niedziela, 22 czerwca 2014

Sprzeczność bonusowa: siódma - ostatnia.

Nie miała zielonego pojęcia jak to rozegrać. Jak będzie wyglądać sobota, w którą swój przyjazd zapowiedzieli kochani rodzice, zupełnie nieświadomi ich problemów. Nie wiedziała kompletnie co zrobić w tej sytuacji, utknęła w martwym punkcie. Wyjawić im prawdę czy raczej starać się zachowywać pozory? Rozpłakać się i wygadać wszystko jak na spowiedzi czy może z przylepionym na twarzy uśmiechem udawać najszczęśliwszą osobę na świecie? Żadna z tych opcji nie wydawała się być do końca odpowiednia. Musiała znaleźć coś pośrodku, bo szczerze powiedziawszy nie miała ochoty na oglądanie po raz kolejny współczucia w oczach rodziców. Nie chciała też ich okłamywać, bo była niemalże pewne, że i tak prędzej czy później odkryją prawdę. Była w kompletnej kropce, a czas uciekał, sobota widniała co raz bardziej na horyzoncie.
 -Wiesz już co zrobisz?-pyta Maja
 -Nie mam pojęcia.-wzrusza bezradnie ramionami
 -Oliwia, tak nie można..-krzywi się jej siostra
 -A co ja mam zrobić?-patrzy na swoją rozmówczynie, a ta jedynie obdarza ją bezradnym spojrzeniem. Wszystkim dookoła wydawało się to być proste, ale tak naprawdę takie nie było. Tak naprawdę nie mieli za grosz pojęcia co ona przeżywała wewnętrznie. Nie mieli pojęcia, że wewnętrznie czuła się fatalnie, choć i fizycznie ostatnimi dniami bywało nie najlepiej. Była tak zmęczona cała tą sytuacją, że momentami miała ochotę zostawić to wszystko w cholerę, wyjechać gdzieś daleko i odpocząć psychicznie od tego wszystkiego. Nie radziła sobie z tym, zupełnie. Nie dawała rady. Momentami miała ochotę siąść i dać upust wszelkim swoim emocjom i po prostu rozpłakać się w najlepsze. Wypłakać wszelkie żale, złości. Wyzbyć się wszelkich negatywnych emocji. By za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko w jej życiu wróciło na właściwe tory. By ona sama znów była taka, jak wcześniej.
 -Oli?-dziwi się środkowy gdy niemal zderzają się w drzwiach mieszkania należącego do jej siostry i jej ukochanego, który był klubowym kolegą Wrony
 -Raczej nie pewna długonoga brunetka.-odpowiada z przekąsem
 -Dlaczego nie powiedziałaś mi o jutrze?-pyta bez większych ogródek
 -Chciałam, ale miałeś inne zajęcia.-mówi blondynka wciąż nie patrząc mu w oczy
 -I co chcesz zrobić?
 -Nie wiem.-wzrusza bezradnie ramionami- A ty?
 -Możliwe, że dokładnie to samo co ty.
