środa, 5 marca 2014

Epilog.

Czego pragnie każda dziewczynka w wieku mniej więcej siedmiu lat? Rycerza na białym koniu. Z biegiem lat z pewnością rycerz i koń zmieniają postać, jednak jego cel pozostaje ten sam. Każda pragnie spotkać mężczyznę swojego życia. Osobę, która sprawi ,że nasze życie z ponurego, stanie się absolutnie wyjątkowe. Drugą połówkę, która będzie naszym przeciwieństwem, która będzie naszym idealnym uzupełnieniem. Każdy człowiek dąży do tego by być szczęśliwym. Dążymy do tego by kochać i być kochanymi. I gdy osiągniemy tą wartość, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Dlaczego? Bo właśnie ta jedna, jedyna osoba, zmienia całe nasze życie. Sprawia ,że jest naszym centrum wszechświata. Dodaje nam skrzydeł i czyni każdy dzień, o wiele piękniejszym.
 -Kochanie uważaj bo się przewrócisz!-nawołuje blondynka widząc biegnącą pociechę
 -Dobze mamusiu!-daje się usłyszeć słodki, dość piskliwy głosik po czym znika gdzieś w głębi ogrodu. Blondynka wygodnie rozkłada się na leżaku, korzystając z promieni słonecznych, przyjemnie oświetlających jej twarz. Nie byłaby jednak sobą, gdyby co pięć minut nie podniosła wzroku i nie sprawdziła, czy aby na pewno jej dziecku nic nie jest.
 -Uspokój się, przecież nic im się nie stanie.-beszta ją młodsza siostra
 -Wiesz jacy oni są, jak się we dwoje zejdą to nie ma co zbierać, lepiej mieć ich na oku.
 -Oli spokojnie, chłopaki gdzieś tam są i z pewnością czuwają nad maluchami.
 -Nie przekonałaś mnie, wcale, a wcale.-śmieje się przenosząc wzrok na czasopismo. Jej matczyny instynkt nie zawiódł, bo nie minęło pięć minut, a z oddali dało się usłyszeć dziecięcy płacz. W jednej chwili rzuciła czytane czasopismo i w te pędy udała się do jego źródła. Jak też się spodziewała, tradycyjnie już doszło do awantury o zabawkę. Tym razem musiało jednak dojść do rękoczynów bo interweniowali tatusiowie, a mały Jaś, trzymał się za policzek.
 -Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie ją zapisać na jakieś karate.-rzuca rozweselony Wrona trzymając swoją pociechę na rękach
 -Ciekawo po kim ona taka charakterna.-rzuca blondynka próbując uspokoić cichy szloch córeczki
 -No ja nie mam pojęcia, to chyba po jakichś pradziadkach.-śmieje się- Swoją drogą, czy ty aby nie powinnaś teraz odpoczywać?
 -Znowu powtórka z rozrywki?-pyta rozbawiona jego nadopiekuńczością
 -Lekarz kazał ci odpoczywać grubasku.-szczerzy się cmokając ją czule w policzek
 -Ciąża to nie choroba, a wiesz doskonale ,że mnie nie położysz w domu.
 -Wy tak zawsze?-wtrąca się Włodarczyk
 -Zawsze.-odpowiadają niemal chóralnie, na co wszyscy wybuchają śmiechem.
 -Dalej mówicie jednym głosem, co za zgodne małżeństwo.-dodaje Maja pojawiając się obok nich z ich najmłodszą, kilku miesięczną pociechą- Z resztą Andrzej ma rację, powinnaś odpoczywać, a nie latać jak szalona.
 -Po prostu nie potrafię siedzieć całymi dniami w domu i nic nie robić. A jak od czasu do czasu się przejdę, nic mi się nie stanie.-odpowiada im- Z resztą wszyscy jesteście przewrażliwieni.
 -Kochanie, po prostu nie mam ochoty na powtórkę sprzed kilku lat.-obejmuje ją ramieniem
 -Takie komplikacje zdarzają się raz na tysiąc przypadków, dajcie spokój.
 -Dobra, dobra uparciuchu, ale nie wiem jak ty, ale my nie zamierzamy po raz kolejny umierać ze strachu o ciebie i maleństwo.-karci ją siostra
 -Ja nie wiem Wojtek co ty z nią robisz, ale normalnie jej nie poznaję.-śmieje się blondynka
 -I vice versa małpo.-wytyka język w kierunku starszej siostry- Twój wspaniały mąż ma na ciebie zbawienny wpływ.
 -Do tego jest najbardziej przewrażliwionym i nadopiekuńczym przyszłym tatusiem na świecie.-chichocze, gdy obydwie wracają na taras i zajmują miejsca z idealnym widokiem na dumnych ojców, bawiących się ze swoimi małymi pociechami.
 -Po prostu się o ciebie troszczy grubasku.
 -Wiem to.-uśmiecha się gładząc delikatnie dłonią swój brzuszek- Jak mała się urodziła to normalnie oszalał z radości i rozpieszcza ją jak tylko może, co dopiero będzie jak ten brzdąc się urodzi.
 -Wiesz, jednak syn to syn. Wiem to z autopsji.-uśmiecha się szeroko z czułością spoglądając na swojego partnera z ich najmłodszą pociechą na rękach.
 -Widać ,że jesteście razem naprawdę szczęśliwi.
 -Bo tak jest.-odpowiada z uśmiechem- Obydwie jesteśmy cholernymi szczęściarami Oli.
 -Gdyby ktoś powiedział mi, te blisko dziewięć lat temu, że będziemy szczęśliwym małżeństwem, ze wspaniałą córką i kolejną pociechą w drodze to z pewnością bym go szczerze wyśmiała.
 -W życiu już tak bywa ,że nie jesteśmy w stanie niczego do końca, tak naprawdę przewidzieć.-odpowiada- A myślisz ,że ja bym uwierzyła ,że po tym wszystkim co mnie spotkało, będę naprawdę szczęśliwa? W życiu!
Pochłonięte rozmową nie zauważają nawet kiedy zaczyna się powoli ściemniać, a ich skromne grono powiększa się o ich drugie połówki z pociechami. Widok tych wielkich facetów ze śpiącymi maleństwami w ramionach był i musiał być absolutnie rozczulający.
