wtorek, 28 stycznia 2014

Sprzeczność dwudziesta.

Następne dwie doby były istnym koszmarem. O tyle fizycznym, co psychicznym. Nie potrafiła nie myśleć o tym co zdarzyło się te kilka dni temu. Nie mogła za nic w świecie wyprzeć tego z pamięci. Ta cała sytuacja zaczynała ją potwornie męczyć. Do tego stopnia ,że praktycznie nie sypiała po nocach i funkcjonowała jak własny cień. Oczywiście nie uszło to uwadze jej najbliższym.
 -Co się dzieje mała?-pyta środkowy pojawiając się w drzwiach przyjaciółki na dzień przed uroczystym zakończeniem roku
 -Sama nie wiem.-wzdycha
 -Nie próbuj mnie nawet zbyć moja droga.-grozi jej po czym przechodzą do salonu i siadają na kanapie- A więc?
 -To wszystko znowu zaczyna mnie przerastać.
 -Coś znowu zrobił?-marszczy brwi na co ona kiwa twierdząco głową i opowiada mu całą historię. Przez dłuższą chwilę siedzi w ciszy jak gdyby przetrawiając informacje.-On cię kocha.-mówi cicho
 -Nie wiem Karol, nie wiem.-krzywi się
 -Może powiedział to po pijaku, ale naprawdę tak jest.-odpowiada- On tego nie pamięta.
 -Nie pamięta?-pyta zszokowana- To wszystko tłumaczy.
 -Wszystko?
 -Jak ostatnio go spotkałam zachowywał się jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jakby to nigdy nie miało miejsca. To mnie zastanowiło.
 -Jak z nim o tym gadałem to nie powiedział za wiele, a uwierz, wyczułbym jakby coś ukrywał. Pogadaj z nim.-rzuca
 -To nie jest proste. Dziwnie się czuję z tym wszystkim co mi powiedział. Z tym co zrobił...
 -Wiesz Oli. Jesteście dorosłymi ludźmi i musicie sami jakoś to rozwiązać bo to w waszym interesie.-mówi spokojnie- Chociaż naprawdę lubię Włodka to musisz wiedzieć ,że ja wam z Andrzejem dalej kibicuje.-spogląda na nią nieśmiało
 -Ale skoro on tego nie pamięta..
 -Nawet o tym nie myśl!-przerywa jej- Jak mu nie powiesz, to ja powiem.
 -Szantażujesz mnie?-marszczy brwi
 -Tak, dokładnie.-odpiera stanowczo
 -To mu powiedz.-wzrusza ramionami- No dalej, leć.
 -Wiesz ,że nie jestem do tego zdolny.-kręci głową
 -Karol, jesteś dla mnie jak brat, cenię sobie twoją obecność, ale jak powiedziałeś. Ta decyzja należy do mnie. Do nas, co z tym zrobić, proszę nie naciskaj bo ja sama jestem zupełnie skołowana.
 -Hej mała, przecież ja próbuję ci pomóc. I jakbyś nie wybrała zawsze będę obok.-uśmiecha się krzepiąco po czym obejmuje blondynkę. Tkwią w uścisku przez dłuższą chwilę zupełnie nic nie mówiąc. W takich właśnie momentach potrafiła docenić to ,że miała takiego przyjaciela. Chociaż był najbardziej zwariowanym i zakręconym człowiekiem jakiego znała to w trudnych chwilach jak prawdziwy przyjaciel był obok i wspierał ją kiedy tego właśnie potrzebowała.
 -Jakoś się ułoży.-mówi ciepło
 -Mam nadzieję.-wzdycha- Koniec tych smętów! Masz już jakiś plan na jutro?
Doskonale wiedziała jak odwrócić jego uwagę. Z resztą nie należało to do najtrudniejszych rzeczy. Gdy tylko podrzuciła temat zaczął gadać jak najęty prowadząc w zasadzie monolog. Ona siedziała obok i przytakiwała głową słuchając przyjaciela. Był zupełnie podekscytowany jutrzejszym dniem, ale czy można było mu się dziwić? Sama nie mogła się doczekać tego co zaplanował.
Trzydziesty pierwszy dzień grudnia. Trzysta sześćdziesiąty piąty dzień roku. Ostatni dzień dwa tysiące trzynastego. Od samego rana za oknem można usłyszeć odgłosy fajerwerek puszczanych przez dzieci. Dostrzec też można wyjątkowe poruszenie w supermarketach, a nawet osiedlowych sklepikach. Ostatnie godziny roku i absolutny wyścig. Wyścig o jak najlepiej zorganizowaną imprezę, najlepszą kreację, fryzurę, czy partnera. Jednak jej to chyba nie dotykało w aż takim stopniu. Nie podzielała tej ogólnopowszechnej ekscytacji z powodu zmiany daty. Wydawał jej się to być dzień jak każdy inny. Jak gdyby nigdy nic zwlekała się rano z łóżka po czym włożyła na nogi ciepłe kapcie i powędrowała w kierunku kuchni. Jak co ranek wypiła na pobudzenie solidny kubek mocnej kawy przeżuwając przy tym tosty. Wtedy właśnie naszła ją dziwna refleksja. Refleksja nad ostatnim, właśnie mijającym rokiem jej życia. Czy mogła go uznać za dobry? Z pewnością nie należał do jej najlepszych. Podjęła w czasie jego trwania kilka mniej i bardziej odważnych decyzji. Wykonała kilka kroków na przód, ale chyba tyle samo wstecz. Zmieniła otoczenie. Wróciła do dawnego życia w Polsce. Wróciła do rodziny, przyjaciół. Parę spraw zyskało rozwiązanie, ale też parę skomplikowało się maksymalnie. Była o rok starsza, ale także miała o rok więcej zmartwień. Miała dwadzieścia pięć lat na karku, a czuła się o wiele starzej. Osoby w jej wieku miały już swoją drugą połówkę, były szczęśliwe w małżeństwie, miały pociechy,a ona? Tkwiła dalej w martwym punkcie swojego życia. Mogła tylko patrzeć z boku jak jej najbliżsi układają sobie życie i czekać aż wyjdzie z życiowych zakrętów swego żywota i wreszcie będzie mogła powiedzieć z pełną odpowiedzialnością ,że jest naprawdę szczęśliwa. Bo obecnie szczęście było pojęcia względnym. Była zmęczona tym wszystkim co działo się dookoła niej. Co najmniej tysiąc razy miała ochotę rzucić to wszystko w cholerę i po prostu uciec gdzieś, gdzie to wszystko by jej nie dotykało. Jednak drugie tysiąc razy ganiła się za takie myśli. Już raz uciekła, niczym największy tchórz wolała wyjechać niż stawić czoła temu co spędzało jej wtedy sen z powiek. Teraz skutki jej ucieczki były jeszcze widoczniejsze. Jeszcze bardziej dawały o sobie znać.
 -Gotowa?-pyta pojawiając się w drzwiach siatkarz
 -Jak nigdy.-odpowiada wymuszając uśmiech, wcale, a wcale nie podzielając jego optymizmu.
Jednak wraz z trwaniem zabawy, jej humor ulegał zmianie. Bo zaledwie po trzech godzinach wręcz płakała ze śmiechu, co zawdzięczała swojemu ukochanemu przyjacielowi o blond włosach zabawiającego jak zawsze towarzystwo przy pomocy innych wielkoludów. Chociaż na chwilę mogła zapomnieć o tym całym natłoku myśli jaki kołatał się w jej głowie. Mimo ,że obecność tych dwóch, którzy byli właśnie powodem jej roztargnienia wcale nie polepszała jej pozycji, starała się o tym nie myśleć. W zasadzie nie spostrzegła się nawet gdy zostało tylko parę minut do północy. Nie kryla też rozbawienia widząc zupełnie zestresowanego Kłosa, który właśnie w tej chwili zbierał się w sobie by poprosić o rękę swoją ukochaną. Nie zajęło mu to długo bo już po chwili klęczał na jednym kolanie zadając pytanie, które z pewnością każda kobieta chciałaby usłyszeć od swojego mężczyzny. Wszyscy w absolutnym skupieniu obserwowali reakcję kłosowej wybranki. Ale czy mogła być inna? Po chwili znajdowali się w swoich objęciach zupełnie zapominając o otaczających ich znajomych. Wtedy właśnie napotkała wzrok Wrony. Westchnęła cicho przechylając głowę na bok. On w odpowiedzi posłał jej tylko nikły uśmiech i wzruszył delikatnie ramionami. Choć mogła czytać jego gesty dwuznacznie doskonale wiedziała co miał na myśli. Dlatego tak bardzo obawiała się składania życzeń. Widać było ,że nie tylko ona bo w zasadzie siebie, zostawili sobie na koniec.
 -Unikasz mnie.-zauważa znajdując się obok niej
 -Och, skąd ten pomysł?-pyta z ironią
 -Co się wydarzyło po moich urodzinach?-pyta bez zbędnych ceregieli
 -Zależy o co pytasz.
 -O powód twojej złości.-odpowiada
 -Naprawdę chcesz zaczynać w ten sposób rok?-wzdycha
 -Chciałbym wiedzieć co takiego zmalowałem.
 -Skąd pewność ,że coś zrobiłeś?
 -Stąd ,że Karol się wygadał.-mówi
 -Czyli ty naprawdę nic nie pamiętasz?-pyta zdumiona
 -Niewiele.
 -Teraz chyba nie jest jednak odpowiednia chwila na taką rozmowę, możemy się umówić, kiedy indziej?
 -W porządku.-przytakuje by po chwili ciszy dodać- Nie będę ci zabierał czasu bo i tak jestem pod kontrolą.-rzuca mając na myśli przyjmującego bacznie im się przyglądającego od pewnego czasu- Więc z okazji Nowego Roku Oli wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń tych o których mi wiadomo i nie, żeby ci się na studiach powodziło choć i bez tego by tak było, byś dalej była taka jaka jesteś i by między nami... było jak kiedyś.
 -Tobie więc dużo zdrowia, żadnych paskudnych kontuzji, worka medali zdobytych wraz z Karolkiem, szczęścia, miłości i żebyś się nie zmieniał, mimo wszystko.-obdarowuje go uśmiechem po czym wymieniają się krótkim uściskiem po czym zmierzają, każde w swoją stronę.
Zabawa trwała i trwała w najlepsze. Najwytrwalsi dobili do godziny szóstej rano wśród których oczywiście znalazł się Kłos. Jednak większość, w tym i Kwiecińska opuściła zgromadzenie w okolicach piątej.
 -Ten rok był.. fajny.-rzuca przyjmujący
 -Fajny?-unosi brew- Co było w nim takiego fajnego?
 -Na przykład ty.-uśmiecha się
 -Polemizowałabym.
 -A ja nie.-kręci głową- Oby kolejny był właśnie taki.
 -Taki fajny?-chichocze
 -Nawet i lepszy!-rzuca po czym obejmuje ją na pożegnanie-A tobie co się podobało w tym fajnym roku?
 -Coś by się na pewno znalazło.
 -Na przykład?-ciągnął
 -Taki jeden dwumetrowiec na przykład.
 -Fajnie ma.
 -Ja mam lepiej.-unosi kąciki ust ku górze- Zdecydowanie fajniej.-mówi ciszej po czym składa pocałunek na jego ustach.
 -Tak, to był fajny rok.-śmieje się siatkarz po czym jeszcze raz kosztuje jej ust i się rozstają.
Gdy otwiera oczy czuje pulsujący ból głowy i ogromne pragnienie. Natychmiast człapie ku kuchni i wypija łapczywie kilka łyków wody. Odpisuje na wszystkie zalegające noworoczne życzenia, odbywa krótką rozmowę z matką przy okazji dowiadując się jak minął im ten ostatni dzień roku i wysłuchując jej trwających, zdaje się cała wieczność życzeń. Po tych czynnościach powtórnie ląduję w łóżku. Gdy następnym razem otwiera oczy za oknem panuje mrok. Nie zrażając się wieczorną godziną bierze długą kąpiel po czym wkłada coś wyjściowego i udaje się do sklepu. Wcale nie dziwi jej fakt ,że nie napotyka tam oczekiwanych tłumów. Z pewnością większa część osiedla, zamieszkiwanego w dużej mierze przez studentów odczuwa skutki nocy wczorajszej.
 -Trzeźwa?-słyszy za sobą znajomy, niski głos
 -A wyglądam?
 -Na pewno lepiej niż Karol.-śmieje się
 -Widziałeś go?
 -Wpadłem po drodze zobaczyć czy żyje i przyznam ,że marne to jego życie.
 -Cały Kłosik.-chichocze blondynka- Aczkolwiek nie dziwię mu się, miał okazję żeby się schlać.
 -Kto by pomyślał ,że to on pierwszy z naszej trójki będzie się chajtał.
 -Na pewno nikt.-odpowiada ze śmiechem po czym zapada między nimi nieprzyzwoita cisza. Stoją na środku chodnika tocząc walkę na spojrzenia.
 -No co?-spogląda na niego pytająco Kwiecińska
 -Pogadamy?
 -Mamy o czym?-pyta
 -Nie denerwuj mnie.
 -Chodź.-kiwa głową po czym obydwoje kierują się do lokum blondynki. Zanim jednak zaczynają właściwą część rozmowy siatkarz pomaga jej w przygotowaniu kolacji. Nigdy nie mogła nadziwić się z jaką gracją i swobodą poruszał się po kuchni ten ponad dwumetrowy facet. Nawet i tym razem przyłapała się na podglądaniu go gdy kroił warzywa na sałatkę. Widok gotującego mężczyzny był chyba dla każdej kobiety absolutnie przyjemnym widokiem.
 -Przecież wiesz ,że nie żywię się w McDonaldzie.-rzuca widząc jej wzrok
 -Wiem, ale w dalszym ciągu mężczyzna nie uciekający z kuchni to rzadki gatunek.
 -Coś za coś, za to nienawidzę łażenia po sklepach.-śmieje się
 -Powiedz mi coś, czego nie wiem Wrona.-odpowiada.
Po skonsumowaniu zdecydowanie smacznego posiłku przygotowanego przez tą dwójkę nadszedł czas na tą część rozmowy, która była w zasadzie celem ich spotkania.
 -Więc co takiego zrobiłem?
 -Pewny jesteś ,że chcesz to wiedzieć?
 -Chyba ci się nie oświadczyłem?-śmieje się, jednak widząc jej minę poważnieje
 -Nie.-szybko kręci głową- Ale powiedziałeś ,że.. ,że mimo iż nie chcesz mi mieszać w głowie to dalej ci zależy i ,że.. dalej będziesz walczył.
 -To tyle?-pyta niepewnie
 -Prócz tego ,że poprzedziłeś to pocałowaniem mnie to.. tak, to tyle.-odpowiada. Przez dłuższą chwilę żadne z nich nie zabiera głosu. Blondynka widzi ,że jej informacja wprawiła go w zupełne osłupienie. Widziała ,że bił się z myślami. Nawet gdyby chciała, nie wiedziała co miała mu w tej chwili powiedzieć.
 -Nie będę i nie chcę zaprzeczać.-mówi cicho- Przepraszam.
 -Będziesz mnie teraz całe życie przepraszał?
 -Po prostu wiem ,że nie powinienem był ci tego mówić, ale stało się i już tego nie odwrócę.-mówi- Ale nie chcę też wchodzić między was bo nie mam do tego prawa. Czasem jak to się mówi, trzeba dać być tej drugiej osobie szczęśliwą, nawet jeśli to nie wiążę się z naszym własnym.-bierze głęboki wdech- Nic ani nikt nie zmienią moich uczuć do ciebie bo są one dokładnie takie same jak te kilka lat temu.
 -Nie wiem co mam ci powiedzieć..-urywa spuszczając wzrok na swoje stopy- Nie potrafię w tej chwili nawet nic konkretnego z siebie wydusić.
 -Domyślam się.-przytakuje jej- Nie oczekuję od ciebie żadnej reakcji, jeśli o to chodzi.
 -Nie?-pyta
 -Mimo ,że cholernie dużo dla mnie znaczysz to Wojtek jest moim kumplem i nie chciałbym tego niszczyć.-mówi ze stoickim spokojem- Przyznaję bez bicia, spieprzyłem w życiu naprawdę wiele opcji, ale tej z nami żałuję najbardziej. Czasu nie cofnę i chcę być chociaż jako przyjaciel blisko ciebie. Jeśli zechcesz oczywiście..
 -Nie przestaliśmy się przyjaźnić Andrzej. Ani przez chwilę.-udaje jej się wydusić nikły uśmiech i choć przez chwilę spojrzeć w jego kierunku.
 -Pójdę już.-wstaje nagle wyraźnie zakłopotany całą sytuacją. Blondynka odprowadza go do drzwi. Obydwoje jednak milczą.
 -Wojtek to wielki szczęściarz.-rzuca cicho po czym opuszcza jej lokum nie spoglądając nawet w jej stronę. Nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić blondynka chwyta kurtkę, wkłada buty na nogi i wychodzi. Przez dłuższy czas przechadza się bez celu po Bełchatowie spowitym mrokiem. Dopiero późnym wieczorem odnajduje cel swojej podróży. Drzwi otwiera jej wyraźnie zaspany i z pewnością skacowany siatkarz.
 -Oli?-dziwi się jej widokiem
 -Mam sobie pójść?-pyta
 -Nie.-kręci głową po czym zaprasza ją do środka. Ona jak gdyby nigdy nic, bez słowa wtula się w jego tors co natychmiast odwzajemnia.-Coś się stało słońce?
 -Po prostu chciałam cię zobaczyć.-mówi cicho
 -W porządku.-mruczy jej do ucha jeszcze szczelniej zamykając ją w swoich objęciach. - Na pewno wszystko okej, mała?
 -Mhm.-mruczy- Teraz tak.
W tej chwili bardzo tego potrzebowała. Potrzebowała czyjegoś ciepła. Bliskości drugiej osoby nie zasypującej ją masą pytań. W tej chwili po wyznaniach Wrony, potrzebowała właśnie obecności tego drugiego. Nie potrafiła tego logicznie wytłumaczyć. Najzwyczajniej w świecie tak było i na chwilę obecną nie chciała tego zmieniać. To było jej carpe diem na chwilę obecną.
~*~
Taka mała niespodzianka ode mnie dla Was. Jako ,że i tak piszę do przodu rozdziały, stwierdziłam ,że jak dodam troszkę szybciej nie zaszkodzi. Od razu uspokajam, bo ktoś wysunął tu podejrzenia ,że to epilog bo w zakładce 'sprzeczności' było tylko dwadzieścia. Na chwilę obecną nie planuję kończyć tego opowiadania (jeszcze!) bo naprawdę uwielbiam tu pisać, a zarys historii obejmuje jeszcze parę ładnych rozdziałów, konkretnej liczby nie będę podawać, aczkolwiek pomęczycie się ze mną jeszcze tutaj przez dłuższą chwilkę :P