 -Rób co chcesz Andrzej, ja raczej nie ucieknę od ich odwiedzin.-mówi gorzko po czym wymija swojego męża bez słowa i udaje się w kierunku swojego auta. Siedzi w nim przez dłuższą chwilę głośno wdychając i wydychając powietrze i jakkolwiek starając się uspokoić. Dopiero po dłuższej chwili uruchamia silnik auta i opuszcza parking. Po drodze wstępuje do drobne zakupy przydatne w przygotowaniu czegoś na jutro po czym odbiera córkę z przedszkola i wraca do domu. Standardowo daje się pochłonąć zabawie z Zuzią i zupełnie zmordowana kładzie się na kanapie gdy pociecha usypia. Leży tak przez dłuższą chwilę wpatrując się tępo w sufit. Zastanawia się. Zastanawia się nad tym wszystkim co działo się aktualnie w jej życiu. Zastanawiała się nad przyszłością. Nad swoim małżeństwem, które uchodziło przecież za niemal perfekcyjne. Nad swoim życiem, które było przecież niemal kadrem wyrwanym z bajki. Zastanawia się i wreszcie dochodzi do tego, że nigdy nie było i nie będzie już tak, jak myślą inni. Wszyscy przekonani, że żyło im się jak w bajce, że oni są jak z bajki, ich życie jest bajeczne. Ale nigdy nie było idealnie. Nie ma na świecie ideałów. Tak naprawdę każdemu na tym świecie daleko jest do ideału. A im już zwłaszcza. Bo gdy byli szczęśliwi to to szczęście przesłaniało im wszelkie drobne problemy życia codziennego. Dopiero gdy na horyzoncie pojawił się niemały huragan wielkie, bajeczne szczęście prysło jak mydlana bańka i zostali tylko oni, nie bajeczni, nieidealni. Oni i ich problemy, które zaczynały ich przygniatać i rozrywać łączące ich więzi. Problemy budujące wokół nich z początku niewinny murek, który z każdą kolejną kłótnią, każdą kolejną ciszą, gniewnym spojrzeniem zaczął przeistaczać się w gruby i szczelny mur. I wtedy zaczęło rodzić się w ich głowach pytanie. Czy ktokolwiek i cokolwiek poradzi sobie z tym murem? Czy uda się go rozebrać na czynniki pierwsze? Chyba każde z nich z upływem czasu zaczynało mieć co raz to większe wątpliwości. Wątpliwości, które z czasem zaczynały gasić, tlący się gdzieś w ich wnętrzu płomyczek nadziei na to, że jeszcze będzie jak kiedyś, zupełnie jak dawniej.
 -Mamusiu, kiedy tatuś wróci?-bombarduje ją tym pytaniem, niemal jak każdego dnia Zuzia
 -Już niedługo skarbie.-gładzi jej policzek
 -Mamusiu, chcę do tatusia.-boczy się dziewczynka
 -Skarbie, ja też..-mówi cicho- Wróci.
 -Dzisiaj?-ożywia się
 -Dzisiaj przyjedzie do nas babcia słoneczko.
 -Ja nie chcę babci, chcę tatę!-rzuca stanowczo
 -Zobaczymy co się da z tym zrobić, a teraz leć pozbierać swoje zabawki z salonu, dobrze?-uśmiecha się w kierunku córki po czym ta posłusznie idzie wykonać to co nakazała jej mama, a ta udaje się ku kuchni. Choć czuje się fatalnie, nie tylko w sferze psychicznej to wie, że musi jakoś dać tego dnia radę. Ma świadomość, że nie ma innego wyjścia, jak robić dobrą minę do złej gry. Nie liczyła nawet na pojawienie się swojego męża. Musiała sama, zupełnie sama uporać się z tym wszystkim. Stawić temu czoła, bo cóż innego jej pozostało w tym właśnie momencie?
Po niespełna trzydziestu minutach była niemal gotowa na przyjęcie gości. Zmieniła swój strój na bardziej wyjściowy, pozbierała resztę, walających się po podłodze różnorakich zabawek Zuzi. Przystanęła jednak przy salonowej komodzie. Przy meblu na którym stałą niemała kolekcja zdjęć. Ich wspólnych zdjęć. Fotografii pokazujących dwoje szalenie szczęśliwych i nie mniej zakochanych w sobie ludzi. Kobietę i mężczyznę, którzy wskoczyliby za sobą w ogień. Tych, którzy nie widzieli świata poza sobą. Tych, którzy byli dla siebie całym światem. Tych samych, którzy byli szczęśliwymi rodzicami wspaniałej pociechy będącej owocem ich pięknej miłości. Dokładnie tą samą dwójkę, która teraz kompletnie nie przypominała tych ludzi z fotografii. Kompletnie nie potrafiącą się ze sobą dogadać. Nie umiejącą patrzeć na siebie tak jak kiedyś. Nie potrafiącą być razem. Bolało ją to. Bolało ją to wszystko bo wiedziała, że wszystko było jak z bajki. Wszystko było idealne. No właśnie, było. Za własnym przyzwoleniem pozwolili by ich bajka wyrwała się z ich kontroli i odeszła w niepamięć. Pozwolili by szara codzienność ich rozdzieliła. By zniszczała wszystko to, co definiowali w słowie my. Poddali się, a teraz płacili za to najwyższą, z możliwych cen.