 -O czym tak gorliwie dyskutowałyście?-pyta Wrona dosiadając się do swojej małżonki i otaczając ją ramieniem
 -Wszystko byście chcieli wiedzieć.-śmieje się
 -Oczywiście ,że tak.-odpowiada Włodarczyk
 -Mówiłyśmy o tym jakich cudownych mamy mężów.-odpowiada młodsza z sióstr
 -Zobaczymy czy będziecie tak mówić mniej więcej po dwudziestu latach małżeństwa.-śmieje się środkowy
 -Masz jakieś wątpliwości panie Wrona?-ściąga brwi spoglądając na niego wyczekująco
 -Żadnych pani Wrona. Absolutnie żadnych.-mruczy jej przyjemnie do ucha, skradając całusa.
Po położeniu pociech spać, resztę wieczoru spędzają w swoim towarzystwie, rozmawiając o najróżniejszych sprawach. Poczynając od tematu powiększenia się rodziny, tak po Kłosa ,który ostatnie dni przed zgrupowanie kadry spędzał ze swoją rodzinką nad polskim morzem. Zdecydowanie lubili spędzać wieczory w takim towarzystwie. Pomimo upływu czasu, dalej trzymali się razem. W dalszym ciągu mieli w sobie wsparcie i przede wszystkim, ich relacje przetrwały najróżniejsze próby.
 -Jak tam?-pyta siatkarz
 -W porządku, chociaż twój synio okropnie dokucza.
 -Jak dokucza to jest mój, jak śpi to aniołek mamusi?-pyta rozbawiony
 -Coś w ty guście.-śmieje się blondynka. Dopiero po chwili zauważ utkwiony wzrok swojego męża na swojej osobie.- No co?
 -Nic.-odpowiada
 -To dlaczego tak patrzysz?-mruży oczy
 -Bo jestem największym szczęściarzem na świecie.-uśmiecha się
 -Och, skąd takie wnioski?
 -Bo mam najcudowniejszą żonę na świecie, która dała mi wspaniałą córkę i lada dzień syna.-mówi z nieprzerwanym uśmiechem
 -A ja najcudowniejszego męża, mimo ,że więcej go nie ma w domu niż jest.-śmieje się
 -Mówiłem ,że mogę zrobić sobie wolne od kadry w tym roku.
 -Przecież wiem ,że kochasz to co robisz i jesteś w tym świetny, nie zamierzam cię ograniczać Andrzej. Dawałyśmy poprzednim razem radę, poradzimy sobie i teraz.-odpowiada mu- Z resztą i tak wiem ,że postawisz wszystkich dookoła żeby mnie pilnowali.
 -To chyba oczywiste, nie sądzisz?-śmieje się- Tym razem nie chcę wpaść na ostatnią chwilę do szpitala.
 -Mimo ,że jesteś cholernie nadopiekuńczy, uparty i przewrażliwiony to i tak kocham cię najmocniej na świecie.-mówi cicho wtulając się w jego tors.
 -A ja ciebie mała.-mruczy jej wprost do ucha- Przepraszam, was.-poprawia się.
Gdy leży w jego objęciach wie jakie wielkie szczęście, spotkało ją w życiu. Ma poczucie spełnienia. Wie ,że w życiu niczego więcej jej do szczęścia już nie potrzeba. Wszelkie materialne wartości schodziły na dalszy plan. Miała przy sobie najważniejsze dla siebie osoby. Kochającego męża opiekującego się nią i ich małą pociechą, a także kolejną małą pociechą urządzającą harce w jej brzuchu. Miała to, do czego dąży każdy człowiek. Miała tą najważniejszą wartość, jaką niebagatelnie była miłość, a nie wszelkie materialne dobra. Wszystko to było tak idealne ,że momentami przecierała oczy ze zdumienia. Momentami wydawało się jej ,że wszystko to było snem...

 -Pasażerowie lotu na linii Dallas-Warszawa proszeni są o odpięcie pasów. Podróż dobiegła końca. Życzymy miłego dnia.-da się usłyszeć głos stewardessy informującej o końcu lotu. Blondynka przeciera oczy ze zdumienia. Z początku wydaje jej się ,że to jakiś mało śmieszny żart. Jednak gdy wyciąga telefon, i widzi na nim datę, oznajmiającą rok dwa tysiące trzynasty wraca na ziemię. Wszystko to co wydawało jej się być najprawdziwszą prawdą, okazało się być tylko i aż snem. Tak naprawdę nie jest szczęśliwą żoną i matką. Nie jest żoną tego, którego darzy niebagatelnie najszczerszym z możliwych uczuć. To wszystko było tylko wytworem jej wyobraźni. Jeszcze przez chwilę żywiła złudną nadzieję ,że być może to kolejny z jego wytworów, jednak była to szara rzeczywistość. Dalej była sama. W dalszym ciągu kochała go, chociaż z pewnością on nie był tego faktu świadom. A co gorsza, przez ostatnie pięć lat, swojego nędznego życia o mało co nie straciła z nim kontaktu. Znów była w punkcie zero. Znów musiała walczyć o niego i o to co, prawdopodobnie kiedyś ich łączyło. A może to była druga szansa? Szansa na przeżycie tego lepiej? Nie potrafiła tego stwierdzić, jednak jednego była w stu procentach pewna. Była pewna tego ,że nie powinna się kryć z tym co do niego w dalszym ciągu czuła. Powinna mu to powiedzieć, najlepiej przy pierwszym spotkaniu. Nie powinna popełniać tego błędu, jaki popełniła w swoim śnie. Jednak swoje sercowe rozterki odstawiła na dalszy plan, bynajmniej na tą chwilę. Odebrała swoje walizki, choć i tak była to nieznaczna część z tych, które miały przyjść skrzętnie zapakowane w paczkach. Stojąc niemalże po środku warszawskiego Okęcia, gorliwie rozglądała się za jakąś znajomą twarzą, siostrą czy też ojcem, którzy obiecali stawić się w tymże miejscu. Po dobrych kilku chwilach rozglądania się, stwierdza ,że żadnego z nich tu nie ma. Wyciąga telefon i przykłada go do ucha w celu wykonania połączenia, gdy w oddali dostrzega znajomą postać. Postać, którą rozpoznałaby wszędzie pomimo upływu tych pięciu lat. Z początku przecierała oczy ze zdumienia. Nie mogła uwierzyć w to ,że to właśnie on tam stoi, a nie jej siostra. Nie mogła się też mylić. Pomimo ,że ostatnim razem twarzą w twarz, stali niemal w tym samym miejscu i był o wiele większym chuchrem przypominającym wyrośniętego nastolatka, to poznałaby go wszędzie. Teraz o wiele bardziej męskiego i zdecydowanie jeszcze bardziej przystojnego. Osoby, którą zna się niemal całe życie nie sposób pomylić. Doskonale widzi jego błękitny wzrok utkwiony w jej osobie. Widzi też mimowolnie pojawiający się na jego twarzy delikatny uśmiech.
