszmar. Nie musieli się martwić bo w swoją rocznicę ślubu powitali na świecie jakże upragnionego przez każdego mężczyznę, tak i środkowego syna. Byli naprawdę szczęśliwi i nic, ani nikt nie mógł przeszkodzić ich szczęściu.

Marzec, 2042
 -Mamo, mamo!-daje się usłyszeć już na progu ich rodzinnego domu wołanie
 -Tu jestem!-rzuca blondynka siedząc w salonie pochłonięta w lekturze
 -Muszę ci coś powiedzieć.-szczerzy się
 -Nie mów mi, że nie zdałaś roku.-poprawia okulary na swoim nosie
 -Oszalałaś?-śmieje się- Czy ja wyglądam jak Michał?
 -Masz rację, twój brat jest tylko specjalistą od drugich terminów.-przyznaje jej rację
 -Pamiętasz, ostatnio mówiłaś, że zazdrościsz cioci Mai.
 -Kochanie, twoja stara matka ma już sklerozę, więc proszę cię, oszczędź mi zagadek.-śmieje się
 -Będziesz babcią.
 -O mój boże Zuzia! To wspaniale!-nie ukrywa radości po czym ściska córkę- Pomyśleć, że jeszcze niedawno byłaś o taka, chodziłaś w dwóch warkoczach zaplecionych na głowie i wszędzie cię było pełno.
 -A to teraz nie jest mnie wszędzie pełno?-pyta z uśmiechem
 -Wypisz wymaluj ja.-kręci ze śmiechem głową
 -Oj mamo.-uśmiecha się, a po chwili do domu wpada druga z ich pociech również usilnie poszukująca matki.
 -Przypomnieli sobie nagle o matce!-rzuca blondynka
 -Zgadnij do kogo właśnie dzwonił trener reprezentacji narodowej i dostał powołanie?!-rzuca rozradowany
 -Czy ja słyszałem reprezentacja?-ni stąd ni zowąd pojawia się nagle Wrona
 -Zwariuję z wami.-kręci głową
 -No to możemy świętować!-rzuca senior rodu
 -I to podwójnie.-wtrąca jego żona- Dziadku.-uśmiecha się
 -W zasadzie to.. potrójnie.-dodaje ich córka.
 -Co za rok.-kręci z niedowierzaniem głową blondynka

Październik, 2064
 -I o takiej chwili zawsze marzyłem.-mówi Wrona
 -O byciu starszym panem z zaawansowaną sklerozą?-śmieje się jego żona
 -O byciu starszym panem z zaawansowaną sklerozą siedzącym w swoim rodzinnym domu obok kobiety swojego życia i spoglądającym na gromadkę wnuków demolującą mi ogród.-uśmiecha się do niej
 -Panie Wrona, robi się pan na stare lata sentymentalny.
 -Z wiekiem już chyba tak jest.-odpowiada- Wiesz co Oli? Nie mógłbym sobie lepiej tego wymarzyć. Sprawiłaś, że moje życie stało się o wiele lepsze, o wiele barwniejsze, dałaś mi najwspanialsze dzieci na świecie, ale też coś wspaniałego. Swoją miłość. I nie wiem nawet jak mogę podziękować temu gościowi na górze, że moja matka wysłała mnie do tego przedszkola i, że o mało co nie pobiłem się z Karolem dzięki czemu poznałem ciebie.
 -Jakieś wnioski?
 -Tylko takie, że dalej kocham cię jak szalony Oli.-unosi kąciki ust ku górze
 -A ja ciebie wielkoludzie.-uśmiecha się po czym kładzie głowę na ramieniu ukochanego męża
 -Kiedyś sądziłem, że miłość polega na czułych słówkach, gestach, ale w naszym przypadku to nie tylko to. W naszym przypadku miłość to dziwny twór sprzeczności.
 -Nie sposób się nie zgodzić po tym wszystkim co nas spotkało.-odpowiada mu
 -Mimo wszystko, warto było się tyle trudzić.-przytula ją po czym powtórnie wracają do doglądania swoich wnucząt.


KONIEC



~*~
Tak oto dobiegła końca, definitywnie i tak nieco przedłużona historia Oliwii i Andrzeja. Wiem, że w trakcie tego bonusu chciałyście z pewnością zabić mnie co najmniej tysiąc razy bo komplikowałam im życie niezliczoną ilość razy, ale w końcu to moja specjalność, a co to byłby za bonus w którym opisana byłaby nadmierna sielaneczka? Nie umiem się żegnać, nie jestem w tym najlepsza, więc zrobię to w najprostszy możliwy sposób.
Pragnę Wam podziękować moje drogie, bo gdyby nie Wasza obecność tego opowiadania, a w zasadzie bonusu by nie było, zostałby pewnie w zaszufladkowany gdzieś w moich zbiorach i nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Dziękuję Wam, że wytrzymałyście psychicznie nerwowo ze mną, wiem, to nie było łatwe. Każdej z Was pragnę z osobna podziękować i wyściskać za marnowanie swojego cennego czasu na zaglądanie tutaj. Uwierzcie, to dla mnie naprawdę wiele znaczyło. Dziękuję, że pomimo wszystko byłyście tutaj razem ze mną i dzielnie znosiłyście wszelkie komplikacje i zawirowania jakie miały miejsce w tym opowiadaniu. Kończąc tą historię, zamykam też pewien etap w swojej powiedzmy, że pisarskiej karierze. Zawsze będę mieć sentyment do tego opowiadania i za całą pewnością powrócę do niego jeszcze nie raz. Wyszło jak wyszło, myślę, że mogę być całkiem zadowolona, choć z całą pewnością do ideału jest mu baaaardzo daleko. Mam nadzieję, że pomimo moich kryzysów twórczych, braku weny i narzekań ten bonus był przydatny do czytania i komuś się spodobał. Tutaj mówię definitywne żegnam, aczkolwiek przez jeszcze ułamek sekundy będę tworzyć jedno opowiadanie solowo, po czym przejdę w stan spoczynku. Nie wiem czy wrócę do pisania, trudno jest mi stwierdzić, ale co by się nie działo, jakbyście chciały porozmawiać, ochrzanić mnie, pochwalić i tym podobne to zawsze będę dla Was dostępna na ask'u czy gadu-gadu, zapewniam, że wbrew pozorom nie gryzę. Oczywiście wciąż też będę tworzyć wspólnie z Joan dalsze losy bohaterów na duecie. Nie przedłużając.
