sobota, 28 września 2013

Sprzeczność druga.

Blondynka stoi w istnym bezruchu oparta o balkonową barierkę nieprzerwanie tocząc walkę na spojrzenia z Wroną. Dłuższą chwilę ciszy i wymiany spojrzeń przerywa charakterystyczny śmiech środkowego.
 -Długo jeszcze będziemy tak stać i mierzyć się spojrzeniami? Bo wiesz, nie to żeby coś, ale na jutro jestem umówiony.-rzuca
 -Raczej nie będziemy rozmawiać na balkonie, nie sądzisz?-pyta blondynka, lecz nie dostaje w zamian żadnej odpowiedzi bo wielkolud znika w ekspresowym tempie z jej pola widzenia. W zasadzie nie mija kilka minut ,a już jego sylwetka ukazuje się w jej drzwiach.
 -Nie mówiłaś ,że wracasz.-rzuca bez zbędnych słów
 -Nie mówiłeś ,że cię to obchodzi.
 -Chcesz się kłócić?
 -To ty zacząłeś.-zauważa
 -A według ciebie nie należą mi się jakieś wyjaśnienia? Pięć lat temu od tak, z dnia na dzień sobie wyjechałaś i ledwo dawałaś przez te lata jakiekolwiek oznaki życia. I spodziewasz się ,że przyjmę cię z otwartymi ramionami?
 -Ja nie dawałam znaków życia?! A ty?! Gdyby nie Karol pewnie nie wiedziałabym nawet gdzie się podziewasz!
 -No może powiesz mi ,że to wszystko to moja wina?
 -Nie, nie mówię tego. Wiem ,że ja też nie jestem bez winy, ale ty też nie, więc nie próbuj mi tego wmówić Andrzej.
 -Tak, obydwoje spieprzyliśmy. Lepiej?
 -Zdecydowanie.-odpowiada
 -Gdy cię widziałem ostatni raz wyglądałaś hm.. inaczej.-rzuca odchodząc od tematu
 -Coś sugerujesz?-mruży oczy
 -Skąd! Czy wy kobiety widzicie we wszystkim podteksty?
 -Owszem, jeszcze się nie przyzwyczaiłeś?-pyta
 -Dobra, nie zaczynaj znowu.-wywraca oczami
 -Nie zaczynam.-burczy- Z resztą ty też przez te pięć lat się zmieniłeś. W końcu wyglądasz jak facet ,a nie jak ponad dwumetrowy patyczak.
 -Uznam to za komplement, choć uszczypliwy, to jednak komplement.-odpowiada wymuszając uśmiech- A ty nie wyglądasz już jak szesnastolatka w ciele dziewiętnastolatki. Zdecydowanie wyładniałaś.
 -A ty dalej jak nie potrafiłeś komplementować kobiet, tak dalej nie umiesz, ale dziękuję.
 -A ty jak byłaś, tak dalej jesteś strasznie czepialska.
 -Pewne rzeczy się nie zmieniają Wronka.-uśmiecha się
 -Ale wiesz co? Mimo to, brakowało mi cię wredoto.-odwzajemnia jej gest i również jego kąciki ust wędrują ku górze ukazując rząd śnieżnobiałych zębów
 -Przepraszam ,że tak wyszło.
 -Ja też przepraszam, nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać.
 -Miałeś prawo.-odpowiada
 -Nie, nie miałem.-przeczy- Z resztą, nie ważne. Ty z pewnością wiesz co u mnie od łajzy Karola, ale ja nie wiem za wiele, prócz tego co czasem mi podrzucił albo.. moja matka.
 -Twoja matka?-dziwi się
 -Wiesz, ona dalej nazywa cię synową i w dalszym ciągu przyjaźni się z twoją i Karola mamą.
 -A moja dalej mówi na ciebie zięciu.-chichocze blondynka
 -To akurat wiem.-odpowiada ze śmiechem.
Choć z początku ich rozmowa nie klei się, można by rzec ,że trudno im się ze sobą rozmawia, to z każdą kolejną minutą było lepiej. Już po godzinie rozmawiali dość swobodnie starając się w choć drobnym stopniu nadrobić czas przez jaki niczym obrażone nastolatki w zasadzie się ze sobą nie kontaktowali. Jedno było pewne. Każde z nich było zbyt uparte i zbyt dumne by się odzywać, ale też obydwoje tego właśnie żałowali.
 -Fajnie ,że jesteś Oli.-uśmiecha się po czym opuszcza lokum Kwiecińskiej. Po tej rozmowie można by rzec ,że jej ulżyło. Nie musiała się już obawiać o to ,że nie będzie chciał zamienić z nią nawet słowa. Wiedziała ,że pomimo ,że jest na nią trochę zły to cieszy się z jej obecności. Wiedziała ,że wszystko jest na dobrej drodze by było zupełnie tak jak kiedyś. Zupełnie jak pięć lat temu i tego właśnie chciała. Chciała znów być ich przyjaciółką. Znów być kimś ważnym w życiu tych dwóch wariatów.
 -Jak zwykle punktualny.-uśmiecha się widząc Włodarczyka o umówionej godzinie w swoich drzwiach
 -Gdzież bym śmiał się spóźnić!-szczerzy się.
Niespełna godzinna podróż minęły nadspodziewanie szybko. Niemal przez cały ten czas przyjmujący gadał jak najęty, często doprowadzając swoją towarzyszkę do łez. Wcale nie dziwiło ją to ,że Kłos tak sobie przypodobał właśnie Wojtka. Byli zupełnie do siebie podobni, ale przede wszystkim tak samo zwariowani co w zupełności ją urzekało.
 -Mogę zadać jedno pytanie?-pyta kobieta odpowiedzialna za rekrutację na co ona kiwa twierdząco głową- Ma pani znakomite papiery, co panią skłoniło by wyśmienitą uczelnię w Stanach, zamienić na nasz uniwersytet?
 -Powiedzmy ,że względy osobiste.-odpowiada- Po pięciu latach bycia tam samej po prostu też zatęskniłam za najbliższymi.
