-Co się dzieje mała?-pyta środkowy pojawiając się w drzwiach przyjaciółki na dzień przed uroczystym zakończeniem roku
-Sama nie wiem.-wzdycha
-Nie próbuj mnie nawet zbyć moja droga.-grozi jej po czym przechodzą do salonu i siadają na kanapie- A więc?
-To wszystko znowu zaczyna mnie przerastać.
-Coś znowu zrobił?-marszczy brwi na co ona kiwa twierdząco głową i opowiada mu całą historię. Przez dłuższą chwilę siedzi w ciszy jak gdyby przetrawiając informacje.-On cię kocha.-mówi cicho
-Nie wiem Karol, nie wiem.-krzywi się
-Może powiedział to po pijaku, ale naprawdę tak jest.-odpowiada- On tego nie pamięta.
-Nie pamięta?-pyta zszokowana- To wszystko tłumaczy.
-Wszystko?
-Jak ostatnio go spotkałam zachowywał się jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jakby to nigdy nie miało miejsca. To mnie zastanowiło.
-Jak z nim o tym gadałem to nie powiedział za wiele, a uwierz, wyczułbym jakby coś ukrywał. Pogadaj z nim.-rzuca
-To nie jest proste. Dziwnie się czuję z tym wszystkim co mi powiedział. Z tym co zrobił...
-Wiesz Oli. Jesteście dorosłymi ludźmi i musicie sami jakoś to rozwiązać bo to w waszym interesie.-mówi spokojnie- Chociaż naprawdę lubię Włodka to musisz wiedzieć ,że ja wam z Andrzejem dalej kibicuje.-spogląda na nią nieśmiało
-Ale skoro on tego nie pamięta..
-Nawet o tym nie myśl!-przerywa jej- Jak mu nie powiesz, to ja powiem.
-Szantażujesz mnie?-marszczy brwi
-Tak, dokładnie.-odpiera stanowczo
-To mu powiedz.-wzrusza ramionami- No dalej, leć.
-Wiesz ,że nie jestem do tego zdolny.-kręci głową
-Karol, jesteś dla mnie jak brat, cenię sobie twoją obecność, ale jak powiedziałeś. Ta decyzja należy do mnie. Do nas, co z tym zrobić, proszę nie naciskaj bo ja sama jestem zupełnie skołowana.
-Hej mała, przecież ja próbuję ci pomóc. I jakbyś nie wybrała zawsze będę obok.-uśmiecha się krzepiąco po czym obejmuje blondynkę. Tkwią w uścisku przez dłuższą chwilę zupełnie nic nie mówiąc. W takich właśnie momentach potrafiła docenić to ,że miała takiego przyjaciela. Chociaż był najbardziej zwariowanym i zakręconym człowiekiem jakiego znała to w trudnych chwilach jak prawdziwy przyjaciel był obok i wspierał ją kiedy tego właśnie potrzebowała.
-Jakoś się ułoży.-mówi ciepło
-Mam nadzieję.-wzdycha- Koniec tych smętów! Masz już jakiś plan na jutro?
Doskonale wiedziała jak odwrócić jego uwagę. Z resztą nie należało to do najtrudniejszych rzeczy. Gdy tylko podrzuciła temat zaczął gadać jak najęty prowadząc w zasadzie monolog. Ona siedziała obok i przytakiwała głową słuchając przyjaciela. Był zupełnie podekscytowany jutrzejszym dniem, ale czy można było mu się dziwić? Sama nie mogła się doczekać tego co zaplanował.