Jeszcze raz, jedno wielkie DZIĘKUJE za to, że byłyście, komentowałyście, czytałyście. 
Dziękuję to chyba zbyt małe słowo by mój wyrazić moją wdzięczność. 
Jeśli kogoś zawiodłam to przepraszam, starałam się jak mogłam.

PS. Jeśli byłaś, proszę zostaw po sobie ślad, nawet najmniejszy :)
Do zobaczenia kiedyś,
wingspiker.



niedziela, 15 czerwca 2014

Sprzeczność bonusowa: szósta

Z pewnością gdyby nie fakt ,że dopiero niedawno wróciła z Warszawy długo nie zagrzałyby miejsca w Bełchatowie. Była jednocześnie wściekła i zupełnie zniszczona od środka. Nie potrafiła spojrzeć na niego bez żadnych emocji. Zupełnie nie trafiały do niej żadne jego tłumaczenia. Dla niej wszystko było absolutnie jasne. Gdyby nie to ,że była aktualnie w ciąży z ich drugą pociechą już dawno nie mieszkałaby wraz z nim pod jednym dachem. Choć go kochała za nic nie potrafiła mu zaufać. Nie potrafiła z nim rozmawiać, nie mówiąc już o przebywaniu w jednym pomieszczeniu dłużej niż pięć minut. Jedyne co w zasadzie ich jakkolwiek trzymało w tym momencie to była Zuzia i ich jeszcze nienarodzony syn. Bo gdy tylko ten próbował nawiązać rozmowę ona niemal natychmiast go zbywała. Zbyt bardzo zabolało ją to co zrobił choć usilnie nie przyznawał się do tego. Ale jak mogła mu wierzyć mając przysłowiowy dowód zbrodni przed oczami? Nijak nie mogła tego zrobić, nawet gdybym bardzo tego chciała to zbolałe serce przejmowało władze na umysłem.
 -Jak tam grubasku?-pyta Kłos ,którego spotyka na placu zabaw ze swoją pociechą
 -Bywało lepiej.-wzrusza ramionami blondynka
 -Wiesz o co pytam.
 -Bez zmian.-odpowiada beznamiętnie
 -Może i Wrona jest idiotą roku ,ale ja nie jestem pewien czy on na pewno byłby w stanie to zrobić.
 -Wiem ,że to twój przyjaciel i chcesz go bronić, ale powiedz Karol, czy ty byś uwierzył mając w rękach zaprzeczenie tego?
 -Podejrzewam, że zachowałbym się tak jak ty.-odpiera przyjaciel
 -Już chyba wolałabym żeby się przyznał, a nie udawał ,że tego nie zrobił. Może by tak nie bolało.-wzdycha
 -Nawet jeśli to zrobił, daj mu drugą szansę. Chociażby ze względu na tego kawalera.-wskazuje na jej wyraźnie zaokrąglony brzuch
 -Może Jagoda mu ją da.-prycha
 -Obydwoje jesteście tak samo uparci.-zauważa środkowy
 -Kłosie, skończ ten temat bo mam go po dziurki w nosi, a jak wiesz nie powinnam się raczej denerwować w tym stanie.
 -No już dobra, dobra.-kapituluje- Ale jak ten gość odziedziczy po Wronce pierdołowatość i zapłon to chyba wujek będzie musiał mu szukać lasek.-chichocze
 -Najwyżej zostanie księdzem, bo jak ty mu zaczniesz szukać to marny jego los.-śmieje się blondynka
 -Kochana, wątpisz w umiejętności flirtowania wspaniałego Karolla?
 -Przypomnieć ci ,że wspaniały Karollo ma dwójkę dzieci?
 -Dwójkę? O kurde! Na śmierć zapomniałem.-rzuca- Oliwko moja najwspanialsza!
 -Nie wierzę, znowu to zrobiłeś!-wybucha śmiechem
 -Ani słowa Olce!-rzuca mierząc ją spojrzeniem- Czy ja muszę mieć taką sklerozę?
 -Leć po nią do tego przedszkola ,a nie gadasz.-kręci głową z niedowierzaniem
 -Ja pitolę dobrze ,że nie mamy więcej dzieci bo chyba bym musiał sobie przypomnienie ustawiać gdzie które i o której jest.-mówi środkowy po czym pędzi w kierunku przedszkola. Tylko on mógł zapomnieć zabrać własnego dziecka z przedszkola i to trzeci raz. Blondynka miała niezły ubaw, ale gdyby to Andrzej zapomniał o Zuzi z całą pewnością do śmiechu by jej nie było i zabiłaby go wzrokiem. Miała nadzieję ,że przyjaciel choć trochę spoważnieje z chwilą zmiany stanu cywilnego bądź narodzinami dziecka ,aczkolwiek nic takiego nie widniało na horyzoncie. Dalej był tym samym i roztrzepanym Karolem, dokładnie jak te kilka lat temu. Niestety faceci chyba byli już tak zaprogramowani ,że z wiekiem bywało z nimi co raz to gorzej, zupełnie odwrotnie aniżeli powinno.