 -Co ja mam pani powiedzieć, powinniśmy pani buty czyścić, bo taka studentka jak pani to istny skarb!-śmieje się kobieta- W takim razie, do zobaczenia w październiku.
 -Do zobaczenia.-uśmiecha się po czym podaje rękę kobiecie i wychodzi. Nie bardzo wiedząc co zrobić ze sobą przez następne pół godziny idzie po prostu przed siebie przy okazji podziwiając uroki Łodzi.
 -Czyżbyś planowała mi uciec?
 -Skąd.-śmieje się gdy Włodarczyk pojawia się tuż obok niej-Śledzisz mnie?
 -Nie, ale mogłabyś czasem odbierać telefon.
 -Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
 -Przechodziłem drugą stroną ulicy no i nie trudno było nie zauważyć takiej piękności samotnie spacerującej po parku.-odpowiada-Śpieszy ci się bardzo?
 -Szczerze mówiąc to nie.-kręci głową
 -W takim razie mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.-szczerzy się
 -Mam się bać?
 -Skąd!-śmieje się- Może, skoczymy na manufakturę?
 -Mówisz poważnie?
 -Jestem śmiertelnie poważny, jak mało kiedy.-odpowiada ze śmiechem
 -To pytanie retoryczne w moim przypadku.
Dotychczas jedynym facetem jaki nie marudził na zakupach był jej ojciec ,który mając trzy baby w domu chcąc nie chcąc musiał do tego przywyknąć. Za każdym razem próba wyciągnięcia swoich dwóch wielkoludów na jakiekolwiek zakupy kończyła się fiaskiem dlatego tak bardzo zdziwiona była z jaką dziką rozkoszą Włodarczyk przechadzał się po sklepach. Była mile zaskoczona tym ,że facet taki jak on może tak lubić chodzenie po sklepach.
 -Następnym razem jak będę potrzebowała doradcy już wiem gdzie się zwracać.
 -Do usług.-uśmiecha się-Nie patrz tak na mnie.
 -Po prostu nie wierzę ,że lubisz chodzić po sklepach.
 -Mając dwie siostry, chcąc nie chcąc muszę.-odpowiada- Z resztą to nic strasznego.
 -Powiedz to reszcie rasy męskiej bo jesteś wręcz unikatem jeśli o to chodzi.
 -Znalazłoby się pewnie jeszcze z kilku. Może.
 -Może.-śmieje się- Zaskakujesz mnie.
 -Pewnie jeszcze tego sporo będzie.
 -Aż nie mogę się doczekać.-chichocze blondynka
 -No spróbowałabyś nie.-uśmiecha się zupełnie czarując ją uśmiechem. Gdyby ktoś ich nie znał śmiało mógłby stwierdzić ,że są dobrymi przyjaciółmi, a może nawet i parą. Choć znali się bardzo krótki to złapali ze sobą naprawdę dobry kontakt. Dzień spędzony w towarzystwie przyjmującego Kwiecińska z pewnością może zaliczyć do udanych. Bawiła się tak dobrze jakby znów miała te kilka lat mniej. Już dawno tak dobrze nie bawiła się w towarzystwie faceta.
 -Dziękuję za ten dzień. Dobrze się bawiłam.-rzuca gdy stoją pod jej blokiem
 -Ja też.-odpowiada- Musimy to powtórzyć.
 -Z dziką rozkoszą.-odpowiada z uśmiechem
 -W takim razie trzymam za słowo!-unosi kąciki ust ku górze po czym zapada cisza. Trwają w niej wymieniając się nieśmiałymi spojrzeniami i uśmiechami.
 -Dobranoc.-mówi cicho przerywając ciszę spoglądając na niego i zatapiając się w jego wesołym spojrzeniu. Pewnie gdyby nie zrzędliwa sąsiadka ,która akurat w tym momencie zapragnęła wyprowadzić swojego pupila na spacer ten wieczór mógłby potoczyć się zupełnie inaczej, a tak speszeni jej osobą pożegnali się i obydwoje udali się do swoich mieszkań. Po tym spotkaniu była pewna jednej rzeczy. Była pewna ,że zupełnie zauroczył ją swoją osobą. Zauroczył ,a zarazem zaintrygował przez co była niezmiernie ciekawa jak dalej potoczy się ta znajomość.
 -Widziałeś się z nią?-pyta Kłos gdy tylko staje w drzwiach przyjaciela
 -No widziałem.-przytakuje
 -I?
 -No trochę się posprzeczaliśmy na początku.
 -Nic nowego Wronka.-wchodzi mu między słowo
 -Ale potem pogadaliśmy i w sumie chyba jest dobrze.-wzrusza ramionami
 -Tylko tyle mi powiesz?
 -A co ci mam powiedzieć?-dziwi się
 -Wrona, czy ty ją na pewno widziałeś? Powiem ci jedno. Gdybym był tobą to bym się za nią brał.
 -Ale nie jesteś kretynie.-rzuca
 -Kto tu jest kretynem? Trudno było te pięć lat temu powiedzieć jej ,że ją kochasz? Nie wyjechałaby ,a ty nie byłbyś największym debilem świata ,że pozwoliłeś jej wyjechać.
 -Daj spokój, było minęło.
 -No nie mów ,że jak ją zobaczyłeś to cię nic nie ruszyło?-dziwi się
 -Po co drążysz temat?
 -Bo widzę ,że jak byłeś nieogarnięty Wronka, tak dalej jesteś. Nie widzisz ,że masz szansę żeby to wszystko co schrzaniłeś te pięć lat temu naprawić? Jak się będziesz miał dalej refleks szachisty w tych sprawach to szybko ci ją sprzątnie jakiś koksik i już szybko możesz jej nie zobaczyć. Znowu.
 -Co ty moją matką jesteś ,że mi takie kazania prawisz?-burzy się
 -Nie, ale ona sądzi tak samo.
 -Ja pierdziele, dlaczego ty rozmawiasz z moją matką i do tego na takie sprawy?
 -Jak byłem ostatnio w Wawie to wpadła do nas do domu. Spytała to wyraziłem swoją opinię. I ona też sądzi ,że jesteś kretynem.