 -A gdzie jest moja mała księżniczka?-rzuca niemal na wejściu matka blondynki po czym przytula córkę i całuje ją w policzek, co też czyni również jej ojciec. Przez chwilę ich uwagę zajmuje Zuzia, którą standardowo wyściskują i obdarowują furą prezentów.- Wszystko w porządku skarbie?-pyta matka
 -Dlaczego pytasz mamo?-dziwi się jej pytaniem
 -Bo wyglądasz na strasznie zmęczoną.-kręci głową- Pracujesz jeszcze?
 -Teoretycznie tak, ale ostatnio robię to w domu.
 -Powinnaś dać sobie na wstrzymanie bo wyglądasz na wyczerpaną słoneczko.
 -Spokojnie mamo, nic mi nie jest.-odpowiada matce
 -Zaczynam się o ciebie martwić Oli.-mówi wyraźnie zaniepokojona- Andrzej ci na to pozwala?
 -A ma wybór?-pyta wymuszając uśmiech
 -Ja już sobie z nim porozmawiam moja droga.-kiwa głową- A właśnie, gdzie on się podział?
 -Wiesz mamo..-blondynka bierze głęboki wdech, lecz wtedy jak na zawołanie słyszy zgrzytanie zamka i dźwięk otwieranych drzwi wejściowych i jest niemalże pewna, czyjego widoku może się tam spodziewać. Nie mija sekunda jak słyszy cichy pisk swojej córki i jego charakterystyczny niski głos. Wita się z teściami po czym i przychodzi czas na nią. Składa ciepły pocałunek na jej policzku, co sprawia, że ma ciarki niemal na całym ciele. Tak dawno tego nie robił. Tak dawno nie czuła jego bliskości i ciepła tuż obok. Tak dawno go nie było...
 -Bo już myślałam, że się wyprowadziłeś.-rzuca zupełnie nieświadomie, w formie żartu kobieta
 -Skądże.-odpowiada teściowej
 -Swoją drogą muszę cię tu zięciu chyba przywołać do porządku.-mówi- Ja nie wiem dlaczego ty pozwalasz tej swojej upartej żonie pracować, przecież wygląda jakby nie spała od co najmniej roku.
 -Daj spokój Ania, Oliwia jest tak samo uparta jak ty, więc nie dziwię się, że postawiła na swoim.-wtrąca senior rodu Kwiecińskich na co żona gani go wzrokiem, a pozostała dwójka komentuje to uśmiechem. Po chwili wszyscy zasiadają do stołu, blondynka udaje się w kierunku kuchni, a jej mąż jak na zawołanie pojawia się obok niej.
 -Przyszedłeś.-rzuca cicho w jego kierunku
 -Wbrew temu co z pewnością myślałaś, nie zamierzałem zostawić cię samej z tym.-odpowiada jej patrząc się wprost na nią
 -Zuzia o ciebie pytała.-rzuca nie bardzo wiedząc co powiedzieć
 -Dlaczego my nie możemy tak jak dawniej? Dlaczego my musimy udawać?-pyta nagle
 -Nie rozmawiajmy o tym teraz.-odpowiada blondynka kiwając delikatnie głową w kierunku salony w którym przebywali jej rodzice na co on kiwa potulnie głową i powracają do swoich gości. Sam obiad i dalsza jego część przebiega zupełnie normalnie, bez większych problemów. Można by rzec, że wszystko przez tą chwilę wyglądało jak dawniej. Rozmawiali ze sobą, siedzieli obok siebie, obdarowywali się spojrzeniami, kto by mógł w ogóle pomyśleć, że między nimi było coś nie tak? Kto mógłby pomyśleć, że tych dwoje miało aż takie problemy? Z pewnością nikt.
 -Cieszę się, że między wami już wszystko w porządku.-mówi Kwiecińska
 -Mamoo..
 -Kochanie, po prostu cieszę się, że u moich dzieci wszystko w porządku, że moje kochane wnuki nie dają wam w kość no i też nie mogę się doczekać aż znowu będę babcią!-mówi rozentuzjazmowana
 -I koniecznie musiała przekonać się o tym naocznie.-śmieje się ojciec blondynki- Teraz możemy dać wam już spokój.
 -Tak, teraz czas na inspekcję u Włodarczyków.-chichocze kobieta.