Ściskam, 
wingspiker.
|ASKduet | Pit | 

niedziela, 26 stycznia 2014

Sprzeczność dziewiętnasta.

 -Chodzi o Maję. Miała stłuczkę i jest w szpitalu.
 -Coś poważnego?-pyta wyraźnie zaniepokojony
 -Nie wiem, nic nie chcieli mi powiedzieć przez telefon.-wzdycha- Muszę kończyć.
 -Daj znać co z młodą.-rzuca po czym kończą rozmowę po czym blondynka pośpiesznie doprowadza się do ładu i wraz z rodzicami udaje się do wskazanego szpitala. Choć w dalszym ciągu jest cholernie zła na siostrę gna ile sił w nogach przez szpitalny korytarz.
 -Proszę się uspokoić. Z panią Kwiecińską jest wszystko w porządku. Obyło się bez większych obrażeń. Najadała się tylko strachu.-uspokaja ich kobieta w średnim wieku ubrana w biały kitel- A teraz przepraszam, mam innych pacjentów.-mówi po czym znika z ich pola widzenia. Na ich twarzach widać wyraźną ulgę. Nie mija pięć minut ,a ich matka siedzi trzymając za rękę tą młodszą ze łzami w oczach. Blondynka trzyma się na uboczu błądząc myślami daleko stąd zbytnio nie przysłuchując się ich gorliwym rozmowom. Dopiero po dłuższej chwili napotyka przeszywający wzrok swojej siostry. Wzrusza beznamiętnie ramionami i bez większych emocji spogląda w jej kierunku. Musiała dostrzec jej złość bo natychmiast spuszcza wzrok. Po godzinie bezproduktywnego siedzenia żegna się z rodziną i wraca do domu. Wrzuca do walizki swoje rzeczy po czym zanosi ją do samochodu. Jeszcze raz rzuca okiem na rodzinny dom po czym wsiada do samochodu i odjeżdża w kierunku Bełchatowa. Bez żadnych problemów zatrzymuje się pod swoim miejscem zamieszkania kilka minut po trzeciej. Rzuca w kąt korytarza swoje manatki po czym wędruje ku lodówce. Jakimś cudem znajduje cokolwiek nadającego się do skonsumowania. Po posiłku wrzuca brudne ubrania do pralki i rozpoczyna gorliwe poszukiwania nowego lokum. Stara się nie dopuszczać do siebie myśli ,że mogłabym przystać na propozycje Wrony. Dlaczego? Bo po tym co jej wyznał nie potrafiła spojrzeć w jego kierunku bez żadnych emocji. Nie potrafiła wierzyć jego słowom ,że nie pragnie niczego więcej od jej osoby. Do tego wspólne mieszkanie mogłoby popchnąć któreś z nich do czegoś czego mogliby żałować. Do tego nie była pewna czy pomysł ten spotkałby się z aprobatą Wojtka.
 -Punkt dwudziesta wkładaj kiecę i widzę cię w naszej imprezowni!-wita ją głos przyjaciela gdy tylko odbiera telefon
 -Chyba nie zamierzasz się..
 -Nie, nie dziś.-przerywa jej- Oli, wiesz który dzisiaj jest?
 -Dwudziesty siódmy.-odpowiada spoglądając na kalendarz
 -No właśnie. Kto nam się dzisiaj zestarzał?-zagaja ,a ona natychmiast chwyta. Wrona. Zupełnie o tym zapomniała. -To jak, wpadniesz?
 -Tak, będę.-mówi dość niepewnie
 -Wojtka nie będzie, ale spokojnie, dotrzymam ci towarzystwa słoneczko!-rzuca uradowany.
Zupełnie o tym zapomniała. Miał jakieś rodzinne spotkanie i nijak nie mógł się z niego wywinąć. Nie mogła już odmówić. Dość niechętnie przeszukiwała szafę w celu wygrzebania jakiejś przyzwoitej kiecki. Po dość długich poszukiwaniach wybór padł na czarną rozkloszowaną spódnicę i pastelową koszulę. Włosy pozostawiła rozpuszczone pozwalając blond falom swobodnie opadać na ramiona. Niebieskie oczy podkreśliła delikatnymi liniami eyelinera. Kilkanaście minut przed określonym czasie opuściła mieszkanie. Niemal punktualnie była na miejscu. W tłumie niemal od razu dostrzegła blondwłosego Kłosa. Pokrótce objaśnił jej plan działania po czym zniknął by zaciągnąć do miejsca niespodzianki dzisiejszego solenizanta. Po jakichś piętnastu minutach w drzwiach pojawił się zupełnie niczego nie świadomy środkowy.
 -Oli?-rzuca zszokowany jej obecnością
 -Sądzisz ,że przegapiłabym dzień w którym starzejesz się o rok?-unosi kąciki ust ku górze- Z resztą nie ja jedyna.-mówi po czym zza jej pleców pojawia się reszta zaproszonych gości hucznie śpiewających Wronie słynne 'sto lat'. Po odśpiewaniu tejże pieśni wszyscy rzucili się do składania życzeń, a także wręczania podarków. Potem zaczęła się właściwa część imprezy. Z pewnością trzeba było przyznać Kłosowi iż był całkiem niezłym organizatorem tego typu uroczystości, dlatego też zostało mu powierzone zorganizowanie czegoś by świętować ostatni dzień roku.
 -Myślałem ,że nie przyjdziesz.-rzuca zajmując miejsce koło przyjaciółki popijającej drinka
 -Już ci mówiłam, nie mogłabym tego przegapić.
 -Cieszę się ,że jesteś.-uśmiecha się w jej kierunku
 -Z resztą nawet jeśli, sądzisz ,że Karol pozwoliłby mi nie przyjść?-śmieje się
 -Wątpliwe.-odpowiada wtórując jej
 -Panie Wrona, to pana urodziny, więc dlaczego siedzi tu pan jak kołek?
 -Bo Karol wziął się za zabawianie reszty.-rzuca pokazując na Kłosa wywijającego na parkiecie budzącego śmiech nie u jednej osoby. Nie minęła nawet minuta jak stał koło nich i wyciągał ich na parkiet. Musiała przyznać ,że bawiła się doskonale. Z pewnością swoje robiły także promile buzujące w krwi po kilku głębszych szklankach drinków. Jak to zwykle bywało przy pomocy alkoholu każdy robił się odważniejszy.
 -Myślę, że Włodek się nie obrazi jak raz z tobą zatańczę.
 -Myślę ,że nie.-odpowiada mu po czym ląduje w jego silnych objęciach. Dopiero po dłuższej chwili dostrzega niebieskie tęczówki utkwione na swojej osobie. Marszczy brwi po czym przechyla na bok głowę i patrzy na niego pytająco.
 -Szczęściarz z tego Wojtka.-wzdycha
 -Może i tak.-wzrusza ramionami
 -Ja wiem ,że tak i to wielki.
 -Myślę ,że rozmawianie o tym teraz nie jest zbyt dobrym pomysłem. Obydwoje jesteśmy mniej i więcej wstawieni i moglibyśmy powiedzieć czy zrobić coś czego moglibyśmy żałować.-gani go blondynka
 -Nie zamierzałem.-kręci głową z wyraźną skruchą w oczach- Przepraszam.
 -Nie musisz.
 -Jesteś dalej dla mnie cholernie ważna, to tyle.-odpowiada spuszczając wzrok z jej twarzy
 -Ty dla mnie też, jesteś moim przyjacielem i nic tego nie zmieni.-bierze głęboki wdech- Ja wiem ,że coś, kiedyś, między nami.. Po prostu to było, nie chcę rozpamiętywać wiecznie tego co było. Nie chcę robić kroku naprzód i trzech w tył. Nie wracajmy do tego bo te temat zbyt wiele kosztuje mnie i ciebie.
 -To znaczy?
 -To znaczy ,że nie patrzmy na siebie prze pryzmat tego co było, patrzmy przez pryzmat tego co dopiero będzie.-odpowiada spoglądając na niego wyczekująco
 -Bo nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Dalej się przyjaźnimy?
 -A czy kiedykolwiek przestaliśmy?-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
 -To trudne pytanie.
 -Tak jak i nasze relacje.-rzuca
 -Nie zaprzeczę w żadnym wypadku.
Reszta wieczoru minęła w iście zawrotnym tempie przy absolutnie świetnej zabawie. Cała zabawa skończyła się dopiero w okolicach trzeciej w nocy.
Jako ,że mieszkali niemal obok siebie wracali razem. Przez dłuższa chwilę towarzyszyła im nieprzyzwoita cisza. Dopiero po dłuższym czasie została ona przełamana przez Wronę.
 -Znalazłaś już jakieś mieszkanie?-pyta
 -Na razie jestem w fazie szukania, mam na oku parę.-kłamie nie chcąc zbytnio poruszać tego tematu
 -Wiesz, moja oferta dalej aktualna, w razie czego.-posyła jej nikły uśmiech
 -Wiem, jak nic nie znajdę to wiem gdzie cię szukać. Albo hala Energia albo lokum złotowłosego.-chichocze
 -Tak wyszło.-wzrusza ramionami śmiejąc się- No co? Moje życie tak wygląda od ładnych paru lat. Nie przyzwyczaiłaś się jeszcze?
 -Przyzwyczaiłam się ,że od swojej kochanej przyjaciółki o wiele bardziej wolicie siedzieć na hali.
 -Wiesz, trochę wyrośliśmy i znalazły się rzeczy ważniejsze niż siatkówka.-odpowiada
 -Na przykład?
 -Na przykład jeden z nas chce się hajtać.
 -Powiedział ci?-pyta się zdziwiona
 -Jest taką pierdołą ,że tak. Wygadał się ostatnio jak byliśmy u niego na męskim wieczorku.
 -Męski wieczorek?-unosi do góry brew- Interesujące.
 -No wiesz, czasem trzeba pogadać w męskim gronie i te sprawy.
 -Takie jakby ploteczki?
 -Takie jakby.-uśmiecha się
 -Trzeba było powiedzieć ,że macie mnie dość, coś by na pewno dało radę zrobić.-chichocze
 -Ciebie? Nigdy w życiu!-protestuje- Tak jak ty czasem potrzebujesz wyskoczyć na zakupy tak i my potrzebujemy czasem tych jak to nazwałaś ploteczek w swoim gronie mimo ,że na Karola patrzę dzień w dzień od kilkunastu dobrych lat to czasem pogadać nie zaszkodzi.-mówi spokojnie
 -Wracając do wcześniejszej wypowiedzi. Ty już to znalazłeś?-pyta
 -Co takiego?-marszczy brwi
 -Powiedziałeś ,że znaleźliście coś ważniejszego niż siatkówka. A więc?
 -Trzeba było cię wcześniej upić żebyś była taka chętna do rozmowy.-śmieje się- Ale tak, chyba znalazłem coś takiego.
 -Matka się nie liczy, nowy samochód też nie.-mówi po czym obydwoje wybuchają śmiechem
 -Zdziwię cię, ale nie to miałem na myśli.-odpowiada spoglądając na nią.