 -Super.-prycha
 -Wronka ty jesteś gorszy jak baba, obrażasz się za byle co.-chichocze- To powiedz mi ,że ci przeszło to skończę.-rzuca spoglądając na przyjaciela i nie widząc jego reakcji dodaje- No właśnie.
 -Co właśnie? Nic!
 -Co ty Endriu taki nerwowy, te dni masz?
 -Jak ci zaraz..
 -Nie przeklinaj mi tu bo to nie ładnie!
 -Odezwał się święty.
 -No ja chociaż mam dziewczynę.-pokazuje mu język
 -Ja chociaż nie jestem pantoflarzem.
 -U mnie istnieje chociaż prawdopodobieństwo ,że nie zostanę starym kawalerem z kotami o bojlerem na brzuchu patrzącym jak kobieta którą kocham jest z innym.
 -A czy ja mówię ,że coś do niej czuję?
 -No raczej nie musisz. Jak żeś był głupi tak dalej jesteś. Oby tak dalej to w niedalekiej przyszłości dostaniesz od niej zaproszenie na ślub.
 -Weź się odwal co?
 -Nie denerwuj się tak księżniczko, próbuje ci tylko pomóc. Do czego to dochodzi żebym ja ci musiał pomagać?
 -Daruj sobie.
 -Nie.-kręci wesoło głową-Skoro ona cię nie rusza, to jak ci powiem ,że dzisiaj była calutki dzień z Włodim w Łodzi to pewnie cię to nie ruszy.
 -Z kim?-dziwi się
 -No właśnie.-zaśmiał się-Oj Wronka, Wronka, tobie dalej nie przeszło. Im starszy tym głupszy.
 -I vice versa.
Gdy przed północą położył się do łóżka jeszcze długo przewracał się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Cały czas w uszach dźwięczały mu słowa przyjaciela. Cały czas rozmyślał nad tym wszystkim co mu powiedział. Minęło pięć lat. Cholernie długich lat w ciągu których ułożył sobie życie. Życie w którym jej osoba zajmowała śladowe ilości. Choć święcił triumfy zawodowe, miał przy sobie ważnych dla siebie ludzi to bywały chwile gdy brakowało mu jej rozbrajającego optymizmu czy tego uroczego uśmiechu. Przez te pięć lat wydawało mu się ,że już mu przeszło. Wydawało mu się ,że ta szczeniacka miłość to było tylko krótkotrwałe zauroczenie ,które przejdzie mu jak grypa. Tylko ,że ta grypa ciągnęła się i ciągnęła. Gdy wydawało mu się ,że już zapomniał, że zupełnie się z niej wyleczył to nagle znów pojawiła się w jego życiu. Jeszcze piękniejsza i jeszcze bardziej pewna siebie. Zewnętrznie zupełnie inna, ale w środku wciąż była jego przyjaciółką z dzieciństwa ,która znała jego najróżniejsze sekrety i wstydliwe fakty z życia. Znów sprawiła ,że na jej widok serce przyśpieszało bicia, a uśmiech mimowolnie jawił się na jego twarzy. Choć był zupełnie skołowany to jednak wiedział jedno. Nie chciał ani też nie mógł niszczyć przyjaźni jaka kiedyś między nimi była i w zasadzie dalej ich łączyła. Po prostu wiedział ,że to nie mogłoby wypalić w tym wypadku.
~*~
Przepraszam za obsuwę, ale szkoła daje mi się we znaki. Od samego rana siedziałam z nosem 
w książkach, siła wyższa. Powiem Wam ,że oglądanie dzisiejszych półfinałów nie obyło się bez małego kłucia w sercu. Tego ,że to właśnie my mogliśmy przy odrobinie szczęścia tam grać. Jednak los zechciał inaczej, niestety. Widzieć podczas meczu Serbia-Rosja polskich kibiców śpiewających Mazurka Dąbrowskiego to coś pięknego. Po raz kolejny udowadniamy dlaczego dzierżymy tytuł najlepszych kibiców na świecie. Po dzisiejszym maratonie z książkami pisanie mi szło naprawdę opornie, ale wymęczyłam jakoś. Przez ten tydzień nie obyło się bez łez smutku po przegranym o włos meczu, ale też chwili znikomej radości bo dzień po tym smutnym wydarzeniu trochę się zestarzałam i chciałabym podziękować za wszystkie życzenia! Za tydzień prawdopodobnie będę w Lublinie na meczu Sovia-JW, a w niedzielę sama ruszam do akcji, także trzymajcie kciuki i.. do soboty!

Ściskam, wingspiker.

sobota, 21 września 2013

Sprzeczność pierwsza.

Kiedy siedzi i patrzy na uradowaną twarz swojego przyjaciela nie potrafi się nie uśmiechnąć. Nie potrafi nie okazać radość z tego ,że tu jest. Nie potrafi nie cieszyć się z tego ,że wreszcie jest w domu. Nie potrafi się nie cieszyć z obecności Karola obok.
 -Czego mi się tak przyglądasz?-pyta widząc lustrujący wzrok przyjaciela
 -Bo dalej nie wierze w to ,że tutaj jesteś.-uśmiecha się
 -Ja chyba też.-przyznaje mu rację z uśmiechem.
 -Tylko błagam cię, nie uciekaj nam już nigdzie, co?
 -A co, brakuje ci kogoś kto cię zdrowo opieprzy?-pyta z uśmiechem blondynka
 -Coś w tym guście.
 -Karol, to trzeba było zadzwonić do matki.
 -Bardzo zabawne Oli.-dźga ją palcem w bok.
W zasadzie pomimo ,że nie widzieli się blisko pięć lat to mieli doskonały kontakt. Jedno doskonale wiedziało co dzieje się u drugiego. Nie musieli opowiadać drugiemu o tym co się wydarzyło bo doskonale to wiedzieli. Pomimo to, ona czuła jakby nie wiedziała kompletnie co wydarzyło się przez te wszystkie lata u jej wielkoludów. Doskonale wiedziała ,że obydwóm się powodzi. Wiedział ,że obydwaj nazbierali parę medali,a także od przyszłego sezonu będą grać razem w jednym z najlepszych klubów w Europie. Także on z pewnością wiedzieli ,że ona doskonale radziła sobie na studiach. Wiedzieli ,że była jedną ze zdolniejszych studentek. Jednak z pewnością nie byli świadomi powodu dla którego tak naprawdę opuściła jedną z najlepszych uczelni medycznych na rzecz przeciętnej polskiej. Na chwilę obecną nie mogła, nie potrafiła powiedzieć tego Karolowi. On także znał ją doskonale i nie naciskał na nią, bo wiedział ,że prędzej czy później przyjaciółka pęknie i opowie mu wszystko.