Trzydziesty pierwszy dzień grudnia. Trzysta sześćdziesiąty piąty dzień roku. Ostatni dzień dwa tysiące trzynastego. Od samego rana za oknem można usłyszeć odgłosy fajerwerek puszczanych przez dzieci. Dostrzec też można wyjątkowe poruszenie w supermarketach, a nawet osiedlowych sklepikach. Ostatnie godziny roku i absolutny wyścig. Wyścig o jak najlepiej zorganizowaną imprezę, najlepszą kreację, fryzurę, czy partnera. Jednak jej to chyba nie dotykało w aż takim stopniu. Nie podzielała tej ogólnopowszechnej ekscytacji z powodu zmiany daty. Wydawał jej się to być dzień jak każdy inny. Jak gdyby nigdy nic zwlekała się rano z łóżka po czym włożyła na nogi ciepłe kapcie i powędrowała w kierunku kuchni. Jak co ranek wypiła na pobudzenie solidny kubek mocnej kawy przeżuwając przy tym tosty. Wtedy właśnie naszła ją dziwna refleksja. Refleksja nad ostatnim, właśnie mijającym rokiem jej życia. Czy mogła go uznać za dobry? Z pewnością nie należał do jej najlepszych. Podjęła w czasie jego trwania kilka mniej i bardziej odważnych decyzji. Wykonała kilka kroków na przód, ale chyba tyle samo wstecz. Zmieniła otoczenie. Wróciła do dawnego życia w Polsce. Wróciła do rodziny, przyjaciół. Parę spraw zyskało rozwiązanie, ale też parę skomplikowało się maksymalnie. Była o rok starsza, ale także miała o rok więcej zmartwień. Miała dwadzieścia pięć lat na karku, a czuła się o wiele starzej. Osoby w jej wieku miały już swoją drugą połówkę, były szczęśliwe w małżeństwie, miały pociechy,a ona? Tkwiła dalej w martwym punkcie swojego życia. Mogła tylko patrzeć z boku jak jej najbliżsi układają sobie życie i czekać aż wyjdzie z życiowych zakrętów swego żywota i wreszcie będzie mogła powiedzieć z pełną odpowiedzialnością ,że jest naprawdę szczęśliwa. Bo obecnie szczęście było pojęcia względnym. Była zmęczona tym wszystkim co działo się dookoła niej. Co najmniej tysiąc razy miała ochotę rzucić to wszystko w cholerę i po prostu uciec gdzieś, gdzie to wszystko by jej nie dotykało. Jednak drugie tysiąc razy ganiła się za takie myśli. Już raz uciekła, niczym największy tchórz wolała wyjechać niż stawić czoła temu co spędzało jej wtedy sen z powiek. Teraz skutki jej ucieczki były jeszcze widoczniejsze. Jeszcze bardziej dawały o sobie znać.
-Gotowa?-pyta pojawiając się w drzwiach siatkarz
-Jak nigdy.-odpowiada wymuszając uśmiech, wcale, a wcale nie podzielając jego optymizmu.
Jednak wraz z trwaniem zabawy, jej humor ulegał zmianie. Bo zaledwie po trzech godzinach wręcz płakała ze śmiechu, co zawdzięczała swojemu ukochanemu przyjacielowi o blond włosach zabawiającego jak zawsze towarzystwo przy pomocy innych wielkoludów. Chociaż na chwilę mogła zapomnieć o tym całym natłoku myśli jaki kołatał się w jej głowie. Mimo ,że obecność tych dwóch, którzy byli właśnie powodem jej roztargnienia wcale nie polepszała jej pozycji, starała się o tym nie myśleć. W zasadzie nie spostrzegła się nawet gdy zostało tylko parę minut do północy. Nie kryla też rozbawienia widząc zupełnie zestresowanego Kłosa, który właśnie w tej chwili zbierał się w sobie by poprosić o rękę swoją ukochaną. Nie zajęło mu to długo bo już po chwili klęczał na jednym kolanie zadając pytanie, które z pewnością każda kobieta chciałaby usłyszeć od swojego mężczyzny. Wszyscy w absolutnym skupieniu obserwowali reakcję kłosowej wybranki. Ale czy mogła być inna? Po chwili znajdowali się w swoich objęciach zupełnie zapominając o otaczających ich znajomych. Wtedy właśnie napotkała wzrok Wrony. Westchnęła cicho przechylając głowę na bok. On w odpowiedzi posłał jej tylko nikły uśmiech i wzruszył delikatnie ramionami. Choć mogła czytać jego gesty dwuznacznie doskonale wiedziała co miał na myśli. Dlatego tak bardzo obawiała się składania życzeń. Widać było ,że nie tylko ona bo w zasadzie siebie, zostawili sobie na koniec.
-Unikasz mnie.-zauważa znajdując się obok niej
-Och, skąd ten pomysł?-pyta z ironią
-Co się wydarzyło po moich urodzinach?-pyta bez zbędnych ceregieli
-Zależy o co pytasz.
-O powód twojej złości.-odpowiada
-Naprawdę chcesz zaczynać w ten sposób rok?-wzdycha
-Chciałbym wiedzieć co takiego zmalowałem.
-Skąd pewność ,że coś zrobiłeś?
-Stąd ,że Karol się wygadał.-mówi
-Czyli ty naprawdę nic nie pamiętasz?-pyta zdumiona
-Niewiele.
-Teraz chyba nie jest jednak odpowiednia chwila na taką rozmowę, możemy się umówić, kiedy indziej?
-W porządku.-przytakuje by po chwili ciszy dodać- Nie będę ci zabierał czasu bo i tak jestem pod kontrolą.-rzuca mając na myśli przyjmującego bacznie im się przyglądającego od pewnego czasu- Więc z okazji Nowego Roku Oli wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń tych o których mi wiadomo i nie, żeby ci się na studiach powodziło choć i bez tego by tak było, byś dalej była taka jaka jesteś i by między nami... było jak kiedyś.