Chciała by taka atmosfera między nimi panowała zawsze. Zupełnie taka jak wcześniej. Atmosfera w której nawet cisza staje się przyjemna i nie dźwięczy w uszach. Z pewnością także taka do której nie trzeba sporej ilości wypitego alkoholu. Z pewnością obydwoje pragnęli zdrowych kontaktów między sobą. Ale czy obydwoje pragnęli tylko przyjaźni? To była zdecydowanie wątpliwa kwestia. W tej kwestii mieli raczej odmienne zdania.
 -No więc co to za rzecz?-ciągnęła zatrzymując się pod swoją klatką wejściową
 -Wiesz co, a raczej kto.-rzuca tajemniczo
 -Karol?
 -Nie.-śmieje się kręcąc głową- Jego to akurat momentami mam dość. Fakt, może i gustuje w blondynkach ,ale nie w farbowanych.-chichocze
 -Nie wiem, nie mam pomysłu.-odpowiada mu po dłuższej chwili dedukcji ,której z pewnością nie sprzyjały wypite szklanki alkoholu
 -Jest taka jedna osoba ,która znaczy dla mnie o wiele więcej aniżeli kto inny na świecie.
 -Fajnie ma.-bełkocze
 -Czy ja wiem?-wzrusza beznamiętnie ramionami- Wojtek ma chyba fajniej.-mówi cicho z błyskiem w oku
 -Nie byłabym taka tego pewna.-przymyka powieki biorąc głęboki oddech- Cieszę się ,że znalazłeś kogoś takiego, naprawdę. Znam ją?
 -Chyba zbyt dobrze..-urywa niepewnie przenosząc wzrok na przyjaciółkę
 -Nie..-mówi cicho kręcąc głową- To nie może być prawdą. Nie może.
 -A jednak i za żadne skarby nie potrafię tego zmienić. Nawet gdybym bardzo tego pragnął.-podchodzi niepewnie w jej kierunku i zakłada kosmyk włosów za ucho- Przepraszam.
 -Cały czas mnie przepraszasz.
 -Bo wiem ,że jest za co.-odpowiada
 -Nie rób ze mnie takiej idealnej i niewinnej.-spogląda w kierunku niebieskich tęczówek gorliwie jej się przyglądających- Obydwoje spieprzyliśmy to raczej nie ulega wątpliwości. Po prosty tak chyba być musiało.
 -I tego właśnie żałuję.
 -Wielu rzeczy się w swoim życiu żałuje. Wszystkie jednak czegoś uczą.-odpowiada
 -Matko, ty nawet po pijaku mówisz od rzeczy.
 -Po prostu pod wpływem łatwiej mówić rzeczy ,które boimy się powiedzieć na trzeźwo.
 -Coś w tym jest mała.-mówi nieprzerwanie wpatrując się w Kwiecińską
 -Chryste Andrzej, nie patrz tak na mnie.-przerywa tą gorliwą walkę spojrzeń
 -No jak?-uśmiecha się
 -Już ty wiesz jak.-gani go
 -Nie mam pojęcia o co pani chodzi, panno Kwiecińska.
 -Ciesz się ,że zaczyna kręcić mi się w głowie bo ten uśmiech zniknąłby z twojej twarzy.-spogląda na niego złowrogo ,lecz pod wpływem jego uśmiechu łagodnieje- Myślę ,że chyba pora się rozstać bo jest prawie czwarta w nocy, a przydałby nam się sen.
 -Nie śmiałbym się nie zgodzić.
 -Idź lepiej wytrzeźwieć Wrona.
 -I vice versa słoneczko!-rzuca uchachany
 -Zapomniałeś drogi do domu?-pyta go widząc zupełny brak jego reakcji na co ok kręci przecząco głową- Co cię tak bawi Andrzejku?-marszczy brwi
 -My obydwoje.-chichocze
 -Nie pij więcej.-mówi wywracając oczami
 -Ty powinnaś bo jesteś o wiele bardziej nadająca się rozmowy.-porusza zabawnie brwiami przyprawiając ją o uśmiech
 -Mówię serio, idź spać Wrona.-rzuca gorzko po czym odwraca się i zaczyna zmierzać ku wejściu do klatki schodowej. W jednej chwili ponad dwumetrowy osobnik jej to uniemożliwia pociągając ją za nadgarstek i w jednej sekundzie przyciągając do siebie. Patrzy na niego zupełnie przerażona jego zamiarami. Nie mija sekunda, a jego usta odnajdują ją złączając je w pocałunku.
 -Wiem ,że nie chcesz mieć mętliku w głowie, ale nie potrafię tak tego zostawić. Nie potrafię odpuścić. Zbyt wiele dla mnie znaczysz Oli. I mam w dupie to wszystko, będę walczył.-mówi cicho tak ,że ledwie ona jest w stanie usłyszeć jego słowa po czym jak gdyby nigdy nic odwraca się i odchodzi zostawiając ja w zupełnym osłupieniu i konsternacji. Przez dłuższą chwilę stoi jak wryta w ziemię. Dopiero po dłuższej chwili jest w stanie w miarę logicznie myśleć. Wchodzi do mieszkania i staje opierając się o parapet. To było zbyt wiele jak na ten dzień. Zbyt wiele jak dla niej. Mówił prawdę, czy może to tylko głupie, pijackie gadanie? Szczerze powiedziawszy wolałaby tą drugą wersję. Nie miała siły o tym rozmyślać w tej właśnie chwili. Jedyne czego pragnęła to sen. Ponoć on potrafił być czasem lekarstwem na wszystko. Tym razem jednak był przyczyną potęgowania się jej niepokoju. Prawie nie spała. Jej myśli wirowały wokół wydarzeń tej nocy, a z pewnością okropny, nasilający się ból głowy wcale jej nie pomagał. Bo gdy otworzyła oczy po kilku godzinach snu straszny ból głowy przeszywał jej czaszkę. Zdecydowanie kac nie należał do jej ulubionych stanów. Dopiero wieczorem była w stanie względnie normalnie funkcjonować. Wtedy dopiero ujrzała trzy nieodebrane połączenia od Wojtka. Również trzy od Wrony i jedno od swojej ulubionej blondynki jaką był Karol. Nie miała ochoty rozmawiać z żadnym z nich. Na chwilę obecną męskie towarzystwo nie było jej priorytetem. W zasadzie nie miała ochoty rozmawiać z nikim. Wyłączyła telefon i zaszyła się na kanapie z kocem, kubkiem herbaty i dennymi komediami romantycznymi.
 -Kto kurwa znowu!-rzuca zdenerwowana po czym niechętnie podnosi się ze swojego królestwa na kanapie i wędruje w kierunku drzwi wejściowych. Spogląda przez wizjer. Bierze głęboki oddech po czym otwiera drzwi.
 -Ktoś tu chyba jest nie w sosie.-chichocze
 -To nie jest śmieszne.-burczy
 -Widzę ,że ominęła mnie naprawdę dobra impreza.-śmieje się po czym całuje ją w policzek i przytula
 -Czy ja wiem czy dobra?-krzywi się na wspomnienie tego co wydarzyło się po niej
 -Nieczęsto widuję cię skacowaną.
 -Nieczęsto aż tyle pije.-mówi zmarnowana
 -No już mała.-obejmuje ją jeszcze ciaśniej tak ,że czuje jego oddech na swoim karku- Już się nie będę naśmiewał z mojego biedactwa.-muska nosem jej włosy- Coś ciekawego się wydarzyło?
 -Eee nie.-mówi zakłopotana
 -Hm?
 -Karol jak zwykle zabawiał towarzystwo i to tyle.-wzrusza ramionami
 -Mhm.
 -To ja mam kaca i to ja powinnam być mało rozmowna.-chichocze
 -Po prostu jestem padnięty i nie marzę o niczym innym jak łóżku!
 -Wojtek!-beszta go
 -Ale nie to miałem na myśli.-śmieje się- Wpadłem sprawdzić czy wszystko dobrze bo nie odbierasz telefonów, a Karol powiedział ,że ostatni raz taką wstawioną widział cię .. nigdy.
 -Nie no, zdarzało się.-mówi drapiąc się po karku
 -Dobra, dobra, mam nadzieję ,że to nie z mojego powodu czy coś.
 -Dlaczego z twojego?-marszczy brwi
 -Nie wiem, może coś zrobiłem, powiedziałem nie tak?
 -Nie.-kręci głową- Trenowałam przed Sylwestrem.-chichocze wtulając się w niego
 -Tylko żebym nie musiał cię w Sylwestra eskortować.-porusza zabawnie brwiami.
 -Dam radę, takiego kaca mieć nie zamierzam już prędko.-odpowiada po czym widzi w jego wyrazie twarzy ,że coś jest nie tak. Przygląda mu się starając się odgadnąć co takiego go gryzie.
 -O co chodzi?
 -Dlaczego nie powiedziałaś mi o mieszkaniu.-marszczy brwi
 -Chciałam to zrobić, po prostu zapomniałam.-odpowiada- Od kogo wiesz?
 -Od Wrony.-odpowiada beznamiętnie- I co zrobisz?
 -Za cholerę nie wiem. Szukam czegoś.-wzrusza ramionami
 -Może coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?-przechyla głowę na bok oczekując na odpowiedź
 -No dobra już dobra, czuję się jak na przesłuchaniu!-unosi ręce w geście porażki- Powiedział ,że jeśli czegoś nie znajdę to zawsze może mi pomóc.
 -I?
 -I nic.-odpowiada- Jesteś zły.-zauważa
 -Tylko dlatego ,że mi nie powiedziałaś.-odpowiada- Nie na Wronę. Przyjaźnicie się, znacie się praktycznie całe życie.
 -Czy ty mówisz serio?
 -Nie dziwię mu się ,że ci to zaproponował, bo tak zachowałby się każdy przyjaciel. Swoją drogą o wiele bardziej wolę cię u siebie niż u niego, to nie ulega wątpliwości.
 -Wojtek..
 -Wiem.-przerywa jej.-Coś wymyślimy, ale Wrona to ostateczna, ostateczność, okej?
 -Plan Z.
 -Coś w tym guście słońce.
Tylko tego jej brakowało. Zazdrości Wojtka i kłótni między chłopakami. Tego zdecydowanie by nie zniosła. Tak samo jest niemal pewna ,że jeśli słowa Wrony wypowiedziane po pijaku były prawdą, to ,że jej obawy mogą stać się absolutną rzeczywistością.
~*~
Wróciłam cała i zdrowa bez żadnych obrażeń z Zakopanego. Przyznam ,że żal mi było wyjeżdżać bo pogoda była absolutnie idealne do jazdy. Jednak trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości no i przede wszystkim do Was! Wracam z głową pełną pomysłów ,które mam nadzieję się Wam spodobają. Cóż o rozdziale? Dzieje się, oj dzieje! Ale to chyba stało się już moją dewizą. Od razu mówię ,że #teamWłodi się nie boję, chodziłam na karate, także żadne Wasze groźby mi nie straszne! :D Spokojnie, każdego pana będzie po trochu, na każdego przyjdzie pora ,że tak to ujmę nie zdradzając za wiele. 
Ściskam, 
wingspiker.
PS. Jak podoba się nowy wygląd i piosenka w tle? :)
Do tego odświeżyłam też troszkę naszych bohaterów :)
|ASK| duet | Pit