 -Kurdę, chętnie bym cię oprowadził po Bełku, ale obiecałem mamuśce ,że wpadnę na weekend do domu.
 -Spokojnie, dam sobie radę, nie jestem małym dzieckiem.-odpowiada
 -Gdyby Wrona kretyn odbierał telefon to może on by się pobawił w przewodnika, a tak to lipa. Chociaż czekaj...-zawiesza głos- Włodi, chodź no tu!-woła ,a w drzwiach pokoju po kilku chwilach pojawia się dość rosły mężczyzna.-Poznaj Oli, to mój tymczasowy zatruwacz życia, czytaj współlokator Wojciech, znany pod pseudonimem Włodi.
 -Oli, Oliwia.-blondynka podaje mu rękę na co ten delikatnie się uśmiecha i odwzajemnia gest
 -Miło cię poznać Oli.-mówi z uśmiechem
 -Te, Włodi nie czaruj tylko mam misję dla ciebie.-wtrąca się Kłos- Mnie nie ma do poniedziałku, zaopiekuj się moja wspaniałą przyjaciółką.
 -Z dziką rozkoszą!-dodaje
 -Idę o zakład ,że prędzej on przepadnie w tym mieście niż ty, ale mniejsza o to.-macha ręką na odczepne- Tylko wiesz, łapy przy sobie.
 -I kto to mówi.-odgryza się współlokatorowi na co ona wybucha śmiechem
 -Chłopaki, dajcie spokój, jesteście gorsi niż małe dzieci.
Przez następną godzinę blondynka niemal płakała ze śmiechu słuchając słownych przepychanek dwóch wielkoludów. Zdecydowanie brakowało jej rozbrajającego poczucia humoru Kłosa żartującego ze wszystkiego co się ruszało. Około godziny siedemnastej opuściła męskie lokum środkowego po czym po kilku dłuższych chwilach, małym zbłądzeniu dotarła do swojego nowego mieszkania w którym panował istny półmrok i wszędzie porozwalane były pudła. Bez większych chęci na ich rozpakowani upchnęła nogą kilka z nich w kąt i przebrnęła do kuchni, a przynajmniej pomieszczenia mającego nią być. Po gorliwych przeszukiwaniach szafek i zupełnej konsternacji, zgarnęła swoją torebkę po czym wyszła z klatki w poszukiwaniu jakiegoś spożywczaka. Po zbłądzeniu w bliżej nieznaną uliczkę wreszcie odnalazła to czego szukała. Zgarnęła przy wejściu koszyk i przechadzając się między sklepowymi półkami wrzucała kolejno rzeczy nadające się do przyrządzenia czegokolwiek do zjedzenia na kolacje.
 -Zgaduję ,że pewnie zdążyłaś się zgubić po drodze?-słyszy zachrypnięty męski głos
 -Nie powiem ,że nie.-odpowiada ze śmiechem
 -Spokojnie, ja dalej się jeszcze czasem gubię. Praktyka czyni mistrza.-uśmiecha się
 -Widzę Kłosik wysłał cię po zakupy?-pyta widząc koszyk w środku którego dostrzec można było kilak butelek alkoholu
 -Tak, chłopiec na posyłki to ja.-śmieje się
 -Całkiem wyrośnięty chłopiec.-zauważa z uśmiechem co niemal natychmiast zostaje przez niego odwzajemnione i przez dłuższa chwilę tkwią w ciszy.
 -Może.. wpadniesz do nas?
 -Nie, dzięki za zaproszenie, ale muszę ogarnąć bałagan w mieszkaniu.
 -W takim razie, do zobaczenia.-rzuca z szerokim uśmiechem po czym znika z jej pola widzenia. Blondynka wychodzi ze sklepu w wolnym tempie wracając w kierunku swojego osiedla uprzednio rozglądając się i podziwiając uroki Bełchatowa. Po zjedzeniu kolacji i ogarnięciu nieznacznej części mieszkania oddała się w krainę snu. Z samego rana, dokładnie tak samo jak miała to robić w zwyczaju od dobrych kilkunastu lat ubrała wygodne ubranie, związała buty i ze słuchawkami w uszach zabrała się za to co lubiła najbardziej. Biegając codziennie rano mogła choć na chwilę oderwać się myślami od tego co ją trapiło. Mogła zapomnieć o otaczającym ją świecie i pobyć sam na sam ze sobą. Mogła wtedy pomyśleć, skupić się na tym co tu i teraz.
 -Ranny z ciebie ptaszek.-widzi znajomą twarz gdy tyko zatrzymuje się na chwilę w celu zaczerpnięcia głębszego oddechu
 -I vice versa.-odpowiada
 -Chyba sam muszę zacząć biegać.-uśmiecha się
 -Weź sobie Karola, temu obibokowi też by się przydało.
 -Zwleczenie go z łóżka o tej porze graniczy z cudem, więc to raczej zły pomysł.-zauważa- Ale mam nadzieję ,że jesteś gotowa na małe zwiedzanko dzisiaj?
 -Dzisiaj?
 -Dzisiaj.-odpowiada- Oczywiście, do godziny się dostosuję.
 -Skąd pewność ,że chcę?-pyta
 -A nie chcesz?-pyta zawadiacko się uśmiechając
 -Dwunasta mi odpowiada.-uśmiecha się
 -W takim razie, wpadnę do ciebie o dwunastej. Do zobaczenia.-unosi kąciki ust ku górze po czym każde z nich rozchodzi się w inną stronę. Po przebiegnięciu kolejnych kilku kilometrów blondynka wraca do mieszkania. Bierze długą i aromatyczną kąpiel po czym w spokoju zjada śniadanie i rozpakowuje resztę zalegających w mieszkaniu pudeł. Po jedenastej dres i nieład na głowie zamienia na coś bardziej wyjściowego, a włosy zaplata w luźnego warkocza.'