 -Gdzie Karol?-blondynka słyszy pytanie dobrze znanego głosu
 -Jak widzisz tu go nie ma.-odpowiada chłodno
 -Dlaczego taka jesteś?
 -Chyba doskonale znasz odpowiedź na to pytanie.-odpiera beznamiętnie
 -Jak mam cię przekona, że tego nie zrobiłem?-staje dosłownie na centymetry od niej spoglądając jej w oczy
 -Zamierzasz rozmawiać o tym na placu zabaw pełnym dzieci?-pyta go bez żadnych emocji na twarzy.
Żadne z nich nie poruszyło więcej tego tematu tego dnia. Siedzieli obok siebie jak zupełnie obcy sobie ludzie, którzy przypadkiem usiedli na jednej parkowej ławce. Tylko od czasu do czasu środkowy starał się jakkolwiek nawiązać kontakt z żoną, jednak dość nieskutecznie. Ta nie miała głębszej ochoty na rozmowę z nim bo doskonale wiedziała, że każda z nich zejdzie na dość drażliwy temat i zaczną się kłócić na oczach dzieci czy też Zuzi, która i tak wyjątkowo cierpiała na całej sprawie oglądając chłodne stosunki rodziców na co dzień. Nawet gdyby bardzo chciała nie umiała w tej chwili inaczej. Za każdym razem gdy patrzyła na swojego męża czuła ból. Gdy tylko pojawiał się w pobliżu w jej głowie zapalała się czerwona lampka. Nawet gdyby głowa chciała to serce kategorycznie zabraniało jej udawać, że wszystko było w porządku. Nic w jej aktualnym życiu nie było w porządku. Z pewnością gdyby nie fakt, że nosiła pod sercem ich drugie dziecko już dawno zaprzestała temu co obydwoje robili. Obydwoje właśnie ze względu na ciążę żyli pod jednym dachem. Teoretycznie wciąż byli razem, a tak naprawdę żyli osobno. Nie miała zielonego pojęcia jak i czy w ogóle wytrzyma to udawanie. Udawanie, że nic takiego się nie wydarzyło. Nie wiedziała czy stwarzanie pozorów szczęśliwego małżeństwa oczekującego na kolejne dziecko na dłuższą metę będzie w ogóle możliwe.
 -Oliwia proszę cię, porozmawiaj ze mną!-rzuca zupełnie zdesperowanym tonem głosu Wrona, gdy ta mija go bez słowa w domu
 -Jedynym o czym możemy rozmawiać to dzieci.-odpowiada mu chłodno
 -Nie mów tak.
 -A jak mam do cholery mówić?!-podnosi ton głosu- Mam tego wszystkiego dość. Dość tego udawania i stwarzania pozorów wspólnego życia kiedy tak naprawdę nas już nie ma.
 -Bo nie dasz nawet sobie nic powiedzieć, jakbyś już nas skreśliła!
 -A dziwisz mi się?-pyta go z kamiennym wyrazem twarzy- Gdybym to ja ci coś takiego zrobiła to w jednej chwili wypieprzyłbyś mnie za drzwi i złożył pozew o rozwód.
 -Skąd taka pewność?
 -A nie zrobiłbyś tego?-patrzy na niego by po chwili dodać- No właśnie.-kiwa głową- Jestem ciekawa ile damy radę wytrzymać w takim układzie, miesiąc, dwa, cztery?
 -Nie Oliwia, nie pozwolę ci na to.-wyprzedza jej myśl stanowczo kręcąc głową
 -Zrozum, mam tego dość.-mówi wzdychając- Nie potrafię spojrzeć na ciebie bez żadnych emocji, nie mówię już nawet o jakichkolwiek gestach. Nie potrafię ci tego wybaczyć, nie umiem zrozumieć dlaczego to zrobiłeś. Nie umiem na chwilę obecną z tobą być.-spuszcza wzrok- Więc albo ty się wyprowadzisz albo ja to zrobię.
 -Nie możesz tego zrobić.
 -Właśnie, że mogę.-mówi stanowczo
 -I jak ty to sobie wyobrażasz do cholery? Mamy córkę, jesteś w ciąży.-kręci głową z niedowierzaniem- Nie przespałem się z nią, dlaczego mi nie wierzysz?-pyta z nutą desperacji w głosie
 -Uwierzyłbyś na moim miejscu?
 -Nie wiem..-odpowiada cicho- Znamy się całe życie, dlaczego miałby kłamać?
 -Wygląda na to, że jednak chyba się nie znamy.-odwraca wzrok z trudem panując na emocjami
 -Przecież wiesz, że to nieprawda.-kręci głową- Proszę cię Oliwia, nie rób mi tego. Przecież mamy dzieci, za chwilę znowu będziemy rodzicami, kochamy się..
 -Co do tego ostatniego mam wątpliwości...-przełyka głośno ślinę
 -Doskonale wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza.-broni się
 -Wygląda na to, że chyba już nie jestem.-mówi chłodno dodając- Odbierz, może to Jagoda.-rzuca słysząc dźwięk telefonu Wrony z którym ktoś usilnie starał się skontaktować i korzystając z okazji zniknęła z jego pola widzenia i zaszyła się w jednym z pokoi. Odizolowana od całego świata mogła w ciszy i samotności dać upust skumulowanym w swoim środku emocjom. Z pewnością wcale nie pomagały jej w tym buzujące w jej wnętrzu hormony sprawiające, że niemal codziennie miała niesamowite huśtawki nastrojów i płakać mogła niemal na zawołanie z byle powodu. Do tego mogła bez zahamowań zajadać smutki czym tylko jej się żywnie podobało, co z pewnością miało swoje plusy.