 -Andrzej?-zaczyna niepewnie widząc ,że odległość między nimi zdecydowanie się zmniejszyła
 -Oli.-rzuca z uśmiechem
 -Co tu robisz?-pyta dość nieśmiało
 -Czekam na kogoś.-rzuca, co zdecydowanie studzi jej zapał. Minęło pięć długich lat. Jak mogła sądzić, że czekał akurat na nią? Był dorosłym i atrakcyjnym facetem, rzeczą naturalną musiało się wydawać ,że w końcu kogoś sobie znajdzie. Czy zabolało? Chyba tak. -A ty jak zakładam, masz przerwę?
 -Nie do końca.-odpowiada nie patrząc mu w oczy, bo wie ,że przepadłaby i wybuchnęła płaczem gdyby to zrobiła- Wracam do Polski, na stałe.
 -Lepiej późno niż wcale.
 -Może nawet za późno.-wzdycha- Trochę się zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania.
 -I wzajemnie.
 -Nie wyglądasz już jak chuderlawa tyka.-śmieje się
 -A ty jak gimnazjalistka.
 -Uznam to za komplement.-uśmiecha się- Nie będę cię zatrzymywać, bo pewnie czekasz na kogoś ważnego, spotkamy się jakoś innym razem.
 -Skąd wiesz ,że na kogoś ważnego?
 -Tak zakładam.-wzrusza ramionami- Mylę się?
 -W zasadzie to nie, trafiłaś w samo sedno, jak zawsze.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze
 -Dziewczyna?-pyta spoglądając na niego, lecz widząc jego minę kontynuuje- Karol nic nie wspominał.
 -On jest tak zakręcony ,że cudem wie jak się nazywa i gdzie mieszka.
 -Cały Karol.-śmieje się- Długo się znacie?
 -Wydaje mi się ,że całe życie.
 -Ktoś tu się chyba zakochał.-odpowiada z wymuszonym uśmiechem, czując dziwne kłucie w sercu
 -Szaleję za nią i nie wyobrażam sobie życia bez niej.-wzdycha
 -Widać.-odpowiada blondynka ledwie panując nad emocjami- Długo jej nie było?
 -Dłuższą chwilę.
 -Dałeś jej aż na tyle wyjechać?-dziwi się
 -Tak i żałuję tego jak niczego innego na świecie.
 -Jest szczęściarą.-mówi łamiącym się głosem- Muszę iść.-rzuca nagle po czym w jednej chwili odwraca się na pięcie.
 -Znowu uciekasz?-dobiega ją jego głos po chwili
 -Masz swoje życie, ją, nie chcę i nie mogę ci przeszkadzać.-wymusza uśmiech
 -A wiesz, kim ona jest?-pyta wyraźnie czymś rozbawiony
 -Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. Na pewno ją kochasz.
 -Poznałem ją jeszcze jak byłem małym gówniarzem. Chodziliśmy razem do przedszkola, my i jeszcze jeden taki przygłup. Od tamtej pory w zasadzie byliśmy nierozłączni. Mieszkaliśmy nawet dosłownie kilka kroków od siebie. Podstawówka, gimnazjum, liceum. Lata mijały, a my dalej trzymaliśmy się we troje. Może z jedną różnicą. Z tą różnicą ,że od końca gimnazjum patrzyłem na nią inaczej. Inaczej niż na zwykłą przyjaciółkę. Wtedy też przestała dla mnie nią być. Dlaczego jej tego nie powiedziałem? Bo jestem największym tchórzem świata i bałem się ,że ona nie czuje tego samego i zniszczę tą, trwającą kilkanaście dobrych lat przyjaźń. I choć wszyscy dookoła widzieli to, czego my obydwoje nie byliśmy w stanie dostrzec, udawaliśmy przyjaźń. Szalałem za nią jak głupi i widząc jak inni się do niej ślinili aż się we mnie gotowało. Była tak blisko, a jednocześnie daleko. Oszukiwałem się ,że to tylko głupie zauroczenie i mi przejdzie. Nie było łatwo, ale jakoś nauczyłem się żyć z tym platonicznym uczuciem. Wydawać się mogło ,że to powoli przygasa i umrze śmiercią naturalną, ale wszystko zmieniła studniówka, na którą poszliśmy razem. Jak to bywało, nie stroniło się na niej od czegoś mocniejszego. Obydwoje byliśmy już wtedy lekko wstawieni i z pewnością gdyby nie resztki oleju w głowie, między nami doszłoby do czegoś o wiele bardziej poważniejszego niż pocałunku. Choć między nami po tym wydarzeniu było dość dziwnie, to w dalszym ciągu utrzymywaliśmy kontakt. Wyjechałem wtedy grać do Częstochowy. Mimo to, że ona była w Warszawie, a ja tam widywaliśmy się niemożliwie często. Wtedy wszyscy myśleli ,że jesteśmy parą, jednak my oczywiście szliśmy w zaparte. Gdy następnego roku znowu poszliśmy razem na studniówkę, tym razem jej, byliśmy naprawdę blisko. Możliwe ,że gdyby odważyłbym się powiedzieć te dwa, cholerne słowa nie stałoby się to, co się stało. Nie długo potem, po jednym z meczy na którym była z naszym przyjacielem, dowiedziałem się ,że wyjeżdża. Nie potrafiłem nic zrobić. Dobiło mnie to, kompletnie. Zastrzeliła mnie kompletnie tą informacją, ale starałem się tego nie okazywać. Dopiero gdy przeszła przez bramki na lotnisku dotarło do mnie ,że chyba zwariuję bez niej. Wtedy dopiero powiedziałem jej te dwa, jakże trudne do wypowiedzenia przez każdego faceta słowa, jednak na próżno. Wyjechała. Tak po prostu. Kolejne kilka miesięcy było dla mnie istną katorgą. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Nie było minuty by moje myśli nie skupiały się wokół tej drobnej blondynki o cudownym uśmiechu. Mijały lata. Wszyscy moi kumple znaleźli sobie drugie połówki, niektórzy się już ochajtali, a ja dalej byłem kawalerem. Nie potrafiłem po prostu, każdej napotkanej kobiety nie porównywać do niej. Nawet jeśli pojawiał się ktoś w moim życiu, to jeszcze szybciej znikał. Przez te lata, pogodziłem się z myślą ,że jest za oceanem szczęśliwa i prawdopodobnie ma kogoś. Ostatnio, zupełnie przypadkiem dowiedziałem się ,że wraca, moja reakcja nie mogła być inna. Musiałem przyjechać. Musiałem ją zobaczyć.-urywa biorąc głęboki oddech i oczekując na jej reakcję
 -Dalej to do niej czujesz?-pyta
 -Nie byłoby mnie tu, gdyby tak nie było.