Po godzinie osiemnastej państwo Kwiecińscy żegnają się kolejno ze wszystkim lokatorami po czym przy uprzejmości Wrony zostają podwiezieni pod lokum wyżej wspomnianych. Blondynka zabiera się za sprzątanie wszelkich pozostałości po posiłku, jednak jej samopoczucie nie należy do najlepszych i o mało co nie wypuszcza z rąk ulubionego kompletu talerzy czy wazy. Stoi oparta o kuchenny blat z trudem łapiąc każdy kolejny haust powietrza. Nie wie nawet kiedy słyszy dźwięk otwieranych drzwi, a w korytarzu słyszy kroki.
 -Oli, wszystko w porządku?-słyszy głos męża jak przez mgłę- Oliwia, co się dzieje?-docierają do niej jego słowa- Oliwia!-to ostatnie co słyszy przed tym jak traci zupełny kontakt z rzeczywistością. Nie dociera do niej zupełnie nic. Nie słyszy, nie czuje. Funkcjonuje przez dłuższy okres czasu w jakiejś głuchej i pustej rzeczywistości. Nie wie nawet ile to trwa. Godzinę, dwie, trzy czy siedem. Dopiero po jakimś okresie czasu zaczynają docierać do niej jakieś głosy. Wydaje jej się, że słyszy jakiś znajomy głos, choć tak naprawdę nie potrafi wskazać do kogo on należy. Z czasem do poprawnego funkcjonowania powracają pozostałe zmysły. Choć z początku powieki wydają się ważyć całą tonę, to z ogromnym trudem unosi ku górze. Niemal natychmiast do jej oczu uderza zbyt jasne światło jarzeniówek i przesadnie bielone ściany. Z pierwszą chwilą nie do końca orientuje się, gdzie się znajduje, lecz po chwili jej wszelkie wątpliwości zostają rozwiane niemal natychmiast. Szpital. Leży na mało wygodnym szpitalnym łóżku, a do jej ramienia sięgają kabelki z całą pewnością kontrolujące jej funkcje życiowe. Dopiero po dłuższej chwili dostrzega siedzącego nieopodal jej łóżka Andrzeja. Widzi, że twarz ma schowaną w dłonie. Nie jest do końca pewna, czy aby nie śpi, lecz po chwili napotyka jego smutny wzrok na widok, którego zamiera z pewnością nie mniej niż on widząc ją.
 -Andrzej?-wydusza z siebie niepewnie- Co się stało?-pyta cicho nie mając pojęcia o co chodzi
 -Oli..-wzdycha ciężko wyraźnie gryząc się z myślami
 -Boże, co się stało?-dyszy ciężko powoli wracając pamięcią do tego co wydarzyło się, zanim obudziła się w szpitalu- Nie..-kręci głową- Proszę, tylko nie to...-kręci głową patrząc na jego minę i niemal natychmiast czuje jak strużki łez spływają po jej policzku
 -Tak mi przykro mała, tak bardzo...-mówi siadając na jej łóżku, a ta w jednej chwili wpada w jego ramiona dając upust wszelkim emocjom. Nie wierzyła w to co się stało. Chciała by był to sen. By obudziła się za chwilę i nic takiego nie miało miejsca. By to wszystko okazało się jakimś mało śmiesznym żartem. By nie było prawdą.. Niestety, rzeczywistość była brutalna. Chyba nawet zbyt.-Już skarbie, jestem.-mówi żałośnie równie dotknięty tym co się stało. Bo kto by nie był? Który rodzic nie zareagowałby tak samo? Jakim człowiekiem trzeba było by być by strata dziecka nie bolała.
Obydwoje znów cierpieli. Znów dostali od życia solidnego kopniaka od życia. Znów ich świat legł w gruzach. Powtórnie nie potrafili poradzić sobie z tym wszystkim. Momentami obydwoje czuli się przerośnięcia tą sytuacją. Obydwoje to przeżywali. Z początku nie umieli się z tym pogodzić. Nie potrafili sobie tego wyjaśnić. Zbyt bardzo bolało. Dopiero z czasem, znaleźli ukojenie. Dopiero z czasem przyszło ukojenie. Dopiero z czasem zrozumieli, że to cierpienie jakie zaznali było swoistym początkiem. Początkiem,a zarazem powrotem. Powrotem do normalności. Ich wspólnej normalności.