-Tobie więc dużo zdrowia, żadnych paskudnych kontuzji, worka medali zdobytych wraz z Karolkiem, szczęścia, miłości i żebyś się nie zmieniał, mimo wszystko.-obdarowuje go uśmiechem po czym wymieniają się krótkim uściskiem po czym zmierzają, każde w swoją stronę.
Zabawa trwała i trwała w najlepsze. Najwytrwalsi dobili do godziny szóstej rano wśród których oczywiście znalazł się Kłos. Jednak większość, w tym i Kwiecińska opuściła zgromadzenie w okolicach piątej.
-Ten rok był.. fajny.-rzuca przyjmujący
-Fajny?-unosi brew- Co było w nim takiego fajnego?
-Na przykład ty.-uśmiecha się
-Polemizowałabym.
-A ja nie.-kręci głową- Oby kolejny był właśnie taki.
-Taki fajny?-chichocze
-Nawet i lepszy!-rzuca po czym obejmuje ją na pożegnanie-A tobie co się podobało w tym fajnym roku?
-Coś by się na pewno znalazło.
-Na przykład?-ciągnął
-Taki jeden dwumetrowiec na przykład.
-Fajnie ma.
-Ja mam lepiej.-unosi kąciki ust ku górze- Zdecydowanie fajniej.-mówi ciszej po czym składa pocałunek na jego ustach.
-Tak, to był fajny rok.-śmieje się siatkarz po czym jeszcze raz kosztuje jej ust i się rozstają.
Gdy otwiera oczy czuje pulsujący ból głowy i ogromne pragnienie. Natychmiast człapie ku kuchni i wypija łapczywie kilka łyków wody. Odpisuje na wszystkie zalegające noworoczne życzenia, odbywa krótką rozmowę z matką przy okazji dowiadując się jak minął im ten ostatni dzień roku i wysłuchując jej trwających, zdaje się cała wieczność życzeń. Po tych czynnościach powtórnie ląduję w łóżku. Gdy następnym razem otwiera oczy za oknem panuje mrok. Nie zrażając się wieczorną godziną bierze długą kąpiel po czym wkłada coś wyjściowego i udaje się do sklepu. Wcale nie dziwi jej fakt ,że nie napotyka tam oczekiwanych tłumów. Z pewnością większa część osiedla, zamieszkiwanego w dużej mierze przez studentów odczuwa skutki nocy wczorajszej.
-Trzeźwa?-słyszy za sobą znajomy, niski głos
-A wyglądam?
-Na pewno lepiej niż Karol.-śmieje się
-Widziałeś go?
-Wpadłem po drodze zobaczyć czy żyje i przyznam ,że marne to jego życie.
-Cały Kłosik.-chichocze blondynka- Aczkolwiek nie dziwię mu się, miał okazję żeby się schlać.
-Kto by pomyślał ,że to on pierwszy z naszej trójki będzie się chajtał.
-Na pewno nikt.-odpowiada ze śmiechem po czym zapada między nimi nieprzyzwoita cisza. Stoją na środku chodnika tocząc walkę na spojrzenia.
-No co?-spogląda na niego pytająco Kwiecińska
-Pogadamy?
-Mamy o czym?-pyta
-Nie denerwuj mnie.
-Chodź.-kiwa głową po czym obydwoje kierują się do lokum blondynki. Zanim jednak zaczynają właściwą część rozmowy siatkarz pomaga jej w przygotowaniu kolacji. Nigdy nie mogła nadziwić się z jaką gracją i swobodą poruszał się po kuchni ten ponad dwumetrowy facet. Nawet i tym razem przyłapała się na podglądaniu go gdy kroił warzywa na sałatkę. Widok gotującego mężczyzny był chyba dla każdej kobiety absolutnie przyjemnym widokiem.
-Przecież wiesz ,że nie żywię się w McDonaldzie.-rzuca widząc jej wzrok
-Wiem, ale w dalszym ciągu mężczyzna nie uciekający z kuchni to rzadki gatunek.
-Coś za coś, za to nienawidzę łażenia po sklepach.-śmieje się
-Powiedz mi coś, czego nie wiem Wrona.-odpowiada.
Po skonsumowaniu zdecydowanie smacznego posiłku przygotowanego przez tą dwójkę nadszedł czas na tą część rozmowy, która była w zasadzie celem ich spotkania.
-Więc co takiego zrobiłem?
-Pewny jesteś ,że chcesz to wiedzieć?