 -Powiem ci coś w sekrecie.-rzuca- Ona czuje do ciebie to samo.-mówi cicho- Dlaczego mi dałeś wyjechać, dlaczego?-pyta opierając głowę o jego tors
 -Dlaczego chciałaś wyjechać?
 -Przestraszyłam się. Przestraszyłam się ,że ty nie czujesz tego samego i zniszczę wszystko.-mówi łamiącym się głosem- Gdybym tylko nie była takim tchórzem, gdybym wiedziała..
 -Obydwoje to schrzaniliśmy.-unosi jej podbródek do góry- Ale właśnie teraz mamy szansę, by to naprawić.
 -Minęło pięć lat, jesteśmy zupełnie innymi ludźmi Andrzej, może to co czujemy, czujemy do tych dawnych siebie?
 -Nawet jeśli, to mam ochotę zakochać się także w tej nowej Oli.-uśmiecha się
 -Nawet pomimo tego ,że uciekłam i o mało ci nie straciliśmy kontaktu?-pyta
 -Zaryzykuję, a ty?
 -A mam coś do stracenia?
 -Absolutnie nic.-odpowiada jej- Kocham cię, mimo wszystko.
 -Wbrew wszystkiemu co się stało przez ostatnie pięć lat, ja ciebie też.-odpowiada by po chwili poczuć po blisko pięciu latach, powtórnie smak jego usta na swoich. By znów poczuć jego bliskość i ciepło. By znów poczuć, że jest obok.
 Sierpień, 2016 
Do czego dąży każdy z nas? Z pewnością każdy człowiek ma różne priorytety w życiu. Dla jednych jest to praca, dla drugich pokaźna sumka na koncie w banku, dla jeszcze innych piękny dom z ogrodem. Jednak bezsprzecznie, każdego z nas, bez względu na to jaki ma kolor skóry, jakiego wyznania jest, jakie ma poglądy na świat łączy jedna wartość, do jakiej dążymy. Każdy z nas dąży do osiągnięcia szczęścia. Dla każdego ten termin może mieć różne znaczenie. Szczęściem może być kariera zawodowa, przyjaciele, rodzina, stała posadka. Jednak najczęściej, największym szczęściem naszego życia, nie jest wartość materialna. Jest to coś, czego nie można kupić za żadne pieniądze świata. Jest to uczucie, jakim darzy się drugą osobę. Bo przecież każdy z nas pragnie kochać i być kochanym. Bo jeśli tak jest, to inne wartości schodzą wtedy na zupełnie inny plan.
 -Czy mistrz olimpijski ma jakieś specjalne życzenia co do kolacji?-pyta blondynka
 -Mam takie jedno.-mruczy jej przyjemnie do ucha składając ciepłe pocałunki na szyi
 -Oj panie Wrona, czy nie jest pan aby zmęczony po turnieju?
 -Skąd.-odpowiada z uśmieszkiem i powraca do poprzedniej czynności, gdy tą przerywa im cichy płacz. Wzdycha zrezygnowany po czym udaje się w kierunku pokoju z którego on dochodzi. Dopiero po dłuższej chwili wraca z ich pociechą na rękach, wcale nie wyglądającą na senną.
 -Skąd ona ma tyle energii?
 -Mnie pytasz? Ja po jednym meczu wymiękam, a ona po całym dniu biegania nie ma dość.-śmieje się- Drugie będzie spokojniejsze.
 -Uważaj bo uwierzę.-pokazuje mu język- Jak pójdzie w ciebie to da nam popalić.-śmieje się
 -Nie narzekaj kochanie, jakoś damy radę.-cmoka ją w policzek
 -Skoro Karol radzi sobie z bliźniakami.-chichocze
 -Tym bardziej jeśli Karol daje sobie radę z takimi małymi istotami.-śmieje się.
Wieczór spędzają jak i większość polskich rodzin. Jak to zwykle bywało, mała korzystała z obecności taty, którego ostatnimi dniami w domu bywało tyle co nic, a blondynka mogła przyglądać się na dwie najważniejsze osoby w swoim życiu. Na dwie największe miłości jakie posiadała. Mogła by godzinami patrzeć jak jej mąż, zabawia ich pociechę, jak do niej mówi i bawi do rozpuku. Bo kto nie chciałby oglądać takiego obrazka? Pytanie retoryczne.
 -Warto było czekać.-rzuca siatkarz gdy kładzie się na łóżku obok swojej małżonki
 -Ale na co?-mruży oczy
 -Na ciebie.-odpowiada z uśmiechem- Te pięć lat było niczym w porównaniu z tym, jak wielkie szczęście mi dajesz. Z tym jak wielkim skarbem jesteście dla mnie wy obie.
 -Powtarzasz się.
 -Bo tak naprawdę jest.-broni się- Kocham cię Oli i zawsze będę.
 -Ja ciebie też wielkoludzie.-uśmiecha się szeroko by zatopić się po chwili w jego ustach i toczyć zaciętą walkę języków przez którą brakuje jej tchu.