Nie wie nawet ile siedziała w samotności i ile trwało jej bicie się z myślami. Nie wie nawet kiedy z gorzkich żali wyrwało ją ciche płakanie Zuzi. Niemal natychmiast poderwała się do ratowania sytuacji, lecz po chwili płacz ustał i zamienił się w śmiech. Powstrzymała się, bo nie miała największej ochoty oglądać osoby tego, który zadał jej naprawdę spory ból. Jedyne czego chciała to obudzić się rano i dowiedzieć się, że to wszystko było złym snem. Dowiedzieć się, że to było tylko i wyłącznie wymysłem jej chorej wyobraźni. Zdecydowanie wiele by dała by wszystko było zupełnie tak jak dawniej. Oddałby dosłownie wszystko, choć zdawała sobie sprawę, że to było w zasadzie nierealne.
 -Nie bój się, po południu już nie będziesz musiała mnie oglądać skoro tak bardzo tego nie chcesz.-rzuca w kierunku blondynki kiedy w zupełnej ciszy konsumują śniadanie
 -Mówisz to bo chcesz wywołać u mnie jakieś wyrzuty sumienia czy coś w tym stylu?-gromi go wzrokiem
 -Interpretuj to jak tylko sobie chcesz.-wzrusza ramionami po czym wstaje od stołu i znika z jej pola widzenia.
Tak w zasadzie wyglądał niemal każdy poranek. Posiłek skonsumowany w absolutnej ciszy, standardowo zakończony gorzką wymianą zdań. W zasadzie tak właśnie wyglądał niemal każdy ich dzień. Każdy kolejny przebiegał wedle podobnego schematu. Każdy następny niemal niczym nie różnił się od poprzedniego. Czuła się jakby w kółko przeżywała dokładnie ten same dzień. Czuła się niemalże więźniem we własnym życiu. Miała ochotę wyjechać gdzieś daleko, z dala od wszystkich problemów i szarej, przytłaczającej rzeczywistości. Niestety, a może i stety nie mogła tego uczynić. Nie byli już tylko zwykłą parą, byli małżeństwem. Nie była beztroską dwudziestokilkuletnią kobietą bez żadnych zobowiązań, była matką i za chwilę miała zostać nią ponownie. Nie mogła uciec jak największy tchórz. Miała rodzinę, nie mogła myśleć tylko i wyłącznie o sobie. Musiałaś myśleć przede wszystkim jak matka, ale i też żona. Musiała brać pod uwagę przede wszystkim dobro własnego dziecka, choć w tym wypadku stwarzanie pozorów normalności z powodu dziecka nie miało możliwości powodzenia. Potrzebowała czasu. Potrzebowała chwili by jakkolwiek to wszystko sobie przemyśleć, bez żadnych emocji i podsycaniu sytuacji przez wszystkie codzienne kłótnie i chłód. Potrzebowała spojrzeć na to wszystko chłodną głową z boku. Zastanowić się nad tym czy oni, jako spójna całość jeszcze funkcjonowali, czy aby nie było już tylko wspomnienie cudownych, wspólnie spędzonych lat, które bezpowrotnie odeszły w niepamięć. Bo ostatnimi dniami w jej głowie rodziło się co raz więcej wątpliwości ku temu. Pomimo, że dalej kochała, nie potrafiła spojrzeć na niego i nie czuć dziwnego ukłucia gdzieś w piersi. Nie potrafiła spojrzeć na niego tak samo jak kiedyś. Za nic w świecie nie potrafiła tego uczynić.
 -Mamo?-dziwi się blondynka odbierając telefon od matki
 -Czy to takie dziwne, że matka dzwoni do własnej córki?-śmieje się kobieta
 -Po prostu dawno rozmawiałyśmy.-rzuca niepewnie zastanawiając się czy aby nie doszły ją słuchy o jej problemach z Wroną
 -To fakt kochanie, za rzadko rozmawiamy, nie wspomnę już o widywaniu.-mówi rodzicielka- Co u was słychać kochanie?
 -W porządku mamo.-gryzie się w język
 -Powiedzmy, że wierzę.-śmieje się-A jak ty się czujesz?
 -Bywało lepiej, aczkolwiek przyznam, że jest wyjątkowo spokojny.
 -Któreś musi być spokojniejsze.-zauważa- W zasadzie dzwonię w pewnej sprawie.
 -Mów.-rzuca blondynka przełykając głośno ślinę
 -Powiedz, macie jakieś plany na następny weekend?
 -W zasadzie to chyba nie.-odpowiada matce- Czemu pytasz?
 -Tak sobie pomyśleliśmy z ojcem, że może odwiedzimy nasze pociechy w tej wielkiej bełchatowskiej metropolii skoro one nie mają czasu odwiedzić staruszków.-odpowiada jej kobieta, a ona niemal natychmiast truchleje. Ostatnie czego w tej chwili potrzebowała to wizyta rodziców zupełnie nieświadomych tego co tak naprawdę działo się między nią, a Wroną. Już wystarczająco przeżyli ostatni raz kiedy dali sobie na wstrzymanie, chciała oszczędzić im niepotrzebnych nerwów i stresów.
 -Nie ma problemu.-odpowiada przygryzając ze stresu wargę
 -W takim razie widzimy się w sobotę słoneczko, mam nadzieję, że zastaniemy swoich zięciów bo ich to widujemy jeszcze rzadziej niż was.-mówi ze śmiechem
 -Mecz mają w niedzielę, więc chyba wam się tym razem poszczęści.