sobota, 18 stycznia 2014

Sprzeczność osiemnasta.

Przymyka powieki i bierze głęboki wdech. Gdy otwiera oczy napotyka gorliwe spojrzenie błękitnych tęczówek. Trudno jest jej wyczytać z nich jakiekolwiek emocje. Tkwią przez dłuższą chwilę w głuchej ciszy. Słychać jedynie ich oddechy i krew pulsującą po całym ciele. Siedzi zupełnie skonsternowana nie wiedząc co ma mu odpowiedzieć.
 -I czego ode mnie wymagasz?-pyta cicho
 -Niczego.-wzrusza ramionami- Chciałem byś tylko wiedziała.
 -A może sądziłeś ,że po twoim wyznaniu nagle zmienię zdanie? Że rzucę ci się w ramiona?
 -Nie.-przeczy kręcąc głową- Po protu nasza przyjaźń dla mnie wiele znaczy i choć w taki sposób chce mieć z tobą kontakt.
 -Tak po prostu?
 -Tak po prostu.-odpowiada, a ona patrzy na niego przez dłuższą chwilę jak gdyby nie wierząc w to co powiedział jej kilka chwil temu. Po kolejnych kilku minutach ciszy wracają do reszty rodziny. Atmosfera jest wręcz wyśmienita. Staruszkowie doskonale bawią się w swoim gronie, a i młodzieży nie brakuje niczego. Z roku na rok te spotkania są co raz to śmielsze i z pewnością weselsze. W zasadzie do jego końca obydwoje z Wroną nie zamieniają ani jednego słowa. Od czasu do czasu spoglądają jedynie w swoim kierunku pesząc się pod wpływem spojrzenia tego drugiego. Wieczór ten kończy się grubo po północy gdy ostatni goście wychodzą z domu familii Kwiecińskich.
 -Oli musisz mi pomóc!-budzi ją nazajutrz
 -Jezu Karol, ty wiesz która jest godzina?-jęczy
 -A czy ty wiesz ,która jest godzina mała?-chichocze- Po dwunastej.
 -Cholera, naprawdę?-zrywa się na równe nogi spoglądają na zegarek- Kłos ja cie zabiję!-rzuca gdy widzi kilka minut po dziewiątej
 -Potrzebuję pomocy przy delikatnej sprawie.
 -Zadzwoń do Wrony.-mamrocze
 -Powiedziałem przy delikatnej sprawie!-śmieje się- To jak, poratujesz swojego głupszego przyjaciela?
 -Zawsze Karolku.-odpowiada po czym dostaje odpowiednie instrukcje i zrywa się z łóżka. Czym prędzej zamienia piżamę na coś o wiele bardziej wyjściowego i w pełni gotowa schodzi na dół. Wypija kawę i zjada kęs kanapki po czym wychodzi. Zdecydowanie dziwi ją widok punktualnego Kłosa z wyraźnym poddenerwowaniem widniejącym na twarzy.
 -Ostatnim razem tak spięty byłeś chyba przed poprawką z łaciny.-chichocze blondynka
 -Widzę humor jest!-pokazuje jej język
 -W takim razie mów co to za delikatna sprawa blondyneczko.
 -Bo wiesz ee.. bo chcę.. musimy wstąpić do jubilera.. bo eee..-mówi zakłopotany
 -O boże Karol, ty chcesz się oświadczyć Oli?!-piszczy z radości na co on kiwa nieśmiało głową i w odpowiedzi przytula przyjaciela. -Kto by pomyślał, wreszcie nam Karolek dorósł do małżeństwa!-uśmiecha się.
 -Na to wygląda.-uśmiecha się nieśmiało.
W zasadzie zakup pierścionka zaręczynowego dla wybranki Karola jest drobnostką bo nabywca doskonale wiedział czego szukał co spotkało się z wyraźną aprobatą jego towarzyszki. Nie potrafiła się nie uśmiechać na myśl o tym jak jest z nią szczęśliwy, bo to ,że się zgodzi wydawało się być formalnością. W zasadzie po cichu mu też zazdrościła. Czego? Bo znalazł tą jedyną z którą pragnie spędzić życie, a ona w zasadzie w dalszym ciągu była na etapie poszukiwań. Na chwilę obecną jednak nie przejmowała się swoimi rozterkami sercowymi, cieszyła się szczęściem Karola.
 -Myślisz ,że się zgodzi?-pyta
 -Myślę ,że będzie miała najbardziej pokręconego męża świata.-śmieje się widząc w jego oczach wyraźną niepewności i obawę.
 -Jak dobrze ,że wróciłaś Oli.-uśmiecha się
 -A to czemu?-unosi brew ku górze
 -Ty chociaż potrafisz człowieka jakoś podnieść na duchu i pomóc, a nie jak ten pier.. kochany przyjaciel kraczący. On gorszy niż baba jest!
 -Może po prostu ma trudny okres w życiu?-upija łyk kawy udając zupełnie obojętną na ten temat
 -Może przekwita albo coś.-chichocze- Nie zdziwię się jak zgnije samotny.
 -Wiem do czego pijesz Karol i od razu mówię ci, daruj sobie.
 -Mówię jak jest Oli.-wzdycha- Dla mnie tak czy siak zawsze będzie dla ciebie stworzenie choćbyście znaleźli sobie kogoś innego.
 -To miłe.-rzuca
 -Nic straconego..-mówi nieśmiało na co ona gromi go wzrokiem
 -Karol błagam cię, rozmowa na ten temat nie ma większego sensu.-odpowiada wzdychając- Po prostu nam nie wyszło i nie można tego roztrząsać. Było, minęło.
 -Mówisz jakby to dla ciebie był definitywnie zamknięty rozdział.
 -Bo jest.-odpowiada
 -Nie wydaje mi się.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
 -Może ci powiedział ,a może nie o swoim ostatnim wyznaniu, ale to kompletnie niczego nie zmienia w moim życiu. Mam Wojtka.-mówi stanowczo
 -Skoro tak mówisz mała.-kapituluje- Swoją drogą, całkiem ładnie razem wyglądacie.-uśmiecha się
 -Czy naprawdę musimy rozmawiać o mnie? Lepiej się pochwal kiedy zamierzasz dać to Oli!-wskazuje na torebkę z logiem sklepu jubilerskiego
 -Tak myślałem o Sylwestrze, ale nie wiem czy to będzie jak to się mówi, odpowiednio romantyczne.
 -Dlaczego miałoby nie być? Przecież to świetny pomysł.-uśmiecha się- Kto by pomyślał ,że wyjdzie z ciebie romantyk Karolku.
 -Lepiej późno niż wcale.
 -Trafna uwaga panie Kłos.-śmieje się.
Zupełnie pochłonięci w rozmowie nie zauważają pewnego dwumetrowca przechadzającego się w ich niedalekiej okolicy po sklepach.
 -Zgadnij kto to.-mówi przesłaniając blondynce oczy po czym jedyne co słyszy to stłumiony chichot Kłosa
 -Jak jeszcze chwilę poczekam z odpowiedzią to Karol się udusi ze śmiechu.-odpowiada na co słyszy tylko ich śmiechy- Nie wiem, nie wiem. Może jakiś niski, niby siatkarz Skry. Chyba jest z jakiejś wsi, z jakiegoś tam Bielska czy coś.
 -Miastowa się znalazła.-prycha ze śmiechem odsłaniając jej twarz- Brakowało mi tej miastowej.
 -Jak się zamierzacie mizdrzyć to ja uciekam. Narazie gołąbeczki!-w mgnieniu oka znika ich z pola widzenia ówcześnie dziękując przyjaciółce za przysługę. Jego nagła ucieczka wydawała się im z początku dość dziwna, jednak gdy dostrzegają ,że uciekał przed swoją ukochaną ,która przechadzała się po sklepach z siostrą.
 -Co robisz w Warszawie?-pyta
 -Wpadłem przy okazji do brata, także przyjemne z pożytecznym.-uśmiecha się- Do tego dowiedziałem się ,że będę wujkiem także same newsy. A co z Karolem ,że tak zwiał?
 -Nie będę go wydawać.-kręci głową i na nic także zdają się jego błagalne miny bo wcale nie zamierza mu zdradzić powodów jego ucieczki.- Nie patrz tak na mnie!
 -Zamordował kogoś ,że go kryjesz?
 -Może jest głupi, ale nie aż tak.-śmieje się
 -Powinienem tu strzelić rasowego focha.
 -Spróbowałbyś tylko!
 -Skoro nalegasz.-odpowiada ze śmiechem
 -A ponoć to baby się obrażają o nic.-przewraca oczami- W takim układzie chyba z kimś innym pójdę wieczorem do kina.
 -Przekupiłaś mnie! Kapituluję!-rzuca
 -Nieasertywny jesteś Wojciechu.
 -A dziwisz mi się? Mając takiego negocjatora.
 -Brakowało mi tego twojego słodzenia.-uśmiecha się
 -Przyznam ,że mi również.-odpowiada ze śmiechem po czym obejmuje ją ramieniem. Spędzają wspólnie zdecydowanie przyjemne przedpołudnie. Nie wiedzieć kiedy w zasadzie na zegarze wybija godzina czwarta. Dopiero wtedy rozstają się na dosłownie chwilę zająć się swoimi osobistymi sprawami. Blondynka pomaga rodzicielce przy ostatecznym doprowadzeniu salonu do ładu, odpowiada na zalegające w skrzynce odbiorczej mejle po czym wędruje na górę w poszukiwaniu czegoś idealnego na wieczór ubioru. Jej wybór pada na kremowy sweter i czarne, idealnie podkreślające jej nienaganną figurę rurki. Podkreśla oczy delikatną linią eyelinera zwieńczając całość ulubionym zapachem perfum. Chwilę przed umówioną godziną wychodzi z rodzinnego domu przed którym czeka na nią jak zwykle punktualny przyjmujący. Wita ją promiennym uśmiechem i soczystym buziakiem w policzek. Wybór komedii był jak najbardziej trafny bo wychodzą z zakończonego seansu kinowego w wyśmienitych humorach. W drodze powrotnej gawędzą nieprzerwanie trzymając się za ręce. Gdyby ktoś spojrzał na nich z boku mógł śmiało stwierdzić ,że są ze sobą długo i niesamowicie szczęśliwi. W zasadzie może nie mieli wielkiego stażu, ale dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Zdecydowanie dobrze się dogadywali i wspólnie spędzany czas mijał w niesamowitym tempie. Przy nim choć na chwilę mogła zapomnieć o trapiących ją problemach. O głównym problemie zwącym się Wrona.
 -Wrona odobrażony?-pyta
 -Jest takie słowo w ogóle?-śmieje się- Chyba tak.-wzrusza obojętnie ramionami
 -Chyba?
 -Rozmawialiśmy, niby coś tam sobie wyjaśniliśmy, ale dalej jakoś tak jest.. dziwnie.-odpowiada- Z resztą nie rozmawiajmy o tym, nie chcę psuć sobie tego cudownego wieczoru.-uśmiecha się ciepło
 -Cudownego?-unosi brwi ku górze
 -Owszem, cudownego.-odpowiada stając tuż przed nim- Cieszę się ,że tu przyjechałeś.
 -Naprawdę?
 -Naprawdę.-mówi- Teraz będziesz tylko zadawał głupie pytania?
 -Może będę?-ciągnie ledwo kryjąc rozbawienie
 -Mimo ,że mnie wkurzasz to jesteś w tym absolutnie uroczy.
 -Czy to się nie wyklucza?-pyta ze śmiechem
 -W twoim przypadku nie!
 -Czuję się zaszczycony, lecz nie poradzę ,że tak na mnie pani działa pani nietuzinkowa uroda.
 -Cóż za wyszukane słownictwo mój drogi.-odpiera- Otóż mnie twój nieprzeciętny urok osobisty również daje być obojętną.
 -Och, czyżby?-uśmiecha się uśmiechem zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla niej i patrzy prosto w jej oczy w reakcji ona przygryza delikatnie wargę.
 -Czyżby pan wątpił?
 -Nie wiem, nie wiem. Może jakoś mnie przekonaj?-szczerzy się
 -Jesteś niemożliwy wiesz?-mówi cicho po czym jej usta odnajdują jego i zatapiają się w pocałunku.
 -Powinnaś mnie chyba częściej przekonywać.
 -Cicho bądź co?-mówi po czym powtórnie złączają się w pełnym namiętności pocałunku. Wydaje z siebie tylko cichy pomruk gdy swoim ciałem absolutnie przylega do niego i czuje jego ogromną dłoń wędrującą po swoich plecach co raz to niżej. Z pewnością wieczór ten dla nich obydwojga skończyłby się zdecydowanie inaczej gdyby nie byli w Warszawie.
 -Powinniśmy to powtórzyć.-szepcze jej do ucha kiedy stoją przed jej domem na co ona uśmiecha się zawadiacko
 -Myślę ,że to całkiem nieprzyzwoicie dobry pomysł.
 -Trzymam za słowo.-odpowiada wyraźnie zadowolony. Na pożegnanie składa czuły pocałunek na jej ustach po czym żegnają się i każde odchodzi w swoją stronę.
Blondynka po cichu wślizguje się do domu. Dojada resztki pozostałe z kolacji po czym po cichu próbuje uciec do swojego pokoju. Tuż przy schodach prowadzących do jej pokoju zatrzymuje ją ciężarna siostra.
 -Wszystko w porządku Maja?-pyta zaniepokojona
 -To ty mi powiedz. Szczerzysz się jak głupi do sera.-trafnie zauważa szeroki uśmiech na twarzy starszej siostry
 -Miałam po prostu udany wieczór.-odpowiada z uśmiechem
 -Hmm Wojtek?
 -Zastanowiłaś się.-piorunuje ją wzrokiem
 -Trudno za tobą nadążyć.
 -To znaczy?
 -To znaczy ,że masz milion zmian na minutę.-odpowiada jej dobitnie- Teraz jesteś z Wojtkiem, ale za chwilę może go nie być w twoim życiu.
 -Przestań.-warczy
 -Nie, nie przestanę.-mówi ze stoickim spokojem-Czy ty wiesz czego chcesz?
 -Odpieprz się ode mnie.-rzuca niemiłosiernie zła
 -Tylko żeby jak zwykle nie wyszło na moje.
 -Żebyś się nie zdziwiła.-odpowiada po czym czym prędzej zmyka na górę i trzaska drzwiami.
Przez dłuższą chwilę nie potrafi zasnąć. W zasadzie to przez dobre pół nocy nie była w stanie zmrużyć oka. Nie dość ,że była wściekła na młodszą siostrę za jej słowa to zastanawiała się czy nie było w nich aby ziarna prawdy. Czy faktycznie tak to wyglądało z boku? Wodziła za nos obydwu naraz? Czuła się w tym momencie potwornie. Czuła się jak najgorsza suka. Chyba właśnie wtedy dotarło do niej to, jak bardzo rozdarta uczuciowo jest. Najgorsze co mogło się wydarzyć to strata ze swojego życia któregokolwiek z nich, a nawet ich dwójki. Nie mogła tak dłużej funkcjonować. Wiedziała ,że musi podjąć decyzję. Była świadoma ,że swoim postępowaniem mogła i z pewnością zraniła jednego z nich. I szczerze powiedziawszy czuła się z tą świadomością paskudnie. Sumienie nie dawało jej spokoju. Przez całą noc spała może kilka godzin i gdy rano spojrzała w lustro wyglądała jak istne siedem nieszczęść. Na wpół przytomna zeszła na dół na śniadanie. W całym domu panowała głucha cisza i względny spokój. Było aż nader spokojnie. Przez chwilę zaczęło ją to niepokoić, lecz potem po prostu jak gdyby nigdy nic wzięła się za śniadanie.
 -Oli?-słyszy wołanie
 -Na dole!-odpowiada przeżuwając
 -Widziałaś Maję?-pyta matka gdy schodzi na dół
 -Może jeszcze śpi.-wzrusza obojętnie ramionami nieprzerwanie zajmując się swoim śniadaniem
 -To niepodobne do niej żeby wyjść bez słowa.-niepokoi się
 -Mamo daj spokój, po prostu zapomniała powiedzieć, zdarza się każdemu.
W spokoju kończy posiłek i po zmienieniu piżamy na wygodne dresy wyleguje się na salonowej kanapie skacząc z kanału na kanał. Wtedy słyszy dźwięk oznajmiający połączenie przychodzące. Rodzicielka zdążyła wyręczyć ją w odebraniu, więc w dalszym ciągu leżała na wpół przytomna przed ekranem telewizora. Dopiero po dłuższej chwili dostaje zimny prysznic w postaci przerażającej informacji.
 -Karol kurwa nie mam czasu.-warczy do słuchawki
 -Tylko nie bij!-rzuca- Co jest mała?
 -Lepiej spytaj co nie jest.-wzdycha- Wszystko się pieprzy i to równo.
 -O czym mówisz dokładniej?
 -O swoim życiu Karol!-rzuca
 -Hej, spokojnie, nie ma problemu do rozwiązania.
 -Chyba jednak jest i jak na złość wszystko się rozpieprzyło w jednym czasie.
 -Może tak jaśniej, wiesz ,że zbyt bystry nie jestem, nie mówiąc już o ranku.-śmieje się
 -Muszę jechać do szpitala.
 -Matko boska bełchatowska, co się dzieje?!-rzuca przerażony
 -Ze mną wszystko w porządku.-odpowiada i słyszy wyraźną ulgę- Ale chodzi o...
~*~
Będę się streszczać gdyż czeka mnie jeszcze pakowanie, a i tak naruszyłam już cierpliwość mamy siedząc przed komputerem nader dużo. Szału nie ma, dupy nie urywa to mój komentarz do rozdziału. Dziękuję, dobranoc!
A tak serio nie jest on wybitny, ale jest przejściowy i trudno wyczarować tu coś wspaniałego. Jedno jest jednak dobre. Po przeczytaniu pewnej dość powszechnie znanej trylogii mam naprawdę wenę (!) co jest wręcz rzadkie u mnie. Więc cieszmy się z małych rzeczy jak to rzeczą słowa pewnej piosenki. Chyba jednak powinnam czytać więcej książek bo po nich dziwnym trafem zawsze mam multum pomysłów. (challenge accpeted!). Uciekam do pakowania bo jutro podbijam przez tydzień Zakopane. co ja pisze
Trzymajcie się ciepło!
wingspiker.
PS. Zapraszam na pierwszą odsłonę mojego nowego projektu jakim jest duet z Joan!
 |ASKDuet | Pit |