Miłość to ogromny skarb. Wartość ,którą należy pielęgnować każdego dnia. Pielęgnować niczym ogrodnik roślinę. Podlewać ją przez gesty, czyny i słowa. I za nic nie dać jej uschnąć. Bo choć czasem trudna, to warto o nią walczyć. Choć miłość to dziwny twór sprzeczności to warto pójść va bank. Bo jest ona czymś, czego nikt nam nie zabierze. Jest czymś do czego dąży każdy z nas. Czymś co nadaje życiu kolorytu. Wartością nadającą sens życiowej wędrówce.


KONIEC
~*~
Z pewnością większość z Was zaskoczyłam. O tyle wyjątkowym dniem dodania, jakim jest środa, co tym ,że rozdział nosi tytuł 'epilog'. Biłam się z myślami, czy aby nie wydłużyć, ale gdybym to zrobiła, to straciłoby to opowiadanie sens. Jeśli kogoś zawiodła i nadmiernie przyśpieszyłam, to przepraszam z całego serca. Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny jak to się mówi. Nie lubię się żegnać, dlatego już z góry przepraszam za to co tutaj napiszę. Także zacznę od początku.
Publikując tutaj czternastego września prolog, odroczyłam swój planowany urlop. Zaczynając to opowiadanie nie wiedziałam w zasadzie czego się spodziewać, zarówno po sobie, jak i po Waszych reakcjach , czytelniczek. Z pewnością bywały rozdziały lepsze i gorsze, choć mam nadzieję ,że tych drugich było o wiele mniej, to jestem naprawdę zadowolona z tego, co udało mi się tu wykreować. Pomimo ,że nie było to idealne opowiadanie w moim wykonaniu, to gdyby ktoś spytał gdzie pisało mi się najlepiej, to bez wahania umieściłabym sprzecznych na szczycie tejże listy. Dlatego jeszcze trudniej jest mi się żegnać z losami tej trójki. Choć niemiłosiernie momentami mieszałam w ich życiu i nie tylko, to doczekali się sielanki i happyendu. Wydawać się mogło ,że chyba tylko w epilogu nie namieszałam tak, jak to miałam w zwyczaju. Cóż mogę dodać? Piszę te słowa z poczuciem zadowolenia. Mimo wszelkich przeciwności losu, udało mi się dotrwać do końca tej wspaniałej podróży, jaką niebagatelnie było dla mnie pisanie tutaj. Nie mówię jednak definitywnie 'koniec'. Otóż.. Jak też wiecie, a może i nie, w epilogach we wszystkich swoich poprzednich opowiadaniach doprowadzałam akcję do samiutkiego końca, tutaj zrobiłam wyjątek. Nie jest to nic pewnego, ale zostawiam sobie otwartą furtkę. Do czego? Możliwe ,że za jakiś czas ukaże się dosłownie kilka epizodów opisujących życie Oliwii i Andrzeja, aczkolwiek nic nie obiecuję. 
Na chwilę obecną jednak żegnam, choć pamiętajcie, ostatniego słowa nie powiedziałam.
Dziękuję za to ,że byłyście tutaj razem ze mną i swoimi komentarzami, motywowałyście mnie do dalszego pisania! Dziękuję Wam za to z całego serca! 
Do zobaczenia na moich innych dziełach, tj. duecie, czy też Picie, który ruszy niebawem.
PS. Jeśli czytałaś, zostaw choć najdrobniejszy komentarz, to dla mnie wiele znaczy! :)
Ściskam, 
wasza wingspiker!

|ASKduet | Pit | 
PS2. Epilog ten chcę zadedykować pewnej wspaniałej osobie, która była moją pierwszą recenzentką rozdziałów, pomagała przy dylematach w pisaniu, wspierała w trudnych chwilach i na którą mogę zawsze liczyć. Z całego serduszka dziękuję Joan. Dziękuję ,że jesteś i ze mną wytrzymujesz <3

sobota, 1 marca 2014

Sprzeczność dwudziesta piąta.

Bez wahania sięgnęła po telefon i zadzwoniła do jednej z najbardziej zaufanych osób. Jako ,że jej siostra była chwilowo niedysponowana ,a potrzebowała kogoś bezstronnego zdecydowała się na spotkanie z Olą, aktualnie będącą małżonką najbardziej pokręconego gościa świata.
 -Kochasz go?-pyta po wysłuchaniu całej historii
 -Jak nikogo innego.
 -Nie podejmę za ciebie decyzji Oli, ale musisz wiedzieć ,że życie z siatkarzem nie należy do najłatwiejszych. O tyle u nas odległość nie jest tak duża, bo Warszawa i Bełchatów to jest nic w porównaniu z Berlinem i Bełchatowem. To co już zrobisz to jest twoja gestia, ale wiedz jedno. Jeśli znowu wyjedziesz stracisz go na zawsze i złamiesz doszczętnie serce.-mówi spokojnie- On cię naprawdę kocha i świata poza tobą nie widzi. Nie rób mu tego kolejny raz. Może i tego ci nie powiedział, ale przez te pięć lat kiedy cię nie było naprawdę nie potrafił się pozbierać. Dopiero teraz widać ,że odżył. Jesteś dla niego wszystkim.
 -On też jest dla mnie cholernie ważny i nie chcę go zostawiać po raz kolejny.-wzdycha
 -No to chyba już masz odpowiedź.-uśmiecha się- A tak między nami to widać ,że bardzo cię kocha.
 -A ja jego i chyba nie potrafiłabym mu tego zrobić, znowu uciec. Sama bym tego nie zniosła, skoro nawet teraz, gdy widujemy się co kilka tygodni nie potrafię ani przez chwilę o nim nie myśleć.
 -Aż miło na was patrzeć, na takich szczęśliwych.-mówi- Obstawialiśmy tylko z Karolem kiedy to nastąpi.-chichocze
 -To fakt, trochę nam to rzeczywiście zajęło.-wtóruje jej blondynka
 -Lepiej późno niż wcale, choć nie powiem, żadne z nas nie trafiło w długość.
 -A ile obstawialiście?
 -Ja trzy lata, Karol .. osiem.
 -Osiem?-wybucha śmiechem
 -Mam nadzieję ,że nie karzecie nam tyle czekać.