 -Nie zajmuję ci już czasu bo pewnie jesteś zajęta skarbie, do zobaczenia w weekend. Dbaj o siebie i o Andrzeja!-rzuca rozradowana
 -Dzięki mamo, ty też tam z tatą się trzymaj.-odpowiada wymuszając wesoły ton głosu, jakiego już dawno nie używała, może jedynie w kontaktach z Zuzią czy Karolem. Kompletnie nie miała pojęcia jak będzie wyglądało to spotkanie. Nie wiedziała czy wyjawić rodzicielom prawdę, czy raczej brnąć w kłamstwo i udawać, że między nimi wszytko było w najlepszym porządku? Nie miała zielonego pojęcia jak to rozegrać, jednak wiedziała jedną rzecz. Musiała tą nowiną podzielić się ze swoim małżonkiem z którym kontaktu nie miała przez ostatnie kilka dni odkąd opuścił ich dom. Zdobyła namiary na jego aktualne miejsce pomieszkiwania i chcąc nie chcąc udała się pod tenże adres. Nigdy nie była w tych okolicach Bełchatowa pomimo faktu, że pomieszkiwała tu już kilka dobrych lat, więc dość niepewnie czuła się stojąc na zupełnie obcym osiedlu czy klatce pukając do drzwi. Przez dłuższą chwilę nie spotkała żadnej reakcji, po użyciu dzwonka już miała odejść gdy usłyszała kobiecy głos oznajmujący, że za chwilę ktoś otworzy drzwi. Przez chwilę zdawało jej się, że postradała zmysły bo wydawało jej się, że usłyszała znajomy kobiecy głos, leczy gdy drzwi otworzyła atrakcyjna szatynka nie miała wszelkich wątpliwości.
 -Och, jesteś żoną Andrzeja?-rzuca wyraźnie zadowolona z siebie
 -Raczej nie jego matką.-wywraca oczami- Pomyliłam adresy?
 -Nie, skąd.-kręci głową- Ja wpadłam tylko na chwilę.
 -O tej porze?-pyta mając na uwadze to, że jej mąż nie należał do rannych ptaszków
 -Troszeczkę nam zeszło.-uśmiecha się triumfalnie, a w blondynce aż się gotuje i ma co najmniej ochotę wytargać ją za te długie czekoladowe włosy okraszone zbyt dużą ilością makijażu na twarzy.- Mam mu coś przekazać?
 -Myślę, że on nie potrzebuje adwokata, choć w sumie za chwilę może i będzie.-rzuca chłodno po czym odwraca się na pięcie i czym prędzej opuszcza osiedle. Nie zważając na wszelkie przepisy drogowe czym prędzej udaje się w kierunku mieszkania siostry pod której opieką zostawiła swoją pociechę.
 -Tak szybko?-dziwi się Maja na widok siostry
 -Tak wyszło.-wzrusza obojętnie ramionami
 -Porozmawialiście chociaż?
 -Nie musieliśmy.-kręci głową czując napływające do oczu łzy- Nie mamy już zupełnie o czym.
 -A co z rodzicami?
 -Nie mam zielonego pojęcia.-odpowiada siostrze zupełnie skołowana- Nie chcę go widzieć.
 -Co się stało?-marszczy brwi
 -Jagoda się stała. Znowu.-prycha żałośnie bo ma świadomość, że chyba właśnie nastąpił ich koniec. Sromotny koniec.

~*~
Mój komentarz odautorski będzie dziś znikomy bo nie jestem w stanie zbyt racjonalnie myśleć bo późno wróciłam z turnieju, do tego przyplątał się drobny i mało przyjemny uraz i jedyne na co mam ochotę w tym momencie to sen. Zostawiam Was z wypocinami, nie będę oceniać bo nie mam na to ani chęci, ani ochoty.
Miłego popołudnia i reszty dnia zwieńczonej pięknym zwycięstwem naszych panów!
Trzymajcie się ciepło,
wingspiker.

sobota, 7 czerwca 2014

Sprzeczność bonusowa: piąta.

Siedziała przez dłuższą chwilę nie potrafią wydobyć z siebie ani słowa. Była w szoku. Spodziewałaby się tu każdego, ale tylko nie jego. Nie pomyślałaby nawet ,że mógłby się pojawić jeszcze tego samego dnia. A jednak. Siedział naprzeciw niej ze skruszoną miną wyraźnie lustrując ją wzrokiem. Sama jego obecność była dla niej znakiem. Znakiem ,który powinien rozwiać jej wątpliwości.
 -Przepraszam.-wydusza z siebie spuszczając wzrok- Nie wiem czemu to zrobiłam. Zachowałam się jak jakaś histeryczka.
-Nie masz za co przepraszać.-odpowiada jej- To ja cię powinienem przeprosić.
-Przestańmy już wzajemnie się przepraszać bo zaczynamy się powtarzać Andrzej ,a tym samym daleko nie zajdziemy.-spogląda na niego ukradkiem i zauważa ,że nieprzerwanie jej się przypatruje
 -Jutro rano muszę wracać do Bełchatowa.-rzuca po chwili ciszy- Chciałbym.. chciałbym żebyście wróciły ze mną. Nie potrafię tak żyć Oliwia. Nie potrafię siedzieć w Bełchatowie z myślą ,że kiedy wrócę z treningi do domu was tam nie będzie. Nienawidzę wracać do pustego domu. Nie cierpię budzić się rano i nie widzieć cię obok. Nie potrafię znieść tej przytłaczającej ciszy jaka panuje dookoła mnie. Czuję się jakby ktoś mi zabrał ogromną cząstkę mnie samego. Czuję się jak skończony frajer ,że pozwoliłem na to wszystko. Nie potrafię bez was żyć, nie potrafię żyć bez ciebie.-bierze głęboki wdech- Proszę cię, spróbujmy jeszcze raz. Spróbujmy od nowa. Mamy o co walczyć, nie mówię tu już tylko o dzieciach, mówię o nas. Przecież się kochamy, prawda?-przesuwa się bliżej niej- Popatrz na mnie.-unosi jej podbródek ku górze- Kocham cię jak nikogo innego Oli. Kocham, i mogę ci to powtarzać codziennie milion razy byle tylko byś mi uwierzyła. Nie chcę dłużej bez ciebie żyć, bo moje życie nie ma sensu bez was. To wy jesteście całym moim światem i nic ani nikt tego nigdy nie zmienią.