sobota, 11 stycznia 2014

Sprzeczność siedemnasta.

Spogląda na niego nerwowo mrugając powiekami. Jego nieoczekiwana propozycja sprawia ,że przez dłuższą chwilę nie potrafi wydusić z siebie ani jednego słowa. Spogląda na niego próbując wyczytać jakiekolwiek emocje z jego twarzy. Zna go całe życie, ale za cholerę nie potrafi pojąć skąd nagle tak diametralna zmiana jego zachowania względem jej osoby.
 -Nie chcę być dla nikogo ciężarem z resztą nie jestem pewna czy jest to aby na pewno dobry pomysł.-wyrzuca z siebie
 -Nie oferuję ci małżeństwa, tylko zwykłą, przyjacielską pomoc.-wzrusza ramionami. W zasadzie miał poniekąd rację. Przyjacielska oferta, jednak mając w pamięci co wydarzyło się pomiędzy tą dwójką, coś co zdecydowanie wykraczało poza granice zwykłej przyjaźni wahała się.
 -Jeśli niczego nie uda mi się znaleźć to się odezwę.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze na co on kiwa głową na znak zrozumienia.
Swoją propozycją zupełnie zbił ją z tropu. Z zupełnie obojętnego i obrażonego na cały świat faceta stał się zupełnym przeciwieństwem. Może źle czuła się z obojętnością człowieka ,którego zna całe życie i wie o nim wszystko, a na pewno więcej niż nawet jego rodzona matka, ale nie potrafiła odnaleźć prawdziwej przyczyny jego zmiany. Czy może wreszcie dotarło do niego ,że jego szczeniackie zachowanie nic nie da? A może to ktoś otworzył mu oczy na tą sprawę, oczywiście mając na uwadze osobę złotowłosego Kłosa? Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć.
 -I tak po prostu, bez żadnego 'ale' ci to zaproponował?-dopytuje młodsza z Kwiecińskich
 -Widzę ,że nie tylko ja jestem w szoku.
 -Co na to Wojtek?-pyta
 -Jeszcze z nim nie rozmawiałam.-wzdycha
 -Nie podejrzewam by był specjalnie zachwycony.-dodaje
 -To jeszcze nic pewnego.-odpiera- Do tego się przyjaźnią we dwóch, więc jak mu powiem to nie sądzę by doszło do czegoś między nimi.
 -Też bym tak chciała.
 -Ale co?-pyta zdumiona
 -Dwóch facetów ,którzy o mnie zabiegają.
 -Dwóch?
 -A uważasz ,że Andrzej ot tak się odkochał?
 -A czy w ogóle kiedykolwiek kochał?-odgryza się
 -Wydaje mi się ,że robi to cały czas.
 -Skąd ta pewność?
 -Oh, po prostu głośno myślę. To twoje życie Oli, rób to co uważasz za stosowne i bądź szczęśliwa. Jeśli Wojtek to ma być ten, to nic nie mówię.
 -Mała błagam cię, nie mieszaj.
 -Czyli ty dalej się wahasz?-pyta jakże zdumiona
 -Porozmawiamy o tym jak przyjadę, dobrze?-pyta próbując skończyć ten jakże niewygodny dla siebie temat- Muszę kończyć.
 -Wojtek czy Andrzej?-chichocze
 -Żaden. Trzymaj się grubasku!-rzuca na pożegnanie po czym odkłada telefon na komodę. Zmienia wyciągniętą piżamę w owce na wąskie dżinsy idealnie podkreślające dość zgrabne nogi. Wrzuca na siebie sweter w kolorze ecru ,a z nieładu na głowie wyczarowuje warkocza na bok. Tuszuje zmęczoną twarz różnego rodzaju specyfikami doprowadzając się do wyjściowego stanu. Zgarnia potrzebne rzeczy do torebki po czym wkłada buty, narzuca na ramiona kurtkę i opuszcza swoje lokum. Po pół godziny siedzenia w kolejce do lekarza, wysłuchiwania lamentów pacjentek na temat kolejek do lekarzy, chamów jeżdżących po drogach i okrutnych synowych i zięciach doczekała się swojej kolejki. Nie zamierzała zachorować na święta, a tym bardziej zarazić ciężarnej siostry ,której wszelakie infekcje nie są wskazane. Po dogłębnym zbadaniu dolegliwości, opuściła przychodnię z wypisaną całą masą recept, co za tym idzie aptekę opuszczała z całą reklamówką lekarstw. Po szpikowaniu się lekarstwami i maminymi, sprawdzonym domowymi sposobami Bełchatów na dwa dni przed Wigilią miała opuszczać niemal w pełni zdrowa.
 -Kiedy wracasz?-pyta obejmując ją
 -W piątek.-odpowiada
 -Całe pięć dni bez ciebie.
 -Jak ty przeżyjesz?-uśmiecha się
 -Nie wiem, nie wiem. Że też nie urodziłem się w stolicy.
 -A o to to już pretensji do mnie nie miej mój drogi.-śmieje się
 -Daj znać jak będziesz na miejscu.-odpowiada- Będzie mi cię brakować wiesz?
 -Wiem.-unosi kąciki ust ku górze- Mi ciebie też Wojtuś.
 -Baw się dobrze, ale bez szaleństw mi tam!
 -No wiesz? Ja zawsze grzecznie.-prycha
 -Ja wiem, ale Karol będzie w pobliżu.-śmieje się
 -To będzie trudne, tym bardziej ,że jak co roku nasze rodziny spędzają razem drugi dzień świąt.
 -Mieć takiego Karola w rodzinie, nie życzę nikomu.
 -Wiesz i tacy muszą być.-śmieje się.
Po dość przedłużającym się pożegnaniu wreszcie udaje jej się opuścić Bełchatów. Droga minęła dość szybko i spokojnie. Bez większych korków i innych przeszkód dotarła do rodzinnego domu gdzie już na samym progu wyczuć można było smakowite zapachy. Jak zwykle została wyściskana przez matkę pytającą w jednej minucie o niemal każdy aspekt jej życia od uczelni po studia. Zdążyła już się przyzwyczaić do natłoku pytań z jej strony ,a także obrać odpowiednią taktykę.
 -Wszystko w porządku mamo.-zbywa ją
 -I nic więcej mi nie powiesz? Co u chłopaków?-dopytuje
 -Prócz tego ,że Karol jest teraz blondynką to nic.-chichocze
 -Cały Karolek.-wtóruje jej matka- A co u Andrzeja?
 -Chyba okej.-wzrusza ramionami
 -Chyba?
 -Mamo, nie łap mnie za słowa.
 -Po prostu pytam.
 -Zobaczysz go za parę dni bo jak mniemam wpadnie z rodziną.-rzuca
 -Pokłóciliście się?-pyta wprost
 -Przyznaję, byliśmy pokłóceni przez ostatni czas, ale ostatnio jest w porządku.-odpowiada- Czemu pytasz?
 -Po prostu, wydawało mi się ,że może coś.. Nie ważne.-macha ręką na odczepne i wraca do pracy. Jak co roku odgania wszystkich z kuchni ,więc korzystając z chwili wolnego wędruje na górę do pokoju swojej siostry w którym ją zastaje. Na początku rozmawiają o dość bieżących sprawach jak samopoczucie młodszej z nich, wyniki badań i tym podobne. Dopiero potem temat schodzi na inny tor.
 -Nie obraź się na mnie za to, co teraz powiem, ale to pytanie mnie nurtuje.-zatrzymuje się spoglądając na starszą siostrę- Widziałam cię z Andrzejem u nas wtedy na tarasie. Nie dało się od was oderwać wzroku. Nie wciśniesz mi kitu ,że udawałaś. Nie powiesz mi ,że nic do niego nie czujesz. Wiesz dlaczego? Bo było gołym okiem widać jak na niego patrzysz. Jak pożerasz go wzrokiem i pragniesz więcej. Nie udawałaś tego, znam cię zbyt dobrze. Nagle o tym zapomniałaś?
 -Nie.-kręci głową- To on zapomniał o mnie.
 -I jesteś tego tak w stu procentach pewna?
 -Cholera, Maja, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?!-unosi ton głosu- To moje życie i jakbyś nie wiedziała nie jestem z Andrzejem obecnie i nie planuję.
 -W porządku. Jesteś teraz względnie szczęśliwa z Wojtkiem. Ale to dopiero początek. Zastanawiałaś się co będzie jak dojdą problemy życia codziennego? Jak wpadnie rutyna? Jak będzie chciał po tym sezonie wyjechać, potrafiłabyś rzucić dla niego wszystko?
 -Skąd masz taką pewność?
 -Może i jestem młodsza, ale mnie już życie kopnęło w dupę. Raz i to jak porządnie.-dodaje- Przecież trzeba być ślepmy żeby nie zauważyć jak Andrzej patrzy na ciebie, a jak ty patrzysz na niego! Jestem tylko ciekawa jak długo będziesz się jeszcze oszukiwać Oli.
 -Oszukiwać?
 -Oszukiwać się ,że go nie kochasz.-odpowiada
 -Nie pieprz głupot.-burzy się
 -Tylko żebym za jakieś kilka miesięcy nie powiedziała "a nie mówiłam?".
 -Zejdź ze mnie błagam cię.-odpowiada przyciągając do siebie kolana
 -Nie mówię ci tego żeby cię dobić głuptasie. Mówię ci to, bo to widać.
 -Nie chcę teraz o tym myśleć, zastanawiać się nad tym wszystkim bo powoli traci sens. Są święta.-wymusza uśmiech.
Choćby starała się z całych sił to nie potrafiła myśleć o niczym innym niż o słowach siostry. Czy faktycznie się oszukiwała? Czy wszyscy dookoła to widzieli tylko nie ona? Znów cała jej ułożona ideologią runęła niczym mur berliński. Nie wiedziała kiedy nawet minęła Wigilia ,której tak bardzo wyczekiwała będąc młodszą. Mało co pamiętała z życzeń od bliskich, niewiele więcej z samej kolacji wigilijnej czy otwierania prezentów. Snuła się struta po domu bez większego celu. Oprzytomniała dopiero na dźwięk głosu złotowłosego witającego się od progu ze wszystkimi domownikami. Nastała drugi dzień świąt. Od dobrych kilkunastu lat spędzany we trzy rodziny. Klany Kwiecińskich, Kłosów i oczywiście Wronów. Zżyci ze sobą rodzice, dzieci. Niczym jedna wielka rodzina. Spotkania te zawsze miały w sobie jakiś urok. Może dlatego ,że wszyscy traktowali się jak rodzina lub też spotkania te stały się ich tradycją? Trudno było stwierdzić. Jak co roku nie mogła się ich doczekać, tak w tym trochę się go obawiała. Z pewnością jej strach spowodowany był słowami jej siostry. Bała się, choć do końca nie była przekonana co było powodem jej lęku.