Sierpień, 2018
W życiu bywało tak, że dopiero nieszczęście musiało otwierać nam oczy na pewne sprawy. Dopiero ono dawało bodziec do wszelkich działań. Powodowało reakcję łańcuchową popychającą nas ku działaniom, których wcześniej podjąć się nie chcieliśmy. I tak też było w tym wypadku. To wszystko popchnęło ich ku temu by znów przypomnieć sobie o tym co drzemało w ich wnętrzach, uśpione od bardzo dawna. By przypomnieć sobie o tym, że dalej się kochają. O tym, że dalej są dla siebie ważni. Co z Jagodą? Wydawała się być marnym wypadkiem przy pracy, jakkolwiek to brzmi. Spiskowała, knuła, intrygowała, z początku z powodzeniem, jednak przegrała. Przegrała z czymś o wiele silniejszym niż pożądanie. Przegrała z najsilniejszym z możliwych uczuć. Bo przecież miłość zawsze zwycięża, prawda? Dali sobie drugą szansę. I choć nie było łatwo, każdego kolejnego dnia starali się pielęgnować to uczucie. Każdego kolejnego dnia walczyli o siebie, o swoją przyszłość, o własną miłość. Miłość, której dowodem była dwójka, wspaniałych dzieci. Po stracie dziecka nie było im łatwo, zwłaszcza jej. Długo trwało to by znów obudziło się w niej to uczucie. Uczucie, a może raczej chęć noszenia powtórnie pod swoim sercem owocu ich miłości bez strachu. Bez obaw o to, że znów je straci. Bez trwogi o to, że powtórnie przeżyją koszmar. Nie musieli się martwić bo w swoją rocznicę ślubu powitali na świecie jakże upragnionego przez każdego mężczyznę, tak i środkowego syna. Byli naprawdę szczęśliwi i nic, ani nikt nie mógł przeszkodzić ich szczęściu.

Marzec, 2042
 -Mamo, mamo!-daje się usłyszeć już na progu ich rodzinnego domu wołanie
 -Tu jestem!-rzuca blondynka siedząc w salonie pochłonięta w lekturze
 -Muszę ci coś powiedzieć.-szczerzy się
 -Nie mów mi, że nie zdałaś roku.-poprawia okulary na swoim nosie
 -Oszalałaś?-śmieje się- Czy ja wyglądam jak Michał?
 -Masz rację, twój brat jest tylko specjalistą od drugich terminów.-przyznaje jej rację
 -Pamiętasz, ostatnio mówiłaś, że zazdrościsz cioci Mai.
 -Kochanie, twoja stara matka ma już sklerozę, więc proszę cię, oszczędź mi zagadek.-śmieje się
 -Będziesz babcią.
 -O mój boże Zuzia! To wspaniale!-nie ukrywa radości po czym ściska córkę- Pomyśleć, że jeszcze niedawno byłaś o taka, chodziłaś w dwóch warkoczach zaplecionych na głowie i wszędzie cię było pełno.
 -A to teraz nie jest mnie wszędzie pełno?-pyta z uśmiechem
 -Wypisz wymaluj ja.-kręci ze śmiechem głową
 -Oj mamo.-uśmiecha się, a po chwili do domu wpada druga z ich pociech również usilnie poszukująca matki.
 -Przypomnieli sobie nagle o matce!-rzuca blondynka
 -Zgadnij do kogo właśnie dzwonił trener reprezentacji narodowej i dostał powołanie?!-rzuca rozradowany
 -Czy ja słyszałem reprezentacja?-ni stąd ni zowąd pojawia się nagle Wrona
 -Zwariuję z wami.-kręci głową
 -No to możemy świętować!-rzuca senior rodu
 -I to podwójnie.-wtrąca jego żona- Dziadku.-uśmiecha się
 -W zasadzie to.. potrójnie.-dodaje ich córka.
 -Co za rok.-kręci z niedowierzaniem głową blondynka

Październik, 2064
 -I o takiej chwili zawsze marzyłem.-mówi Wrona
 -O byciu starszym panem z zaawansowaną sklerozą?-śmieje się jego żona
 -O byciu starszym panem z zaawansowaną sklerozą siedzącym w swoim rodzinnym domu obok kobiety swojego życia i spoglądającym na gromadkę wnuków demolującą mi ogród.-uśmiecha się do niej
 -Panie Wrona, robi się pan na stare lata sentymentalny.