 -Cóż za punktualność panie Włodarczyk.-zauważa otwierając drzwi niemal równo o umówionej godzinie
 -Punktualność to moje drugi imię moja droga.
 -Idę o zakład ,że gdybym umówiła się z Kłosem, wpadłby z co najmniej dwugodzinnym spóźnieniem.-zachichotała
 -I to najbiedniej!-zaśmiał się- To jak, idziemy?-spytał na co on przytaknęła.
Pomimo naśmiewań Kłosa, jego współlokator okazał się cholernie sympatycznym facetem. Był też równie okropną gadułą co środkowy i nie mnie żywiołowy. Był zupełnym typem faceta jaki ona uwielbiała najbardziej.
 -Ja nie wiem co ten Karol od ciebie chce.-rzuca upijając łyk latte
 -A myślisz ,że j to wiem?-śmieje się- Na całe szczęście za kilka dni będę mieć święty spokój, no powiedzmy.
 -Chyba za dużo testosteronu w jednym mieszkaniu.
 -Chyba nawet na pewno.-odpiera-Karol mówił ,że ma przyjaciółkę, ale nie chwalił się ,że taką.
 -A co, liczyłeś na brzydulę z aparatem na zębach i okularami na nosie?
 -Powiedzmy ,że coś w tym sensie.-uśmiecha się
 -Przepraszam ,że cię rozczarowałam.-śmieje się blondynka
 -Wybaczam.-odpowiada- I wcale nie dziwię się ,że się tobą tak chwali. z resztą, obydwoje to robili.
 -Naprawdę?-pyta będąc w zupełnym szoku
 -Naprawdę, ale jak ja bym miał taką piękną przyjaciółkę też bym się nią chwalił.
 -Podrywasz mnie.-zauważa
 -Ja? Skąd!-prycha-Nie masz chłopaka prawda?
 -Nie.-kręci głową
 -To dobrze, bo bym mógł dostać w maskę.-śmieje się
 -Mógłbyś i to porządnie.-odpowiada wtórując mu śmiechem
 -Ale naprawdę nie masz chłopaka?
 -Boże, Wojtek...-śmieje się-Nie, na niby.
 -Trudno w to uwierzyć.
 -To nic nadzwyczajnego. Po prostu trudno z taką zołzą wytrzymać.
 -Jak ty jesteś zołzą to Karol umie gotować. A uwierz, ostatnio spalił wodę na herbatę.-odpowiada
 -Znowu to robisz.-patrzy na niego
 -Bo nie mogę się powstrzymać, to twoja wina no.
 -Moja?-dziwi się
 -Raczej Kłosa, za ładną sobie przyjaciółkę znalazł!
Śmiało mogła stwierdzić ,że Wojtek był istną duszą towarzystwa. Choć znali się bardzo krótko ona rozmawiając z nim czuła się jakby rozmawiała ze starym znajomym. Absolutnie przypadli sobie do gustu. W zasadzie można by rzec ,że blondynka zupełnie uległa jego urokowi. Można by rzec ,że zupełnie ją oczarował swoją osobą. Uśmiała się niesamowicie gdy oprowadzał ją po Bełchatowie, co najmniej kilka razy tracąc orientację.
 -Następnym razem chyba łatwiej będzie sprawić sobie gps.
 -Spokojna głowa, następnym razem obędzie się bez wpadek.-odpowiada z uśmiechem
 -Skąd wiesz ,że będzie następny raz?-pyta
 -A gdzie znajdziesz takie wspaniałego przewodnika?
 -Obawiam się ,że w całym Bełchatowie takie nie znajdę.-odpowiada
 -Tak też myślałem.-mówi- Kolejne zwiedzanko jutro?
 -Jutro muszę jakoś dostać się do Łodzi i podrzucić resztę papierów na uczelnię.
 -Wybierasz się na piechotę czy rowerem?
 -Myślę ,że postawię na spacerek.-śmieje się
 -A tak serio, jak tam zamierzasz dotrzeć?-pyta
 -Nie wiem, muszę sprawdzić jakiś rozkład jazdy busów czy czegokolwiek.
 -To w takim razie już ci znalazłem kierowcę.-szczerzy się
 -Nie będziesz się jutro specjalnie tłukł do Łodzi.
 -Nie zamierzam.-przeczy
 -Więc?
 -Musze tam skoczyć załatwić tam parę spraw, więc jeśli masz ochotę mi potowarzyszyć to wiesz.
 -Przemyślę to.-odpowiada
 -Wiesz ,że to propozycja nie do odrzucenia?-pyta
 -Zdaję sobie z tego sprawę.-kiwa głową.
Udają się w kierunku jej osiedla rozmawiając o zupełnie błahych rzeczach. I pomimo to, rozmowa naprawdę im się kleiła. Gdyby ktoś nie ich nie znał, śmiało mógłby stwierdzić ,że tych dwoje zna się całe wieki.
 -Ale wiesz ,że mi się nie odmawia?-rzuca kiedy stoją pod jej blokiem
 -Czy ja odmówiłam?-uśmiecha się
 -W takim razie, do jutra?
 -Do jutra.-odpowiada uśmiechając się po czym pomachała mu na pożegnanie i zniknęła za drzwiami wejściowymi do bloku. Po chwili bezcelowego przemieszczania się po mieszkaniu zabrała się za przyrządzanie kolacji. Po jej pochłonięciu wzięła się za przeglądanie nowinek na internecie. Po ponad godzinnym wgapianiu się w ekran komputera zaczęła skakać po kanałach telewizyjnych z pilotem w ręku.
 -Mam nadzieję ,że Włodi cię nie zgubił w Bełku?-słyszy pytanie przyjaciela gdy tylko odbiera telefon
 -Nie, specjalnie nie próbował.
 -Ale dam sobie rękę uciąć ,że już zdążył się zbajerować.-rzuca
 -No nie da się zaprzeczyć.-śmieje się
 -Matko, co za człowiek, ja już sobie z nim pogadam.