Przestała wodzić myślami gdzie indziej i powróciła do świata żywych. Przywitała się z rodzicami i siostrą Karola po czym została wyściskana przez samego Kłosa na widok którego jej matka wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Nie mija pięć minut ,a w drzwiach pojawiają się kolejni goście. Jeśli twierdziła ,że Karol wyglądał dobrze w koszuli to na widok Wrony z pewnością mogły zmięknąć nie jedne kolana.
 -Cholera, uspokój się.-mówi do siebie w myślach blondynka z trudem odrywając wzrok od nieskazitelnie błękitnej koszuli idealnie podkreślającej oczy środkowego i tym charakterystycznym kilkudniowym zaroście. Cały Andrzej.
Wita się z jego rodzicami, wysłuchuje pochwał jego matki na temat swojej urody, a także wita się z jego młodszym bratem ,który jak zwykle obdarzył ją całą wiązanką komplementów. Dopiero potem przyszedł czas na starszego z braci.
 -Dobrze wyglądasz.-rzuca z uśmiechem
 -Ty też niczego sobie Andrzeju.-odwzajemnia jego uśmiech po czym wszyscy udają się do salonu. Wedle tradycji już blondynka siedzi pomiędzy Karolem ,a swoją siostrą, natomiast Wrona został usadowiony koło Kłosa i swoje młodszego brata. Nie wiedzieć czemu czuje się skrępowana. Czym? Z pewnością czyimś wzrokiem na sobie. Ma to szczęście ,że Karol jak to Karol gada jak najęty i nie musi w zasadzie zbytnio się udzielać, nie wspominając już o słuchaniu jego monologów.
 -Halo, ziemia do Oli. Jesteś tu?-wymachuje jej rękami przed twarzą
 -Nie.-odpowiada
 -Co z tobą mała?
 -Nie wiem, nie pytaj.-wzrusza ramionami.
Nie dawał jednak za wygraną, choć nie przypuszczał zmasowanego ataku pytaniami bo chcąc nie chcąc dookoła znajdowali się ich bliscy wyraźnie zainteresowani ich poruszeniem. Dlatego by nie wzbudzić niczyich podejrzeń temat ten urywają, bynajmniej na czas kolacji. Po skonsumowaniu posiłku blondynka zostaje oddelegowana do przygotowania ciepłych napojów i tym podobnych.
 -Jesteś na mnie zła?-słyszy nagle za sobą
 -Skąd ten pomysł?-pyta nie podnosząc wzroku znad krojonego ciasta
 -Bo wyraźnie mnie unikasz.
 -Wydaje ci się.
 -Oh, tak? To dlaczego teraz na mnie nie patrzysz?-pyta na co ona natychmiast podnosi wzrok- Chodzi o moją propozycję?
 -Nie.-kręci głową
 -Więc o co? I nie mów ,że o nic bo zbyt długo cię znam bym dał się zbyć.
 -Nie rozmawiajmy o tym. proszę.-odpowiada
 -Kiedyś trzeba będzie.-wzdycha. Ku jej uciesze tą niewygodną rozmowę ucina im Karol nawołujący ich z powrotem do reszty. Wraz z upływem kolejnych minut atmosfera co raz bardziej się rozluźniała. W ruch poszły różnego rodzaju nalewki, a młodsza część zajęła się rozmowami w swoim gronie. Oliwia znów była nieobecna duchem. Znów błądziła myślami daleko stąd. Znów miała ten cholerny mętlik w głowie. Znów można by rzec stała w rozkroku. W rozkroku pomiędzy tym co czuła, a co myślała.
 -Wszystko w porządku?-pyta siostra gdy widzi Oliwię nie potrafiącą znaleźć sobie miejsca
 -Muszę wyjść. Przewietrzyć umysł. Zaraz wracam.-rzuca po czym narzuca na ramiona kurtkę, wkłada buty i wychodzi. Bez głębszego namysłu udaje się do miejsca do którego zawsze uciekała gdy miała jakiś problem. Do pięknego ogródka na końcu ulicy z cudowną biała altaną i stawem obok. To był jej prywatny azyl. Jej i tych dwóch wielkoludów. Tylko oni jedyni o nim wiedzieli.
 -Ktoś tu ma problem.
 -Matko boska Karol, nie strasz mnie więcej.
 -Przepraszam.-robi smutną minę- A teraz mów, jak blondynka blondynce co cię gryzie Oli.
 -Jak myślisz? Znowu to samo.
 -To fakt, Wronka przystąpił do ofensywy.-zauważa trafnie
 -Nagadałeś mu coś?
 -Dużo rzeczy mu gadam, to ,że jest kretynem przypominam mu średnio dwa razy dziennie, ale pogadanki wychowawczej jako takiej ostatnio nie było.-odpowiada
 -To skąd nagle ta zmiana zachowania? Z zupełnej ignorancji wobec mnie nagle staje się wspaniałym przyjacielem!-rzuca z wyraźną ironią w głosie
 -Za cholerę nie odpowiem ci na to i parę innych nurtujących cię pytań, ale ten kretyn we własnej osobie myślę ,że z dziką rozkoszą to zrobi.-kiwa głową w bok, po czym blondynka dostrzega dosłownie kilka kroków za nimi jego postać. Karol klepie ją po ramieniu i zostawia ze słowami "Nie zabijcie się. Owszem, rozum te słowa dwuznacznie." Po chwili jego miejsce obok zajmuje środkowy. Dość niepewnie siada tuż obok. Blondynka słyszy jak wzdycha po czym spogląda na nią.
 -Ponoć to kobiety są zmienne, ale trzeba przyznać ,że wy faceci wcale nie jesteście lepsi.-zaczyna rozmowę
 -Coś w tym chyba jednak jest.-odpowiada
 -Skąd taka nagła zmiana nastroju? W jednym dniu nie chcesz mnie znać, udajesz ,że nie istnieje, a nazajutrz zamieniasz się w ideał przyjaciela? Nie rozumiem tego.-kręci bezradnie głową
 -Wiem ,że zachowywałem się jak kompletny idiota, ale chyba potrzebowałem troszkę czasu i porządnego kopniaka w cztery litery żeby zrozumieć to wszystko.
 -Niech zgadnę, tym kopniakiem był Wojtek?-śmieje się
 -Coś w tym guście.-mamrocze
 -A co miałam przepraszać robić? Obraziłeś się jak małolat, robiłeś mi jakieś pieprzone wyrzuty o byle co. Zachowywałeś się i dałeś mi wyraźnie do zrozumienia ,że to koniec. Miałam czekać w nieskończoność aż łaskawie przejdzie ci foch i powiesz cokolwiek? Do tego traktowałeś mnie jak największego wroga, dla mnie to było oczywiste.
 -Wiem jak to wszystko mogło brzmieć i wyglądać. Chyba po prostu zbyt długo zbierałem się w sobie z tym co czuje i skutki tego były potem widoczne. Wiem ,że zachowałem się jak ostatni dupek. Ale wiesz też, że nie potrafię się przyznać do tego ,że nie mam prawdy. Chyba przyszła pora by schować swoje ego do kieszeni. I tak, żałuję tego co zrobiłem. Żałuję ,że to schrzaniłem i to nie wiesz jak bardzo. Wiem ,że nie mogę cofnąć czasu, ale wiedz jedno. Wszystko to co ci powiedziałem jest zupełną prawdę. Naprawdę tak jest i tego nie zmienię. Nie okłamałem cię, byłem i jestem z tobą absolutnie szczery.
 -Po co mi to mówisz?
 -Bo wiem ,że z pewnością myślałaś, że nie byłem wobec ciebie szczery.-odpowiada- Wiem ,że jesteś teraz z Wojtkiem i jest on naprawdę cholernym szczęściarzem i nie zamierzam tego niszczyć bo nie mam do tego najmniejszego prawa. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego ,że miałem swoją szansę, którą spieprzyłem i to równo, ale to nie zmieni faktu ,że jesteś dla mnie cholernie ważna i za nic w świecie nie potrafię tego zmienić.-urywa na chwilę by zaczerpnąć haust świeżego, grudniowego powietrza- I jeśli jesteś z nim szczęśliwa to to rozumiem. W zupełności. Jakoś będę musiał z tym żyć.
Siedzi oszołomiona jego zupełną szczerością i bezpośredniością. Choć nie powiedział jej tego wprost to ją kochał. A jednak sprawdziły się jej przypuszczenia. Teraz miała tak ogromną kumulację myśli ,że nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa. Przymyka oczy próbując jakkolwiek pozbierać się po tym nokaucie jakim były dla niej jego słowa. Wzdycha głęboko po czym spogląda na swojego rozmówcę. Nie potrafi wyczytać z jego twarzy żadnych emocji. Jego oczy pozbawione są tych charakterystycznych radosnych iskierek jakie zawsze w sobie miały.
Niby nie chciał zbić jej z tropu, ale to zrobił. Znów miała istny bałagan w głowie. Natłok skrajnych myśli i odczuć. Znów była zupełnie bezradna. I znów miała ochotę jak mała dziewczynka schować się przed swoimi problemami w swoim pokoju pod kołdrą i czekać aż to wszystko minie. Jednak musiała stawić temu czoła. Nie mogła dłużej tak żyć. Nie mogła być dłużej zgubiona we własnych uczuciach. Musiała to zakończyć. Teraz. Zaraz. W tym momencie.
~*~
Wiem ,że rozdział pojawia się dzień wcześniej, ale jutro mam randkę z historią i geografią i muszę się na niej skupić bo od tego będą zależeć moje oceny i wolałam się nie stresować tym ,że jeszcze czeka mnie rozdział do napisania. 
Rozdział wyjątkowo napisany szybko i dość przyjemnie. Muszę przyznać, że zawsze pod wpływem czytania książki czy obejrzenia jakiegoś filmu łatwiej jest mi to wszystko ubrać w słowa i pisanie idzie płynniej niż zwykle. Wniosek? Przed każdym rozdziałem chyba muszę coś czytać, bo wolę pisać rozdział godzinę niż ... trzy! #teamWrona uradowane, to nie podlega wątpliwości, #teamWłodi chce mnie pewnie udusić. Aczkolwiek keep calm, ze mnie jest nieprzewidywalna osoba do potęgi entej, nic nie jest jeszcze powiedziane, wszystkie scenariusze są możliwe do zrealizowania.
Za tydzień o tej porze będę już w Zakopanym korzystać z feriowego lenistwa, choć przyznam ,że dość aktywnego bo na nartach :P Także następne rozdział z narciarskiej stolicy kraju! :>
Ściskam cieplutko,
wingspiker.
 |ASKDuet | Pit |