 -Z wiekiem już chyba tak jest.-odpowiada- Wiesz co Oli? Nie mógłbym sobie lepiej tego wymarzyć. Sprawiłaś, że moje życie stało się o wiele lepsze, o wiele barwniejsze, dałaś mi najwspanialsze dzieci na świecie, ale też coś wspaniałego. Swoją miłość. I nie wiem nawet jak mogę podziękować temu gościowi na górze, że moja matka wysłała mnie do tego przedszkola i, że o mało co nie pobiłem się z Karolem dzięki czemu poznałem ciebie.
 -Jakieś wnioski?
 -Tylko takie, że dalej kocham cię jak szalony Oli.-unosi kąciki ust ku górze
 -A ja ciebie wielkoludzie.-uśmiecha się po czym kładzie głowę na ramieniu ukochanego męża
 -Kiedyś sądziłem, że miłość polega na czułych słówkach, gestach, ale w naszym przypadku to nie tylko to. W naszym przypadku miłość to dziwny twór sprzeczności.
 -Nie sposób się nie zgodzić po tym wszystkim co nas spotkało.-odpowiada mu
 -Mimo wszystko, warto było się tyle trudzić.-przytula ją po czym powtórnie wracają do doglądania swoich wnucząt.


KONIEC



~*~
Tak oto dobiegła końca, definitywnie i tak nieco przedłużona historia Oliwii i Andrzeja. Wiem, że w trakcie tego bonusu chciałyście z pewnością zabić mnie co najmniej tysiąc razy bo komplikowałam im życie niezliczoną ilość razy, ale w końcu to moja specjalność, a co to byłby za bonus w którym opisana byłaby nadmierna sielaneczka? Nie umiem się żegnać, nie jestem w tym najlepsza, więc zrobię to w najprostszy możliwy sposób.
Pragnę Wam podziękować moje drogie, bo gdyby nie Wasza obecność tego opowiadania, a w zasadzie bonusu by nie było, zostałby pewnie w zaszufladkowany gdzieś w moich zbiorach i nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Dziękuję Wam, że wytrzymałyście psychicznie nerwowo ze mną, wiem, to nie było łatwe. Każdej z Was pragnę z osobna podziękować i wyściskać za marnowanie swojego cennego czasu na zaglądanie tutaj. Uwierzcie, to dla mnie naprawdę wiele znaczyło. Dziękuję, że pomimo wszystko byłyście tutaj razem ze mną i dzielnie znosiłyście wszelkie komplikacje i zawirowania jakie miały miejsce w tym opowiadaniu. Kończąc tą historię, zamykam też pewien etap w swojej powiedzmy, że pisarskiej karierze. Zawsze będę mieć sentyment do tego opowiadania i za całą pewnością powrócę do niego jeszcze nie raz. Wyszło jak wyszło, myślę, że mogę być całkiem zadowolona, choć z całą pewnością do ideału jest mu baaaardzo daleko. Mam nadzieję, że pomimo moich kryzysów twórczych, braku weny i narzekań ten bonus był przydatny do czytania i komuś się spodobał. Tutaj mówię definitywne żegnam, aczkolwiek przez jeszcze ułamek sekundy będę tworzyć jedno opowiadanie solowo, po czym przejdę w stan spoczynku. Nie wiem czy wrócę do pisania, trudno jest mi stwierdzić, ale co by się nie działo, jakbyście chciały porozmawiać, ochrzanić mnie, pochwalić i tym podobne to zawsze będę dla Was dostępna na ask'u czy gadu-gadu, zapewniam, że wbrew pozorom nie gryzę. Oczywiście wciąż też będę tworzyć wspólnie z Joan dalsze losy bohaterów na duecie. Nie przedłużając.
Jeszcze raz, jedno wielkie DZIĘKUJE za to, że byłyście, komentowałyście, czytałyście. 
Dziękuję to chyba zbyt małe słowo by mój wyrazić moją wdzięczność. 
Jeśli kogoś zawiodłam to przepraszam, starałam się jak mogłam.

PS. Jeśli byłaś, proszę zostaw po sobie ślad, nawet najmniejszy :)
Do zobaczenia kiedyś,
wingspiker.