niedziela, 24 listopada 2013

Sprzeczność dziesiąta.

Ze środkowym u boku czuła się zdecydowanie dobrze. Uwielbiała kiedy był obok bo w jego obecności nawet cisza była okropnie przyjemna. Dawał jej ogromne poczucie bezpieczeństwa i niesamowite ciepło. Przy nim zapominała o całym świecie choć na chwilę. W jego towarzystwie nie musiała udawać kogoś kim nie była. Znał ją zbyt dobrze. Znał każdy szczegół z jej życia, nawet ten najbardziej wstydliwy. To on był pierwszym chłopakiem z którym złapała naprawdę dobry kontakt. To on był jej pierwszą szkolną miłością. To właśnie jemu powierzała swoje sekrety i żaliła się kiedy zaszła taka potrzeba. To właśnie jemu bezgranicznie ufała i w dalszym ciągu ufa. To do niego poczuła coś więcej niż do zwykłego przyjaciela.
Niby to wszystko było tak proste, ale gdy pojawiał się Włodarczyk jeszcze bardziej się komplikowało. Wszystko w jednej chwili z dość prostego, stawało się okropnie zagmatwanym. Miała tak okropny mętlik w głowie ,że nijak nie mogła sobie z tym poradzić.
 -O czym tak myślisz?-z zamyślenia wyrywa ją głos siatkarza
 -O niczym.-odpowiadasz
 -Uważaj bo ci uwierzę. Zbyt długo cię znam żeby nie wiedzieć ,że coś cię gryzie.-mówi obejmując ją- No mów.
 -Martwię się o Majkę, jak ona sama sobie poradzi bo ma dzień ,że jest zupełnie normalna, a nazajutrz siedzi zamknięta w pokoju wylewając morze łez. -wzdycha
 -I tylko tym?
 -Zastanawiam się jak to wszystko będzie wyglądać na dłuższą metę.
 -Co takiego?-pyta
 -My.-odpowiada
 -Co dokładniej masz na myśli?
 -Nie wiem, po prostu głośno myślę. Do tej pory byliśmy tylko przyjaciółmi, bardziej jak rodzeństwo i...
 -Masz wątpliwości?-przerywa jej na co ona spogląda na niego pytająco- Przyznaję, ja też je mam. Boję się ,że nie będziemy potrafili żyć we dwoje, bo jak powiedziałaś, do tej pory byliśmy dla siebie bardziej jak rodzeństwo, a nagłe przestawienie się na nieco inny tryb nie jest tak proste jakby się mogło wydawać, ale ja chcę spróbować. Zdaję sobie sprawę z tego ,że pomimo tego iż przyjaźnimy się tyle lat to może nam nie wyjść. Liczę się z każdą opcją. Ale jak to mówią do odważnych świat należy i myślę ,że lepiej spróbować niż żałować ,że się nie spróbowało. Oczywiście jeśli ty nie chcesz to...-blondynka przerywa mu całując go namiętnie w usta- Taka odpowiedź zdecydowanie mi się podoba.-szczerzy się po czym powtórnie wpija się w jej usta.
 -Ponoć faceci niczego się nie boją.-rzuca blondynka gdy siedzą wtuleni w siebie na huśtawce na tarasie podziwiając gwiaździste niebo
 -Ponoć.-śmieje się
 -A co jeśli..
 -Nie mów tego.-przerywa jej
 -Czy ty musisz mnie tak dobrze znać i wiedzieć co mam ochotę powiedzieć?-śmieje się
 -Muszę.-uśmiecha się- Oli, jeśli nie chcesz, to mi to po prostu powiedz, czekałem już tyle lat, mogę poczekać jeszcze chwilę jeśli nie jesteś gotowa.
 -Nie powiedziałam tego.
 -Ale z pewnością miałaś na myśli.-odpowiada
 -Nie kłóćmy się.-odpowiada spokojnie blondynka
 -Nie zamierzam się kłócić, tylko chciałbym wiedzieć na czym stoję.
 -Myślałam ,że naszą relację już zdefiniowaliśmy.
 -Mnie też, ale przecież widzę co się dzieje.-mówi środkowy- Widzę to ,że jesteś niepewna.
 -Ale to nie o to chodzi.
 -A o co innego?-pyta podnosząc nieco ton głosu
 -Proszę cię, nie kłóćmy się.
 -Ależ kto się kłóci? Czy to takie dziwne ,że chciałbym wiedzieć co zamierzasz?
 -Andrzej, przecież doskonale to wiesz.-odpowiada ze stoickim spokojem
 -No właśnie wydaje mi się ,że przestaję to powoli rozumieć.-mówi nieco obrażonym tonem głosu wstając
 -Jak mam ci to udowodnić?-wstaje po czym chce przytulić siatkarza jednak ten jej to uniemożliwia- Nie zachowuj się jak obrażone dziecko ,które nie dostało cukierka.
 -Jak się zastanowisz to daj znać.
 -Andrzej!-krzyczy widząc jak ten odchodzi- Cholera jasna nad czym mam się zastanawiać?
 -To ty mi powiedz.-odpowiada chłodno
 -Doskonale wiesz co do ciebie czuję, dlaczego tak się zachowujesz?
 -Bo wydaje mi się ,że nie jesteś chyba tego do końca pewna. Jak już przestaniesz mieć wątpliwości, wiesz gdzie mnie szukać.-odpowiada po czym wychodzi. Nie zamierzała go gonić i błagać by został. Po prostu dała my wyjść. Kiedy wyszedł miała ochotę dać upust negatywnym emocjom siedzącym w jej wnętrzu i zacząć wrzeszczeć ile sił w płucach. Jednak jedyne co zrobiła to siadła bezradnie z powrotem na huśtawkę. Czuła zbierające się pod jej powiekami łzy. Była wściekła, ale głównie na siebie. Zastanawiała się, jakim swoim zachowaniem mogła doprowadzić do tego by był na nią zły. Zastanawiała się co ma takiego zrobić by już nie kierunkował swojej złości na jej osobę. Z cudownego wieczoru we dwoje zrobiła się co najmniej stypa. Nie miała już nawet ochoty na rozmowę z Majką ,która siedziała w salonie wyraźnie oczekując na jakieś wyjaśnienia. Niemal od razu skierowała się do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Co najmniej dziesięć razy wybierała numer Wrony. I co najmniej dziesięć razy rezygnowała z tego zamiaru. Nawet nie wiedząc kiedy zasnęła. Nazajutrz gdy otworzyła oczy niemal natychmiast sprawdziła telefon. Nie zobaczyła tam tego czego oczekiwała. Zrezygnowana poszła pod prysznic. Przed godziną dziewiątą zeszła na dół, gdzie zastała swoją młodszą siostrę krzątającą się po kuchni. Czuła na sobie jej spojrzenie, ale nie miała specjalnie ochoty by dzielić się tym co wydarzyło się dnia wczorajszego.
 -Pokłóciliście się?
 -Może.-odpowiada nie podnosząc wzroku znad kubka kawy
 -Nie pierwszy nie ostatni raz.-odpowiada młodsza z sióstr poklepując tę straszą krzepiąco po ramieniu
 -Obawiam się.-mamrocze upijając łyka
 -Przecież wy nie widzicie świata poza sobą. pogodzicie się.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
 -Obyś miała rację.-odpowiada
 -Jestem tego pewna Oli.-odpiera Majka- Dzisiaj cię zostawię.
 -Gdzie się wybierasz?
 -Umówiłam się z .. mamą Janka.-odpowiada z łamiącym się głosem
 -Dasz radę?
 -Dam.-odpowiada- W końcu będzie babcią i chcę żeby była obecna w życiu maluszka.-mówi gładząc swój jeszcze mało widoczny brzuszek- A ty dasz radę?
 -Przeżyję.
Po krótkim posiłku i pożegnaniu z siostrą, którą zgarnęła jej niedoszła teściowa nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić zamieniła codzienne ubranie na sportowy strój. Włożyła słuchawki na uszy w których dźwięczały ulubione dźwięki po czym oddała się absolutnej przyjemności jaką było dla niej bieganie. Choć było ono zawsze dla niej odskocznią od codziennych problemów, chwilą tylko i wyłącznie dla siebie kiedy świat dookoła nie istniał to dziś tak nie było. Wciąż w głowie dźwięczały jej słowa Wrony. Wciąż przez głowę przewijały się myśli kumulujące się wokół jednej, jedynej osoby. W jednej chwili miała ochotę krzyczeć ,a także się rozpłakać. Nie wiedziała co ze sobą zrobić.
 -A gdzie się podział uśmiech na tej pięknej twarzyczce?-słyszy znajomy męski głos
 -Spieprzył razem z dobrym humorem.-odpowiada
 -Nie wiem, potrzebujesz o tym pogadać?
 -I tak i nie. Tak wiem, typowa ze mnie kobieta.-rzuca
 -Przeżyję.-delikatnie się uśmiecha- Coś z siostrą?
 -Nie, z Majką wszystko okej.
 -Zgaduję ,że w takim razie chodzi o faceta?-pyta na co ona spogląda na niego jak gdyby potwierdzając jego przypuszczenia- Trafiłem.