 -Na co?-mruży oczy
 -Jak to na co, na weselicho!-rzuca wesoło
 -Dopiero się zeszliśmy, wszystko po kolei.-studzi jej zapał. Musiała jednak przyznać ,że kłosowa małżonka zdecydowanie jej pomogła. Pomogła w podjęciu decyzji którą w zasadzie podjęła już w chwili, gdy otrzymała propozycję. Za nic w świecie nie zamierzała wyjeżdżać. Choć z pewnością, z zawodowego punktu widzenia taka okazja mogła się nigdy już nie powtórzyć, ale serce tym razem wygrało spór z rozumem. Niepodważalnie kochała go i nie potrafiła by go zostawić po raz kolejny. Teraz była tego w stu procentach pewna. Była dla niej wszystkim. Był jej całym światem. Wystarczająco już go zraniła do tej pory poprzez swoje czyny. Wystarczająco obydwoje już się wycierpieli egzystując osobnie. Nie chciała go tracić. Chciała być obok niego, gdy tylko będzie jej potrzebował i na odwrót.
 -Musimy się chyba częściej spotykać moja droga.-rzuca na pożegnaniu
 -Jestem jak najbardziej za!
 -W takim razie jesteśmy w kontakcie i mam nadzieję ,że wybiłam ci Berlin z głowy.-unosi kąciki ust delikatnie ku górze
 -Zdecydowanie.-odpowiada blondynka- Tak czy siak będę musiała mu o tym wyjeździe powiedzieć.
Dopiero po chwili rozmowy dostrzega znajomą sylwetką w oddali. Widzi jak bacznie im się przygląda. Dopiero gdy żegna się z Olą rusza w jej kierunku.
 -Wyjeżdżasz? Kurde Oliwia, obiecałaś!-rzuca oburzony- Niech się Wrona tylko dowie to jedyne gdzie pojedziesz to w jedną stronę do Bełchatowa!-mówi nie pozwalając jej dojść do słowa
 -Karol!
 -Nie, teraz ja mówię!-rzuca zły- Choćbym miał ci zabarykadować drzwi to ci za cholerę nie pozwolę wyjechać. Tym bardziej Andrzej. Po moim kurwa trupie!-fuczy po czym po czym szybko znika z jej pola widzenia, nie reagując nawet na nawoływania. Z prędkością światła zniknął z galerii handlowej i przepadł na parkingu. Obawiała się tego, co musiał usłyszeć. A co gorsza, co powie Wronie. Za wszelką cenę próbowała się dodzwonić do Kłosa, jednak bezskutecznie. Jak zwykle źle usłyszał i z całą pewnością dzięki niemu na dzień dobry dostanie kłótnię i wyrzuty od Wrony. Było to nieuniknione, bo także nie odbierał telefonu. Nie pomagał jej także fakt niezbyt dobrego samopoczucia przez co w zasadzie ledwo doczołgała się do domu. Niemal natychmiast wzięła jakieś lekarstwa i wyłożyła się na kanapie w salonie. Jak zwykle o tejże porze w domu prócz niej, nikogo nie było. Nie minęło dziesięć minut, a dobiegło ją pukanie do drzwi. Jakimś cudem zdołała się podnieść i powędrować w kierunku drzwi. Jak też się spodziewała, stał w nich Wrona z dość niewyraźnym wyrazem twarzy.
 -Masz mi może coś do powiedzenia?-pyta oschle
 -Cokolwiek powiedział ci Karol, wcale się nigdzie nie wybieram.-wydusza z siebie
 -Słyszałem co innego.-warczy
 -Nie wiesz jaki jest Karol? Jak zwykle coś źle usłyszy ,a potem robi burdel.-mówi kierując się w kierunku salonu, lecz po chwili się zatrzymuje. Robi jej się dziwnie słabo. Oddech zdecydowanie przyśpiesza, a do tego dociera do niej co drugie słowo. Nie wie nawet kiedy Andrzej stoi tuż obok niej i gorliwie coś do niej mówi. Właściwie nie wie kiedy traci kontakt z rzeczywistością.
Siatkarz nerwowo przechadza się po szpitalnym korytarzu, w oczekiwaniu na jakiekolwiek wieści. Oczywiście jak to bywa w takich sytuacjach, nie jest żadną rodziną i nie może dowiedzieć się w zasadzie niczego, prócz tego ,że to nic poważnego. Dopiero rodzicielka Kwiecińskiej mogła czegokolwiek się dowiedzieć.
 -Witam, jestem doktor Borowski, przyjmowałem panią.-rzuca lekarz gdy blondynka otwiera oczy- Jest pani w szpitalu i z pewnością chciałaby pani znać powód.
 -Jak najbardziej.-chrypi
 -Zauważyła pani ostatnio jakieś zmiany w swoim organizmie?-pyta spokojnie
 -Ostatnio byłam trochę zmęczona, ale to z pewnością dlatego ,że miałam ogrom pracy i mało sypiałam.
 -I tylko tyle, nic więcej?-pyta
 -W zasadzie to chyba nie.-kręci głową
 -Kiedy ostatni raz miała pani menstruację?
 -W zeszłym miesiącu.-odpowiada drżącym głosem, jak gdyby powoli łapiąc co było przyczyną zasłabnięcia- Chce pan powiedzieć ,że..
 -Dokładnie to chcę powiedzieć.
 -Nie wierzę. To nie może być prawda.-mówi łamanym głosem chowając twarz w dłoniach
 -To koniec drugiego miesiąca.-odpowiada nie zważając na jej lament- Utrata przytomności była spowodowana przemęczeniem. Musi pani teraz o wiele bardziej się szanować, tym bardziej ,że nie chodzi już tylko i wyłącznie o panią.-delikatnie się uśmiecha- Zostawię panią samą.
Siedzi przez chwilę w dłuższym szoku nie mogą pozbierać myśli. W życiu nie pomyślałaby ,że może być w ciąży. Ani przez moment nie przeszło jej to przez myśl. Z tego wszystkiego wyrwała ją matka zajmująca krzesełko tuż obok. Patrzyła na nią wzrokiem pełnym litości i matczynej miłości.