 -Naprawdę tego chcesz?-pyta cicho
 -Jak niczego innego.-gładzi dłonią jej policzek- Nie chcę cię do niczego zmuszać, jeśli ty nie..
 -Kocham cię.-przerywa mu i przytula się do niego- Proszę cię, nie róbmy tego więcej. Nie pozwólmy na to by rutyna nas tak od siebie oddaliła bo następnym razem nie wytrzymam. Nie wytrzymam bez ciebie.-mówi blondynka chłonąc jego ciepło i bliskość niemal jak gąbka. Bardzo tego potrzebowała. Potrzebowała jego.
 -Zrobię wszystko co w mojej mocy żeby tak się nie stało.-mówi ciepło tuląc ją do siebie- Tak bardzo mi cię brakowało Oli.
 -Mi ciebie też, okropnie.-odpowiada patrząc w jego oczy. W oczy w których znów widzi to samo ciepło. To samo uczucie. To samo szczęście. To, co chciała widzieć w nich codziennie. Uwierzyła. Uwierzyła w to ,że będzie jak dawniej. Że oni będą jak dawniej.
 -Powiesz mi chociaż ,który to miesiąc?-pyta po dłuższej chwili
 -Koniec drugiego.-odpowiada blondynka, a on wykonuje gest ,który zupełnie ją zaskakuje i jednocześnie rozczula. Kładzie swoją ogromną dłoń na jej jeszcze niewidocznym brzuszku i delikatnie go gładzi. Potem spogląda głęboko w jej oczy swoim przeszywającym błękitnym spojrzeniem by po chwili z największą delikatnością kosztuje jej malinowych ust. Z początku całuje delikatnie, jakby bojąc się ,że ją speszy swoim czynem. Dopiero potem, gdy ta ani myślała to zrobić jego pocałunek zmienia się w co raz to bardziej zachłanny i co raz bardziej namiętny. Dopiero po dłuższej chwili gdy przerywa tą czynność opiera swoją głowę o jej wpatrując się w nią wzrokiem pełnym uczucia. Delikatnie gładzi jej policzek kciukiem po czym powtórnie składa delikatny pocałunek.
 -Proszę cię, powiedz ,że jutro nie wracam sam do Bełchatowa.
 -A nie wracasz z Wojtkiem?-uśmiecha się delikatnie blondynka
 -On wraca z Majką.-odpowiada mrużąc oczy- Wkręcasz mnie ,prawda?
 -A wyglądam?-przechyla głowę na bok
 -Wiesz ,że jestem facetem i oczekuję prostych odpowiedzi ,więc przestań przyprawiać mnie o zawał.
 -Posprzątałeś chociaż?-pyta blondynka ,a na jego twarzy jawi się momentalnie szeroki uśmiech. Nie musiała mówić więcej. To wystarczyło w zupełności by wiedział ,że mieli drugą szansę. Szansę ,którą musieli wykorzystać najlepiej jak potrafili, bo kolejna taka mogła się nie przydarzyć. Niemal pewne było ,że obydwoje tym razem zrobią absolutnie wszystko by jej nie zmarnować. Zrobią wszystko by ta wielka miłość o której im wszyscy mówili od dawna nie umarła śmiercią naturalną zduszona przez szarą rzeczywistość.
 -Kochanie, jesteś pewna?-pyta jej matka
 -Może nie w stu procentach, ale musimy spróbować jeszcze raz mamo.-odpowiada jej- To być może ostatnia szansa na to żeby było jak dawniej.
 -Będę trzymać za was kciuki.-uśmiecha się po czym ściska córkę ,a następnie wnuczkę i oddaje je pojawiającemu się po chwili siatkarzowi. Gdyby ktoś z boku popatrzył na tą dwójkę mógł z pewnością stwierdzić ,że to dopiero początki ich związku. Dlaczego? Bo zachowywali się jak zakochane nastolatki. Spoglądali na siebie kątem oka i peszyli się pod wzrokiem tego drugiego. Obdarowywali się ciepłymi uśmiechami czy też zamieniali drobne, nawet najbardziej błahe słowa.
 -Dopiero wróciłaś, już pracujesz?-słyszy za sobą dobrze znany męski głos ,gdy przegląda zgromadzoną na koncie pocztę
 -Muszę sprawdzić parę rzeczy, jednak trochę mnie nie było.-odpowiada spoglądając na niego. Przez chwilę tkwią w nieprzyzwoitej ciszy, nie bardzo wiedząc co też powiedzieć.-Zuzia zasnęła?
 -W zasadzie nie musiałem jej nawet usypiać bo ledwo ją położyłem, a już spała.-odpiera nieprzerwanie obdarzają ją swoim błękitnym spojrzeniem- Długo ci to zajmie?
 -Nie mam pojęcia, myślę ,że dobrych kilka minut na pewno.-odpowiada mu
 -Jak skończysz to..