 -W samo sedno.-odpowiada- Nie chcę cię zadręczać swoimi problemami.
 -Nie zadręczasz. Przecież wiesz ,że jeśli będziesz potrzebować mojej osoby w byle jakiej sprawie możesz zawsze na mnie liczyć.
 -Dziękuję.-spogląda na niego delikatni unosząc kąciki ust ku górze- To dużo dla mnie znaczy, że mogę na ciebie liczyć.
 -Nie masz za co bo to działa w obydwie strony, prawda?
 -Prawda.-przytakuje mu- Długo jeszcze zostajesz w Warszawie?
 -Możliwe ,że do samego zgrupowania, zależy czy braciszek będzie miał mnie dość.-śmieje się- A ty?
 -Nie wiem, zależy jak to wszystko się potoczy. Możliwe ,że do października, może krócej.-wzrusza ramionami
 -Aż tak?
 -Daj spokój, a ponoć to kobiety są skomplikowane.
 -Bo są i to bardzo.-śmieje się
 -Wybacz, ale wy wcale nie jesteście lepsi.-odpowiada mu z uśmiechem
 -Wiesz, my kiedy mówimy nie, to znaczy ,że nie.-chichocze
 -Ha ha ha, bardzo zabawne.-odpowiada z ironią
 -A co, źle mówię?
 -Okropny jesteś Wojtuś.-śmieje się
 -Nie przesadzaj, aż tak źle to chyb ze mną nie jest?
 -No nie wiem, nie wiem. Zależy.-odpowiada rozbawiona
 -Ja ci dam zależy!-rzuca po czym dźga ją w bok wywołując u niej niepohamowany śmiech
 -Znalazłeś mój czuły punkt przebrzydły.
 -Przebrzydły? Foch!-odpowiada udając obrażonego
 -No proszę cię, nie gniewaj się na mnie!-odpowiada blondynka jednak widząc brak jakiejkolwiek reakcji dodaje- I co ja mam teraz zrobić żebyś mi wybaczył?
 -Nie wiem, nie wiem.
 -Co tylko chcesz.-chichocze
 -Co chcę?-ożywia się na te słowa po czym Kwiecińska wybucha śmiechem
 -Tylko wiesz, w granicach przyzwoitości.
 -Rozumiem ,że dalej wybierasz się ze mną na to wesele?
 -No tak.-przytakuję
 -Kreacja już jest?
 -Przyznaję bez bicia, że to w trakcie realizacji.-śmieje się
 -No wiesz? A ja tu już chciałem sobie krawat pod kolor kupować.
 -Spokojnie, jeszcze zdążysz.-odpowiada z uśmiechem
 -Zaraz mnie zamkną w spalskim zakonie to nie wiem.
 -No już dobra, wybiorę się na jakieś poszukiwania, nawet dzisiaj.
 -No, ja myślę. Dobra, nie przeszkadzam w wycisku. Jak coś to dzwoń.-puszcza jej perskie oczko po czym odchodzi, a Kwiecińska wraca do dalszego wysiłku fizycznego. W okolicach jedenastej wraca do domu. Bierze długą i aromatyczną kąpiel. Gdy słyszy pukanie do drzwi gna jak szalona mając nadzieję ,że ujrzy w nich tego o którym myśli praktycznie non stop.
 -Nie cieszysz się ,że widzisz swojego wspaniałego przyjaciela?-rzuca Kłos wpraszając się do środka
 -Skądże, skacze z radości Karolku.
 -Widzę właśnie. Tylko żebyś się nie zmęczyła z tej dzikiej radości Oli.-odpowiada środkowy
 -Co robisz w Warszawie?
 -Wpadłem odwiedzić Warszawkę bo was wszystkich tu wywiało i miałem nadzieję spotkać tu Wronosa kretynosa, ale widzę ,że ani widu, ani słychu.
 -Jak widzisz, nie ma go tu.
 -Widzę ktoś tu ma trudny okres. Tylko nie bij!
 -A wyglądam jakbym miała ochotę cię pobić?-pyta
 -Pozwól ,że dla własnego bezpieczeństwa nie odpowiem na to pytanie.-odpowiada chichocząc- Widziałaś kraczącego w Wawce?
 -Widziałam.-odpiera oschle
 -Uuuu już wiem skąd ten wzrok mordercy i lasery w oczach. Ktoś sobie przechlapał! Gadaj co zrobił, chętnie posłucham
 -Jego spytaj.
 -Tu takie trudne sprawy się tu dzieją, a mnie to omija? No jacież pierdzielę!-rzuca klaszcząc w ręce- O wiem! Powiedział ci o nocnej koleżaneczce?
 -O czym?!
 -Ups. Ja nic nie powiedziałem, w ogóle co ja tu robię?
 -Karol cholero! Gadaj.-rzuca gdy ten wstaje i udaje się ku wyjściu
 -Ja? Cholera? No wiesz! Foch z przytupem i melodyjką.
 -Mów jeśli nie chcesz wrócić do Bełchatowa z podbitym okiem.
 -O, to teraz tak? Wcześniej Karolku mój wspaniały, a teraz bić się chcesz? Co raz lepiej kurde! Ja nie wiem co on ci zrobił, ale powinien się cieszyć ,że nie trenowałaś kiedyś taekwondo albo boksu.-śmieje się
 -Nie denerwuj mnie nawet.
 -Gdyby wzrok mógłby zabijać zabiłabyś mnie już setny raz.
 -Nie zmieniaj tematu.-warczy
 -Ja zmieniam temat? Jakbym śmiał! Po prostu staram się uchować przy życiu. Zła kobieta to kobieta morderca.
 -Grabisz sobie.
 -Dobra, ja się nie odzywam bo zaraz dostanę w ryj jeszcze.-odpowiada kapitulując- To powiesz mi gdzie go znajdę?
 -Nie wiem, nie raczy odbierać ode mnie telefonów, więc mam go gdzieś.
 -Księżniczka Wrona gdzieś zabalowała chyba, bo przecież dla niego telefon od ciebie to świętość.
 -W dupie to mam, a teraz wybacz, ale chcę być sama.-odpowiada
 -Matko boska bełchatowska ja nie wiem co między wami zaszło, ale to jakaś grubsza ustawka.
 -Można tak powiedzieć.-wzdycha
 -A że tak spytam to wy coś ten teges?
 -Ten teges? Karol, ile ty masz lat?
 -A wy? Zachowujecie się jak małe dzieci serio. On cię kocha, ty kochasz jego, czy to takie skomplikowane?
 -Nie mniej niż dla ciebie łacina.
 -O nie, to cios poniżej pasa!
 -Nokaut techniczny.-odpiera- A teraz naprawdę, idź go szukać gdzie indziej bo niestety, nie siedzi u mnie w szafie ani nic z tych rzeczy.
 -Całe życie w ryj no.
 -Nie marudź.
 -Tylko nie po twarzy!
 -Matko Karol, ogarnij się.-nie wytrzymała po czym zaczęła się śmiać
 -Dobrze, już idę złowieszcza babo. Idę szukać twojej ofiary i ci go tu przyślę na kolanach z kwiatami i czekoladkami błagającego o przebaczenie.
 -Błagam...
 -No wiem ,że błagasz i śnisz o tym po nocach, za godzinę jest.-chichocze dwumetrowiec
 -Im starszy tym głupszy jak babcię kocham.-chichocze blondynka
 -Że ja? No wiesz co Oli? Będziesz chciała iść ze mną na zakupy to wtedy takiego o!
 -I jak ja to przeżyję?
 -Będziesz się płaszczyć do moich wspaniałych stóp błagając razem z Wronką o przebaczenie.
 -Nie łudź się.-odpowiada
 -No co, nadzieja matką głupich słoneczko.-szczerzy się- Idę szukać tej ofiary losu, mam nadzieję ,że nie zastanę go na posterunku policji albo schlanego w jakimś parku.
 -Serio myślisz ,że on byłby do tego zdolny?
 -Kto go wie co mu strzeliło do tej zrytej bani.-odpowiada po czym znika za drzwiami.
Przez resztę dnia blondynka nie potrafi znaleźć sobie miejsca. Nie potrafi skupić się na jednej, nawet najbardziej błahej czynności. Była chodzącym kłębkiem nerwów. Pod wpływem impulsu wstała z kanapy którą zajmowała od dobrych paru godzin i wyszła z domu. Przechadzała się dobrze znanym sobie parku rozmyślając o tym wszystkim co ją trapiło i spędzało sen z powiek. Usiadła na parkowej ławeczce przyciągając do siebie kolana. Dopiero po kilku minutach zauważa czyjś wzrok na sobie. Niemal natychmiast rozpoznaje znajomą posturę osoby, której za nic nie mogłaby pomylić z kimś innym.
~*~
Taaaaaak wiem, czeka mnie linczowanie za bycie okropnym człowiekiem. Ale kto mnie zna, wie doskonale, że u mnie nie ma kiedy narzekać na nudę, a ja też nie lubię osobiście super sielaneczki od początku do końca bo nie oszukujmy się, życie nie jest usłane różami. Do końca już bliżej jak dalej, niestety. Dziś, w nagrodę za mało osoby Karola w rozdziałach, pojawia się i on z kolejną dawką złotych myśli, które mam nadzieję ,że przypadną Wam do gustu tak samo jak poprzednie ;) Uciekam do nauki, kolejny tydzień przede mną, ale i tak żyję do środy. Dlaczego? Podpromie wita! Nie zanudzam dłużej.