 -Mówisz jakbyś był moim ojcem.
 -Ktoś cię tu musi pilnować!
 -Mam ci przypomnieć kto jest straszy?
 -A ja mam ci przypomnieć kto jest większy?
 -Powiedz Karol, kto z nas myślał ,że Szczecin jest na Ukrainie?
 -Dobra, zgasiłaś mnie.-zaśmiał się środkowy
 -Tak też myślałam. Pozdrów swoją jedyną i mamusię Karolku.
 -Twoją też pozdrowię, nie martw się i nawet mamę Andrzeja za was obydwoje.-odpowiada-Co to za czasy żebym to ja widział częściej wasze matki od was?
 -Ktoś musi jak nie my.-odpowiada ze śmiechem.
Dopiero po pół godziny kończą rozmowę, z pewnością trwałaby ona o wiele dłużej gdyby nie fakt ,że Karol dostał wezwanie na stawienie się na kolację od swojej mamy. Po chwili bezcelowego krzątania się po mieszkaniu blondynka wyszła na balkon. Z drugiego piętra mogła podziwiać panoramę Bełchatowa powoli spowijającego się mrokiem, oświetlonego jedynie przez kilka latarni. Rozglądała się dookoła dopóki coś, a właściwie ktoś nie przykuł jej uwagi. Postać ,którą w zasadzie rozpoznałabym wszędzie. Osoba ,która również musiała ją zauważyć i gorliwie jej się przyglądała.
 -No nie wierzę..-mówi sama do siebie
 -Ja też nie wierzę.-słyszy jego głos i w dalszym ciągu na sobie czuje jego przenikliwy wzrok.
~*~
Chyba po mojej przerwie, ale mam nadzieję ,że Wam to akurat nie przeszkadza. Nie muszę chyba Wam pisać kim jest osobnik na samym końcu, bo doskonale wiecie kto to taki, podpowiem ,że jeszcze tutaj się nie pojawiał, choć był wspominany. Pogoda zupełnie beznadziejna leje od samego rana tak ,że nie chcę się nawet wychodzić z domu przez co, a może dzięki czemu możecie czytać nowy rozdział. Tak jak wspominałam, będą się one pojawiać co tydzień w sobotę, w godzinach popołudniowych. Wczoraj rozpoczęły się jakże upragnione przez nas kibiców ME. Co do meczu, na pewno cieszą trzy punkty, nie będę dramatyzować bo to dopiero pierwszy mecz naszych chłopaków i z pewnością z każdym będzie tylko lepiej i lepiej! Także, czekamy dzisiaj na dwudziestą i...#GoPoland
Ściskam, wingspiker.
ask/twitterOdrobina nieba/Samotni

sobota, 14 września 2013

Zwiastun.

Czym jest miłość od pierwszego wejrzenia? Czy jest czuciem motylków w brzuchu przy każdym kolejnym spotkaniu tej osoby? Czy jest dziwnym kłuciem w sercu gdy wybranek rozmawia z osobnikiem płci przeciwnej? Czy jest myśleniem o tej osobie o każdej porze dnia i nocy? Czy jest dreszczami gdy ta osoba jest w naszym pobliżu? Czy jest czymś co przychodzi niespodziewanie? Czy jest czymś co spada na człowieka niespodziewanie niczym lawina? Czy w ogóle to pojęcie istnieje? Czy nie jest ona tylko czyimś wymysłem? Czy ona w dzisiejszych czasach jeszcze się w ogóle zdarza w realnym życiu czy istnieje już tylko w filmach? Czy ona mogła przytrafić się im? Czy ona powinna się pojawić w ich życiu? Zdecydowanie nie. Nie miała prawa by nagle znienacka pojawić się i dopiero z czasem niczym tykająca bomba zegarowa eksplodować w najmniej oczekiwanym momencie. Nie miała prawa niszczyć tej przyjaźni. Nie miała też prawa być zatajona. Nie miała najmniejszego prawa zdarzyć się tej dwójce. Dwójce przyjaciół. Dwójce ,która zna się od niemowlaka. Dwójce ,która razem dorastała na jednym z warszawskich osiedli. Dwójce tak różnej, a jednak podobnej. Dwójce tak sprzecznej, a jednak spójnej.
 -Czyżbym pomyliła adresy?-pyta widząc w drzwiach faceta bynajmniej nie przypominającego jej przyjaciela
 -Zależy kogo piękna pani szuka.-uśmiecha się szarmancko
 -Karol. Karol Kłos.-rzuca
 -Kaaaaaaaarol łajzo, jakaś piękna pani do ciebie przyszła i nie przypomina ona wcale Olki!-podnosi ton głosu po czym uśmiecha się uroczo i żegna się z nieznajomą by minąć się w drzwiach ze środkowym
 -Matko z ojcem, nie wierzę! Oli!-rzuca piskliwym głosikiem po czym niemal natychmiastowo przytula blondynkę
 -Udusisz mnie głupku.-chichocze
 -I dobrze. Córka marnotrawna wróciła.-zaśmiał się- Dłużej się nie dało siedzieć w tych Stanach?
 -Zawsze mogę wrócić z powrotem..
 -Ani mi się waż!-rzuca- Niech no Wrona się dowie!-rzuca wielce uradowany po czym zaprasza przyjaciółkę do środka. Ta rozgląda się dogłębnie po męskim lokum przyjaciela by po chwili on postawił przed nią kubek kawy i usiadł tuż naprzeciw niej.
 -Nie mówiłaś ,że wracasz.-zmarszczył brwi
 -Sama nie do końca wiedziałam czy wrócę no i chciałam zrobić ci niespodziankę.-uśmiecha się
 -Tylko mi?
 -Karol...
 -No co Karol? Myślę ,że nie tylko ja cieszę się jak szalony z twojego powrotu Oli.
 -Ale to inna sytuacja. My prawie ze sobą przez te pięć lat nie rozmawialiśmy...-urywa spuszczając wzrok
 -Nie zmienia to faktu ,że jesteście przyjaciółmi i na pewno znajdziecie wspólny język, jestem tego pewien.