 -Przyjdę.-przerywa mu doskonale wiedząc co ma na myśli na co on kiwa z uśmiechem głową i znika z jej pola widzenia. Ona w ekspresowym tempie zabiera się za sprawdzanie wszelkich zaległości ,których przez te kilka dni uzbierała się cała masa. Jak też się spodziewała zajmuje jej to o wiele więcej czasu niż kilka minut i spędza nad tym grubo ponad czterdzieści minut. Kiedy kończy zamyka laptop i bierze głęboki wdech, po czym udaje się ku salonowi.
 -Trochę mi zeszło.-rzuca
 -Może troszeczkę.-uśmiecha się przesuwając się i wyraźnie robiąc jej miejsce obok siebie. Ta dopiero po chwili dość niepewnie zajmuje miejsce obok niego. Niemal od razu stara się przywieść w pamięci kiedy ostatnio spędzili razem wieczór. Kiedy ostatnio ich wspólny dzień nie zakończył się kłótnią czy zupełną ciszą pomiędzy nimi. Kiedy ostatnio wspólnie spędzane wieczory były ich codziennością? W pierwszej chwili za żadne skarby nie potrafiła dokładnie określić. Dopiero po dłuższym namyśle doszła do wniosku ,że po raz ostatni między nimi było tak ponad trzy miesiące temu. Ponad dziewięćdziesiąt dni temu bez żadnych skrępowań siedzieli wtuleni w siebie niczym para zakochanych nastolatków nie opierając się przed okazywaniem sobie tego ,że naprawdę wiele dla siebie znaczą. Te dwanaście tygodni wiele zmieniło w ich życiu. Była to niewątpliwie burza, jak nie tornado ,które z pewnością zebrało spore żniwa. Pytaniem było teraz to czy powoli znad chmur zaczyna widnieć słońce? Czy pierwsze promienie słoneczne zaczynając widnieć na horyzoncie? Wszystko wskazywało ,że po tej burzy powoli pojawiało się słońce. Słońce na które obydwoje tak bardzo czekali.
 -Myślę ,że to będzie chłopak.
 -Dlaczego?-dziwi się blondynka
 -Po prostu mam takie przeczucia, przy Zuzi się nie pomyliłem.-odpowiada jej
 -Po prostu masz dość bab w dom.-śmieje się cicho
 -Moglibyśmy i mieć same córki byle tylko byśmy byli ze sobą szczęśliwi.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze- Naprawdę mi na tobie zależy.
 -Wiem to.-mówi blondynka unosząc wzrok- Mnie też zależy.
 -Nie róbmy już tego sobie więcej. Nie dajmy się rutynie.-odpowiada jej przesuwając się zdecydowanie bliżej niej, a ona spogląda na niego nieśmiało i kiwa nieznacznie twierdząco głową. Patrzą na siebie przez dłuższą chwilę nie wypowiadając ani słowa. Wymieniają się jedynie spojrzeniami i dość nieśmiałymi uśmiechami. Chwilę tą przerywa mi dopiero córka domagająca się uwagi rodziców. Blondynka podrywa się na równe nogi jednak jej ukochany zdecydowanie ją uprzedza. Dopiero po kilku dłuższych minutach jej cichy płacz i kwękanie ustają i Wrona powraca na wcześniej zajmowane miejsce. W zasadzie wieczór ten wygląda jak te za którymi obydwoje tak bardzo tęsknili. Choć może nie było idealnie bo momentami zachowywali się jak speszone nastolatki to zdecydowanie brakowało im swojego towarzystwa. Zdecydowanie brakowało im bliskości tego drugiego. Obydwoje chcieli by tak właśnie było zawsze. By zawsze już mieli dla siebie czas. By nie mijali się w drzwiach bez żadnego słowa. By jedynym tematem ich wspólnych rozmów nie była tylko ich córka. By znów byli tą samą Oliwią i Andrzejem co jeszcze kilka miesięcy temu. By znów to co ich łączyło odżyło i na dobre zadomowiło się w ich codzienności. I co najważniejsze, nie dać się powtórnie przemóc rutynie. Nie pozwolić na to by znów znaleźli się nad przepaścią ,a co gorsza, wpadli wprost w nią.
 -Pani Wrona?-blondynka słyszy swoje nazwisko wyczytywane przez pielęgniarkę i tym samym oznajmiającej ,że nadeszła jej kolej na wizytę. Ostatni raz rozgląda się po poczekalni w nadziei na odnalezienie wzrokiem swojego męża, który obiegał towarzyszyć jej na wizycie podczas ,której mieli poznać płeć swojego drugiego dziecka. Zrezygnowana podnosi się z zajmowanego miejsca i kieruje się ku drzwiom do gabinetu. Niemal w ostatniej chwili słyszy głos swojego ukochanego ,którego ma ochotę co najmniej zamordować za to jego spóźnialstwo po czym zajmują miejsca przez panią doktor. Po krótkiej rozmowie na temat jej samopoczucia i tym podobnych przechodzą do badania. Lekarka wodzi głowicą po jej już delikatnie zaokrąglonym brzuchu uwagę skupiającą na ekranie. Z resztą z nie mniejszą dokładnością przygląda się temu środkowy ściskający dłoń blondynki.
 -Z maluszkiem wszystko w jak najlepszym porządku.-mówi kobieta- Rozumiem ,że chcecie państwo poznać płeć?
 -Tylko niech pani mi nie mówi ,że to kolejna córka.-śmieje się się Wrona
 -Nie mówię.-uśmiecha się lekarka- To chłopiec, gratuluję.