Ściskam,
wingspikerr.
PS. Zapraszam na zapoznanie się z czymś nowym ostatnim. 
|ASKWłodi | Duet | Pit |

niedziela, 17 listopada 2013

Sprzeczność dziewiąta.

 -Wydaje ci się.
 -Cicho mi tu. Staram się przypomnieć gdzie ją widziałem.-ucisza przyjaciela
 -A nie możesz zastanawiać się u siebie w mieszkaniu?
 -Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz Wronka.
 -A co zamierzasz zrobić?-pyta
 -Jak to co? Ciekaw jestem co za dziunię sobie wyrwałeś.-odpowiada szczerząc się
 -Wyglądam na gościa ,który wziąłby pierwszą lepszą?
 -Może i nie, ale kto wie co ta desperacja i głupota robią z człowiekiem.-chichocze
 -O sobie mówisz?
 -Wyjątkowo nie Andrzejku.-odpowiada- Zrobię ci przysługę i sobie pójdę, ale wieczorem widzę cię u siebie i wszystko ładnie mi wyśpiewujesz, zrozumiano?
 -No już dobra, spadaj.-kiwa głową wypychając przyjaciela z mieszkania.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego ,że Kłos łatwo mu nie odpuści. Wiedział ,że będzie próbował za wszelką cenę dowiedzieć się każdego, nawet najmniej istotnego wydarzenia nocy czy dnia poprzedniego. Musiał przygotować się psychicznie na lawinę pytań i przypuszczeń ze strony przyjaciela. Jedno było pewne. Kłos nie spocznie dopóki nie dowie się kto był gościem jego przyjaciela.
 -Tak szybko dał się spławić?-słyszy za sobą jej głos
 -Na razie tak, ale potem nie da mi żyć.
 -Dasz radę.
 -Łatwo ci mówić. To nie ciebie będzie molestował do skutku setką pytań.-śmieje się
 -No nie, bo uciekam do Warszawy.
 -Jak to?-dziwi się
 -Obiecałam mamie ,że pobędę z Majką przez kilka dni bo wyjeżdżają z tatą z okazji rocznicy ślubu na Sycylię, a nie chciałam żeby rezygnowali z tego wyjazdu.-odpowiada- Przepraszam ,że nic nie powiedziałam.
 -Przecież nic nie mówię. Powinnaś z nią być teraz.-uśmiecha się obejmując ją i składając pocałunek na czubku głowy
 -Czyli nie jesteś zły?
 -Nie.-kręci głową- Może jakoś uda mi się do was wpaść zanim znowu spalski zakon będzie wzywał.
 -Nie narzekaj, nie każdy ma szansę pojechać na mistrzostwa Europy, na przykład taki Karol.
 -Fakt, będzie święty spokój.-śmieje się.
Po zjedzeniu śniadania, przy którego przygotowywaniu wyżej wspomniana dwójka miała niezły ubaw i po względnym doprowadzeniu się do stanu przyzwoitej  wyglądalności nadszedł czas pożegnania po którym każde zajęło się swoimi sprawami. Sprawami będącymi jednymi z priorytetów, jakim niebagatelnie dla Kwiecińskiej była młodsza siostra.
 -To chłopiec.-wyrzuca z siebie młodsza Kwiecińska gdy obie siedzą przez dłuższy czas w akompaniamencie głuchej ciszy
 -To już wiadomo?-pyta wyraźnie zaskoczona
 -Dowiedziałam się na wizycie dzisiaj.-odpowiada przygnębiona przyciągając do siebie kolana- Tak bardzo mi go brakuje.-mówi ze łzami w oczach- Pamiętam jak marzył o dziecku. On powinien być tu teraz, razem ze mną. Wyobrażam sobie jak cieszyłby się z tego ,że to chłopiec. Zawsze mówił ,że marzył o synu z którym mógłby chodzić na mecze, grać z nim. Ja nie wierzę ,że go nie ma..-urywa wbijając wzrok w podłogę i wybuchając płaczem. Blondynka niemal natychmiast reaguje. Czym prędzej znajduje się u boku siostry i z całych sił ją obejmuje. Nie mówi nic. Dlaczego? Bo wie ,że żadne słowa nie będą w stanie jej pocieszyć. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego ,że ona musi swoje przecierpieć i ,że tu, najlepszym lekarstwem będzie czas. Wie, że po prostu musi być z nią i wspierać w tych trudnych chwilach bo tego właśnie potrzebuje. Kiedy widzi potęgujący się w niej ból kraja jej się serce. Nie może uwierzyć w to ,że jej ukochana młodsza siostrzyczka straciła najważniejszą osobę w swoim życiu. Nie potrafi sobie nawet wyobrazić jak bardzo musi cierpieć. Kompletnie nie potrafi.
 -Wiesz co boli najbardziej? To ,że ta mała kruszynka w moim brzuchu nigdy nie pozna swojego ojca.-szlocha- Nigdy się nie spotkają. Nigdy.
 -Wiem ,że to trudne, ale jestem pewna ,że Janek spogląda tam z góry na was i nie pozwoli was skrzywdzić.-odpowiada cicho gładząc dłonią jej plecy
 -Tak wiele oddałabym by tu był.
 -Wiem kochanie, wiem.-odpowiada nieprzerwanie trzymając ją w swoich objęciach. Dopiero gdy ta zasypia wymyka się na mały spacer. Uwielbiała przechadzać się przedmieściami w wieczornej porze. Mogła wtedy pobyć na sam ze sobą, pomyśleć nad wszystkim co ją trapiło.
 -Kogo to moje oczy widzą?-dobiega ją jakże znajomy głos
 -Jak nigdy nie możemy spotkać się w takim mieście jakim jest Bełchatów, tak zawsze musimy na siebie wpaść w warszawskiej dżungli, przypadek?
 -To musi być przeznaczenie.-śmieje się- Co cię sprowadza do stolicy?
 -Sprawy rodzinne, muszę przypilnować trochę siostry, ale to dłuższa historia. A ciebie?
 -Wpadłem do brata.-odpowiada- Skoro dłuższa, dasz się namówić jutro na jakąś kawę? W końcu dawno się nie widzieliśmy, a wisisz mi ją od dobrego miesiąca.-odpowiada
- Zdzwonimy się.-odpiera z uśmiechem by po chwili krótkiej rozmowy pożegnać się z siatkarzem i wrócić do domu. Bierze długą, aromatyczną kąpiel po której spędza typowo dla siebie wieczór. Dzień wieńczy oglądając dobrą komedię romantyczną z miską popcornu na salonowej kanapie.
 -Nawet się nie waż nie pójść.-rzuca Maja kiedy siostra mówi jej o zaproszeniu na kawę- Wiem ,że nie jest ze mną najlepiej, ale nie jestem kretynką żeby cokolwiek sobie robić.
 -Mimo to, mam wątpliwości.
 -A ja nie.-odpowiada- Idź z nim.
 -Pewna jesteś ,że dasz sobie radę?-pyta
 -Jestem pewna. Przecież jakby co, zadzwonię.
 -Na pewno?
 -Na pewno! A teraz zmieniaj tą piżamkę i siano na głowie na coś bardziej wyjściowego.
 -Ty to wiesz jak mnie wspierać.-śmieje się starsza z sióstr dopijając kawę
 -Od tego mnie w końcu masz.
Po dokończeniu śniadania, doprowadzeniu swojego wyglądu do względnej normy jak też poleciła jej siostra dała znać przyjmującemu ,który niemal natychmiast odpowiedział. Po błogim lenistwie w ogrodzie przy schłodzonej lemoniadzie jakże przydatnej przy wysokiej temperaturze na dworze po godzinie dwunastej wyruszyła na umówione spotkanie.
 -Ja nie wiem jak ty to robisz, że zawsze jesteś przede mną, a ponoć to ja jestem ta wybitnie punktualna.-śmieje się blondynka widząc swojego towarzysza
 -Myślę ,że lepsza przesadna punktualność niż nagminne spóźnialstwo i wcale nie mam na myśli Karola.
 -Patrząc na niego i jego nawet pół godzinne spóźnienia myślę ,że jednak to twój wielki plus.-chichocze
 -Mam nadzieję ,że nie jedyny.
 -A i owszem, jeden z wielu.-uśmiecha się- Znowu to robisz.
 -Ale co takiego?
 -Nie przeżyjesz jak nie zaczniesz czarować?
 -No wieeesz, nie bardzo.-szczerzy się
 -Zauważyłam.
 -Nic nie poradzę, to twoja wina.
 -Moja?-pyta ze śmiechem
 -Oczywiście ,że twoja, to raczej pytanie retoryczne.
 -Rzeczywiście, zła ze mnie kobieta.
 -Strasznie.-śmieje się
 -Ja nie wiem, będziesz musiała mi to jakoś wynagrodzić ,że to znoszę.