 -Mamo... ja jestem.. w ciąży.-chlipie
 -Lekarz mi powiedział skarbie.-mówi spokojnie starając się ją uspokoić- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
 -Miałam tyle planów, przecież ja sobie nie poradzę.-mówi pociągając nosem
 -Nie jesteś przecież sama słoneczko. Masz nas, ale przede wszystkim też Andrzeja.
 -Przecież on mnie znienawidzi.
 -On cię kocha i jestem pewna ,że tego nie zrobi.-mówi gładząc dłonią jej policzek- Myślę ,że to on powinien tu siedzieć, nie ja.
 -On jeszcze nie wie?-pyta
 -Sądzę ,że powinien się tego dowiedzieć od ciebie.
Przytula ją po czym wychodzi, posyłając jej krzepiący uśmiech. Nie mija chwila, a do sali wchodzi wyraźnie zaniepokojony środkowy. Dość niepewnie siada obok niej. Przez dłuższą chwilę tkwią w milczeniu. Wtedy blondynka walczy ze sobą żeby nie wybuchnąć płaczem. Tu mogła zaobserwować jeden z wielu objawów swojego stanu, buzujące hormony.
 -Powiesz mi, co ci jest?-przerywa wreszcie ciszę, świdrując ją spojrzeniem
 -Andrzej, ja.. nie wiem jak mam ci to powiedzieć.-mówi z trudem powstrzymując łzy
 -Najlepiej prosto z mostu.-wzrusza ramionami
 -Wiesz co było blisko trzy miesiące temu.
 -Nie wiem, wesele Karola?
 -A podczas niego?-ciągnie
 -No zależy o co pytasz.-drapie się po karku wyraźnie zakłopotany
 -O nas.-odpowiada stanowczo pociągając nosem
 -No.. my.. eee.. przespaliśmy się ze sobą.
 -Właśnie.-pociąga nosem- Jestem w ciąży.
 -Co?!-patrzy na nią zupełnie zszokowany i absolutnie zastrzelony tą informacją. Wypuszcza głośno powietrze z ust i siedzi przez dłuższą chwilę z twarzą schowaną w dłonie.
 -Powiedz coś.-mówi blondynka cicho- Nie wiem, na przykład ,że mnie nienawidzisz? Wolę to niż milczenie.
 -Po prostu jestem w szoku.-wydusza z siebie
 -A myślisz ,że ja nie?!-podnosi ton głosu- To ja jestem w ciąży, nie ty. To ja muszę teraz wszystko rzucić i zostałam z tym wszystkim obarczona.
 -Naprawdę masz mnie za takiego? Myślisz ,że cię zostawię w takiej chwili?!-mówi z wyraźną pretensja w głosie
 -Kilka godzin temu bazując na tym co powiedział ci przygłupawy przyjaciel wpadłeś do mnie drąc się na mnie ,że cię oszukałam i nic nie powiedziała o tym ,że wyjeżdżam!-odpowiada mu- Chyba już ci coś powiedziałam na ten temat, nigdzie, ale to nigdzie się nie wybieram. Na pewno nie teraz po tym czego się dowiedziałam.
 -Czyli chciałaś pojechać?
 -Od razu kiedy dostałam tą propozycję powiedziałam ,że nie chcę wyjeżdżać.-mów starając się uspokoić nerwy- A wiesz dlaczego? Bo cię kurwa kocham i nie potrafiłabym ci tego i sobie znowu zrobić.
 -Więc dlaczego sądzisz ,że mógłbym cię znienawidzić?
 -Bo jak Majka rzuciła temat dzieci nie wyglądałeś na zbyt optymistycznie nastawionego na ten temat.
 -A dziwisz mi się? Dopiero co do siebie wróciliśmy, nie myślałem nawet o tym o czym Karol mi truje od ładnych paru lat, co mówić o dziecku.-rzuca Wrona- Może i jestem zupełnie zszokowany tym faktem bo w życiu bym się tego nie spodziewał, ale kocham cię najbardziej na świecie Oli i tak samo będę kochał to maleństwo.-mówi delikatnie się uśmiechając i siadając tuż obok niej- Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie i nic, ani nikt tego nie zmieni. Chociaż w tej chwili to obydwoje jesteście.-uśmiecha się
 -Jesteś pewien?
 -Jak niczego innego na świecie.-mówi ciepło- Chce się z tobą zestarzeć i patrzeć jak ten szkrab rośnie.-mówi po czym wykonuje coś co absolutnie ją urzeka i niemalże doprowadza do płaczu. Kładzie rękę na jej jeszcze nie widocznym brzuszku po czym składa czuły pocałunek na jej ustach.-Proszę cię nie płacz.
 -Ale to ze szczęścia.-szepcze zagłębiając się w jego ramionach
 -Mam nadzieję ,że to będzie chłopak, bo ja to będzie dziewczyna i odziedziczy urodę po tobie to będę musiał kupić sobie wiatrówkę.-śmieje się
 -Teraz się śmiejesz, a przed chwilą miałeś wzrok jakbyś chciał kogoś co najmniej zabić.
 -Nie tylko kobieta zmienną jest.-cmoka ją w czubek głowy- Kocham cię.
 -Ja ciebie też.-odpowiada mu po czym wtula się w jego ramiona.
Jeszcze kilka chwil temu wiadomość o ciąży była dla niej końcem świata. Była przekreślaniem kariery zawodowej i wszelkich innych planów. Tak teraz była najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie myślała o tym co będzie, delektowała się chwilą. Napawała się tym ,że ma swoje największe szczęście przy sobie, a drugie z nich nosiła pod swoim sercem i miało wywrócić ich świat do góry nogami za blisko pół roku. Choć okropnie się tego wszystkiego bała była aż nadto spokojna. Chociaż przerażało ją nocne karmienie, wstawanie o nieludzkiej porze, zmienianie pieluch, to ,że nie ma żadnego pojęcia o opiece nad dziećmi, to odrzucała te myśli na dalszy plan. Miała przy sobie Andrzeja i wiedziała ,że jakoś sobie poradzą. Wiedziała ,że metodą prób i błędów nauczą się wszystkiego. Pomimo tego ,że dopiero ich drogi ponownie się zeszły i ponownie uczyli się na nowo siebie. Uczyli się żyć razem w przyśpieszonym tempie, bo czas wyjątkowo działał na ich niekorzyść w tym przypadku. Jednak byli w tym wszystkim razem i wspólnie stawiali czoła wszelkim przeciwnościom losu.