PS. Robię porządek z listą informowanych. Od następnego rozdziału będę informować tylko osoby ,które wpisały się do zakładki, po prostu będzie mi wygodniej aniżeli szukać pod rozdziałami kto czyta, kto nie. To zdecydowanie ułatwi mi życie, zrozumcie.

niedziela, 5 stycznia 2014

Sprzeczność szesnasta.

Stało się dokładnie to czego się spodziewała. Jak dotychczas jej relacja z Wroną była dość poprawna tak teraz w zasadzie jej nie było. Unikał jej jak tylko mógł, gdy jakimś trafem na siebie wpadali rzucał jedno słowo na przywitanie i traktował ją na równi z powietrzem. Zachowywał się jak mały chłopiec któremu ktoś zabrał zabawkę. Ale przecież świadomie oddał tą zabawkę innemu. Dlatego nie była w stanie pojąć jego zachowania ani tym bardziej jego motywów. Tym bardziej ,że chcąc nie chcąc widywali się dość często. Bo przecież mieli wspólnych przyjaciół. Blondynka często chodziła na ich mecze, potrafili też natknąć się na siebie w pobliskim supermarkecie bo mieszkali po sąsiedzku. Chcąc nie chcą bolało ją to. Bolało ją to udawanie z jego strony ,że nawet się nie znają. Bo jak można z dnia na dzień, człowieka którego zna się całe życie zacząć traktować jak nieznajomego? A ponoć to kobiety są trudne do zrozumienia. Faceci są nie mniej skomplikowanym stworzeniami. A już na pewno Wrona. Bo skoro sobie odpuścił i do tego życzył im powodzenia to dlaczego tak się zachowywał? Gdyby było mu to obojętne tak samo jak i jej osoba nie udawałby wielce obrażonego. A może liczył ,że swoim kretyńskim zachowaniem wzbudzi w niej poczucie winy? Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć.
 -Jak tam mała?
 -Zależy o co pytasz.-odpowiada
 -Dalej jest etap kocham cię, ale jestem tępym dwumetrowym kretynem i traktuję cię jak powietrze bo jestem niezdecydowany jak kobieta?-pyta Kłos
 -Coś w tym guście. Z resztą, skoro tego chce dobrze, mogę go traktować jakby go nie było.
 -Z roku na rok z nim to jest co raz gorzej. A ponoć to ja co raz głupszy jestem.
 -Ty chociaż nie robisz jakichś dziwnych podchodów.
 -Bo jak mi się podoba lask.. kobieta to po prostu to mówię. to chyba logiczne? A nie jak ten debil najpierw mówię jedno, a potem robię drugie i zachowuje się jak obrażony przedszkolak.
 -Skończmy już ten temat bo nie chcę psuć sobie tak dobrego dnia i powoli tracę do niego cierpliwość. Dostanie to czego chciał.
 -To znaczy?
 -Znaczy ,że będę go traktować dokładnie tak samo jak on mnie.
 -Na Sylwestrze też to zamierzasz robić?-pyta
 -Sprecyzuj pytanie.
 -A bo fakt, chyba ci nie mówiłem.-strzela się w głowę- Fakt, Włodka zaprosiłem, więc myślałem ,że już ci wypaplał. Widzę ,że nie więc wpadasz na Sylwestra i nie słyszę słowa odmowy.
 -Przecież nic nie mówię.-odpowiada
 -Aż dziwne, zero dyskusji? Co ty, chora?
 -Nie, nie zamierzam sobie psuć takiego dnia przez nikogo, na pewno nie przez niego i jego wybrzydzanie i głupotę. Będę się po prostu dobrze bawić i nie będę więcej przejmować jego osobą.
 -Zuch dziewczyna!-rzuca środkowy i po dłuższej chwili rozmowy znika na ostatni przedświąteczny trening. Blondynka szwenda się przez następne dwie godziny po galerii handlowej w celu dokupienia reszty prezentów dla bliskich. W pełni zadowolona z zakupionych rzeczy z kilkoma torbami w dłoni wyruszyła w drogę powrotną. Nie trafiła zbyt dobrze bo niedawno siatkarze Skry skończyli trening i na jej nieszczęście akurat wtedy gdy ona zbliżała się do zamieszkiwanego przez siebie bloku niemal wpadła na tego którego spotykać wcale nie miała ochoty.
 -Ktoś był grzeczny w tym roku.
 -W porównaniu z niektórymi, owszem.-odgryza mu się
 -Coś sugerujesz?
 -Skąd.-odpowiada bez większej ochoty na dalszą rozmowę
 -Pomóc ci?
 -Nie.-kręci głową
 -Może jednak?
 -Ostatnio miałeś mnie daleko w dupie, dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt?!-podnosi ton głosu
 -Coś w tym guście, święta.-odgryza się
 -Znamy się całe życie, a właśnie skaczemy sobie do gardeł jak najwięksi wrogowie. Co będzie dalej.-rzuca blondynka i już chce wejść do klatki gdy siatkarz jej to uniemożliwia- W przeciwieństwie do ciebie nie bycze się przez telewizorem i nie jadę na gotowe i mam parę spraw do załatwienia.
 -Pogadamy?
 -Teraz chcesz nagle rozmawiać? A jest o czym Andrzej?-pyta wzdychając- Czy jest jeszcze o tym?
 -Tak, teraz nabrałem chęci na rozmowę.-ironizuje
 -Nie mam czasu.
 -Od kiedy taka zarobiona jesteś?-kpi
 -Nie mamy już po dwadzieścia lat, trzeba powoli zacząć myśleć poważniej o życiu. Tobie też tego życzę.
 -Dobrze ,że ty dojrzałaś wreszcie do takich decyzji, choć ty jedyna.
 -Daj sobie siana.-rzuca- Nie bawią mnie twoje grymasy i obrażanie niczym pięcioletnie dziecko.
 -Wcale nie jesteś lepsza.
 -Słucham?
 -To co słyszałaś, ty wcale nie zachowujesz się nie lepiej.
 -Nie zamierzam dostarczać sąsiadom rozrywki.-odpowiada kątem oka widząc zaciekawionych sąsiadów spoglądających przez okna- Ani rozmawiać w ten sposób.
 -To kiedy tak zapracowana osoba jak ty znajdzie chwilę wolnego żeby porozmawiać?
 -Dzisiaj jestem umówiona.
 -Nie będę dociekał z kim.
 -Bo to nie twój interes.-mówi wyraźnie zniecierpliwiona
 -Jutro?
 -Nie wiem.-wzrusza ramionami
 -To kiedy masz wolny termin, za trzy lata?-śmieje się
 -Jak dla ciebie to i owszem.
 -Sama zaczynasz.-zauważa
 -Bo mnie prowokujesz.-odpowiada- Jak tak bardzo ci zależy wieczorami biegam, jak zdołasz mnie dogonić możemy porozmawiać, jeśli nie to nie widzę potrzeby zawracania mi głowy.-rzuca po czym znika za drzwiami klatki. Ledwo wchodzi do mieszkania, a już słyszy dzwonek do drzwi. Jest niemal przekonana o tym kogo ujrzy za drzwiami.
 -Byliśmy umówieni?-pyta się widzą Włodarczyka
 -A musimy być umówieni żebym do ciebie wpadł?
 -Nie, przepraszam.-odpowiada- Mam zły dzień.
 -Zauważyłem.-dodaje po czym wchodzi do środka i na powitanie całuje ją w policzek.- Gadałaś z Andrzejem?
 -Skąd wiesz?-pyta
 -Widziałem was i nie wyglądało to na przyjacielską rozmowę.
 -Bo nią nie było.-odpowiada- Nie gadajmy o tym.
Jak się okazało jego obecność nie okazała się zbyteczna. Dzięki jego pomocy w ekspresowym tempie udało jej się zapakować wszystkie prezenty, a także upiec pachnące pierniczki przy których dekoracji obydwoje mieli niezwykły ubaw.
 -Jedziesz na święta do domu?-pyta bawiąc się jej włosami gdy siedzą na kanapie
 -Tak jak i wszyscy. Myślisz po co te wszystkie zabawki?
 -Wiesz, co kto lubi.-śmieje się z pewnością mają w pamięci pakowany poradnik zdrowego odżywiania dla jej rodzicielki
 -A ty?
 -Moja mama chyba by mnie zabiła jakby nie zawitał choć na jeden dzień do Bielska.-odpowiada- Jakieś plany co do Sylwestra?
 -Wydaje mi się ,że dokładnie takie same jak twoje.-uśmiecha się
 -Widzę ,że Karol mnie ubiegł.-rzuca na co ona kiwa twierdząco głową- Więc może wybierzesz się ze mną?
 -Czy ja wieeeeem.
 -Wiesz no.-śmieje się
 -No przecież ,że z tobą pójdę.-uśmiecha się.
Wieczory spędzane w jego towarzystwie stawały się zupełną normą. Zdążyła przyzwyczaić się do tego ,że co wieczór jest obok i może na niego liczyć kiedy potrzebuje. Kiedyś wieczór spędzony w samotności był czymś zupełnie normalnym, a teraz? Teraz był nie do pomyślenia. Tak naprawdę chyba dopiero teraz przekonała się ile ominęło ją siedząc wieczorami w domu. Ile straciła z życia towarzyskiego.
Kolejny dzień nie wyróżniał się niczym specjalnym. Obijała się w domu zajmując się uczelnianymi sprawami. Jak co wieczór włożyła na siebie dres i wyruszyła w codzienną trasę. Miała to szczęście ,że dzień ten nie należał do cieplejszych i większość bełchatowian nie wyścibiała nawet nosa zza domu dzięki czemu park w którym lubiła biegać nie cieszył się zbyt wielką popularnością. Mogła wtedy spokojnie nucić pod nosem ulubione piosenki płynące ze słuchawek bez pytających wzroków mijających ją przechodniów. Momentami było aż nader spokojnie, chociaż i pora nie była najwcześniejsza i powoli zaczynało się ściemniać. Nie spieszyła się specjalnie z pokonaniem wyznaczonej trasy. Dopiero po pewnym czasie coś zaczęło ją niepokoić. Biegnąc miała dziwne przeczucie ,że ktoś ją obserwował. Nie spostrzegając nikogo za sobą kontynuowała poprzednie czynności. Mimo to uczucie to wcale nie zniknęło. Wręcz przeciwnie. Z pewnością uczucie to można spokojnie było nazwać potęgującym  się strachem i obawą. Przestała już nawet zwracać uwagę na pokonywaną trasę. W pewnym momencie po prostu zaczęła biec ile sił w nogach nie dostrzegając ani żywego ducha dookoła. Wtedy była już pewna ,że wcale nie postradała zmysłów.  Gdy poczułaś czyjąś rękę szarpiącą ją za ramie wpadła w panikę. Nie miała nawet nadziei ,że to któryś ze znajomych wielkoludów robi sobie z niej żarty. Przed oczami miała bliżej nieznanego jej mężczyznę, z pewnością starszego od siebie.