 -Twoje niedoczekanie.-chichocze
 -Tak dawno się nie widzieliśmy ,że aż zaczynało mi cię brakować zła kobieto.
 -Mówisz tak bo to prawda, czy dlatego ,że coś chcesz?
 -Oczywiście ,że to pierwsze.-szczerzy się- A tak przy okazji, braciszek się pokłócił z narzeczoną uwaga, o.. kolor wystroju na sali i jak to kobieta, strzeliła focha i przełożyli na następny miesiąc ślub. Mam nadzieję ,że moja zaproszenie dalej aktualne?
 -Jak najbardziej mój drogi.-uśmiecha się- To mu się trafiła typowa kobieta. Nie zazdroszczę mu.
 -Ja też nie. Już teraz jak dla mnie jest strasznie upierdliwa, to ja nie chcę wiedzieć co będzie jak ona będzie w ciąży.-śmieje się
 -Biedny ten twój brat.
 -Też mu to powtarzam, ale nawet ani myśli się rozmyślić.
 -Co z ciebie za brat ,że każesz mu się rozmyślać?
 -Może o tyle rozmyślać co przemyśleć bo niby są ze sobą te siedem lat, ale cały czas się schodzili i rozstawali ,że w pewnym momencie oni sami już nie wiedzieli czy są razem czy nie.
 -To rzeczywiście, lepiej pomyśleć.
 -Więc albo ze sobą wytrzymają do końca życia, albo się pozabijają po pół roku.
 -Rzeczywiście, para wyborowa.-śmieje się- Oby to nie było rodzinne.
 -Błagam cię, co jak co, ale ja jeszcze jakiś tam gust mam jeśli chodzi o to. Wątpisz?
 -Skądże.-unosi kąciki ust ku górze.
Tak dobrze im się rozmawiało ,że nie zauważyła nawet kiedy przysłowiowa godzina zamieniła się w trzy. Zdecydowanie dobrze czuła się w towarzystwie przyjmującego i widać było ,że i jemu odpowiada jej osoba u boku. Tak doskonale bawili się w swoim towarzystwie ,że stracili rachubę czasu. Gdyby nie telefon siostry z pytaniem czy aby nie przepadła uświadomił jej ,że powinna się już zbierać.
 -Będę w Warszawie jeszcze kilka dni, jakby co, masz mój numer telefonu.-uśmiecha się
 -Po dzisiejszym dniu, z chęcią skorzystam.-odpowiada unosząc kąciki ust ku górze
 -W takim razie, do usług.-puszcza jej perskie oczko obdarzając ją promiennym uśmiechem.
Przez dłuższą chwilę tkwią w nieprzyzwoitej ciszy nieprzerwanie obdarzając się spojrzeniami i wymieniając uśmiechami.
 -Dobra, wygrałeś.-przerywa głucha ciszę wybuchając śmiechem
 -Następnym razem musimy się o coś założyć, wtedy będzie się przyjemniej wygrywać.-szczerzy się
 -Komu będzie przyjemnie to będzie, będę mieć debet na koncie jak zaczniesz mi wymyślać kary.
 -Spokojnie, nie jestem takim okrutnikiem, zwłaszcza dla takiej kobiety jak ty.
 -No jakiej?-pyta zaciekawiona
 -Pomyślmy.-rzuca gorliwie jej się przyglądając- Już wiem! Takiemu chodzącemu ideałowi.
 -Nie słódź tak, bo się zarumienię.
 -A rumień się, rumień.-odpowiada z uśmiechem
 -Jesteś niemożliwy.
 -Ty też, więc dobraliśmy się idealnie.-szczerzy się wpatrując się prosto w jej oczy.
 -Muszę już iść.-wypowiada gdy ten stoi niebezpiecznie blisko kładąc dłoń na jego torsie.- Dziękuję za spotkanie.
 -To ja dziękuję ,że dałaś się namówić.
 -Nie musiałeś mnie zbytnio namawiać.-uśmiecha się
 -No mam nadzieję.-odpowiada- Pamiętaj, jak coś to dzwoń, jestem do twojej dyspozycji.
 -Zapamiętam to sobie.-kiwa głową po czym odwraca się na pięcie i udaje się w kierunku domu. Odwraca się by jeszcze raz pomachać Włodarczykowi na pożegnanie i zniknąć zaraz za drzwiami domu. Ściąga z nóg buty i niemal rzuca się na kanapę.
 -Ktoś tu się chyba dobrze bawił, bo z godzinki zrobiły się prawie cztery.-chichocze Maja siadając obok siostry
 -Nie powiem, całkiem sympatycznie było.
 -To dlaczego masz taką minę?-pyta
 -Bo zaczynam się gubić.
 -W czym?-mruży oczy
 -We własnych uczuciach.-odpowiada wzdychając
 -Nie bardzo rozumiem.
 -Ja też już przestaję.-odpowiada
 -Może jaśniej?
 -Lubię ich obu. Naprawdę ich lubię. Czy to możliwe?
 -Nie.-kręci głową- Wydaje ci się ,że lubisz obu tak samo, ale tak naprawdę tylko jednego darzysz tym właściwym uczuciem.
 -Ale którego?
 -Skoro ty sama tego nie wiesz, nikt tego nie wie.-odpowiada
 -Czy ta miłość musi być zawsze taka popieprzona?
 -Zawsze.-odpowiada bez zastanowienia.
Korzystając z dobre pogody, wieczorem, zupełnie jak za czasów dzieciństwa siedziały na tarasie wpatrując się w gwiaździste niebo rozmawiając o wszystkim i niczym. Zupełnie jak za dawnych czasów. Przypomniało jej się jak miały te kilkanaście lat. Doskonale pamiętała jak potrafiły siedzieć tak wieczorami i dzielić się swoimi pierwszymi miłosnymi rozterkami, problemami życia codziennego. Dopiero zdała sobie z tego sprawę jak bardzo jej tego brakowało.
 -Już myślałam ,że się zgubiłaś w tej kuchni.-śmieje się słysząc kroki. Odpowiedzi jednak nie dostaje. Po chwili czuje czyjś ciepły pocałunek na szyi i dłonie oplatające jej biodra.-Przyjechałeś.
 -Przecież mówiłem ,że cię odwiedzę.-mruczy jej przyjemnie do ucha- Nie widzę jakoś wielkiego entuzjazmu, mam sobie pójść?
 -Nie.-kręci głową- Cieszę się ,że jesteś.-uśmiecha się odwracając się i oplatając jego szyję swoimi dłońmi.
 -Naprawdę?
 -Naprawdę.-odpowiada po czym wspina się na palce i składa delikatny pocałunek na ustach Wrony.- Lepiej?
 -Zdecydowanie.-uśmiecha się.
Pomimo ,że był obok jej własne roztargnienie dalej nie dawało jej spokoju. Po prostu nie potrafiła przestać o tym myśleć. Zaczynała gubić się między tym co czuła, a myślała. Przestawała powoli wiedzieć co tak naprawdę czuła.
~*~
Po pierwsze: przepraszam ogromnie za zwłokę. Miałam ostatni wolny weekend aż do samiutkich świąt i grzechem byłoby go spędzić przed komputerem. Po drugie: przepraszam za to co jest tam na górze, ale mam blisko czterdziestostopniową gorączkę i naprawdę ciężko mi się pisało. Dlatego nie zdziwcie się jeśli coś schrzaniłam bo podejrzewam ,że to baardzo prawdopodobne. Nie będę sięrozpisywać bo już nie jestem w stanie siedzieć i uciekam pod kocyk i po herbatkę.
Ściskam, 
wingspiker.
|ASKWłodi | Duet |

sobota, 9 listopada 2013

Sprzeczność ósma.

 -Słyszałaś?-pyta będąc w zupełnym szoku
 -Wszystko, co do słowa.-odpowiada ledwo powstrzymując śmiech
 -No to ładnie.-odpowiada wyraźnie zakłopotany
 -Zamierzasz mi coś powiedzieć, czy dalej będziesz się tak czerwienił?-pyta
 -Chyba słyszałaś wszystko co miałem do powiedzenia.-odpowiada speszony
 -Pierwszy raz w życiu widzę cię speszonego.-chichocze
 -Bo to dość niekomfortowa sytuacja, nie sądzisz?
 -Skąd.
 -Rzeczywiście to jest bardzo zabawne, ja tu próbuję rozmawiać z tobą na poważne tematy, a ty się śmiejesz.
 -Czy ja ci bronię rozmawiać? Możesz mówić, czasu mamy dużo.
 -No i co ja mam ci powiedzieć? Wszystko słyszałaś...
 -Wiesz, chyba jednak czegoś nie dołyszałam, mógłbyś powtórzyć?-ciągnęła
 -Droczysz się ze mną.
 -Bo uroczo się denerwujesz.-uśmiecha się
 -Uznam to za komplement.