-Chyba ci się nie oświadczyłem?-śmieje się, jednak widząc jej minę poważnieje
-Nie.-szybko kręci głową- Ale powiedziałeś ,że.. ,że mimo iż nie chcesz mi mieszać w głowie to dalej ci zależy i ,że.. dalej będziesz walczył.
-To tyle?-pyta niepewnie
-Prócz tego ,że poprzedziłeś to pocałowaniem mnie to.. tak, to tyle.-odpowiada. Przez dłuższą chwilę żadne z nich nie zabiera głosu. Blondynka widzi ,że jej informacja wprawiła go w zupełne osłupienie. Widziała ,że bił się z myślami. Nawet gdyby chciała, nie wiedziała co miała mu w tej chwili powiedzieć.
-Nie będę i nie chcę zaprzeczać.-mówi cicho- Przepraszam.
-Będziesz mnie teraz całe życie przepraszał?
-Po prostu wiem ,że nie powinienem był ci tego mówić, ale stało się i już tego nie odwrócę.-mówi- Ale nie chcę też wchodzić między was bo nie mam do tego prawa. Czasem jak to się mówi, trzeba dać być tej drugiej osobie szczęśliwą, nawet jeśli to nie wiążę się z naszym własnym.-bierze głęboki wdech- Nic ani nikt nie zmienią moich uczuć do ciebie bo są one dokładnie takie same jak te kilka lat temu.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć..-urywa spuszczając wzrok na swoje stopy- Nie potrafię w tej chwili nawet nic konkretnego z siebie wydusić.
-Domyślam się.-przytakuje jej- Nie oczekuję od ciebie żadnej reakcji, jeśli o to chodzi.
-Nie?-pyta
-Mimo ,że cholernie dużo dla mnie znaczysz to Wojtek jest moim kumplem i nie chciałbym tego niszczyć.-mówi ze stoickim spokojem- Przyznaję bez bicia, spieprzyłem w życiu naprawdę wiele opcji, ale tej z nami żałuję najbardziej. Czasu nie cofnę i chcę być chociaż jako przyjaciel blisko ciebie. Jeśli zechcesz oczywiście..
-Nie przestaliśmy się przyjaźnić Andrzej. Ani przez chwilę.-udaje jej się wydusić nikły uśmiech i choć przez chwilę spojrzeć w jego kierunku.
-Pójdę już.-wstaje nagle wyraźnie zakłopotany całą sytuacją. Blondynka odprowadza go do drzwi. Obydwoje jednak milczą.
-Wojtek to wielki szczęściarz.-rzuca cicho po czym opuszcza jej lokum nie spoglądając nawet w jej stronę. Nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić blondynka chwyta kurtkę, wkłada buty na nogi i wychodzi. Przez dłuższy czas przechadza się bez celu po Bełchatowie spowitym mrokiem. Dopiero późnym wieczorem odnajduje cel swojej podróży. Drzwi otwiera jej wyraźnie zaspany i z pewnością skacowany siatkarz.
-Oli?-dziwi się jej widokiem
-Mam sobie pójść?-pyta
-Nie.-kręci głową po czym zaprasza ją do środka. Ona jak gdyby nigdy nic, bez słowa wtula się w jego tors co natychmiast odwzajemnia.-Coś się stało słońce?
-Po prostu chciałam cię zobaczyć.-mówi cicho
-W porządku.-mruczy jej do ucha jeszcze szczelniej zamykając ją w swoich objęciach. - Na pewno wszystko okej, mała?
-Mhm.-mruczy- Teraz tak.
W tej chwili bardzo tego potrzebowała. Potrzebowała czyjegoś ciepła. Bliskości drugiej osoby nie zasypującej ją masą pytań. W tej chwili po wyznaniach Wrony, potrzebowała właśnie obecności tego drugiego. Nie potrafiła tego logicznie wytłumaczyć. Najzwyczajniej w świecie tak było i na chwilę obecną nie chciała tego zmieniać. To było jej carpe diem na chwilę obecną.
~*~
Taka mała niespodzianka ode mnie dla Was. Jako ,że i tak piszę do przodu rozdziały, stwierdziłam ,że jak dodam troszkę szybciej nie zaszkodzi. Od razu uspokajam, bo ktoś wysunął tu podejrzenia ,że to epilog bo w zakładce 'sprzeczności' było tylko dwadzieścia. Na chwilę obecną nie planuję kończyć tego opowiadania (jeszcze!) bo naprawdę uwielbiam tu pisać, a zarys historii obejmuje jeszcze parę ładnych rozdziałów, konkretnej liczby nie będę podawać, aczkolwiek pomęczycie się ze mną jeszcze tutaj przez dłuższą chwilkę :P
Ściskam,
wingspiker.