 -Nie wiesz maleńka ,że o tej porze samej nie powinno się wychodzić z domu?-pyta zalotnym tonem głosu wprawiającym ją w obrzydzenie. Pod wpływem impulsu chce uciec, jednak on jej to uniemożliwia. Tak samo jak wezwanie jakiejkolwiek pomocy zakrywając jej twarz ustami. Umierała ze strachu. Dookoła nikogo kto mógłby jej pomóc. Nikogo kto mógłby przerwać ten koszmar. Choć paraliżował ją strach wykrzesała z siebie siłę by przeciwstawić się napastnikowi. Ile sił w płucach wykrzyczała prośbę o pomoc, co nie spodobało się jej oprawcy bo natychmiast otrzymała cios w twarz. Próbowała się wyrywać gdy zaczął się do niej dobierać. Aż wzdrygało ją na samą myśl o tym co on może jej zrobić.
 -Mazgajenie się nic tu nie pomoże, tak samo jak dzikie krzyki. Nikt ci nie pomoże słoneczko.-szepcze jej do ucha na co ona się wzdryga z obrzydzenia. Nie wie czy to jej zmysły płatają jej psikusa, jednak wydaje jej się ,że słyszy czyjeś kroki i czyjeś kaszlnięcie w oddali. Wie ,że to może być jej ostatnia szansa. Krzyczy ile sił w płucach. Oczywiście dostaje za to siarczystego polika ,który ma ją uciszyć. Dzieje się wtedy coś nieprawdopodobnego. Słyszysz znajomy głos. Głos wykrzykujący jej imię. Widząc wyraźnie zdenerwowanie osobnika, który przecież nie znał jej imienia nie waha się. Z całych sił nawołuje tego, którego głos słyszała. Zdecydowanie nie spotyka się to z aprobatą oprawcy, który czym prędzej próbuje się do niej dobrać. Jest tak sparaliżowana przez strach ,że nie potrafi się ruszyć, a co mówić o bezowocnym przeciwstawieniu się facetowi dwa razy większemu i silniejszemu od siebie. Resztką sił próbuje naprowadzić kogokolwiek na swój trop. W głowie tysiące najgorszych scenariuszy, a wśród wszystkich przeważa strach. Strach przez który powoli przestaje docierać do niej to, co się dzieje wokół. Nie wierzy w to, że jej się przesłyszało. Nie wierzyła w to. On musiał tam być. Nie wiedziała jakim cudem, ale po prostu musiał.
 -To teraz się zabawimy.-rzuca w jej kierunku
 -Chyba nie tym razem.-dociera do niej znajomy męski głos. W zasadzie nie wie co się dalej stało. Była tak w kompletnym szoku ,że ledwo docierały do niej odgłosy przepychanki, krzyków, czy nawet bójki.
 -Nic ci nie jest?-pyta zupełnie zatroskany po czym niemal natychmiast ją obejmuje.- Nie wiesz nawet jak się o ciebie bałem.-mówi cicho. Wciąż czując jej roztelepanie jeszcze mocniej ją obejmuje i stara się uspokoić. W zasadzie nie wie nawet jakim cudem znajduje się w swoim mieszkaniu niczym mała dziewczynka wtulona w swojego wybawcę.
 -Co tam robiłeś?-udaje jej się jakimś cudem wydusić z siebie
 -Przecież powiedziałaś ,że jeśli chcę porozmawiać to codziennie w wieczór tam biegasz.-odpowiada
 -Boże, gdyby nie ty...
 -Ale na szczęście byłem tam.-przerywa jej
 -Dziękuję.-mówi cicho- Nie chcę myśleć co by mogło się stać. Nie chcę.-mówi łamiącym się głosem
 -Już dobrze. Nic się nie stanie, jestem tutaj.-mówi ciepło przytulają ją do siebie. Wiedział ,że w tej chwili potrzebuje czyjejś bliskości jak nigdy. Wiedział, że nie powinien jej zostawiać samej.
Nie minęła chwilę, a drobna blondynka zasnęła na ramieniu Wrony. Siedząc tak przez dłuższą chwilę, przyłapał się na myśli ,że chciałby by było tak zawsze. Zawsze ją mieć obok. Czy to realne? Na chwilę obecną chyba niej. Wynurzając się z otchłani marzeń, niepostrzeżenie wstał i zaniósł ją bez większego problemu do sypialni. Chwycił za telefon.
 -Myślę ,że powinieneś przyjść do Oliwii.-rzuca
 -Coś się stało?
 -Tak, ale to nie jest rozmowa na telefon.-odpowiada środkowy
 -Zaraz jestem.-rzuca wyraźnie zaniepokojony. Za jakieś kilka minut słychać ciche pukanie do drzwi. Środkowy otwiera klubowemu koledze i opowiada mu całą historię dzisiejszego zajścia.
 -Zajmij się nią.-rzuca wychodząc. Z pewnością wolałby zostać z nią po wydarzeniach o których tak bardzo z pewnością chciała zapomnieć, ale mimo wszystko to nie z nim była. Była z Wojtkiem i z pewnością wolała zobaczyć jego po przebudzeniu, aniżeli tylko i aż przyjaciela ,którym stał się na własne życzenie. Mimo wszystko, nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Choć wiedział ,że spieprzył relację między nimi, ale wiedział ,że jeżeli teraz odpuści zupełnie, to będzie z bólem serce patrzył jak będzie kiedyś w białej sukni, ślubowała miłość i wierność innemu mężczyźnie, a takiego obrazka chyba nie byłby w stanie znieść.
Budzi się z krzykiem. Dłuższą chwilę zajmuje jej unormowanie oddechu i szybciej bijącego tętna. Nie mniejsze jest jej zaskoczenie kiedy zamiast tego ,którego obecności się tu spodziewała widzi Wojtka. Mimo to wtula się w niego jak mała dziewczynka bojąca się ciemności. Jego obecność zdecydowanie ją uspokaja, choć przed oczami w dalszym ciągu ma to co się stało w parku. W zasadzie nim się obejrzała nastał kolejny dzień. Dzień, który miał być o niebo lepszy, jednak od samego rana był totalną porażką.
 -Za czynsz zapłaciłam.-rzuca gdy widzi właściciela mieszkania w drzwiach
 -Możliwe.-wzrusza ramionami- Mam pewne wiadomości dla pani. Zostałem postawiony pod ścianą i nie mam innego wyjścia. Albo zapłaci pani z góry za pół roku czynsz, albo się pożegnamy.
 -Słucham?!-podnosi ton głosu
 -Prawnie to ja jestem właścicielem mieszkania, więc i tak daje pani tydzień bo mógłby zażyczyć sobie pani wynosin w ciągu pięciu minut.
 -Chyba pan oszalał.
 -Może i tak, to jak, płaci pani?
 -Sądzi pan ,że studenci śpią na pieniądzach?-pyta z ironią
 -Siedem dni i czekam na klucze.-odpiera z kretyńskim uśmieszkiem po czym wychodzi z mieszkania zostawiając ją w zupełnym osłupieniu. Trwa w zupełnej konsternacji nie bardzo wiedząc co w tej sytuacji zrobić gdy słyszy pukanie do drzwi. Wpuszcza dwumetrowca do środka.
 -Stało się coś?-pyta środkowy
 -I tak i nie.-mruczy
 -To znaczy?-mruży oczy
 -Był przed chwilą u mnie właściciel mieszkania i powiedział ,że albo zapłacę z góry za pół roku albo mogę sobie szukać innego mieszkania.-wzdycha
 -Co za kretyn.-odpowiada- Co zamierzasz?
 -Nie mam pojęcia, nie mogę wrócić do Warszawy w trakcie roku akademickiego.-krzywi się
 -Wojtek wie?
 -Nie, ale on nie wchodzi w grę, za wcześnie.-kręci głową
 -Karol ma pannę na głowie.-dodaje ze śmiechem
 -Naprawdę nie wiem, może coś znajdę. Jak nie to..
 -To co wtedy?
 -Nie mam zielonego pojęcia co robić, postawił mnie pod ścianą. Dupek.
 -Wiesz, w końcu znamy się całe życie, jeśli nie uda ci się przez ten tydzień niczego znaleźć zawsze... Jakoś się zmieścimy.-delikatnie się uśmiecha
 -Mówisz poważnie?-pyta zupełnie zszokowana jego propozycją
 -Jestem śmiertelnie poważny w tym momencie.
Dosłownie zaniemówiła. W życiu nie spodziewała się takiej propozycji z jego strony. Dlaczego jej to zaproponował? Bo wypadało? Bo chciał ratować ich podupadającą relację? A może dlatego, że... Nie, nie przyjmowała tej opcji do świadomości choć z pewnością i z tą musiała się liczyć. Jedno było pewne: zupełnie ją zastrzelił tą propozycją.
Zgodzić się, czy nie? Oto jest pytanie...
~*~
Rozdział w większości napisany w środę, ale jakoś nijak nie mogłam go ostatnimi dniami skończyć. Dzisiaj jakimś cudem się udało. Dzień dość leniwie spędzony, gdyby nie fakt dzisiejszego meczu i wygranej. Oby i nasze pani, idąc naszym śladem zwyciężyły i kto wie, może jak i my, do zera? :> Dzisiaj nie śpimy, tylko kibicujemy naszej kadrze! #GoPoland
Co do rozdziału, trochę męczyłam końcówkę, nie wiem z czego to wynikało, więc od razu przepraszam za jakieś niedociągnięcia i tym podobne. Jest też troszeczkę więcej Andrzeja, tak jak mnie niektóre z Was prosiły, aczkolwiek dodam iż było to zaplanowane, nie to żebym była jakaś uległa i te sprawy :P Opinię jednak pozostawiam Wam.
Uciekam czytać, trzymajcie się cieplutko!
Ściskam,
wingspiker.
 |ASKDuet | Pit |