 -A uznawaj.-odpowiada gorliwie czegoś szukając klnąc przy tym pod nosem. Nie mija minuta jak gdzieś w głębi domu słychać charakterystyczny głos Florence Welch oznajmiający przychodzące połączenie. W trybie natychmiastowym blondynka opuszcza pokój i gna po telefon. Nie spoglądając nawet kto taki dobija się do niej odbiera.  Z wymalowanym na twarzy strachem słucha tego co jej rozmówczyni ma jej do powiedzenia. Kiedy kończy rozmowę ledwo powstrzymuje się od tego by nei wybuchnąć płaczem. Bierze głęboki wdech by po chwili poczuć jego dłoń na swoim ramieniu. Momentalnie wtula się w jego ramiona pociągając nosem.
 -Co raz gorzej z nią.-szepcze pociągając nosem- Ja nie mogę jej stracić. Nie mogę.
 -I nie stracisz. Musisz wierzyć ,że to się nie stanie. Majka to silna dziewczyn, poradzi sobie.
 -Boję się, naprawdę się o nią cholernie boję.
 -Musisz być dobrej myśli Oli.-mówił ciepło
 -Staram się, ale to teraz trudne, naprawdę trudne.
 -Wiem to, ale musisz być silna.-odpowiada błądząc swoją ogromną dłoni po jej plecach- Przecież wiesz ,że ci pomogę.
 -Wiem, dziękuję ci za to.
 -Przecież wiesz ,że nie masz za co.
 -Właśnie ,że mam. Dziękuję ,że jesteś tutaj ze mną, dla mnie to naprawdę wiele znaczy.
Jego obecność naprawdę wiele jej dawała. W zasadzie gdyby nie on nie trzymałaby się tak dobrze. Gdyby nie on na pewno byłoby z nią o wiele gorzej. To on trzymał ją w pionie i nie pozwalał jej dopuszczać do siebie złych myśli. Był dla niej ogromnym wsparciem w tej trudnej chwili. Z pewnością ta sytuacja może i dość nieznacznie, ale zbliżyła tą dwójkę do siebie. Choć obydwoje wiedzieli ,że czują do siebie coś więcej w zasadzie ich relacje nie uległy jakiejś znaczącej zmianie. Owszem, byli ze sobą bardzo blisko, ale jednak jakaś myśl podświadomie zatrzymywała ich przed nadmierną bliskością. Z pewnością można było stwierdzić ,że tych dwoje zachowywało się jak para zakochanych nastolatków nie potrafiących się określić co do swoich uczuć. Dlaczego? Bo tak chyba było im o wiele wygodniej. Chociaż ta sytuacja była dziwnie niezręczna to starali się zachowywać normalnie. Mimo to ,że ta normalność była wyjątkowo pozorna.
 -Jest stabilna. Będziecie mogli państwo ją zobaczyć.-po wypowiedzianych przez lekarza słowach po blisko pięciu dniach umierania ze strachu poczuła wyraźną ulgę. Poczuła jak kamień spada jej z serca. Jednak kolejna wiadomość od lekarza absolutnie ją poraziła. Chłopak z którym jej siostra była naprawdę szczęśliwa, ten z którym chciała spędzić resztę życia odszedł. Zmarł na wskutek poważnych obrażeń wewnętrznych. Nie miała pojęcia jak jej to powiedzieć. Nie miała pojęcia jak ona to przyjmie. Nie miała pojęcia jak ona poradzi sobie z tym ,że go nie ma. Nie wyobrażała sobie by straci kogoś kogo kocha.
 -Co z Jankiem?-słyszy cichy i jakże słaby głos swojej młodszej siostry
 -Maja, bałam się o ciebie, cholernie się bałam.-delikatnie się uśmiecha biorąc jej wątłą dłoń
 -Nie zbywaj mnie. Proszę powiedz, co z nim.
 -Maja, ja... nie wiem jak mam ci to powiedzieć.
 -Nie, błagam cię, nie...-urywa ,a blondynka widzi jak jej oczy zapełniają sie łzami
 -Przykro mi mała, naprawdę mi przykro..
 -Nie, to nie może być prawda, nie może.-mówi chlipiąc- Powiedz ,że żartujesz i że za chwilę on tu przyjdzie.
 -Chciałabym móc skłamać. Naprawdę bym chciała..
Wcale nie dziwiła się jej reakcji. Na taką wiadomość z pewnością sama nie zareagowałaby inczej.
 -Nie dowie się, nigdy się nie dowie..
 -Ale o czym?-pyta blondynka
 -Rodzice ci jeszcze nie powiedzieli?
 -O czym mieli mi powiedzieć?-dziwi się
 -Oliwia, ja.. ja jestem.. w ciąży.-mówi łamiącym się głosem
 -Słucham?-pyta zszokowana na co jej siostra wybucha cichym płaczem- Już dobrze, spokojnie.
 -Spokojnie? Jestem w ciąży, a facet którego kocham nie żyję, byłabyś spokojna?
 -Nie.-kręci głową- Zdaję sobie sprawę z tego ,że to jest koszmar.
 -No właśnie chyba sobie nie zdajesz. Masz faceta ,którego kochasz pod samym nosem i nie potrafisz tego docenić. Naprawdę chcesz zmarnować tą szansę? Proszę cię, choć ty, bądź szczęśliwa, bo moje szczęście odeszło i już nigdy nie wróci.
 -To nie jest tak proste.
 -Nie? Kochasz go, a on ciebie. W czym problem?
 -To jest skomplikowane.-wzdycha
 -Właśnie ,że nie. To bardzo proste. Czy to tak trudne powiedzieć te cholerne dwa słowa?
 -Owszem.
 -Jesteś tchórzem tyle ci powiem. To ,że się kochacie widać na kilometr, a nawet więcej. Czy ty widziałaś jak on na ciebie patrzy? A jak ty na niego? Wy jesteście dla siebie stworzeni, błagam was.
 -Naprawdę chcesz mówić teraz o mnie?
 -A co, wolisz żebym płakała? I tak będę to robić, po prostu dalej nie wierze w to ,że jego już nie ma. Nie wierzę. Dlatego proszę cię, doceń to, że  masz Andrzeja bo możesz go przez tą obojętność stracić , na zawsze.

Chyba już dawno w głowie nie siedziały jej tak czyjeś słowa jak słowa jej siostry. Czy miała rację? Miała i to w każdym calu. Darzyła go uczuciem o wiele głębszym aniżeli tylko przyjaciela. Był od bardzo dawna, kimś o wiele ważniejszym niż przyjaciel. I jak sam przyznał, ona również nie była mu od dobrych kilku lat obojętna. To śmieszne ,że jej młodsza siostra musiała jej uświadomić jak wiele szczęście ma na wyciągnięcie ręki. Szczęście, którego nie potrafiła dotychczas docenić. Dlaczego nie chciała spróbować? Bo najzwyczajniej w świecie się bała. Bała się tego ,że nie będą potrafili ze sobą być. Bała się ryzykować tej wieloletniej przyjaźni jaka ich łączyła. Obydwoje się tego bali. Jednak egzystując w takim układzie obydwoje się wyraźnie męczyli. Obydwoje pragnęli zakończyć tą farsę, jednak żadne nie zdecydowało się na to by ją zakończyć. Blondynka siedząc na parkowej ławce i widząc szczęśliwe, zakochane pare wyobrażała sobie siebie i właśnie swojego przyjaciela. Nie było dnia, nie było minuty by o nim nie myślałam. Nie było chwili by przed oczami nie miała jego zaraźliwe uśmiechu, błękitnych oczu pełnych radośc i .. uczucia. Był dla niej okrutnie ważny. Nie wyobrażała sobie by powtórnie mogła stracić z nim jakikolwiek kontakt. Nie wyobrażała sobie ,że nie mogłaby zadzwonić do niego o każdej porze dnia i nocy, by nie mogła wypłakać się w ramie gdy zajdzie taka potrzeba i przytulić gdy tego będzie potrzebowała. Nie wyobrażała sobie by go nie było obok.
 -Ja tak dłużej nie potrafię.-rzuca gdy zdziwiony jej osobą otwiera drzwi
 -Nie powinnaś być w Warszawie?
 -Powinnam, ale musiałam zabrać parę rzeczy z mieszkania. Nie zmieniaj tematu.-rzuca- Nie męczy cię to wszystko?
 -Zależy o co pytasz.
 -Wiesz o co pytam, nie udawaj ,że nie wiesz.-odpowiada
 -Fakt, to dość głupia sytuacja.
 -Głupia? Kretyńska bym powiedziała.-odpowiada wyraźnie zdenerwowana jego obojętnością- Mówisz jakby ci to pasowało.
 -Nie pasuje.-przeczy
 -Nie wyglądasz.
 -Błagam cię.-spogląda na nią
 -No co?!
 -My faceci nie jesteśmy dobrzy w te klocki, ale to nie znaczy ,że mnie to nie przeszkadza, bo uwierz, że tak nie jest. 
 -To może okaż choć trochę zainteresowania?
 -Uwierz, staram się.-odpowiada 
 -Zamierzasz coś z tym zrobić czy dalej będziemy tkwić w tej kretyńskiej sytuacji?
 -To chyba nie tylko mój interes, prawda?
 -Owszem, nasz wspólny. Zachowujemy się jak dzieci. Znowu.
 -Może my nie umiemy inaczej?