 -Dobra, dość o mnie bo my akurat byliśmy ze sobą w kontakcie Karollo. Co to za lokator?-pyta zmieniając temat.
 -Kumpel z drużyny. Pozwoliłem mu się u mnie zatrzymać dopóki czegoś sobie nie znajdzie i już tego żałuję.
 -Słyszałem!-można było słyszeć głos lokatora Kłosa na co blondynka wybucha śmiechem
 -Jesteś okropny.-kwituje przyjaciela ze śmiechem
 -Ja? To ty chyba jego nie widziałaś!
 -Za dużo testosteronu w jednym mieszkaniu Karolku.
 -Żebyś wiedziała.-odpowiada- A ty gdzie się zatrzymałaś?
 -Zasmucę cię, nie będziesz musiał wyrzucać swojego kolegi.-zaśmiała się- Znalazłam sobie całkiem przyjemne gniazdko niedaleko.
 -Czyli rozumiem ,że zostajesz na dłużej?-pyta z wyraźną nadzieją w głosie
 -Na dłużej? Na to wygląda. Będę robić specjalizację w Łodzi.-uśmiecha się po czym widzisz wyraźne zadowolenia na twarzy przyjaciela.
 -Czyli ,że będziesz mieszkać w Bełku?
 -Wolę mieć ciszę i spokój tutaj, niż mieszkać z jakimiś bachorami z pierwszego roku studiów, a znalazłam w całkiem dobrej cenie fajne mieszkanie w okolicach centrum miasta.
 -Nawet nie wiesz jak się cieszę ,że w końcu jesteś.-uśmiecha się
 -Ja też się cieszę ,że wreszcie wróciłam, ja też.-odpowiada dopijając kawę.
Kiedy siedzieli na kanapie i wspólnie wracali wspomnieniami do wspólnie przeżytych lat znów poczuła się jakby miała te kilka lat mniej. Znów poczuła się beztrosko. Znów mieszkała w Warszawie na jednym osiedlu z tymi dwoma wariatami. Znów byli nierozłączni niczym trzej muszkieterowie. Znów byli przyjaciółmi, którzy zawsze obiecywali sobie ,że nic ani nikt nie będzie w stanie zniszczyć ich przyjaźni. Znów byli tymi smarkaczami beztrosko patrzącymi w przyszłość. Znów byli przyjaciółmi w prawdziwym tego słowa znaczeniu.
 -Wiesz czego nie zapomnę nigdy? Jak o mało nie pobiliśmy się z Wroną w przedszkolu o zabawkę, a ty nas rozdzieliłaś.-zaśmiał się
 -Ktoś musiał was przypilnować i ktoś musiał być mądrzejszy w tym towarzystwie.-odpowiedziała mając przed oczami dokładnie ten dzień który zmienił jej życie i wprowadził do niego dwóch jakże ważnych ludzi. Dzień którego z pewnością nigdy zapomni, początek przyjaźni ,której nie da się w żaden sposób zapomnieć.
*
Z pewnością każde z osobna z tego trio zapamięta pewien dość chłodny i wrześniowy początek miesiąca. Wrzesień zawsze kojarzony dla wszystkich uczniów z powrotem do katorgi jaką była szkoła, a dla młodszych z dalszą zabawą w przedszkolu. Pierwszy dzień dziewiątego miesiąca w jednym z warszawskich przedszkoli był dniem jak każdy kolejny. Już od samego rana masa płaczących maluchów uczepionych do matczynej dłoni pojawiała się w budynku w celu rozpoczęcia pierwszego stopnia edukacji. Po kilku godzinach pierwszego dnia można było się zastanawiać kto głośniej płakał, dzieci wciąż nie mogące pogodzić się z nieobecnością rodziców czy młoda i jeszcze niedoświadczona przedszkolanka zupełnie nie radząca sobie z dziećmi.
 -Oddaj albo będzies miał bubu!-da się słyszeć sepleniącego blondynka szarpiącego się z drugim dość wyrośniętym maluchem
 -Nie! To moje puscaj!-odgryzał się ten drugi nieustępliwie szarpiąc za samochód
 -Mama was nie naucyła ,że tseba się dzielić?-przerywa kłótnie dość drobna blondynka z dwoma warkoczykami zaplecionymi na głowie zabierając im przedmiot sporu
 -Ej, dawaj to!
 -Nie dam wam dopóki się nie pseplosicie i nie będzie ładnie bawić.-kręci głową
 -No dobla. Pseplasam Andzej. A teraz nam oddas?
Ta błaha i dziecinna rozmowa była właśnie początkiem tego wszystkiego. Była początkiem pięknej i długotrwałej przyjaźni. Od tamtej pory byli nierozłączni. Nie odstępowali się na krok. Spędzali ze sobą ogrom czasu. Robili razem dosłownie wszystko. Razem od razu po powrocie do domu biegli na pobliski plac zabaw i wracali późnym wieczorem. Razem wymyślali różnego rodzaju zabawy, razem też przechodzili wszystkie choroby wieku dziecięcego. Lata mijały, a w ich relacji w zasadzie niewiele się zmieniło. Dalej byli sobie bliscy niczym rodzeństwo. Dalej wiedzieli o sobie dosłownie wszystko. Dalej byli sobą choć z pewnością ci dwaj zdecydowanie zmężnieli i przerośli blondynkę. Dalej wspierali się we wszystkim. Oni dalej grali, a ona dalej była ich najwierniejszą fanką. Ona dalej biła rekordy w lekkiejatletyce, a oni dalej jej zaciekle kibicowali. Niemal przez całą szkołę krążyły legendy o słynnej w całej szkole trójce przyjaciół. Wszyscy dookoła zazdrościli im dwóm przyjaźni z tak piękną dziewczyną, a jej wszystkie koleżanki zazdrościły bliskich kontaktów z dwójką naczelnych przystojniaków. Choć minęły lata od ich pierwszego spotkania dalej się wspierali w trudnych chwilach. Dalej byli dla siebie jak rodzeństwo. Może z tym wyjątkiem ,że jeden z nich zajęty nową miłością nie posiadał już takiego ogromu czasu dla dwójki przyjaciół, przez co posądzani byli nawet o nieco głębsze relacje co zdecydowanie peszyło tą dwójkę. Zdecydowanie peszyła ich myśl o tym ,że mogliby być dla siebie czymś więcej aniżeli przyjaciółmi. Zdecydowanie peszył ich myśl o tym ,że mogliby swoimi uczuciami zniszczyć tą przyjaźń ,którą tak długo budowali. Zdecydowanie woleli uważać te domysły za nieprawdziwe i udawać w dalszym ciągu przyjaźń. Zdecydowanie woleli nie dopuszczać do siebie myśli ,że mogli zakochać się we własnym przyjacielu czy przyjaciółce. Tak po prostu było wygodniej, nie chcieli tego za nic zmieniać.