Nie miała specjalnych wymaga co do płci malucha, jedyne czego chciała to tego by było zupełnie zdrowe. I choć jej mąż zapewniał ją ,że twierdzi dokładnie tak samo to doskonale widziała tą nieopisaną radość ,gdy lekarka powiedziała ,że to będzie chłopiec. Choć tego tak do końca głośno nie mówił to jak każdy facet marzył o tym by mieć syna. W końcu to było jednym z trzech podstawowych celów w życiu każdego mężczyzny, a jemu brakowało do ich całkowitego wypełnienia tegoż ostatniego.
Następne dni minęły nader spokojnie i wydawać się mogło ,że dosłownie wszystko wróciło między tą dwójką do normy. On tradycyjnie już poświęcał się swojej wielkiej pasji jaką była siatkówka, a ona każdego kolejnego dnia mogła obserwować jak jej ciało się zmienia pod wpływem błogosławionego stanu i ich pociecha dawała co raz to o sobie znać. Jednymi słowy wszystko było jak dawniej, a przynajmniej tak się im wydawało.
 -Zastałam Andrzeja?-pyta ze słodkim uśmiechem przylepionym do twarzy dokładnie ta sama szatynka ,która usilnie starała się zabiegać o jego uwagę
 -Jest na spacerze z dzieckiem.-odpowiadasz chłodno nie mając zielonego pojęcia czego chciała- A pani to?
 -Jagoda Zielińska, oficer prasowy Skry, pracujemy z Andrzejem.
 -Pracujemy to chyba za dużo powiedziane.-odpowiadasz z przekąsem- Mogę wiedzieć po co pani przyszła?
 -Przypomniało mi się ,że coś ostatnio zostawiłam.
 -Słucham?-dziwi się
 -Niech pani spyta męża czy aby przypadkiem tego nie znalazł ,zależy mi na tym.-odpowiada z parszywym uśmieszkiem
 -Spytam.-uśmiecha się ironicznie blondynka po czym zamyka jej drzwi tuż przed nosem z niemałym trzaskiem. Stoi przez dłuższa chwilę na środku korytarza bezruchu zastanawiając się o co też jej chodziło. Po dłuższej chwili bezowocnej dedukcji nie zamierzając zaprzątać sobie głowy tą pustą panną zabiera się za małe porządki domowe. Wyjmuje mokre rzeczy z pralki po czym wrzuca je do kosza i udaje się na taras by rozwiesić rzeczy tym samym korzystając z ostatnich ciepłych dni. Z pewnością po zakończeniu tejże czynności z niecierpliwością wyczekiwałaby powrotu Andrzeja z ich pociechą gdyby nie jeden mały szczegół. Szczegół ,który pasował idealnie do zagłostki jaką sprawiła jej swoją wizytą szatynka. Pewien wściekle różowy i koronkowy szczegół ,który z całą pewnością nie należał do jej samej. Nie wiedziała czy była w tej chwili bardziej wściekła na niego czy miała ochotę się rozpłakać. Chyba wszystko po trochu. Dopiero po godzinie usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i do domu niemal w tej samej chwili wpadł piskliwy głosik Zuzi. Blondynka z nieco wymuszonym uśmiechem wysłuchała mało poskładanej wypowiedzi ich córki ,która dzieliła się wrażeniami ze spaceru z tatą.
 -Dobrze się czujesz?-pyta środkowy ówcześnie całując ją w policzek i widząc brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony
 -Wyśmienicie.-odpowiada ironicznie
 -Jak wychodziliśmy byłaś raczej w dobrym humorze.-zauważa
 -No właśnie, byłam.-mówi wyraźnie akcentując ostatnie słowo
 -O co chodzi?-pyta zupełnie nie rozumiejąc jej zachowania
 -O pewną długonogą szatynkę o mało inteligentnym wyrazie twarzy.
 -To znaczy?
 -Zaraz ci przypomnę.-odpowiada po czym po chwili wraca z tym, czego zdecydowanie wolałaby nie znaleźć
 -Co to?-mruży oczy
 -To chyba ja powinnam pytać ciebie.-mówi wyraźnie zła
 -Nie rozumiem.-mówi wyglądając na zupełnie zdezorientowanego
 -A mnie się wydaje ,że rozumiesz i to doskonale.-rzuca wściekła- Jak długo to trwa? Jak długo mnie okłamywałeś?
 -Słucham?!
 -To ,że jestem w ciąży nie oznacza ,że mam sklerozę i możesz robić ze mnie idiotkę!-podnosi głos
 -Ty chyba nie myślisz ,że..
 -A co mam myśleć?-spogląda na niego żałośnie- Nie dotykaj mnie!-niemal krzyczy ,gdy ten zbliża się do niej
 -Oliwia, to nie jest tak, ja nie mam zielonego pojęcia skąd to się tu wzięło.-próbuje się bronić
 -Nie wierzę ci, rozumiesz? Nie wierzę..-ledwo panuje nad tym by nie wybuchnąć płaczem
 -Oliwia..
 -Ja nie chcę tego słuchać.-odwraca się od niego czując pojedynczą łzę spływającą po policzku
 -Nie zrobiłem tego. Nie zdradziłem cię.
 -Powiedz, jak mam ci wierzyć? No jak?!-pociąga żałośnie nosem- No właśnie.-odpowiada widząc brak reakcji z jego strony.

~*~
spieprzyłamspieprzyłamspieprzyłam
No comment. To chyba najlepszy komentarz do tego co tam na górze się znajduje. Namieszałam. Wszystko bez ładu i składu. Dziękuję. do widzenia
Poczucie beznadziejności sięgnęło zenitu. Wakacje i jakaś dłuższa wena mile widziana.
Następny dopiero jak wrócę z turnieju, czyli pewnie bliżej niedzieli.
Trzymajcie się.
wingspiker

Następny będzie lepszy, obiecuję!