 -Może, ale nie umiemy też tak jak teraz. Gdzie tu sens?-pyta spoglądając na Wronę
 -Nie ma.-wzrusza ramionami
 -Nudzę cię?
 -Skąd ten pomysł?
 -Nie wyglądasz na zbyt przejętego. Jak cię to zacznie obchodzić, to będę w Warszawie.-rzuca po czym wstaje i momentalnie wychodzi. Czym prędzej wychodzi z bloku i po prostu idzie przed siebie. Jest zła, wręcz wściekła. Ma ochotę wrzeszczeć. Wszystkie emocje skumulowały się w jej wnętrzu i ewidentnie mają ochotę ujrzeć światło dzienne. Nawet gdy słyszy znajomy głos nawołujący gdzieś z daleka nie zatrzymuje się tylko szybciej idzie przed siebie.
 -Nie chciałem by to tak zabrzmiało.-mówi zdyszany gdy ją dogania
 -Właśnie ,że chciałeś.
 -Nie.-kręci głową- Jesteś dla mnie ważna, okropnie ważna Oli, jak nikt inny, zrozum to. Jestem facetem, a wiesz doskonale ,że my faceci mamy problem z okazywaniem uczuć, dla nas to jak zdobycie Mount Everestu. I uwierz ,że mnie ta sytuacja też przerasta i nie chcę żeby dłużej tak było między nami.
 -Ale jak?
 -Tak.. nieswojo. Nie chcę żebyśmy rozmawiali jak obcy sobie ludzie tylko wtedy gdy musimy. Nie mamy już po dziewiętnaście lat, tylko trochę więcej, a dalej nie umiemy sobie powiedzieć tego co wszyscy dookoło widzą już od dawna. My też to widzimy, tylko udajemy ,że jest inaczej. Bo do cholery już dawno nie jesteś dla mnie przyjaciółką, od dobrych kilku lat.
 -Nie jestem?-dziwi się
 -Nie.-przeczy- Jesteś dla mnie kimś o wiele ważniejszym niż przyjaciółką i wiesz to doskonale, bo ostatnio niechcący ci to powiedziałem. Mam mówić dalej?
 -Ty też jesteś dla mnie ważny Andrzej. Okropnie ważny i nie chcę tracić kolejnych pięciu lat by się do tego przyznać. I chyba obydwoje wiemy ,że przyjaźń to tak naprawdę od bardzo dawna przykrywka bo nie potrafiliśmy zdefiniować tego co nas łączy.
 -A terz potrafimy?
 -Potrafimy. Nie mamy już naście lat. Młodsi nie będziemy, a to nie mija. To jest zbyt silne by zapomnieć i próbować to wymazać.-mówi patrząc prosto w jego niebieskie tęczówki
 -Nigdy nie próbowałem i nigdy nie będę próbował zapomnieć. Trudno zapomnieć kogoś bez kogo się nie potrafi funkcjonować. I chyba wreszcie dojrzałem do tego by ci to powiedzieć Oli. 
 -Co trakiego?
 -Kocham cię.-wypowiada dwa najcudowniejsze słowa na świecie, słowa które każdy człowiek chce usłyszeć od drugiej osoby i momentalnie się uśmiecha
 -Wiesz co?-szepcze
 -Co?
 -Ja ciebie też.-odpowiada i długo na jego reakcję nie musi czekać. Już po chwili kosztuje jego ust jakże spragnionych jej bliskości. Już po chwili jego jakże delikatny pocałunek zamienia się w pełen namiętności i pożądania. O tej chwili marzyła od dobrych kilku lat. O tym by był tak blisko. O tym by po prostu czuć jego ciepło, jego bliskość. Marzyła o tym jak o niczym innym i wreszcie ten sen się ziścił. Wreszcie nie udają niczego. Nie wstrzymują się. Nie kryją z tym co czują. Po prostu, cieszą się sobą. 
 -Dzień dobry.-uśmiecha się szeroko gdy ta otwiera oczy
 -Jednak to nie był sen. To naprawdę się stało.
 -Przyznam ,że też miałem wątpliwości, ale jak się obudziłem u boku najpiękniejszej kobiety na świecie nie miałem żadnych wątpliwości.
 -Nie podlizuj się.-opdowiada z uśmiechem uważnie się mu przyglądając
 -A będę!-rzuca- Nie przyglądaj mi się tak, bo się speszę. 
 -Robisz dokładnie to samo.
 -Wcale nie.
 -Wcale tak.-chichocze
 -To nie moja wina, że nie mogę oderwać od ciebie wzroku, od mniej więcej sześciu lat.
 -Sześć lat temu wyglądałam jak siedem nieszczęść, ciekawo co cię tak we mnie urzekło?
 -Wnętrze moja droga, ale i tak wszyscy kumple mi zazdrościli.
 -A mi wszystkie dziewczyny, że mam takich przystojnych przyjaciół.
 -Nas i tak wszyscy uważali za parę, chociaż się wzbranialiśmy przed takim tytułem rękami i nogami.
 -Nie jest źle, pomylili się tylko o parę lat.-śmieje się
 -Kilka lat ględzenia Karola nie poszło na marne.
 -Tak samo jak lekcji wychowawczych mojej siostry.
 -O cholera..
 -Co?-dziwi się
 -Zapomniałem ,że miał wpaść rano.
 -Może zapomniał?-pyta z nadzieją w głosie, którą rozwiewa energiczne pukanie do drzwi charakterystyczne dla Kłosa.
 -Idę go spławie.
 -Sądzisz ,że on da się tak szybko wygonić?
 -Nie.-śmieje się- Będę improwizował.-cmoka ją w policzek po czym udaje się w kierunku drzwi pod którymi stoi wyraźnie zniecierpliwiony Karol.
 -Ktoś tu się zabawił  w nocy.-zachichotał Kłos widząc przyjaciela w drzwiach
 -Powiedzmy.
 -Mam powiedzieć Oliwi jak się zabawiasz ofiaro losu?
 -Prawdziwy z ciebie przyajciel Karol.-odpowiada
 -Nie wpuścisz mnie?
 -Nie.-kręci głową
 -Coś mi tu śmierdzi i nie mówię tu o tobie bo to nic nowego. Coś ukrywasz Wronka, gadaj no!
 -Dobrze ,że choć jeden z naszego towarzystwa dobrze pachnie.-odpowiedział z ironią
 -No gadaj bo zaraz ci zrobię wjazd na chatę i jak znajdę tam gdzie myślę jakąś blond dziunię nie będzie już tak zabawnie.
 -Idź lepiej do domu, co?
 -Oszalałeś? Teraz jak wiem ,że coś zmalowałeś w życiu! Gadasz czy mam iść poszukać? Nie wiedziałem ,że ty taki niewyżyty Wronka. Wiem ,że się Oliwi przyznać nie umiesz, ale żeby jakaś dziunię obracać? Widzę ,że zabawa dobra była.-chichocze widząc porozrzucane ubrania- Czekaj, czekaj, ja skądś znam tą koszulkę..
~*~
Może i mało Karola i jego humoru, ale myślę ,że rozdział z rodzaju tych miłych i przyjemnych. Tak jak pisałm wcześniej, jedna jaskółka wiosny nie czyni, co będzie dalej okaże się, ale powiem tyle, dziać się będzie jeszcze sporo, pomimo tego ,że to w zasadzie półmetek opowiadania. O to możecie być spokojne :) 
Ściskam, wingspiker.

niedziela, 3 listopada 2013

Sprzeczność siódma.

Zachód słońca, szum morskich fal, piasek pod nogami. Dzieci biegające wzdłuż lini brzegowej morza, spacerujące zakochane pary czy rodziny. Zdecydowanie rozczulał ją taki widok i dopadała dziwna refleksja. Wiele osób ,które były w jej wieku, już dawno znalazły swoją drugą połówkę, niektórzy zmienili stan cywilny czy przekazali swoje geny młodszemu pokoleniu. Tylko ona tkwiła jak samotnik wymigując się ciężkimi studiami, a z pewnością po ich skończeniu migać się będzie nawałem pracy. I z pewnością wtedy może się obudzić, grubo po trzydzieste, z masą zmarszczek na twarzy i bez ukochanej osoby u boku w czasie gdy wszyscy jej bliscy znajomi będą szczęśliwymi częściami rodzin. Lata mijały nieubłaganie. Wydawać się mogło ,że dopiero co skonczyła szkołę, a już za chwilę kończyła wymarzone studia i rozpoczynała życie w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Choć mogłoby się wydawać, że miała wszystko- świetne studia, wspaniałą, wspierającą rodzinę i zwariowanych przyjaciół miała poczucie ,że czegoś brakuje w jej życiu. Czuła gdzieś w głębi ,że w tej całej życiowej układance brakuje jej jakiegoś ważnego puzzla.
 -To powiesz mi co narozrabiałem, bo mi to nie daje spokoju.-wyrywa ją z rozmyślań głos przyjaciela
 -Czyli jednak chcesz wiedzieć.
 -Owszem, chcę.-przytakuje
 -Pocałowałeś mnie.
 -O ja pierd..
 -Do tego powiedziałeś ,że mnie kochasz i poszedłeś spać. Oto cała historia.-rzuca blondynka
 -Więcej nie pije.-kręci z niedowierzaniem głową
 -Uważaj bo ci uwierzę.