 -Ale wy dziwni jesteście.-rzuca Kłos gdy siedzą na częstochowskiej hali dopingując przyjaciela
 -Ale kto Karolku?
 -Wy z Wronką.-odpowiada
 -Niby w czym?
 -Już dobrze wiesz w czym. Czy to takie trudne?-pyta
 -Karol, proszę cię...
 -Nie to ja was proszę, zachowujecie się jak dzieci.-odpowiada środkowy
 -To nie ma znaczenia, najmniejszego. Wyjeżdżam..-urywa
 -Jak to?!
 -Dostałam propozycję studiów i nie mogę jej odrzucić, zrozum.
 -Ja pierdzielę, Wrona!-zaczyna się drzeć po czym pędzi czym prędzej do dość zdezorientowanego przyjaciela ,który siedzi na parkiecie rozciągając się po wygranym meczu. Oliwia może tylko patrzeć jak Kłos zamaszyście coś gestykuluje przyjacielowi ,którego twarz z istnej euforii przechodzi do smutku. Widzi jak spogląda na nią smutnym i pytającym wzrokiem na który nic nie może poradzić. Nie może poradzić nic na smutne wzroki swoich ukochanych wielkoludów żegnających się z nią przed podróżą jej życia.
 -Trzymaj się Oli i daj czasem znać co tam w wielkim świecie. I nie zapomnij o nas.-mówi Kłos obejmując blondynkę.
 -O was nie da się zapomnieć wielkoludy.-odpowiada wymuszając drobny uśmiech
 -Trzymaj się mała. Będzie mi.. nam cię brakować.-mówi ten drugi przytulając ją. Z pewnością obydwoje chcieli by ten uścisk trwał wiecznie. Chcieli by ta chwile trwała w nieskończoność. Jednak za chwilę musiała iść na odprawę. Pomachała swoimi przyjaciołom zostawiając ich w tyle. Zostawiając w tyle swoje dotychczasowe życie. Zostawiając wszystko dalej za sobą i zaczynają nowy rozdział w swoim życiu. Biorąc głęboki oddech przechodzi przez bramkę słysząc znajome wołanie. Odwraca głowę. Widzi jego. Widzi ,że coś do niej mówi, jednak nie potrafi tego zrozumieć. Widzi jego zupełną konsternację. Widzi to wszystko, ale mimo to wie ,że nie ma odwrotu. Przechodzi przez bramkę i po prostu odchodzi. Znika z jego życia.
 -Żegnaj Andrzej. Żegnaj na zawsze.-mówi prawie niesłyszalnym tonem głosu po czym roni łzę ,która niemal natychmiast ściera dłoni.
Znika z ich życia na całe pięć lat. Na długich pięć lat przepełnionych zupełnie skrajnymi uczuciami, myślami, wydarzeniami. Cholernych pięć lat, które zupełnie zmieniło ją jako człowieka. Pięć lat wydajających się zupełną wiecznością. Pięć lat przez które każde z nich nie jest już gówniarzem ze zdaną maturą w ręku. Pięć lat w ciągu których każde z nich ułożyło swoje życie. Pięć lat przez które każde z nich wewnętrznie stało się zupełnie innym człowiekiem, wydoroślało, zmieniło swoje życiowe priorytety. Dalej ci sami, a jednak różni. Zewnętrznie dalej ci sami, a jednak w środku zupełnie inne osoby. Dalej przyjaciele? Czy dalej jeszcze ich cokolwiek łączy prócz wspomnień? Czy dalej są gotowi skoczyć za tym drugim w przepaść? Czy dalej gotowi są na wszelkie poświęcenia dlatego drugiego? Czy dalej łączy ich coś głębszego aniżeli przyjaźń? Czy dalej będą potrafili rozmawiać godzinami? Wątpliwe. Równie wątpliwe jak powrót do tego co było między nimi kiedyś. Wątpliwe jak życie ludzkie. Dzisiaj jest, jutro może go nie być. I tak było z nimi. Dokładnie tak samo...
~*~
Mamy i zwiastun tj. prolog historii z życia trójki przyjaciół. Trochę ujawniam z ich życia, trochę nie. Mam nadzieję ,że nie będziecie rozczarowane tym początkiem, ale nie mogłam po prostu wytrzymać, siedział mi on w głowie od sierpnia no i co mam powiedzieć.. nie wytrzymałam. Ale z tego świata nie da się tak po prostu odejść. Nie potrafię po prostu siedzieć i nic nie robić. Zwłaszcza kiedy teraz mam ogromną ochotę do pisania, a zakończyłam pozostałe blogi. Tak więc moje drogie. Historia będzie ukazywać się regularnie co soboty. W następną jeszcze prawdopodobnie nie będzie nic, choć trudno mi powiedzieć czy nie siądę i nic nie napiszę. Po prostu ten zwiastun do taki bonus ode mnie i przedsmak tego co czeka nas tu niebawem, czyli w okolicach października tak jak pisałam. Możecie podziękować za niego Joan bo to właśnie ona namówiła mnie na dodanie go i jest dla mnie zupełni wyjątkową osobą ,moją iście prawą rękę i pierwszą recenzentką tego oto rozdziału. A także dziękuję Bezimiennej bo ona również niesamowicie napędza mnie do pisania i jest dla mnie bardzo ważna, także tym dwóm wspaniałym kobitkom dedykuję ten zwiastun w szczególności.
Ściskam, wingspiker.
ask/twitter/ Odrobina nieba