 -Karol dzisiaj stwierdził ,że będzie najcudowniejszym wujkiem świata, za to mnie skwitował wręcz przeciwnie.-rzuca gdy wraca z treningu i siada obok blondynki- Stwierdził ,że ze mnie to dupa nie ojciec będzie. Co jeśli ma rację?
 -Sądzisz ,że dałabym ci być ojcem do dupy? Że my damy?-gładzi swój już dość widoczny brzuszek
 -Wątpliwe.-uśmiecha się- Ale naprawdę się boję. Jestem zupełnie zielony w tych sprawach.
 -A myślisz ,że ja się nie boję? To ,że przeczytam masę książek i poradników nie czyni ze mnie eksperta.-mówi ze stoickimi spokojem- Każdy musi to przejść, założę się ,że nasi rodzice wcale nie mieli lepiej. Jakoś sobie poradzimy. My byśmy nie dali rady?-uśmiecha się
 -Skoro Włodi sobie daje.-wzrusza ramionami
 -Będziesz cudownym ojcem.
 -A ty cudowną matką.-unosi kąciki ust ku górze, by po chwili złożyć czuły pocałunek na jej ustach
 -Już się nie boisz ,że mnie uszkodzisz?-chichocze blondynka
 -Sama mówiłaś ,że to niemożliwe.-szczerzy się
 -No wiesz, może jednak?-śmieje się
 -Zaryzykuję.-obdarza ją mokrymi pocałunkami na szyi
 -Co z ciebie za ojciec ryzykując zdrowiem własnej córki?
 -Następny będzie syn.
 -Syn?-unosi brew ku górze w geście rozbawienia
 -Nad tym popracujemy.-uśmiecha się
 -Pamiętaj ,że nie jesteśmy małżeństwem..
 -I nie musisz się ze mną we wszystkim zgadzać i te inne, tak wiem!-rzuca rozbawiony- Ale jesteś moją najcudowniejszą narzeczoną.-cmoka ją
 -I najgrubszą!
 -Kochanie, jesteś w ciąży, to chyba normalne ,że się tyje.
 -Ale aż tyle?-krzywi się- Będę to zrzucać potem całe życie. Wszystko twoja wina Wrona!-dźga go w bok
 -Moja?-śmieje się siatkarz
 -Owszem, twoja.-wytyka język w jego stronę- Nie zmienia to jednak faktu ,że jesteś najbardziej nadopiekuńczym przyszłym tatusiem na świecie!
 -Po prostu się o ciebie troszczę mała.-obejmuje ją
 -A mnie to się zdecydowanie podoba.-mruczy
 -Nie wątpię.-prycha- Wykorzystujesz mnie jak tylko możesz.
 -Sam się dajesz.-zauważa
 -Bo nie umiem ci odmówić, a ty to skrzętnie wykorzystujesz
 -Ponieważ mogę.-składa pocałunek na jego ustach
 -A ja jestem nieasertywny.
 -Mnie to się w tobie podoba.-uśmiecha się szeroko przeczesując jego przydługie włosy
 -Tylko to?-uśmiecha się zalotnie
 -Och, zdecydowanie więcej panie Wrona.-mruczy mu przyjemnie do ucha- Nawet twoja zawziętość i upartość jest bardzo kręcąca.
 -Szósty miesiąc ciąży, a ty taka rozochocona? No ciekawie.
 -Przypomnieć ci kto przez blisko trzy miesiące bał się mnie dotykać?-chichocze
 -Bardzo zabawne!-rzuca z udawaną obrazą
 -I to jak.-smakuje jego ust by po chwili czuć jego dłonie błądzące wzdłuż linii kręgosłupa, co raz to niżej
 -Przyjemności będziemy musieli chyba jednak odłożyć na potem.-przerywa jej- Pamiętasz ,że zaraz będziemy mieć gości?
 -Pamiętam.-mówi zrezygnowana, co wyjątkowo go bawi
 -Kłosiki i twoja siostra z Włodim. -Szybko ich opędzimy, a potem wrócimy do tego co nam przerwali.-śmieje się całując ją w policzek po czym zmierza ku drzwiom do których dobijają się goście.
To wszystko co wydarzyło się przez ostatnie miesiące wydawało się jej być snem. Gdyby ktoś powiedział jej, tuż po jej przyjeździe ile przejdą wraz z Wroną zanim się definitywnie zejdą, że zostaną rodzicami to z pewnością szczerze by go wyśmiała. A teraz? Teraz była najszczęśliwszą osobą na świecie. Miał przy swoim boku ukochanego mężczyznę, a za trzy miesiące mieli przywitać na świecie owoc swojej miłości jakim miała być ich córka. Wbrew wszystkiemu i wszystkim była zdecydowanie spełniona. Wreszcie jej życie nabrało odpowiedniego kolorytu. Koloru ,którego zdecydowanie nadawał jej ponad dwumetrowy osobnik będący jej narzeczonym, a także emitujący szczęściem Kłos, któremu zdecydowanie służyło małżeństwo, czy też siostra, która była naprawdę szczęśliwa z Włodarczykiem. To wszystko wydawało się być tak idealne, że momentami wydawało jej się ,że to wszystko jej się śni. Snem z którego z pewnością nie chciała się budzić.
~*~
Spodziewał się ktoś takiego obrotu spraw? Jeśli tak, z pewnością nieliczne z Was i dla takich gratulacje! Wyczekana sielaneczka, chociaż w sumie w tym rozdziale było ze skrajności w skrajność. Generalnie, pewnie Was zdziwię, jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału. Aczkolwiek wszelakie opinie pozostawiam Wam :) 
W tej chwili korzystam z cudownej opcji dodawania automatycznego, gdyż obecnie przebywam na turnieju MP, także miłego czytania kochane i przepraszam za brak poinformowania, ale siła wyższa. Trzymajcie tam za mnie kciuki kochane ;)
Ściskam,
wingspiker.
|ASKduet | Pit | 
PS. Kolejny, standardowo, za tydzień :)
PS2. W imieniu wingspiker przepraszam za zwłokę, jednakże cudowna opcja dodawania automatycznego trochę się zbuntowała i nie zadziałała. (Joan)