 -Strach się bać co będzie następnym razem, więc dla własnego dobra, zostanę abstynentem.
 -Chyba do dzisiejszego wieczora bo Karol usilnie się wybiera poszaleć.-chichocze
 -Założysz się?
 -Chętnie. Już możesz się szykować na porażkę.-szczerzy się
 -Dobra, dobra, przekonamy się!-uśmiecha się
 -To o co się zakładamy?
 -Tu już własna inwencja twórcza.
 -Niech będzie. Szykuj się na porażkę Wrona.
 -Nie bądź taka pewna moja droga.
 -Kogo ty oszukujesz, przegrywasz zakłady nawet ze swoim sześcioletnim chrześniakiem.
 -Właśnie nadeszła pora by to zmienić!
 -Tak sobie wmawiaj.-chichocze.
Tak jak i planował Kłos, po dość leniwie spędzonym popołudniu przez całą szóstkę, środkowy rozporządził zebranie w pobliskim klubie punkt dwudziesta. Jak to zwykle bywało, główny pomysłodawca całego wyjścia spóźnił się dobre dziesięć minut. Pomimo początkowego naburmuszenia Kłosa wynikającego z tego ,że przyjaciele zaczęli zabawę bez niego, dość szybko dołączył do nich i jak to miał w zwyczaju szalał na parkiecie po wypiciu uprzednio kilku głębszych.
 -Nie pożeraj jej już tak wzrokiem.-rzuca Kłos przysiadając się do swojego przyjaciela
 -Nie pożeram..
 -Wcale.-odpowiada Kłos- Wronos kretynos.
 -Odezwał się.
-Bo jesteś kretynem. Jesteś w niej zakochany od dobrych stu lat, była pierwszą laską w której sie zakochałeś, byliście przecież nawet razem na studniówce, a wasze matki nie bez powodu mówią na to drugie synowa czy zięć. Chłopie, na co ty czekasz?
 -Po prostu, jakoś nie jestem pewien.
 -Nie? Mnie się wydaje inaczej. Czekaj dalej, a Włodi jeszcze szybciej owinie ją sobie wokół palca i sprzątnie sprzed nosa.
 -Karol błagam cię, skończ już ten temat, co?
 -Nie, nie skończę! Przecież wy jesteście dla siebie stworzeni, ja pierdzielę no!
 -Nie pierdziel bo ci się rodzina powiększy.-dopowiada środkowy
 -Wiesz, komuś trzeba przekazać tak wspaniałe geny, ale obawiam ,że jak ty będziesz dalej tak zarąbiście działać to obawiam się ,że zostaniesz starym dziadem bez zębów, czytającym religijne gazety i spędzającym trzy czwarte życia na trzaskaniu krzyżówek i zrzędzeniu w samotności.
 -A co niby mam robić? Jesteśmy przyjaciółmi i w zasadzie bardziej jak rodzeństwo.-wzrusza ramionami
 -No raczej nie nic nie robić jak teraz i patrzeć jak Włodek właśnie obraca i uwodzi ci kobietę.
 -Co, mam mu w ryj strzelić?
 -Nie.-kręci głową- To ostateczna ostateczność w tym wypadku.
Siedział słysząc dziamolenie Kłosa wpatrując się przed siebie i bijąc się z myślami. Siedział i zastanawiał się nad tym wszystkim. Zastanawiał się czy przypadkiem nie ubzdurał sobie tego wszystkiego, czy potrafi rozróżnić to co czuje i to co myśli. Jednak jedno było dla niego oczywiste. Była dla niego strasznie ważna, bo przecież gdyby tak nie było nie uśmiechałby się mimowolnie na jej widok, nie czułby się tak swobodnie w jej towarzystwie.
 -Mogę?-rzuca gdy w głośnikach nastaje nieco wolniejszy kawałek
 -Oczywiście.-uśmiecha się po czym ląduje w objęciach Wrony. Z pewnością gdyby ktoś z boku popatrzył na ta dwójkę mógłby się pokusić o stwierdzenie ,że coś ich łączy i wcale nie chodziłoby tu o przyjaźń. Tym bardziej ,że dwumetrowiec nie wypuszczał jej ze swoich objęć nieustannie zupełnie uroczo szepcząc jej coś do ucha. Zdecydowanie coś musiało być na rzeczy. Bo nawet gdy tańce ustały i wszyscy zeszli z parkietu w celu uzupełnienia płynów on nieprzerwanie spoglądał w jej kierunku. I to właśnie on, jako pierwszy zauważa jej zniknięcie gdy przez dłuższą chwilę nie potrafi jej nigdzie odnaleźć.
 -Włodi, widziałeś Olwię?-pyta jej adoratora ,który tylko kręci przecząco głową tak jak i reszta imprezowiczów postanawia jej poszukać. Zbyt dobrze ją zna, by nie wiedzieć gdzie szukać. Po kilku minutach zastaję przyjaciółkę, ale z pewnością nie w takim stanie jakim chciałby ją odnaleźć.
 -Oli, co się dzieje?-pyta cicho widząc ją w takim stanie, a ta tylko pociąga nosem i przytula się do niego
 -Maja... ona.. miała wypadek.-szlocha cicho- Nie wiadomo czy z tego wyjdzie.
 -Pewnie chcesz jechać do Warszawy?
 -A mam inne wyjście? I tak jutro wracamy, co za różnica.-odpowiada ocierając łzy
 -Jadę z tobą.
 -Słucham?-dziwi się
 -Przecież nie pozwolę ci w takim stanie prowadzić, z resztą nic nie piłem i to nie była prozpozycja Oli.
 -Wiesz ,że nie musisz?-pyta
 -Wiem, ale chcę.-odpowiada delikatnie się uśmiechając.
Była mu niewyobrażalnie wdzięczna za to co dla niej robił. Z pewnością nikt inny nie byłby w stanie w środku nocy o tak nieludzkiej godzinie zdobyć się na coś takiego. Nikt prócz niego. Jego obecność zdecydowanie pomagała jej by w czasie podróży nie wybuchnąć dobre kilka razy płaczem. Starał się przez całą tą podróż podtrzymywać ją na duchu, dodawać jej otuchy swoimi słowami, a także gestami.
 -Co z nią?-rzuca zdyszana gdy wpada na wskazany uprzednio przez matkę oddział
 -Wracała z tym swoim kochasiem z jakieś imprezy. Jakiś pijany kierowca w nich wjechał. Ten kierowca zginął, a oni obydwoje są w ciężkim stanie.-wzdycha ledwo powstrzymując się od płaczu- Wszystko może się wydarzyć.
Poczuła jakby ktoś ją spoliczkował. Poczuła jakby los właśnie sobie z niej zakpił i wbił sztylet w plecy. Ogarnął ją okropny strach. Bała się. Po prostu dopadła ją myśl, że jej ukochana młodsza siostrzyczka może odejść. Może stracić tą równie wredną i wścibska co ona osobę ,która zawsze była przy niej, bez względu n okoliczności. Na tą, która jako pierwsza wiedziała o wszystkim, tą, która była jej przyjaciółką i znała każdy najdrobniejszy szczegół jej życia. Po prostu nie potrafiła sobie wyobrazić ,że naprawdę może ją stracić.
 -Już dobrze Oli, ona z tego wyjdzie, musisz w to wierzyć.-mówił ciepło nieprzerwanie ją obejmując. Doskonale wiedział ,że potrzebowała teraz czyjejś obecności. Wiedział ,że go potrzebowała. Siedział wytrwale u jej boku nieprzerwanie obejmując ją ramieniem.
 -Oliwia, jedź do domu się przespać dziecko.-rzuca jej matka pijąc duszkiem którąś z kolei kawę
 -Nie, dam radę.-kręci głową choć tak naprawdę nie marzy o niczym innym jak śnie
 -Andrzej, błagam cię, przemów jej jakoś do rozsądku.-kapituluje matka widząc ,że nic nie wskóra
 -Oli, ledwo już siedzisz, myślę ,że kilka godzin snu na pewno ci nie zaszkodzi. Jeśli coś się będzie dziać twoi rodzice zadzwonią, prawda?
 -Nie wiem..
 -Ale ja wiem. Chodź, odwiozę cię do domu i się prześpisz. Dobrze ci to zrobi.
Pomimo jej dalszych protestów i jęków jakimś cudem dała mu się namówić. Po kilku krokach zdecydowanie cieszyła się z tego ,że dała się namówić bo był tak zmęczona ,że już ledwo szła co musiał z pewnością zauważyć niemal od razu ujmując ją pod rękę. Nie minęło kilka minut, a ją już znużył sen. W zasadzie nawet nie zauważyła kiedy samochód się zatrzymał, a jej przyjaciel niczym największy gentleman wziął ją na ręcę i przetransportował do jej łóżka.
 -Andrzej?-mruczy zaspana
 -Hm?
 -Nie jedziesz do Bełchatowa, prawda?
 -Nie, coś ty.-kręci głową
 -Dziękuję ,że jesteś.-uśmiecha się
 -Od tego mnie masz mała.-odwzajemnia jej gest siadając obok niej
 -Cieszę się ,że tu jesteś, naprawdę.
 -Idź już spać, ledwo siedzisz.-uśmiecha się- Śpij dobrze.-mówi po czym wstaje
 -Nie idź.-mówi cicho ledwo słyszalnym tonem
 -Pewna jesteś?-pyta na co ona delikatnie kiwa głową. Nie musiała mu powtarzać dwa razy. Nie minęła chwila jak mogła wtulić się w ramiona przyajciela niczym mała dziewczynka. Zdecydowanie potrzebowała w tej chwili czyjejś bliskości i zdecydowanie była zadowolona z tego ,że padło na Andrzeja. Z resztą on również wydawał się być zadowolony z zaistniałej sytuacji. Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w śpiącą blondynkę ,której widok zdecydowanie go rozczulał.
 -Oli, gdybyś ty wiedziała ,że wtedy po pijaku mówiłem prawde.-mówi cicho odgarniając kosmyki włosów z jej twarzy- Gdbyś ty wiedziała jak bardzo za tobą szaleję..
Wszystko co wydarzyło się poprzedniego dnia wydawało jej się snem. Jednak gdy tylko otworzyła zaspan oczy uderzyła do jej świadomości rzeczywistość. Znów miała przed oczami obraz walczącej o życie siostry. Znów przed oczami miała swojego przyjaciela trwającego u jej boku z ogromną determinacją oraz to jak bardzo jej pomagał. Pomimo okropnego strachu o siostrę, widząc śpiącego wielkoluda obejmującego ją swoim ogromnym ramieniem mimowolnie się uśmiechnęła. Naszła ją wtedy chwila refleksji. Co by było gdyby te pięć lat temu nie wyjechała, nie uciekła? Czy obydwoje przyznaliby się do łączącego ich uczucia? Czy byliby teraz razem? A może byliby małżeństwem? A może jednak okazałoby się ,że jedno nie czuje tego co drugie? Miała zbyt wiele pytań i zbyt mało odpowiedzi kłębiących się w jej głowie. Do tego zupełnie rozregulowane uczucia. Nie potrafiła nawet zdefiniować tego co czuje do tego ,który leży tuż obok. Czy był tylko i aż przyjacielem, a może kimś więcej? Gdy patrzyła na pogrążonego we śnie Wronę, miała nieodparte wrażenie ,że w zasadzie powinna się skłaniać ku temu drugiemu. Bo czy przy tylko i aż przyjacielu czułaby taki dziwny ścisk w żołądku? Czy czułaby się tak swobodnie, tak dobrze w jego towarzystwie? Czy to z przyjacielem poszłaby na studniówkę i chcąc nie chcąc przeżyła pierwszy pocałunek? Z pewnością nie.
 -Dzień dobry.-wyrywa jąz zamyślań zaspany głos Wrony
 -Uciekłam. Tak po prostu uciekłam.
 -O czym ty mówisz?-mruży oczy
 -O tym co stało się pięć lat temu.
 -Naprawdę chcesz o tym rozmawiać?-pyta
 -Czas najwyższy. Jak nie teraz, to nigdy tego nie zrobimy Andrzej.-odpowiada patrząc mu prosto w oczy
 -Dobrze, więc rozmawiajmy.-odpowiada
 -Przestraszylam się. Czego? Tego ,że między nami zaczęło się dziać coś.. dziwnego, coś innego niż dotychczas. Nie chciałam żeby to się działo, a jednak nie potafiłam tego powstrzymać. To było silniejsze. Bałam się żeby to nie zaszło za daleko. Najzwyczajniej w świecie sie bałam i jak ostatni tchórz skorzystałam z okazji do tego by uciec zamiast stawić temu czoła. Stchórzyłam i żałuję tego jak niczego innego na świecie. Przez moją głupotę mało by brakowało, a nawet nie rozmawialibyśmy teraz tylko bylibyśmy dla siebie jak obcy ludzie. Wiem ,że mój wyjazd był dla ciebie ciosem, ale uwierz, dla mnie nim też był. Myślałam ,że tak będzie po prostu lepiej dla nas obojga. Ale wiem ,że nie było i widze to po sobie. Brakowało mi moich najbliższych, brakowało mi was dwóch, ciebie. Pierwsze pół roku było koszmarne, potem przez natłok zajęć i pracy myślałam ,że zapominam o tym wszystkim, ale nocami to wracało ze zdwojoną siłą. Chciałam wrócić, ale potrzebował jakiegoś porządnego impulsu by się na to odważyć. I wiesz co było tym impulsem. Spakowałam walizki i po prostu wróciłam. Chciałam naprawić to co schrzaniłam te pięć lat temu i ratować to co było, jeśli miałam jeszcze co ratować. Byłam przygotowana na wszystko. Myślałam ,że nie będziesz chciał mnie znać, wygraniesz mi, ale ty tego nie zrobiłeś. Jak prawdziwy przyjaciel przyjąłeś mnie z powrotem. Niczego bardziej w swoim życiu nie żałuję niż tych ostatnich pięciu lat. Przepraszam ,że wtedy uciekłam. Przepraszam ,że o mało co nie zniszczyłam tego co nas łączyło, nie zaprzepaściłam tych kilkunastu wspólnie spędzonych lat.
 -Myślisz ,że ja jestem bez winy? Nie, obydwoje jesteśmy winni. Obydwoje wiedzieliśmy co się działo między nami te pięć lat temu i zamiast się do tego przyznać jak gówniarze oszukiwaliśmy wszystkich dookoła, a zwłaszcza siebie samych. Obydwoje się tego przestraszyliśmy. Udawaliśmy ,że było inaczej bo chyba tak nam było po prostu wygodniej. W dniu kiedy Karol powiedział mi ,że wyjeżdżasz myślałem ,że to jakiś mało śmieszny żart. Ale niestety nim nie był. Nie wiedziałem co mam robić, nie chciałem żebyś wyjeżdżała, ale wiedziałem ,że ten wyjazd to dla ciebie większa szansa. Pozwoliłem ci wyjechać nie mówiąc ani słowa choć widziałaś ,że nie byłem zadowolony. Myślałem ,że jak wyjedziesz jakoś uda mi się to zdusić w zarodku i jakoś zapomnieć. Obydwoje staraliśmy się właśnie to robić. W zasadzie byłem pewien ,że mi się udało. Choć nie powiem, bolało ,że osoba ,która znała mnie na wylot, znała każdy wstydliwy moment mojego życia, wiedziała o mnie zupełnie wszystko nagle zniknęła z mojego życia. Żałuję ,że tak długo mi to zajęło by dojśc do takie właśnie wniosku. To musiała być jakaś telepatia. Bo nie minęło kilka dni, jak cię zobczyłem. Szczerze? Byłem pewien ,że mam omamy i śnię. Jednak ty tam stałaś. Na pewno nieco bardziej kobieca od czasów liceum, bardziej pewna siebie, ale wciąż z tym zaraźliwym uśmiechem. I wiesz co? J też żałuję tych ostatnich lat. Może i moja kariera poszła na przód, udało mi się zdobyć cenne doświadczenie, ale świadomość ,że mogłem stracić tak ważną dla mnie osobę, która była sporą częścią mojego życia przez dobre kilkanaście lat bolała.
 -Może i to nie było wspaniałe pięć lat w naszym życiu, ale chyba właśnie teraz mamy szansę by to naprawić. Nie sądzisz?
 -Absolutnie się z tobą zgadzam.
 -Kiedyś się ze mną nie zgadzałeś?
 -Wtedy jak ci się zachciało wyjechać na przykład.-uśmiecha się
 -Albo wtedy jak chciałam nie pójść na studniówkę po tym jak po szkole krążyła plotka ,że jestem w ciąży, do tego z nauczycielem matematyki bo miałam szóstkę.-śmieje się
 -Zdecydowanie dobrze ,że wróciłaś.
 -Zdecydowanie dobrze ,że wróciłam.-unosi kąciki ust ku górze
 -Cholernie mi cię brakowało.-mówi ciepło obejmując ją
 -Wiem to i wiem też parę innych rzeczy.-odpowiada- Wiem ,że po pijaku ludzie mówią prawdę i to ,że następnym razem powinieneś poczekać aż zasnę zanim zaczniesz wywody...
~*~
Na wstępie moje drogie chciałabym Was ogromnie przeprosić za opóźnienia. Otóż byłam na świeach u rodziny i nie miałam możliwości dodania rozdziału, do tego wczoraj bardzo późno wróciłam. 
Dzieje się oj dzieje w tym rozdziale. Powiem tak. Nie popadajcie w hurraoptymizm bo tu jeszcze sie zdarzy sporo zanim będzie pięknie, ładnie i kolorowo, aczkolwiek jak to mówi tekst jednej z piosenek 'cieszmy się z małych rzeczy' :) Co będzie dalej? To wiem tylko i wyłącznie ja i moja chora wyobraźnia. Do następnego weekendu!
Specjalne podziękowana dla mojej niezawodnej Joan bez której dzisiaj z pewnością tkwiłabym dalej w połowie rodziału. Dziękuję za to i 'kapustę' :P
Trzymajcie się ciepło
wingspiker.